5 marca 2015

[13] Chapter Thirteenth (First Season)

W sporach ginie prawda.~ Lew Mikołajewicz Tołstoj
         Cassandra przekręciła się na drugi bok, mocniej naciągając kołdrę na głowę, kiedy w całym pokoju zapanował chłód, związany z otworzeniem okna. Kobieta nie miała siły na to, żeby się podnieść, więc spróbowała zignorować wszystkie bodźce i po prostu spała dalej. Intruz, który bezwstydnie wtargnął do pokoju Cass miał jednak inne plany i już po kilku sekundach ukucnął przy jej łóżku, mając dobry widok na twarz szatynki. Zaczął przyglądać się niczego nieświadomej dwudziestopięciolatce, zaczynając delikatnie odgarniać niesforne kosmyki, opadające na czoło Cassie. Zayn uśmiechnął się do siebie, kiedy ciemnowłosa zmarszczyła czoło. Mógłby tak patrzeć na nią godzinami, nie to co na Samanthę. Ona była mu potrzebna tylko i wyłącznie do zabawy. Szkoda, że nie mógł na razie niczego zmienić. W końcu takie rzeczy są potrzebne, żeby życie nie stało się nudne i monotonne. Chociaż, czy życie Malika kiedykolwiek takie było? Pomijając ten fakt… Naprawdę chciał w końcu jakoś urozmaicić swoją egzystencję, a przy Stredfield niestety nie miał takiej możliwości. A podobno jemu wolno wszystko…

-- Aniołku, wstajemy – powiedział cicho, przejeżdżając ostrożnie palcami po bliźnie na twarzy Cass. Dziwnie czuł się z faktem, że to on sam uszkodził policzek szatynki. Nie chciał tego, ale kiedy to robił pomiędzy nimi panowała zupełnie inna relacja, niż aktualnie. A może tylko dla niego co nieco się zmieniło, a dla niej dalej jest tylko wrogiem, do którego gangu chce się dostać? Brzmi jak samobójstwo, ale taka właśnie jest Willson – nieostrożna i szalona.

-- Jeszcze chwilę. Nie mam ochoty się podnosić – wymamrotała, przekręcając się na brzuch i chowając twarz w poduszkę. Mulat zaśmiał się cicho, podnosząc na równe nogi, które chwilę później zaczął rozprostowywać.

-- Nie ma ani chwili dłużej. Musisz wstać, bo będziemy przeprowadzać długą i poważną rozmowę – rzucił, podchodząc do biurka ciemnowłosej i odsunął jedną z szuflad, w której zaczął grzebać.

-- I właśnie dlatego nie chciałabym się podnosić aż do momentu, w którym przejdzie ci ochota na rozmowę na jakikolwiek temat – usłyszał za sobą ruch, a kiedy odwrócił się z powrotem do Cass, ta w dalszym ciągu leżała na brzuchu z tą różnicą, że teraz podpierała się na łokciach i patrzyła prosto na niego.

-- Przykro mi, Aniołku. Podnosisz się i idziemy na śniadanie, a potem będziemy poważnie rozmawiać – przechylił głowę na jedną stronę, opierając się o biurko  i krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej.

-- Mówiłam ci już, że masz nie grzebać w moich rzeczach – mruknęła gniewnie, podrywając się z łóżka, kiedy tylko zauważyła odsuniętą szufladę z dokumentami. Nie maiła już do niego siły, a ochota na to, żeby wpakować mu kulkę między oczy rosła z każdym dniem coraz bardziej.

-- Oj Willson. Przecież dobrze wiesz, że ja się nikogo nie słucha, a już szczególnie mojego podwładnego – Zayn przewrócił oczami, kiedy kobieta niemalże podbiegła do mebla i zasunęła wszystkie szuflady, następnie zamykając je na niewielki klucz, który potem schowała do stanika. – Mam ci go stamtąd wyciągnąć? – zamruczał, od razu znajdując się przy ciemnowłosej i kładąc jej dłonie na biodrach, przyciągnął ją do siebie, patrząc jej prosto w oczy.

