Cassandra
zatrzymała się i zeszła z motocykla, zdejmując kask, który zawiesiła na
kierownicy. Malik zrobił dokładnie to samo. Uważnie przyglądała mu się, kiedy
wykonywał poszczególne ruchy. Nie odzywali się do siebie słowem, ale dla niej
było to nawet bardziej korzystne niż rozmowa. Ledwo zauważalnie przesunęła
dłonią do paska, gdzie miała schowany niewielkich rozmiarów nóż. On miał
cierpieć katusze zanim umrze za to, co zrobił Josephine, a ona obiecała tego
dopilnować. W ułamku sekundy rzuciła się na niego, od razu zamachując się
dłonią z ostrzem.
Malik
w ostatnim momencie zrobił krok do tyłu. Otworzył szeroko oczy, uważnie
obserwując kolejne ruchy kobiety. Nie miał zielonego pojęcia, o co jej
chodziło. Złapał ją za nadgarstek i mocno przyciągnął do siebie, przez co
zderzyli się klatkami piersiowymi. Cassandra popatrzyła z nienawiścią na jego
twarz. Chciała się wyrwać, ale to nic nie dało. Mężczyzna przekręcił ich tak,
że stanął za nią i przyłożył końcówkę noża do jej gardła, drugą rękę szatynki
wyginając za jej plecami. Rozzłoszczona kobieta dmuchnęła na włosy, które
opadły na jej oczy i prychnęła pod nosem, wyrażając tym część swojej złości na
wszystko dookoła, a w szczególności na siebie. Nienawidziła przegrywać.
-- Puść mnie natychmiast! Nie chcę,
żebyś mnie dotykał, rozumiesz?! Masz mnie natychmiast puścić! – Cassandra coraz
mocniej szarpała się, przez co nóż przeciął delikatną skórę na jej szyi.
-- Uspokój się. Jakkolwiek dziwnie to
nie zabrzmi, nie chcesz mnie zabić! Do cholery przestań się szarpać! – krzyknął,
unieruchamiając ją w końcu. Odetchnął głęboko, odciągając ostry przedmiot od
ciała kobiety, żeby już nic więcej sobie nim nie zrobiła.
-- Oj nawet nie wiesz, jak bardzo tego
chcę, Malik. Od kilku lat jest to moim celem numer jeden w życiu – warknęła,
spuszczając głowę. Czuła się pokonana, a było to najgorsze uczucie na świecie.
Szczególnie dla kogoś, kto nienawidził przegrywać.
-- Posłuchaj mnie przez chwilę, do
jasnej cholery! Chcesz zabić Malika, nie mnie, rozumiesz? Ja nie jestem
Malikiem. Jeżeli dasz mi chwilę, to wszystko ci wytłumaczę – mężczyzna zabrał
nóż z jej dłoni i wypuścił ją, cofając się od razu kilka kroków w tył. Wiedział
doskonale, że może mieć znacznie więcej broni i nie chciał ryzykować.
-- Mów, tylko szybko. Nie mam zamiaru
dłużej tracić na ciebie czasu – brązowowłosa podniosła wysoko głowę, krzyżując
ręce na klatce piersiowej. W głowie zakodowała sobie, żeby w przyszłości w
pełni zaufać instynktowi, który po raz kolejny nie zawiódł jej.
-- Razem z jednym policjantem mam
zamiar zniszczyć cały ten gang. On przyszedł do mnie jednej nocy i powiedział,
że wyglądam dokładnie tak samo, jak ten cały Malik. Zgodziłem się, bo co miałem
zrobić? Chciałem pomóc – wzruszył ramionami, rozkładając ręce z bezsilnością,
wymalowaną na twarzy.
-- Dlaczego mam ci wierzyć? –
przechyliła głowę na jedną stronę, otwierając szeroko oczy. Mimo wszystko, nie
chciała dać mu się podejść w razie, gdyby jednak kłamał. Nie jest pierwszą
lepszą z ulicy.
-- Dziś wieczorem idę spotkać się z
tym policjantem. Możesz pójść ze mną i dowiedzieć się, jaka jest prawda.
Dowiesz się, że nie kłamię – rozłożył bezradnie ręce. Cassandra kiwnęła głową w
geście zrozumienia. Podniosła jego kask z ziemi i rzuciła nim w mężczyznę.
Popatrzył na nią zdezorientowany, przez co uśmiechnęła się szeroko.
-- Wiesz, może nie masz z Malikiem nic
wspólnego poza wyglądem, ale fajnie będzie z tobą wygrać. Przynajmniej przez
chwilę poczuję się lepsza od niego, przynajmniej do momentu, w którym nie
uświadomię sobie, że jednak nie mam z nim do czynienie – wzruszyła ramionami,
odpalając silnik.
