"Życzę ci odwagi, jaką ma słońce, które codziennie od nowa wschodzi nad wszelka nędzą świata."
~ Phil Bosmans
Ten
dzień rozpoczął się dla niej zupełnie zwyczajnie. Wstała rano, ubrała się i
poszła do pracy. Rozmawiała ze współpracownikami, swoim przełożonym oraz
najlepszym przyjacielem. Zjadła lunch z adoratorem, którego nie miała serca
odrzucać. Szykowała się właśnie do tego, żeby wrócić do domu po skończonej
dniówce, kiedy nieoczekiwanie zadzwonił jej służbowy telefon. Wiedziała, że
mimo wszystko musi go odebrać. Zdziwiła się, kiedy usłyszała głos Fernandeza po
drugiej stronie. Słychać było, że nie ma dla niej najlepszych informacji, wzywając
ją do swojego gabinetu.
Idąc
tam, zastanawiała się, co mogło stać się aż tak ważnego, że osobiście musiała
się z tym zapoznać jeszcze tego samego wieczoru. Z delikatnym uśmiechem na
ustach, wmawiając sobie, że to na pewno nic poważnego, weszła do wnętrza
pomieszczenia i podeszła do okna, chcąc zaczekać na Marca. Nie wiedziała
jeszcze, że cały jej świat, poukładany po upadku sprzed dwóch lat, zostanie po
raz kolejny zburzony. Nie spodziewała się, że starzy znajomi znowu wkroczą do
jej życia, przewracając go do góry nogami. Nie była nawet w najmniejszym
stopniu przygotowana na spotkanie jego.
~*~
O matko, o matko, o matko, w końcu *-*
Ok, oddycham.
Już tak dawno tego nie pisałam, że nie mam pojęcia, od czego powinnam zacząć. Umm... Może Hej wszystkim?
Jak tam pierwsze dni roku szkolnego? Rocznik '99 jak tam w liceum/technikum/cokolwiek innego?
U mnie w miarę w porządku. Oprócz tego, że cholernie się boję tego roku, to wszystko jest ok.
Przechodząc do rzeczy ważniejszych - dziś mija pierwsza rocznica bloga. Przez ostatnie 12 miesięcy działo się tutaj sporo, a ja dalej nie wierzę, że moje opowiadanie uzyskało aż tylu czytelników. Jesteście niesamowicie niesamowici <3
Rozdział pierwszy dodam - wyjątkowo - za tydzień. Ogólnie rozdziały pojawiać się będą raz na dwa tygodnie, przynajmniej na początku. Czekają mnie w tym roku próbne matury, co raczej nie będzie sprzyjało pisaniu rozdziałów. Pojęcie "weekend" przestało istnieć w moim słowniku, kiedy zdałam sobie sprawę, że w dwa dni muszę zrobić milion rzeczy na raz.
To chyba tyle...
Pozdrawiam i życzę dobrej nocy,
Evansik xox
Boszenkooo nareszcie! Kocham! <3
OdpowiedzUsuńjestem z 99 i jestem już przerażona ;o
pierwszy tydzień w liceum ledwo minął
a ja już jestem zawalona zadaniami ;o
czekam niecierpliwie na następny xx
Prolog wyszedł d Ci najlepiej jak mógł :)! Jestem rok młodsza od ciebie więc aktualnie przejmuję się egzaminami gimnazjalnymi... To będzie straszny rok....
OdpowiedzUsuńDo następnego Skarbie <3
Jestem 98 i też już mam dość. Pierwszy tydzień dobrze się nie zaczął, a ja już zakuwam jak głupia...
UsuńSuper :)
OdpowiedzUsuń