Lepszą częścią odwagi jest rozsądek. ~ William Shakespeare
~*~
Zaczęła wyciągać z lodówki rzeczy, z których
mogłaby zrobić coś jadalnego na obiad. Zdążyła już dojść do siebie po tej całej
akcji z Malikiem, więc jej brzuch zaczął domagać się jedzenia. Jako, że nigdy
nie była za dobrą kucharką, musiała dość długo zastanawiać się, co może zrobić
z kilku jajek, kawałka kiełbasy i pomidora. Obstawiła jajecznicę, chociaż jej
nienawidzi. Dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta – od kilku lat je to praktycznie
codziennie, ponieważ zawsze ma w lodówce jedynie te produkty. Westchnęła cicho,
nakładając przygotowany posiłek na talerz. Usiadła na blacie i zaczęła grzebać
w swoim jedzeniu. Zapowiada się kolejny, cudowny dzień.
~*~
Zaklęła
pod nosem, kiedy rano obudził ją dźwięk telefonu. Wczoraj zupełnie nic
ciekawego się nie działo, więc włączyła sobie telewizję i oglądała po kolei
wszystkie ciekawsze filmy aż do trzeciej nad ranem. Przez to chciała przespać
dziś pół dnia, ale jak widać ktoś postanowił kobiecie uniemożliwić to w
bezczelny sposób. Uśmiechnęła się do siebie, kiedy urządzenie w końcu przestało
wydawać z siebie jakiekolwiek dźwięki i przewróciła się na drugi bok, chowając
głowę w poduszkę. Zacisnęła mocno powieki, mocniej wbijając się twarzą w
puchowy przedmiot, kiedy pomieszczenie kolejny raz zostało wypełnione dźwiękami
piosenki „Wild Child”. Zrezygnowana podniosła się z łóżka i udała w kierunku
komody, na której leżała jedna z nowszych Nokii. Dotknęła ekranu, żeby odebrać
połączenie i od razu przyłożyła aparat do ucha, rzucając się z powrotem na
łóżko.
-- Dzień dobry, Aniołku. Śliczny dziś
mamy dzień, nieprawdaż? – usłyszała rozbawiony głos swojego wroga. Westchnęła
ciężko, zakrywając twarz ramieniem wolnej ręki. Nie miała siły, żeby znów się
podnieść i zasłonić rolety.
-- Dla kogo dobry, dla tego dobry –
wymamrotała pod nosem, nie poruszając się nawet o milimetr. Nigdy więcej nie
będzie podczas misji z jakimś niebezpiecznym gangsterem oglądać do późna
głupich filmów, które i tak jej nie interesują. O ile w ogóle dożyje do
kolejnej takiej akcji
-- Zabawna, jak zwykle – zaśmiał się
po raz kolejny. Zaczynał szczerze denerwować zaspaną Cassie. Zacisnęła zęby,
żeby nie wybuchnąć i pogorszyć tym samym swojej i tak chorej sytuacji w tym
wszystkim.
-- Raz ze mną rozmawiałeś, a za drugim
prawie się pozabijaliśmy. Skąd możesz wiedzieć, jaka jestem na co dzień? –
zapytała, podnosząc jedną brew do góry, chociaż pewnie i tak nie mógł tego
zobaczyć. Jego śmiech zaczynał ją coraz bardziej denerwować. Musi zapamiętać,
żeby powstrzymać się od złośliwych komentarzy, żeby w końcu przestać
doprowadzać go do aż takiej radości, bo za chwilę naprawdę nie zdoła okiełznać
swoich nerwów.
-- Nie powinnaś chodzić tak późno spać.
Przecież teraz zupełnie nie nadajesz się na żadną większą akcję, a u mnie w
gangu niestety każdy musi być gotowy nawet o piątej rano – powiedział na pozór
przyjemnym głosem. Cassandra gdzie na sto procent sobie nie poradzi i stamtąd
nie wróci.
-- Czy obserwowanie mnie sprawia ci aż
taką przyjemność? – zapytała, siadając na łóżku i odgarniając wszystkie włosy,
jakie opadły na jej zaspaną twarz. Nie musi przeglądać się w lusterku, żeby
wiedzieć, że wygląda jak siedem nieszczęść.