~*~
Kilka
godzin później na starym torze zaparkował czarny Cadillac. Oboje siedzieli na
trawie i rozmawiali na neutralne tematy. Cassandra dowiedziała się, że ma do
czynienia z Danielem Frayem, który zgodził się na współpracę z Jenkinsem tylko
dlatego, że obiecał mu pomoc w wykształceniu jakiegoś chłopca, na którego temat
nie chciał rozmawiać. Sam nie zarabiał najwięcej w fabryce, przez co podjęcie
decyzji w cale nie było trudne.
-- Witaj Cassandro. Spodziewałem się,
że zobaczę cię tutaj razem z Danielem. Zawsze byłaś ciekawska i chciałaś
dowiedzieć się wszystkiego, co nawet w najmniejszym stopniu nie dotyczy ciebie
– zaśmiał się policjant, a ona w odpowiedzi jedynie skinęła głową na powitanie.
Nie lubiła tego mężczyzny. Zawsze wydawał jej się nienaturalnie podejrzany,
przez co nie chciała wchodzić z nim w żadną bliższą współpracę. Komisarz
Fernandez w stu procentach podzielał zdanie szatynki.
-- Szefie udało mi się przekonać ich
wszystkich do tego, że straciłem pamięć. Wszystko idzie zgodnie z planem. Wydaje
mi się jednak, że powinniśmy to trochę przyspieszyć. Wie szef, w końcu się
zorientują, że coś jest nie tak jak powinno – Mulat podrapał się po karku,
robiąc nieco niezręczną minę. Policjant spuścił wzrok, zaczynając zastanawiać
się nad słowami mężczyzny, a po chwili przytaknął jakby potwierdził swój
pomysł, który właśnie przyszedł mu do głowy.
-- Idealnie. Nie martw się. Wszystko
mam dokładnie rozplanowane. Ty, Cassandra i jeszcze kilkoro innych gangsterów,
którymi teraz kierujesz, pojedziecie na przejażdżkę samochodową. Wyślę kilka
radiowozów w rejon, w który się wybierzecie. Na pewno zaczną was ścigać.
Przejmiesz stery nad waszym samochodem. Swoją drogą będziesz musiała
dopilnować, żeby pozwolili wam jechać razem – wskazała palcem na szatynkę,
która tylko kiwnęła głową, przyjmując nowe zadanie. Prawda była taka, że w
ogóle nie słuchała tego, co Jenkins przed chwilę do niej powiedział. Była zbyt
zajęta myśleniem nad wszystkim, czego przed chwilą się dowiedziała. – W razie
jakiegoś niepowodzenia ze strony Daniela musisz go nakierować na właściwe tory.
Nic nie może się nie powieść, chyba że chcesz skończyć w grobie.
-- Spokojnie szefie. Na pewno sobie
poradzę. Wbrew pozorom nie jestem aż tak ciemny, na jakiego wyglądam –
mężczyzna wzruszył ramionami, zakładając kask. Doskonale wiedział, że ich
rozmowa właśnie dobiegła końca. Cassie również chciała odjechać, ale w ostatnim
momencie powstrzymał ją od tego policjant, łapiąc ja za ramię. Popatrzyła na
niego zdziwiona.
-- Detektyw Fernandez kazał mi
przekazać, w razie gdybym cię zauważył, że wierzy w ciebie i w to, że dasz radę
to zakończyć – Alex posłał kobiecie delikatny uśmiech. Jedyną reakcją z jej
strony było kolejne przytaknięcie. Nic więcej nie była w stanie z siebie
wykrzesać. Odeszła, odjeżdżając prosto do swojego mieszkania.
~*~
Leżała
na łóżku i kręciła się w każdą możliwą stronę. Kilkanaście razy zdążyła już
zamknąć i otworzyć okno, nie mogąc stwierdzić czy jest jej gorąco, czy zimno.
Kołdra również niejednokrotnie lądowała na podłodze tylko po to, aby po kilku
sekundach pokrywać całe ciało ciemnowłosej. Nie mogła znaleźć odpowiedniej
pozycji do zaśnięcia. Jednak najgorsze w tym wszystkim było to, że nie była w
stanie uporządkować wszystkich swoich, rozbieganych w różnych kierunkach myśli.
Raz
miała przed oczami siebie i prawdziwego Malika podczas pierwszej i ostatniej
nocy, jaką spędzili we dwójkę. Doskonale pamiętała każdy moment tego wieczoru i
wiedziała, że nie uda jej się zapomnieć tak szybko, jakby tego chciała.