-- Zapomnij Malik – syknęła, starając się od niego natychmiast osunąć. Na szczęście tym razem poszło bez problemu i już po chwili mogła założyć na siebie satynowy, czarny szlafrok. Jakoś nie uśmiechała jej się wizja chodzenia przed nim w dalszym ciągu w samej bieliźnie. Zayn pokręcił głową i zaczął podchodzić do niej. Ona automatycznie stawiała kroki do tyłu, aż w końcu wpadła na ścianę.

-- Jesteś zabawna, kiedy się denerwujesz, a ja nie mam pojęcia dlaczego – zaśmiał się, podchodząc do niej i opierając dłonie po obu stronach głowy szatynki. Zaczął nachylać się, żeby ją pocałować, ale w ostatnim momencie odwróciła głowę, przez co usta Malika dotknęły jedynie jej policzka.

-- Wypad stąd. Idź sobie pooglądaj telewizję, a ja za chwilę do ciebie zejdę – warknęła, nie zmieniając pozycji. Czuła, że jeśli tylko popatrzy mu w oczy, to urok mężczyzny zrobi swoje i w końcu mu ulegnie.

-- Tak nie będziemy rozmawiać, Aniołku – rozbawienie, którym jeszcze kilka sekund temu emanował Mulat nagle gdzieś zniknęło, zastąpione przez gniew, pomieszany z irytacją. Złapał brodę Cass i przekręcił jej głowę, od razu stykając ich czoła. – Mów co się dzieje – zażądał, a jego głos utwierdził kobietę w przekonaniu, że nie zniesie żadnego sprzeciwu i będzie dążył do dowiedzenia się od niej całej prawdy.

-- Zayn naprawdę nic się nie dzieje. Po prostu wczoraj trochę przesadziłam z treningiem, a później musiałam uciekać przed tym napalonym kretynem, więc dzisiaj jestem cholernie zmęczona i muszę natychmiast wziąć prysznic. Mam nadzieję, że zrozumiesz, bo chciałabym mieć tą poważną rozmowę za sobą – wyrzucała z siebie pojedyncze zdania, nie wiedząc tak naprawdę, co mówi i czy właśnie nie palnęła jakiejś głupoty.

         Mulat zastanowił się przez chwilę, nie spuszczając uważnego spojrzenia z twarzy kobiety, po czym bez słowa odsunął się od niej, zszedł po schodach i zaczął oglądać przypadkowy program w telewizji. Szatynka, dziękując w duchu wszystkim świętością za to, że po prostu odpuścił, podeszła do szafy i wyjęła z niej luźną koszulkę z nadrukiem, dżinsowe szorty i bieliznę, po czym weszła do łazienki, od razu rozbierając się i wchodząc do kabiny. Wzięła szybki prysznic, starając się jak najdokładniej umyć włosy.

         Kiedy zeszła do salonu, gdzie w dalszym ciągu przebywał Malik, była już w pełni gotowa do wszystkiego, co dla niej przygotował. Przez kilka minut, które przebywała sama i mogła pomyśleć, zdążyła ułożyć sobie wszystko w głowie i ułożyć w niej również kilka wymijających zdań na niewygodne pytania. Najbardziej denerwowała się dlatego, że on mógł domyślić się czegokolwiek na temat akcji policji, w której to ona grała główne skrzypce.

         Usiadła naprzeciw niego, domyślając się, że rozmowa nie potrwa krótko. Mulat zastanowił się przez chwilę. Nie wyłączył telewizora, a jedynie ściszył jego dźwięk, żeby nie przeszkadzał im za bardzo.

-- Za dwa dni wyjeżdżam do Kanady, żeby załatwić kilka spraw ze starymi znajomymi – zaczął po woli i zatrzymał się na chwilę, żeby zebrać wszystkie myśli. Ciemnowłosa nie miała jednak zamiaru czekać na niego.

-- A co ja mam z tym wszystkim wspólnego? – zapytała, podnosząc wysoko jedną brew i krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej. – To znaczy wiem, że przyjąłeś mnie oficjalnie do gangu i te sprawy, ale chyba nie jeździsz do każdego podwładnego i nie informujesz go o tym, że wybywasz z Nowego Yorku na nieokreślony czas – poprawiła się i tym razem to ona mierzyła go uważnym spojrzeniem. Brunet westchnął ciężko, przewracając oczami.

-- Mam dla ciebie zadanie, które będziesz musiała wypełnić podczas mojej nieobecności – mruknął cicho, podnosząc się z siedzenia, po czym wsadził dłonie w kieszenie spodni, nie ruszając się z miejsca nawet o krok.