-- Nawet nie wiesz jak wielką.
Szczególnie, kiedy siedzisz na łóżku w samej za dużej koszuli i majtkach –
zamruczał do słuchawki seksownym tonem.
Na
twarzy szatynki najpierw pojawiło się zdziwienie. Nie zrozumiała o co mu
chodzi, ale kiedy tylko już to się stało pisnęła cicho, podrywając się z
siedzenia i w tempie natychmiastowym podbiegła do okna, żeby jak najszybciej
spuścić roletę. Po drodze zerwała połączenie. Następnie natychmiast podeszła do
szafy, z której wyjęła krótkie spodenki i bluzkę z krótkim rękawem, która była
na nią o rozmiar za duża. W tempie natychmiastowym udała się do łazienki, gdzie
przywołanie się do porządku zajęło jej mniej więcej piętnaście minut. Teraz
stała przed dużym lustrem i przyglądała się sobie. Była już prawie całkiem ubrana.
Została tylko góra, ale musiała zrobić jeszcze jedną, bardzo ważną rzecz.
Westchnęła
ciężko, chwytając w dłonie kaburę, w której znajdowała się broń i założyła ją
na wysokości swoich żeber. Właśnie dla tego koszulka była większa, niż powinna
– żeby nie było widać pistoletu. Zamknęła na chwilę oczy, a po kilku sekundach
wychodziła już z łazienki w miarę przygotowana na to, co ma się stać dzisiaj
wieczorem. Chciała, żeby to całe gówno jak najszybciej się skończyło, bo już po
kilkudziesięciu godzinach ma dość. Jeżeli Malik będzie jej robił takie
niespodzianki każdego poranka, to w końcu nie wytrzyma i zamiast wpakować go do
paki, to zabije. Weszła do kuchni i otworzyła
lodówkę, przeszukując ją całą wzrokiem. Tak, jak się spodziewała –
zupełnie nic w niej nie było.
Mruknęła
pod nosem kilka przekleństw i poszła w kierunku przedpokoju, gdzie ubrała na
stopy czarne tenisówki. Wyszła z mieszkania, uprzednio zamykając za sobą drzwi.
Zdążyła już przejść kilka przecznic, kiedy dostrzegła kątem oka jakiegoś chłopaka
na dachu jednego z niższych budynków w mieście. Uśmiechnęła się do siebie pod
nosem. Była w stu procentach pewna, że Malik podepnie jej niejeden ogon, ale
nie spodziewała się, że na tyle głupi, żeby włazić na bloki. Przecież ich tam
jest od razu widać i, nawet jeśli ją już zauważył, to zna bardzo prosty sposób
na zgubienie go. Oblizała górną wargę, wchodząc do pierwszego lepszego sklepu.
Zauważyła w szybie jego wystawy, że obserwator zniknął. Uśmiechnęła się do
siebie tryumfująco. Przeszła przez niewielki sklep i wyszła tylnym wyjściem.
Stanęła w miejscu, widząc przed sobą blondyna, którego wczoraj postrzeliła.
Odruchowo popatrzyła na jego udo, które było zdecydowanie większe niż drugie.
-- Blizny są jak trofea. Im masz ich
więcej, tym lepszym wojownikiem jesteś – powiedział mężczyzna, widząc gdzie
patrzy Willson. Szatynka natychmiast podniosła wzrok na jego twarz i
zmierzyła ją dokładnie. Był przystojny, tego nie można mu odmówić, ale również
kretynem, co go zupełnie wyklucza.
-- Macie słabych obserwatorów –
stwierdziła, krzyżując ręce pod piersiami. Widziała niezrozumienie, wymalowane
na twarzy Horan ‘a. Całą resztę gangu zdążyła przeanalizować zaraz po Maliku,
więc nie powinna mieć większych problemów z rozpoznawaniem ich, jak widać na
załączonym obrazku.
