11 marca 2015

[14] Chapter Fourteenth (First Season)

Zawsze trzeba podejmować ryzyko. Tylko wtedy uda nam się pojąć, jak wielkim cudem jest życie, gdy będziemy gotowi przyjąć niespodzianki jakie niesie nam los. ~ Paulo Coelho
         Cassandra zaparkowała przed domem, w którym mieszka Malik i wyszła z samochodu, trzaskając za sobą mocno drzwiami. Chciała w ten sposób pokazać wszystkim, że dojechała na miejsce. Stanęła przed wejściem i nie siląc się nawet na pukanie, weszła do środka, tym razem również zamykając za sobą przejście z hukiem. Nie miała zamiaru być delikatna. W końcu Zayn ‘a już od dwóch godzin nie ma w Nowym Yorku, więc dlaczego nie miałaby poużywać sobie na jego wspólnikach? Całą drogę do tego cholernego miejsca nie znalazła na to pytanie jakiejkolwiek, konkretnej odpowiedzi, przez co postanowiła po prostu zaryzykować.

         Rozejrzała się dookoła, podnosząc wysoko brew, kiedy nie zauważyła w całym budynku żywego ducha. Popatrzyła na zegarek, a widząc godzinę szóstą rano wzruszyła jedynie ramionami, podchodząc do lodówki i zaczynając w niej grzebać. Godzinę temu Liam osobiście do niej zadzwonił i kazał przyjechać, żeby omówić zadanie, jakie wyznaczył dla niej Mulat. Miała cichą nadzieję, że jest to coś prostego i nie będzie musiała zbyt długo się wysilać, żeby potem mieć po prostu wolnych kilka dni, aż do jego powrotu. Nie planowała jednak nic szczególnego, żeby nie zawieść się, kiedy okaże się, że nie dostała w udziale tylko jednego polecenia, a kilka.

-- Widzę, że nie potrzebujesz specjalnego zaproszenia, żeby czymkolwiek się częstować – usłyszała za sobą kpiący głos. Po raz kolejny wzruszyła ramionami, nawet nie odwracając się w kierunku mężczyzny, który postanowił przerwać jej krótką chwilę spokoju. Dobrze wiedziała, że przy ściance działowej stoi Payne i kręci z dezaprobatą głową.

-- Po prostu nie dałeś mi nawet zjeść śniadania, a w mojej lodówce nie ma nic innego niż światełko, więc po prostu przeglądam co macie – mruknęła cicho, wyjmując mleko w plastikowej butelce, po czym zaczęła pić je nawet nie odlewając trochę jego zawartości do kubka.

-- A myślałem, że to facetom brakuje dobrych manier. Muszę przyznać, że ty nawet pod tym względem im dorównujesz – zakpił Li, siadając na jednym z krzeseł barowych i zaczął uważnie przyglądać się swojej towarzyszce, opierając się plecami o stół i kładąc na nim zgięte łokcie.

-- Ujmę to, jako komplement – sarknęła kobieta, chowając mleko z powrotem do lodówki i usiadła na jednym z blatów, wyglądając przez okno, wychodzące na ogród, gdzie zraszacze właśnie podlewały soczyście zieloną trawę. – A tak w ogóle, to dlaczego tutaj tak cicho? – zapytała po chwili ciszy, nie zmieniając obiektu swojej obserwacji. Zaczynało jej się po woli nudzić.

-- Przecież jest dopiero szósta rano. Nikogo, oprócz lokatorów tutaj nie ma. A na nich i tak nie masz co liczyć, bo wczoraj nachlali się jak mało kiedy – zakpił z przyjaciół, przybierając ironiczny wyraz twarzy. Dobrze wiedział, że głośne trzaskanie drzwiami, jakie zafundowała im szatynka na pewno ich wszystkich obudziło, ale mimo to i tak nie będą w stanie podnieść się z łóżek nawet po butelkę wody.

-- Nie powiem, że cierpię jakoś wybitnie z tego powodu, ponieważ wtedy bym skłamała – kobieta podrzuciła brwiami, odwracając głowę w kierunku Payne ‘a, który po chwili zrobił to samo. – Wytłumaczysz mi, na czym polega moje zadanie?