-- Można się było tego spodziewać – tym razem to ona przewróciła oczami, zsuwając się znacznie na swoim fotelu, po czym oparła pięty o szklany stolik, zaczynając bezsensownie wgapiać się w telewizor. Wiedziała, ze zdenerwuje tym mężczyznę, ale jakoś za bardzo jej to nie przeszkadzało.

-- Dość szybko wygrzebałaś się z tego, że jakiś koleś cię zgwałcił – syknął gniewnie Mulat, nie mogąc dłużej wytrzymać jej lekceważącej postawy względem niego. Szatynka natychmiast odwróciła głowę w jego kierunku.

-- Co masz na myśli? – zmrużyła oczy, przybierając bojową postawę. Była teraz gotowa, żeby odpowiedzieć mu na każdą zaczepkę i nie liczył się fakt, że może wylecieć z gangu szybciej, niż udało jej się do niego dostać.

-- Nie wiem, co robisz, kiedy wracasz do domu po misjach, które ci zlecam. Być może takie gwałty masz na porządku dziennym – warknął, pochylając się do przodu i patrząc na nią wrednie.

         Cass zamknęła oczy, otwierając szeroko usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale tak naprawdę nie wiedziała, co. Poczuła się, jakby ktoś wymierzył jej siarczystego policzka, od którego zatoczyła się, a potem upadła z łoskotem na podłogę.

-- Wyjdź z tego mieszkania. Louis, albo Liam przekażą mi, co mam zrobić – poderwała się z siedzenia i podeszła do niego, kładąc dłonie na biodrach. Mulat zaśmiał się głośno, ale jego śmiech nie miał w sobie nawet grama radości.

-- Prawda w oczy kole, Aniołku? – w jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk, który nigdy nie zwiastował niczego dobrego.

-- Nie spałam z nikim od pół roku, a potem pojawił się ten frajer! – krzyknęła, uderzając mężczyznę z całej siły w ramię. Nie zrobiło to na nim jednak żadnego wrażenia. – Nie jestem twoją dziewczyną, żeby puszczać się na każdym kroku – dodała, nie panując nad tym, co mówi. Miała go serdeczne dość i chciała, żeby jak najszybciej wyniósł się z jej życia.

-- Mów sobie co chcesz, ja i tak wiem swoje – sarknął mężczyzna, po czym nie czekając na nic więcej opuścił mieszkanie Willson.

         Cass czuła się, jakby coś po niej przejechało. Zaczęła chodzić w te i z powrotem po całym pomieszczeniu, starając się zapanować nad rozdygotanym ciałem. Ten facet sprawiał, że popadała ze skrajności w skrajność i nie potrafiła dotąd nad tym zapanować. Nabrała pełno powietrza w płuca, przetrzymując je przez kilka sekund, po czym wypuściła wszystko z cichym świstem. Może przydałby jej się trening nie tylko na ciało, ale i psychikę, żeby wyćwiczyć ją i nie dawać mu się tak łatwo? Chociaż mogła więcej nie znieść.

~*~

         Zayn usiadł na swoim motorze i przyciągając kilka spojrzeń zachwyconych nim kobiet, odjechał z piskiem opon. Tak naprawdę nie wiedział, dlaczego doprowadził do tej ostatniej kłótni. Kiedy tu przyjeżdżał miał nadzieję, że uda im się w miarę normalnie porozmawiać na temat tego, co jest ważne. A w końcu udało mu się załatwić jedną rzecz i to też nie do końca. Przecież nie wytłumaczył jej nawet w najmniejszym stopniu, co będzie musiała zrobić.

         Najwyraźniej z tą kobietą nie da się normalnie porozmawiać, bo zawsze, kiedy dochodzi do konfrontacji pomiędzy nimi, to musi skończyć się to ostrą wymianą zdań, albo dogryzaniem sobie. Zaczynało go to coraz bardziej irytować i sam sobie dziwił się, że w ogóle zgodził się, żeby należała do jego gangu. Zdecydowanie, kiedy tylko wróci do NY będzie musiał ją wywalić, żeby nie robić sobie z nią więcej problemów. Przecież to nie on powinien użerać się ze swoimi podwładnymi, tylko oni z nim. Szczególnie, jeśli chodzi o kobiety.