Najlepiej zakodowała w pamięci dotyk gangstera, którego otrzymała wtedy
zdecydowanie ponad normę. Jednak on był taki… taki inny, wyjątkowy. Zamknęła
oczy, uśmiechając się do siebie jak wariatka. Jednak świadomość szybko do niej
wróciła, ścierając uśmiech z twarzy szatynki. Zayna już nie ma. On nie żyje.
Poderwała
się z łóżka i nie bawiąc się w zakładanie czegokolwiek ciepłego, wyszła na
balkon, jedynie chwytając po drodze paczkę fajek. Nie mogła znieść świadomości,
że ten cholerny facet mógł dla niej zacząć znaczyć cokolwiek. Nie chciała
pogodzić się z uczuciem, jakie zapanowało nad nią, kiedy dowiedziała się
dzisiaj, że nie rozmawia z Malikiem, a z kimś zupełnie innym. Coś jakby pustka,
pomieszana z kompletnym brakiem emocji. Nie wiedziała, ile jeszcze będzie w
stanie oszukiwać wszystkich dookoła, jeżeli prawda okaże się na tyle
irracjonalna, że zakochała się w swoim największym wrogu. Jednak świadomość
tego niechcianego uczucia stawał się dla niej coraz bardziej prawdopodobny i
świadomość tego powoli zabijała ją od środka.
Wyrzuciła
puste pudełko po papierosach do kosza na śmieci. Spalenie całej paczki zajęło
jej zaledwie pół godziny, a ona dalej potrzebowała nikotyny, żeby się uspokoić.
Zaczęła przeszukiwać szafki w kuchni w poszukiwaniu nowego opakowania, ale nie
znalazła go. Zaklęła pod nosem. Musi wyjść do kiosku, bo w innym przypadku
zwariuje. Zbyt wiele spraw zaśmieca umysł kobiety, żeby mogła położyć się spać.
Jutro najprawdopodobniej będzie nieprzytomna. Właśnie dlatego potrzebuje nowej paczki
cholernych papierosów, żeby móc zająć nią swoje ręce, myśli i wzrok.
Stanęła
przed lusterkiem, które wisiało w przedpokoju. Miała na sobie czarną bokserkę i
dresy w tym samym kolorze. Nie będzie się przebierać – to nie miałoby sensu,
ponieważ najbliższy kiosk ruchu, otwarty dwadzieścia cztery godziny na dobę,
znajduje się przy następnej przecznicy. Nie jest brudna, ani śmierdząca, więc
doszukiwanie się kolejnych przeciwskazań również nie ma najmniejszego sensu.
Nie chcąc tracić więcej czasu na zastanawianie się, założyła adidasy, skórzaną
kurtkę, którą zapięła pod sama szyję i zamykając za sobą drzwi na klucz,
opuściła mieszkanie.
Szła
wolnym krokiem, chcąc jak najbardziej przedłużyć czas ponownego zamknięcia się
w swoich czterech ścianach. Odkąd to wszystko się zaczęło nie miała jeszcze tak
wielkiej ochoty na zrobienie czegoś, co zaplanował dla niej Malik. Nie miała
wtedy zbyt wiele czasu na myślenie o swoich sprawach, co skutecznie pozwalało
jej o nich zapomnieć. Schowała ręce do kieszeni, rozglądając się dookoła. Nagle
zaczęła żałować, że nie wróciła się do swojej sypialni po telefon, albo
przynajmniej jakąś broń. Nie jest teraz bezpieczna ani na Manhattanie, ani w
żadnym innym zakątku Nowego Yorku. Przyspieszyła kroku, nagle rezygnując ze
spaceru. Musi jak najszybciej załatwić wszystkie swoje sprawy i wrócić do domu,
gdzie poczuje choć odrobinę bezpieczeństwa.
-- Spieszy ci się gdzieś, księżniczko?
– pisnęła, czując na nadgarstku mocny uścisk. Odwróciła się przodem do
napastnika, gotowa na walkę wręcz, jeżeli nie zdąży wcześniej zabić jej w inny
sposób. Odetchnęła z ulgą, dostrzegając w ciemności zarys twarzy Liama. Kiedy
adrenalina opadła zamachnęła się, ale w ostatnim momencie zdążył uchylić się
przed jej ciosem.
-- Payne. Nigdy
więcej tego nie rób – mruknęła, przykładając sobie dłoń do serca. Mężczyzna
zaśmiał się cicho, kręcąc z niedowierzaniem głową. Nie podejrzewał, że tak
łatwo można ją przestraszyć. – A odpowiadając na twoje pytanie. Tak, spieszy mi
się. Zapomniałam wcześniej kupić fajki i teraz nie mam ani jednej – rzuciła,
ponownie ruszając przed siebie. Liam zaczął iść zaraz obok niej.