-- Ach tak, oczywiście – Liam wyglądał, jakby Cassie wyrwała go z jakichś większych przemyśleń i tak było. Właśnie zastanawiał się, kim była dziewczyna, którą spotkał wczoraj w klubie na obrzeżach miasta. Była wyjątkowo urocza, ale również niesamowicie wygadana. Można nawet powiedzieć, że podobna z charakteru do Willson. – Będziesz musiała włamać się do jednego z wrogów Zayn ‘a i wykraść mu plany napadu na jakiś bank, czy coś w tym stylu. Przydałyby się również informacje na temat ludzi z jego gangu – mruknął cicho, zaczynając uderzać palcami o blat stołu.

-- A muszę to zrobić ja, ponieważ… - urwała, przechylając głowę w jedną stronę i nie spuszczając wzroku ze swojego towarzysza. Była ciekawa i nie zamierzała tego ukrywać.

-- Dobrze wiemy, że ty potrafisz skradać się, jak mało kto i nie będziesz miała z tym najmniejszego problemu – mężczyzna przewrócił oczami, uważając tą informację za coś najbardziej oczywistego na świecie i wyjmując plastikowy pojemnik z sałatką z lodówki, przeszedł do części, w której znajdował się salon, od razu zajmując miejsce na kanapie.

         Cassandra nie spuściła na niego oka nawet przez sekundę. Była w stu procentach pewna, że to Niall wygadał się z tym wszystkim, co mu powiedziała. Musi zdecydowanie zapamiętać, żeby zacząć trzymać język za zębami. Może powinna również zacząć manipulować nimi w nieodpowiednich sytuacjach? Przecież nigdy nie sprawiało jej jakiegoś większego problemu kłamanie i raczej nic w tej kwestii się nie zmieniło.

         Westchnęła ciężko, zeskakując z blatu i kierując się po schodach na górę. Musi sobie poważnie pogadać z Horan ‘em. A nie może zostawić tego na później, ponieważ chce się na nim zemścić. Sądząc po stanie, w jakim znajdował się Liam, wywnioskowała że musieli wczoraj oglądać jeden z meczów Mistrzostw Świata i najnormalniej w świecie przesadzili z procentami. On nie może nic zrobić Cassie, bo Malik by go osobiście zabił, a ona nie zważa na konsekwencje, bo jest już coraz bliżej zakończenia swojej misji.

         Otworzyła z hukiem drzwi, przez co blondyn natychmiast poderwał się do pozycji siedzącej i zaczął automatycznie rozglądać się po pomieszczeniu nieobecnym wzrokiem. Szatynka nie zważając na to, że go przestraszyła, wolnym krokiem podeszła do łóżka i opadła na nie, zaraz obok Niall ‘a. Mężczyzna warknął coś niezrozumiałego pod nosem, po chwili z powrotem opadając na poduszki. Chciał wrócić do wspaniałej krainy Morfeusza, ale Cass miała wobec niego zupełnie inne plany. Jednym ruchem zerwała z niego kołdrę, odrzucając ją na bok.

-- Możesz mi powiedzieć, czego do cholery ode mnie chcesz? – warknął nieprzyjemnie, pocierając nagie ramiona dłońmi. Wyjrzał przez okno, za którym nieustannie padał deszcz. Nic dziwnego, że zrobiło mu się tak strasznie zimno.

-- Wygadałeś Zayn ‘owi wszystko to, o czym ci powiedziałam – mruknęła spokojnie, zaczynając przyglądać się swoim dłoniom.

-- Przecież to było oczywiste, że zdobywałem informacje specjalnie dla niego – blondyn przewrócił oczami, dźwigając się z łóżka i podchodząc wolnym krokiem do szafy, z której wyciągnął bluzę, od razu ją na siebie naciągając. Kątem oka spojrzał na zegarek, przyozdabiający ścianę i z przerażeniem stwierdził, że mają dopiero szóstą nad ranem.

-- Nie kłam, wiem kiedy ludzie to robią. Chciałeś się dowiedzieć czegoś na mój temat wyłącznie ze swojej ciekawości, a potem dopiero pomyślałeś o Zayn ‘ie. Nie powinieneś tego robić – powiedziała cicho, uważnie przyglądając się reakcji blondyna, która była wręcz oczywista. Mężczyzna po prostu zaczął się głośno śmiać. Cassandra pozostała jednak niewzruszona i po prostu umieściła skrzyżowane ręce pod głową.