         Tak swoją drogą nie rozumiał, dlaczego Willson nie zainteresowała się nim jeszcze. Przecież już nie raz próbował na niej swoich sztuczek. Myślał, że w końcu owinął ją sobie wokół małego palca, a tu nic z tego – ona cały czas stawia mu się na każdym kroku i usiłuje pokazać, że jest od niego sto razy lepsza, a przecież za grosz w tym prawdy. To on jest najlepszy i nic, ani nikt tego nie zmieni, chociażby nie wiem, jak się starał.

~*~

         Louis siedział w swoim pokoju i obracała telefon pomiędzy palcami prawej ręki, drugą natomiast zgiął w łokciu i wsadził sobie pod głowę. Nogi miał wyprostowane i skrzyżowane w kostkach, a wzrok utkwił w drewnianych drzwiach naprzeciwko łóżka. Na ostatniej imprezie udało mu się wyciągnąć numer od dość ładnej kobiety, która wydawała się bardzo cicha i nieśmiała. Nie wiedział tak naprawdę, dlaczego to właśnie na nią zwrócił uwagę. Niby nie było w niej nic specjalnego – od taka, zwykła blondynka z kręconymi włosami i ślicznym uśmiechem, ale jednak miała w sobie to coś, co zwabiało do niej wszystkich facetów w klubie.

         Zrezygnował jednak, odrzucając telefon na swój brzuch i wkładając drugą rękę pod głowę. Nie chciał, żeby pomyślała, że w jakikolwiek sposób mu na niej zależy. On nie chciał mieszać się w żaden związek, ba! Ktoś taki, jak Louis Tomlinson nie nadawał się do tego typy spraw. Tommo potrafił jedynie dobrze się bawić, ścigać w nielegalnych wyścigach i zabijać swoich wrogów lub ludzi, którzy stali mu na drodze do osiągnięcia jakiegoś celu, bądź sukcesu. I właśnie dlatego wszystkie dziewczyny interesowały się właśnie nim.

-- Lou zaraz zaczyna się mecz, idziesz oglądać z nami, czy wolisz dalej leżeć i zastanawiać się, czy nie powinieneś zadzwonić do jakiejś dupy? – w pokoju szatyna pojawiła się nagle uśmiechnięta głowa Nialla.

-- Pieprz się, Horan – sarknął mężczyzna podnosząc się w końcu z łóżka i wolnym krokiem zaczął kierować się do salonu, z którego słychać już było pierwsze krzyki kibiców ze stadionu, na którym odbywało się spotkanie pomiędzy Urugwajem a Holandią. Mistrzostwa Świata zbliżały się ku końcowi, więc nie mógł przegapić już żadnego meczu.

-- Już nie raz ci mówiłem, że nie jesteś w moim typie – westchnął teatralnie blondyn, w ostatnim momencie zasłaniając się drzwiami, żeby nie dostać poduszką. Louis przewrócił oczami, wychodząc na korytarz i zbiegając po schodach do salonu.

-- Komu kibicujemy? – zapytał rozwalony na kanapie Payne, dzierżąc w dłoni kufel, wypełniony po brzegi piwem, które co chwilę popijał.

-- Oczywiście, że Urugwajowi – Tommo wzruszył ramionami, rozsiadając się w jednym z foteli. Chwycił stojącą na stoliku puszkę, nie siląc się nawet na to, żeby przelać jej zawartość do jakiegoś szklanego naczynia.

-- Zobaczysz, że van Persie pokaże klasę i strzeli twoim kretynom tyle bramek, że nie będą się w stanie pozbierać – syknął Niall, po woli zaczynając wczuwać się w atmosferę, panującą dookoła.

-- Oczywiście, że tak. Kto w to wątpi? – zapytał kpiąco Malik, siadając obok przyjaciela na kanapie i zabierając mu piwo. Liam westchnął ciężko, wiedząc że i tak już go nie odzyska. Nawet nie próbował, bo po co psuć sobie nerwy? – Skarbie, przyniosłabyś jeszcze trochę trunku – uśmiechnął się słodko do Stredfield, przechodzącej akurat przez salon. Szatynka prychnęła wściekle pod nosem, ale nie odezwała się, tylko spełniła „prośbę” swojego chłopaka.