-- Skąd wiesz, że kogokolwiek ci
podstawiliśmy? – zapytał, unosząc wysoko jedną brew. W odpowiedzi otrzymał
kpiący śmiech kobiety. Oni naprawdę mieli ją za głupią, albo niedorozwiniętą.
-- Można się tego było łatwo domyśleć,
a ten na dachu nie umie się chować – przewróciła oczami, wracając do wnętrza
sklepu. Właśnie uświadomiła sobie, że jest to spożywczak, a ona właśnie takiego
szukała.
Zupełnie zignorowała fakt, że blondyn coś do niej krzyczy. W
wejściu chwyciła koszyk i od razu poszła po swoje zakupy. Znalazła to, co jej
potrzebne, zapłaciła i w tempie natychmiastowym udała się do domu. Może i miała
całkiem sporo pieniędzy, ale nie chciała, żeby jej jedzenie skończyło na
chodniku, bo musiałaby bronić się przed ludźmi Malika. Dzięki takiej motywacji
dotarła na miejsce w pięć minut. Na szczęście bez żadnych komplikacji.
Czas
do godziny dwudziestej drugiej minął Cassie na wpatrywaniu się w telewizor i
wymyślaniu różnych historii na temat tego, jak będzie wyglądać jej spotkanie z
nimi. Scenariusze zaczynały się na tym, że zabija ich wszystkich, aby jak
najszybciej skończyć misję i dopełnić swojej zemsty, a kończyły na tym, że to
ona sama leży martwa w kałuży krwi. Popatrzyła na zegarek, który informował ją
o tym, że do spotkania zostało pół godziny. Z cichym westchnieniem wyłączyła
telewizor, podniosła się i udała do pokoju, po inne ubrania. Nie może się tam
pokazać w krótkich spodenkach i bluzce na ramiączkach, bo zniszczyliby ją.
Otworzyła szafę na całą szerokość. Przywitał ją niesamowity bałagan. Większość
ciuchów zwisała z półek lub była po prostu wrzucona do środka. Kobiecie jednak
to nie przeszkadzało, ponieważ zawsze wiedziała, gdzie co jest upchnięte i
dzięki temu oszczędzała swój cenny czas rano.
Chwyciła
w dłonie ciemne, dżinsowe spodnie, białą bokserkę oraz czarne skarpetki.
Upewniła się tylko, że ma zasłonięte rolety w pokoju i zaczęła się przebierać. Na
sam koniec założyła jeszcze kaburę z dwoma pistoletami i czarną bluzę. Stopy
włożyła w trampki, które ciasno zawiązała, po czym związała włosy w kucyka i
naciągnęła kaptur na głowę. Przejrzała się w lustrze po raz ostatni. Nie
chciała tam iść, ale obiecała sobie, że nigdy się nie podda, a ona słowa zawsze
dotrzymuje. Zamknęła oczy, odliczając do dziesięciu, żeby opanować drżenie
dłoni. Bała się, ale każdy normalny człowiek na jej miejscu również zostałby
opanowany przez strach.
Wyszła
z mieszkania, a kiedy upewniła się, że zamknęła w drzwiach wszystkie zamki,
zeszła do podziemnego parkingu. Odszukała wzrokiem swojego motoru i z cieniem
uśmiechu na twarzy udała się w jego kierunku. Na samym początku jazdę
motocyklem uznawała za konieczność – część swojej pracy. Dopiero po dwóch
latach zauważyła, że sprawia jej to niesamowitą przyjemność. Od tamtej pory
wszędzie poruszała się tylko na nim. Nie ruszała również spraw, które dotyczyły
nielegalnych wyścigów, ponieważ czuła niesamowite wyrzuty sumienia, kiedy
musiała zamykać zawodników, którzy podzielali jej pasję. Oczywiście miała z tym
kilka problemów, ale bardzo szybko sobie z nimi poradziła.