-- A co ty mi możesz zrobić? Przecież jesteś tylko kobietą – wysapał Horan, zginając się w pół i opierając o szafę, stojącą za nim, żeby nie stracić równowagi. Otarł wierzchem dłoni łzę rozbawienia, która nieproszona spłynęła mu po policzku. Willson zmarszczyła brwi, mrużąc niebezpiecznie oczy. Słowa jej towarzysza zabrzmiały jak wyzwanie, a ona zawsze podnosi rzucane pod nogi rękawice.

         Natychmiast podniosła się z łóżka i w kilku krokach znalazła się przy gangsterze. Wszystkie jego zmysły wyostrzymy się w momencie, kiedy poczuł ukłucie na wysokości klatki piersiowej. Natychmiast stanął prosto, wbijając się plecami w nierówne drzwi szafy, które wpijały się w nie boleśnie. Podniósł ręce na wysokości klatki piersiowej i już chciał się zamachnąć, żeby ją od siebie odepchnąć, ale powstrzymał się, czując jak mocniej wbija mu nóż w skórę. To pewne, że w tamtym miejscu płynie mu krew.

-- Czasami tylko, może oznaczać aż kobietą – wysyczała, odsuwając dłoń z nożem i odsuwając się od mężczyzny. Ten przejechał sobie palcami w miejscu rany i skierowała się do wyjścia z pomieszczenia. W ostatnim momencie odwróciła się jednak z powrotem, chwytając nadgarstek blondyna i wyginając mu rękę za plecami,  przez co krzyknął głośno z bólu. W pokoju natychmiast znaleźli się zaspany Louis, po którym od razu było widać, że dopiero wstał i Liam, cały czas trzymający w dłoni plastikowe pudełko.

-- Co się dzieje? – zapytał Payne, przyglądając się uważnie zaistniałej sytuacji i musiał szczerze przyznać, że w cale mu się to nie podobało.

-- Po prostu Niall nie może przyzwyczaić się do myśli, że kobiety też potrafią dobrze walczyć i nikt go nie nauczył, że nie powinno atakować się przeciwnika w plecy – rzuciła zadziornie, chowając nóż za pasek spodni, czyli tam skąd go wcześniej wyjęła i szybkim krokiem wyszła z pomieszczenia.

         Zbiegła po schodach, od razu wchodząc do gabinetu Malika i zaczynając grzebać w papierach na biurku. Chwyciła teczkę z napisem „Willson – misja” i otworzyła ją zaraz po tym, jak przeszła do salonu, siadając na kanapie. Znalazła kilka nazwisk, które miała sprawdzić i adresy mężczyzn z listy. Nie uśmiechało jej się to, ale przecież zawsze może sobie zrobić kilka kopii do własnych akt. No bo skoro oni mają planować napad na bank i Malik się tym interesuje, to warto więcej o nich wiedzieć.

-- Nie powinnaś była tak postąpić – powiedział Louis, który przez kilka minut zdążył się ubrać. Cass przewróciła oczyma, podnosząc się i zamykając teczkę, na którą od razu powędrował na nią. – A tam nie powinnaś wchodzić – dodał od razu, przewracając oczyma. Cass wzruszyła ramionami, od razu kierując się do wyjścia z domu. Chciała móc już zająć się swoimi sprawami i tymi frajerami, którzy podpadli Malikowi.

         Wsiadła do swojego samochodu i pojechała do mieszkania. Całą drogę zastanawiała się nad tymi, jak bardzo chciałaby zakończyć cały ten cyrk. Kiedy siedziała w gabinecie Zayn ‘a miała nieodpartą ochotę, żeby znaleźć coś więcej ze swoim nazwiskiem na okładce. Często myślała nad tym, ile wiedzą o niej. Zdawała sobie sprawę z tego, że im mniej jest informacji w teczce „Cassandra Willson”, tym lepiej dla niej i dal jej interesu. Wiedziała również, chociaż już mniej akceptowała, fakt, że z każdą chwilą jest tam coraz więcej dokumentów.