-- Czyli jednak po coś się nam jeszcze może przydać – zakpił Louis, uważnie przyglądając się Samanhcie, która po chwili zniknęła za ścianką działową. Musiała schylić się, żeby wyjąć puszki ze specjalnie przygotowanej do tego lodówki, wbudowanej w szafki, stojące na podłodze.

-- Tylko po to ją tutaj trzymam – Mulat powiedział to na tyle cicho, żeby usłyszeli go jedynie przyjaciele, siedzący obok, którzy jak na zawołanie wybuchli gromkim śmiechem. Sam domyśliła się, że to właśnie ona jest obiektem ich kpin, ale zupełnie nie zwróciła na to uwagi stwierdzając, że szkoda marnować czasu na bandę niezrównoważonych kretynów.

-- A co tam u Willson? – Payne na chwilę odwrócił głowę, przyglądając się uważnie czarnowłosemu, który zacisnął wolną dłoń w pięść. Mimo wszystko, nie chciał mieć szkła pod skórą.

-- Nie mam pojęcia, po co ją w ogóle przyjąłem do gangu. W cale nie uśmiecha mi się użeranie z nią i coraz lepiej wychodzi jej doprowadzanie mnie do szału – syknął gniewnie, wbijając się w oparcie kanapy. Nie miał ochoty na rozmowę na temat szatynki.

-- Bo jest najlepsza – Li przewrócił oczami, wracając do śledzenia spotkania. Widział, że Zayn jest zdenerwowany, więc nie chciał jeszcze bardziej podnosić mu ciśnienia, ponieważ mogłoby się to dla niego źle skończyć. Niestety pozostała dwójka tego nie przewidziała.

-- I ma informacje na temat twoich największych wrogów, którym udało się uciec z więzienia – rzucił obojętnie blondyn, wzruszając lekceważąco ramionami. Miał o tym nie wspominać, ale jednak wliczało się w to też kilku gości z jego czarnej listy, a Malikowi najłatwiej będzie wyciągnąć te materiały od Cass. Poza tym byli przyjaciółmi od zawsze, więc głupio mu było go o tym nie poinformować.

-- To dlatego tak bardzo nie chce, żeby ktokolwiek przebywał w jej mieszkaniu, kiedy ona jest poza nim – Tomlinson zamyślił się, spuszczając głowę i zaczął obracać puszkę w dłoniach, starając się nic z niej nie wylać.

-- Kiedy ona będzie obczajać gostków, o których wam wspominałem, to wy macie przeszukać u niej wszystkie szuflady – rzucił po chwili zastanowienia Malik. – Aha. I musicie jej wszystko wytłumaczyć, bo jak tylko na nią popatrzę, to najnormalniej w świecie rozszarpię ją na czynniki pierwsze.

~*~

W moim opowiadaniu oczywiście nie mogło zabraknąć najlepszej dyscypliny sportowej na świecie, a mianowicie piłki nożnej. Jakby kogoś to interesowało, to całym sercem stoję za Polską i to nie od momentu, w którym wygrali z Niemcami. Nie jestem sezonowcem. Hiszpania i Niemcy również są moimi najlepszymi na świecie drużynami. Trzecia jest Holandia xD
Nie ważne..
Chciałam ten rozdział dodać wczoraj, bo z każdym kolejnym jesteśmy coraz bliżej mojego ulubionego momentu! Naprawdę nie mogę się go doczekać. Jak tylko skończę pisać rozdziały, to będę dodawać je co 3/4 dni, jak mnie do tego zachęcicie ;3
Na razie spadam,
Jesica xx
P.S. Zły, niedobry, wredny, Zayn! Jak on w ogóle tak mógł? Ja go nie rozumiem. To może już zginąć? :D

6 komentarzy:

  1. Tak! Zayn jest nie dobry! Ale jak tak patrzę (czytam) jak Cass go wyprowadza z równowagi to śmiać mi się chce =D Ulubionego momentu mówisz? No to mnie zaciekawiłaś :)
    Do następnego Skarbie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Już nie moge doczekać się nastepnego rozdzialu. :)) Tak cudownie piszesz :****

    OdpowiedzUsuń
  3. Bajeczny ☆★☆★☆★☆★☆★☆☆☆★☆★♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥

    OdpowiedzUsuń