Wyłączyła
silnik, parkując swoją maszynę niedaleko miejsca spotkania. Zdjęła z głowy
kask, chowając go do schowka pod siedzeniem, rozpięła u góry bluzę, żeby mieć
łatwy dostęp do broni i ruszyła przed siebie. Po drodze naciągnęła jeszcze
kaptur na głowę i rozglądała się uważnie dookoła, nasłuchując najmniejszego
szelestu. Przymrużyła oczy, żeby przyzwyczaić wzrok do ciemności, ponieważ w do
zaułka nie docierało światło lamp. Zauważyła dwie postacie, które stały
odwrócone do niej tyłem. To na pewno nie był Malik i jego ludzie. Przynajmniej
nie ci, których wcześniej widziała. Schowała się za jeden z murów, kiedy
zauważyła, że stoją nad jakimś ciałem. Chciała podsłuchać ich rozmowy, ale
zdecydowanie albo była zbyt daleko od nich, albo oni w ogóle się nie odzywali.
Obstawiała to pierwsze. Odetchnęła głęboko, zaciskając palce na pistolecie i
już chciała się ujawnić, ale w ostatnim momencie poczuła mocny uścisk na
ramieniu. Zdusiła w sobie pisk, zaciskając zęby. W ciemnościach dostrzegła Zayn
‘a, który trzymając palec na ustach sygnalizował szatynce, że ma być cicho.
Pokiwała twierdząco głową, robiąc krok w bok, gdy on również chciał zobaczyć co
się dzieje. Usłyszała przekleństwo, które wydobyło się z jego ust.
-- Znasz ich? – zapytała ledwo
dosłyszalnie. W odpowiedzi natychmiast się do niej odwrócił, mierząc ją
nienawistnym spojrzeniem. No tak, miała być cicho.
Przewróciła
oczami, machając ręką, przez co chciała przekazać mu, że cały czas czeka na
odpowiedź. Malik pokiwał twierdząco głową. Chciała teraz coś rozwalić z
wściekłości. Skoro ten kretyn zna tę dwójkę i zachowuje się w stosunku do nich
tak ostrożnie, to może znaczyć tylko jedno – mają kłopoty. Ciałem leżącym na
betonie na sto procent jest jeden z jego bandy,
który miał przyprowadzić Cassie do ich domu, ale skoro nie było ich
długo postanowił sprawdzić, co się dzieje. Zupełnie ignorując mężczyznę,
stojącego obok i fakt, że w każdym momencie może ją zabić, wyjęła jeden
pistolet spod bluzy, po czym naładowała go z cichym trzaskiem, rozchodzącym się
pośród ciszy. Doskonale zdawała sobie sprawę, że zwróciła na siebie uwagę.
Wymijając czarnowłosego wyszła z ukrycia, mierząc we wrogów. Widziała
zdziwienie i wściekłość na ich twarzach, co tylko miło łechtało jej ego.
Uwielbiała doprowadzać innych do szału.
Kiedy zdołała
zmierzyć ich twarze badawczym spojrzeniem wmurowało ją w ziemię. Ona sama
również doskonale znała tych kolesi. Pół roku temu osobiście wsadziła ich do
paki za dilerstwo i liczne zabójstwa. Dostali dożywocie, ale jak widać ktoś
musiał nie dopilnować więzienia. Oblizała górną wargę i uśmiechnęła się wrednie
widząc, jak ciskają w nią piorunującym spojrzeniem.
-- Proszę, proszę. Kogo moje biedne
oczy widzą – zakpiła, kładąc palce na spuście i naciskając na niego, ale nie
na tyle, żeby broń odpaliła. – Czyżbyście dostali przepustkę za dobre
sprawowanie? – rzuciła nie zważając na to, kto cały czas stoi za murem.
Najprawdopodobniej również inny ludzie z gangu Malika tutaj byli, ale oni też
stali się mało ważni.
-- Willson – wysyczał jeden, jakby
nazwisko kobiety było największą obelgą, kierowaną do innego człowieka. W
odpowiedzi dostał jej głośny śmiech.
-- Nie wzywaj imienia pana Boga swego
na daremno – poruszyła zabawnie brwiami. Widziała narastającą wściekłość na
jego twarzy.