-- Wiesz, że zawsze mogłaś zadzwonić.
Wysłałbym kogoś, ko zrobiłby to za ciebie. Poza tym w nocy nie powinno się
palić, a już tym bardziej łazić po mieście. Szczególnie nie mając ze sobą
żadnej broni, albo przynajmniej telefonu, żeby zadzwonić po pomoc – Cass
westchnęła ciężko.
-- Nigdy nie miałeś nocy, podczas
której nie byłeś w stanie zasnąć chociażby na pięć minut? A kiedy już w końcu
zamknąłeś oczy koszmary natychmiast ci je otworzyły – mruknęła, spuszczając na
chwilę wzrok. Szybko jednak z powrotem zaczęła patrzeć się przed siebie. –
Dzisiaj ja taką mam. Nie mogę przestać myśleć o… o tym wszystkim. Już kilka
razy budziłam się z krzykiem, a mój oddech był tak przyspieszony, jakbym przed
chwilą przebiegła maraton. Z resztą… Nie ważne. Nie chcę, żeby wyszło, że
narzekam.
Nie
mówiąc nic więcej nachyliła się do okienka, znajdującego się na przedzie kiosku
i kupiła papierosy. Od razu wyciągnęła jeden, odpaliła go i zaciągnęła się
dymem. W końcu mogła poczuć ukojenie, którego od kilku minut tak bardzo jej
brakowało. Wzruszyła ramionami, kiedy zauważyła jak Liam patrzy na nią z
kpiącym uśmiechem. Nie odzywając się słowem, ruszyła w drogę powrotną do
swojego mieszkania. Znalezienie się na miejscu stało się dla niej nowym celem
numer jeden.
~*~
9 rozdziałów do końca.
~*~
~*~
Skróciłam opowiadanie, bo mi wolno! Sialalalalala!
A tak serio. Połączyłam ostatnie dwa rozdziały, bo były za krótkie i bo tak.
Miałam dodać rozdział jutro, ale jutro jest dzień otwarty w mojej szkole, a później wbijam do koleżanki robić plakat na prawybory prezydenckie w mojej szkole, więc najprawdopodobniej nic mi się nie będzie chciało.
Nawdychałam się dzisiaj farby, spożyłam duże ilości cukru i mam fazę. Siema nara.
No to chyba by było na tyle tego dobrego. Komentujcie, bo lubię czytać wasze komentarze :D
Od przyszłego rozdziału będą one sprawdzane. Mam przynajmniej taką nadzieję. To skomplikowane xd
Pozdrawiam,
Jesica xx
#TQWBff nie bądź taki jedz ślimaki. Skomentuj ktoś na Twitterze. To naprawdę motywuje, a właśnie zaczynam pisać drugą część xD
Noo wreszcie się przyznał, że tylko udaje Malika =D Niestety ja nie mieszkam w Lubelskim więc nie skorzystam z twojej oferty ale powodzenia na dniach otwartych :)
OdpowiedzUsuńDo następnego Skarbie <3
Niech ona go wyda do cholery! xD
OdpowiedzUsuńA propo 2 części, od razu ci mówię, że nie zabraknie ci mnie jako następnej czytelniczki i trzymam kciuki za to, żebyś zebrała dupę i pisała dalej, bo wszyscy kochamy twoją twórczość i urwiemy ci łeb jak nie pociągniesz tego do końca. Tak pięknie ujmę <3 ;*
( mimo, że jestem po imprezie, a procenty dalej działają, to pierwsze co, jak odpaliłam laptopa, to weszłam na bloggera, żeby zobaczyć, czy jest u cb rozdział, więc czuj się zaszczycona xDDDD a więc domyśl się, że ja ty bardziej urwę ci łeb jak nas zostawisz nie dokańczając tej historii xD )
Pyzrowinia morda ;*
Wiem, że rzadko pisze komentarze, ale jakoś tak wychodzi, postaram się częściej ;./
Jezu święty nie! Ona aaaaaaaaaa kurwa xd ona NIE MOŻE ich wydać, bo pomimo tego jacy sa to mysle ze ona trochce sie do nich wszystkich juz przywiazala xd prosze nie :c zajebisty:) czekam na nexta :))
OdpowiedzUsuńJa wam mówię! Cassie go wyda. Za bardzo lubi chłopaków, żeby ich okłamywać. :)
OdpowiedzUsuńA ty zepnij dupcię i myśl co napiszesz w drugiej części! :D Kocham cię po prostu! ♥ I może się powtarzam, ale nie wiem co bym robiła wieczorami gdybyś nie pisała tej historii.
Do następnego kochana!
Madzia xx