         Zaparkowała i od razu wyszła z samochodu, udając się prosto do mieszkania. Chciała jak najszybciej mieć to już wszystko za sobą. Dobrze wiedziała, że Zayn na pewno zostawił dla niej jakieś dodatkowe zadanie, jeśli udałoby się jej zakończyć to pierwsze przed jego powrotem. Zdjęła buty, odkładając kluczyki na szafce w przedpokoju i od razu udała się na piętro, prosto do swojego gabinetu. Położyła teczkę na biurku, po czym zdjęła z siebie bluzę i odrzuciła ją na bok. To samo zrobiła z kaburą, tyle że ją położyła ostrożnie na blacie. Usiadła w obrotowym fotelu i zaczęła przeszukiwać dokumenty, zabrane z domu Zayn ‘a. Kilka nazwisk znała, o niektórych słyszała po raz pierwszy, ale jedno szczególnie przyciągnęło uwagę kobiety.

         Komisarz Axel Jenkins to mężczyzna, który współpracuje z Fernandezem i Willson. Nie mogła skojarzyć żadnego, konkretnego faktu na temat tego, jaki mógłby mieć udział w napadzie na bank. Zdecydowanie już zbyt długo nie rozmawiała z Marc ‘em i musi jak najszybciej się z nim skontaktować. Powinien wiedzieć o takich rzeczach, a ona zamierza osobiście mu powiedzieć. Oczywiście, jeśli tylko będzie miała pewność, że nikt jej aktualnie nie obserwuje.

         Westchnęła cicho, odrzucając niepotrzebne myśli na bok. Przejechała jeszcze raz wzrokiem po nazwiskach. Kornel Brand. Kojarzyła go, ale nie mogła sobie przypomnieć skąd. Zmarszczyła czoło, otwierając jedną z szuflad i wyciągnęła z niej inną teczkę, po czym przekartkowała całą jej zawartość i wysunęła jeden, konkretny papierek. Przejechała po nim wzrokiem i warknęła głośno pod nosem. Mogła się spodziewać, że Malik będzie chciał wykosić wszystkich swoich zdrajców, a szczególnie tych, którzy mocno działają na jego niekorzyść. Podrzuciła brwiami, odkładając teczkę na swoje miejsce.

         Samuel Cenzie. Od tego nazwiska od razu żołądek Cassie skręcał się boleśnie i fikał kilka koziołków na raz. To właśnie ten mężczyzna wkręcił w ten świat siostrę Willson. Josephine, zachwycona jego urokiem, zrobiła wszystko to, co ten kutas powiedział. Nie wahała się nawet przez chwilę, aż do momentu, w którym kazał dziewczynie zabić. Tego było dla niej zdecydowanie zbyt wiele. Zdecydowała, że od tego ucieknie i poprosiła o pomoc swoją jedyną siostrę, która tak swoją drogą zawaliła wszystko od początku do końca. Cass krzyknęła głośno, od razu ukrywając twarz w dłoniach i podrywając się z siedzenia. Jego zabije na miejscu, jak tylko nadarzy się do tego okazja. Nie będzie czekać na nic. Fernandez ją oczyści i nie będzie miała żadnego problemu, a zemsta chociaż po części zostanie spełniona.

         Ciemnowłosa, nie myśląc zbyt wiele, sprawdziła adres pierwszego mężczyzny. Nie będzie na nic czekać. Przecież może zacząć, kiedy tylko jej się podoba, więc dlaczego ten moment nie miałby nadejść już teraz? Założyła na siebie z powrotem kaburę, jeszcze jedną owinęła dookoła uda. Sprawdziła, czy aby na pewno wszystkie pistolet są naładowane. Do lewej łydki przypięła jeszcze nóż i przejechała palcami po tym, w który znajduje się drugi. Naciągnęła bluzę przez głowę i podciągnęła rękawy. Prawe przedramię również wyposażyła w ostrze. Cassandra nie zamierza się oszczędzać nawet, jeśli skończą jej się naboje w trzech pistoletach. Chociaż tak naprawdę przy pierwszym nie ma zamiaru się ujawniać, bo i po co narobić sobie niepotrzebnych kłopotów. Chociaż w tej sprawie ona nie powinna się wypowiadać, ponieważ jest w niej mistrzynią.