Mężczyzna
sięgnął po pistolet, ale nie zdołał zrobić nic innego, ponieważ broń szatynki
wypaliła, trafiając go prosto w prawe ramię, niewysoko nad piersią. Po
przestrzeni rozniósł się jego krzyk, a kilka chwil potem opadł nieprzytomny na
beton. Żył, aczkolwiek ledwo. Strzeliła po raz kolejny, do drugiego, kiedy ten
chciał zrobić to samo, co jego poprzednik. Jednak tym razem kula utknęła w
piersi przeciwnika, przez co on padł na ziemię martwy. Wzięła głęboki oddech,
kręcąc głową z dezaprobatą i, nie chowając pistoletu, podeszła do nich. Robiąc
krok nad pierwszym, który jeszcze oddychał, ukucnęła przy mężczyźnie, który
najprawdopodobniej był z gangu Mulata. Najdelikatniej, jak tylko potrafiła,
chwyciła jego poobijane ramię i odwróciła go na plecy, starając się nie zrobić
mu żadnej krzywdy. Była w stu procentach pewna, że jest przytomny, ale nie
chciał tego ujawnić, żeby jak najdłużej pozostać przy życiu.
-- Spokojnie, to tylko ja – mruknęła,
rozpoznając w nim Horan ‘a. Blondyn, rozpoznając głos kobiety, po woli uchylił
powieki. – No może w końcu którykolwiek pokusiłby się o to, żeby mi pomóc –
warknęła po kilkudziesięciu sekundach w przestrzeń. Usłyszała kilka uderzeń
butów o beton i już wiedziała, że miała rację co do tego, że Malik nie
przyszedł tutaj sam.
-- Jeżeli którykolwiek z nich mnie
dotknie, to osobiście go zabiję, kiedy będę już do tego zdolny – wychrypiał
mężczyzna, krzywiąc się nieznacznie. Cassandra w odpowiedzi przewróciła oczami.
-- Jakoś musimy cię przetransportować
do szpitala, bo zdechniesz tutaj, jak oni – mruknęła, rozrywając jego koszulkę
na mniejsze części. Chwyciła jedną, obwiązując ją dookoła ramienia, w którym
najprawdopodobniej utknęła kula.
-- A ty nie możesz? – westchnął,
starając się pohamować jęk bólu, kiedy kobieta dotykała jego poranionego ciała.
-- Chociażby nie wiem, jak miała się
starać, to jesteś dla mnie za ciężki – uśmiechnęła się przepraszająco w jego
kierunku, ocierając zakrwawione dłonie w spodnie. No cóż … I tak miała je
zamiar w końcu wyrzucić.
Nie
mówiąc już nic więcej udała się w kierunku parkingu, na którym znajdował się
jej motor. Wyszła ze ślepej uliczki, rozglądając się uważnie dookoła. Nie
chciała napotkać żadnego policjanta, ponieważ tylko nieliczni wiedzieli o tym,
kim ona tak naprawdę jest. Widząc ją całą w cudzej krwi na pewno zabraliby
blondynkę na dołek i dziwnym byłoby, gdyby po kilkunastu minutach go opuściła.
Założyła kask na głowę, usiadła na motorze i ruszyła za czarnym samochodem, w
którym siedziała cała banda. Musi szybko wymyślić jakąś wymówkę na to, skąd
znała tamtą dwójkę.
__________
Nie mam pojęcia, co powinnam dzisiaj napisać. Nie przypominam sobie niczego ważnego. Naprodukowałam się ostatnio na dwóch poprzednich blogach i jeżeli jeszcze ktoś nie wie, to to opowiadanie najprawdopodobniej będzie moim ostatnim. Nie mam pojęcia, czy napiszę drugą część. To zależy od tego czy wy będziecie chcieli.
Chyba tyle.
Dobranoc, Jes. xxx
Taaak taaak taaaaak!! Uwielbiam !!! *.* jejciuu on jest cudowny !!! <3 i przepraszam ze nie przeczytalam wczoraj, ale kompletnie nie mialam czasu na to, wybacz ! :*
OdpowiedzUsuńUwielbiam tego bloga !! :)
2czesc?? Trzy razy TAAAAAAK ! ;)
POZDRAWIAM ! ;*
@luvmyniallers