         Zbiegła po schodach, naciągając na głowę kaptur. Wyjrzała przez okno, znajdujące się w salonie i ku swojej uciesze zauważyła, że już nie pada tak mocno, jak wcześniej. Już miała wychodzić z mieszkania, ale w ostatnim momencie zrezygnowała, odwracając się do szafki, na której leżały kluczyki. Otworzyła ją i sięgnęła na sam jej koniec, wyciągając czarny, satynowy materiał. Wszyscy mężczyźni chodzili w kominiarkach, a ona zamówiła sobie specjalną maskę, która była zdecydowanie wygodniejsza. Założyła ją, chwytając kask w dłonie i dopiero wtedy zeszła na parking.

~*~

         Kilkanaście minut później znalazła się już na miejscu. Zaparkowała motor przecznicę od domu, w którym miała węszyć. Ściągnęła kask, chowając go do schowka pod siedzeniem. Naciągnęła kaptur na głowę, schylając głowę i wkładając dłonie do kieszeni spodni. Dobrze wiedziała, że ludzie dookoła uważnie śledzą wzrokiem każdy, nawet najmniejszy, jej krok. Mruknęła, sfrustrowana tym faktem i skręciła w jedną z bocznych uliczek. Cass brakuje tylko tego, żeby jakiś kretyn zadzwonił na policję i wszystko się skończy.

         Wdrapała się na dach jednego z budynków i uważnie rozejrzała po okolicy. Bloki były zbudowane w odległości mnie więcej trzech do czterech metrów od siebie. Do pokonania ma tylko trzy, więc powinna sobie poradzić. Odetchnęła głęboko, biorąc głęboki oddech, po czym rozpędziła się i skoczyła ponad pierwszą „przepaścią”. Syknęła cicho, opadając na kolana, kiedy nie zdołała utrzymać równowagi, ale nie poddała się i zaczęła biec przed siebie, wykonując kolejny, tym razem zdecydowanie lepszy, skok. Jeszcze tylko raz i będzie mogła zeskoczyć w niewielkim ogródku domu, gdzie znajduje się jej pierwszy cel.

         Zmrużyła oczy, biorąc kolejny rozbieg. Otworzyła je jednak szeroko, kiedy zauważyła, że odległość jest sporo większa od poprzednich. Nie miała jednak już szans na to, żeby się zatrzymać, więc może albo próbować przeskoczyć, albo spaść i modlić się, żeby śmierć była szybka i nie za bardzo bolesna. Wybrała opcję pierwszą; nie jest tchórzem! Skoczyła, walcząc z narastającą paniką... 

~*~

Fizyka jest niesamowita. Fizyka to genialny przedmiot. Kocham fizykę i to nie jest sarkazm. Dostałam 5 z fizyki <3
Miał być jutro, jest dzisiaj, nie mogłam doczekać się waszej reakcji na rozdział. Chociaż szczerze powiedziawszy ten jest nudny. Nic się w nim nie dzieje, tylko kilka rzeczy, ale hej! Jeszcze tylko dwa rozdziały i będzie tragedia, a wy nie będziecie chciały mnie znać ;3
Ej. Moja mam przeczytała The Princess and The Criminal. A najlepsze jest to, że jej się podobało. Nie wiem, kto podał jej link do bloga, ale jak tylko na niego wpadnę, to go zaszlachtuję. Pewnie powiedziała, że jej się podoba tylko dlatego, że jest moją mamą. A tego typa dopadnę.
Pozdrawiam, Jessica. xx

4 komentarze:

  1. Ale ja bym nie skoczyla ; xD super! :**

    OdpowiedzUsuń
  2. No w takim momencie?! Jak możesz?! 2 rozdziały i tragedia? No to dodawaj szybciej! Mówiłam już, że uzależniłam się od tego bloga? Nie? No to teraz mówię =D Haha, dała Niall'owi niezłą nauczkę. I dobrze. Kobiety są silne a Cassandra to już w ogóle jest mega odważna :)
    Do następnego Skarbie <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy następny?
    Już nie mogę się doczekać :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział. Nie mogę się doczekać następnego.

    OdpowiedzUsuń