11 września 2015

[01] Chaper First (Second Season)



"Zaskoczenie jest kwintesencja mego życia, Cley."
~ Jeffrey Ford
"Fizjonomika"
@toocoldforangel wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Mam nadzieję, że nie spóźnione :)
         Cassandra stała tyłem do wejścia i z lekkim uśmiechem przyglądała się widokowi, rozpościerającemu się za oknem. Ręce miała skrzyżowane na plecach. Zdążyła się już przyzwyczaić do nowego miejsca zamieszkania. Znalazła nawet swoje miejsce, do którego zawsze uciekała, kiedy potrzebowała chociaż odrobiny samotności. Znalazła nowych znajomych, którzy w dość szybkim tempie zajęli miejsce starych, z którymi już nie utrzymywała kontaktu. Co prawda raz przełamała się i pojechała do Nowego Yorku, pozamykać wszystkie sprawy. Przez jakiś czas udało jej się rozmawiać z najlepszą przyjaciółką, ale ona również zastąpiła ją kimś innym. Na początku nie mogła się przyzwyczaić do faktu, że Katherine nie odpisuje na jej smsy, jednak szybko zapomniała. Od jakiegoś czasu przychodziło jej to z zastraszającą łatwością.

         Odwróciła się przodem do wejścia, kiedy tylko usłyszała otwieranie drzwi. Uśmiech szybko zniknął z twarzy ciemnowłosej, kiedy zobaczyła swojego przełożonego. Był przygnębiony i nie zapowiadało się, że ma dla niej dobre, pozytywne wieści.

-- Cassandro, cieszę się, że jeszcze zdążyłem cię złapać. Miałem nadzieję, że zdążymy porozmawiać, zanim całkowicie zniknę z policyjnego świata, co ma nastąpić już jutro - kobieta otworzyła szeroko oczy, mierząc Fernandeza zdziwionym spojrzeniem. Nie zrozumiała zupełnie nic z tego, co do niej przed chwilą powiedział. - Spokojnie, po prostu odchodzę na emeryturę, w końcu nadszedł i mój czas - zaśmiał się, widząc przerażenie, malujące się na twarzy szatynki.

-- Ale, panie Fernandez... - ucięła, zupełnie nie wiedząc, co mogłaby powiedzieć dalej. Zamrugała kilkukrotnie, rozkładając bezradnie ręce na boki. - Nie może pan tak po prostu zostawić tego wszystkiego. Przecież sprawa Malika jest jeszcze w toku. Nie poradzimy sobie bez pana - zaczęła wyrzucać z siebie pojedyncze zdania, chodząc w tę i z powrotem po pomieszczeniu. Ten zupełnie normalny dzień zdecydowanie nie mógł mieć gorszego zakończenia.

-- Spokojnie Cassandro. Wszystkie dokumenty znajdziesz w tym pomieszczeniu. Zapisałem w nich wszystko, co wiem na temat Malika i jego gangu. Zbierałem te informacje przez wszystkie lata swojej kariery, odkąd po raz pierwszy zetknąłem się z jego ojcem. Teraz to wszystko przekazuję tobie. Od dziś jesteś inspektorem i nie przyjmuję odmowy z twojej strony. Wiem, że ten awans jest dla ciebie zaskoczeniem, ale szybko przyzwyczaisz się do swojej pozycji. Tylko tobie w pełni ufam i jestem w stanie powierzyć to wszystko - kobieta podeszła do drewnianego krzesła. stojącego przy mahoniowym biurku i opadła na nie bezwładnie. To wszystko, co przed chwilą powiedział Fernandez. To była dla niej dosłownie czarna magia. Nie chciała wierzyć, że po raz kolejny była zmuszona do zamknięcia jakiegoś rozdziału w swoim życiu. Przecież tak niedawno musiała pogodzić się z zapomnieniem o najważniejszych dotychczas osobach.

-- Muszę... Muszę odmówić. Bycie inspektorem to dla mnie za wiele. Te wszystkie papiery, którymi się pan zajmował... Ja nie będę w stanie tego ogarnąć nawet w połowie. Zostałam policjantką tylko dlatego, że chciałam walczyć w imieniu prawa, ja nie nadaję się do papierkowej roboty - jąkała się, pochylając się mocno do przodu. Wplotła palce we włosy i wpatrując się pustym wzrokiem w ścianę na przeciwko, zaczęła ciągnąć za nie z całej siły. Czuła, że głowa jej zaraz eksploduje. Spędziła dzisiaj dużo czasu przed komputerem, pisząc szczegółowy raport na temat akcji sprzed kilku dni, do czego nie była przyzwyczajona. To również musiało się przyczynić do bólu, rodzącego się gdzieś z tyłu głowy kobiety.

-- Spokojnie, przewidziałem taka odpowiedź. Będziesz mogła przekazać pisanie wszystkich sprawozdań jednemu ze swoich podwładnych. Znam wielu takich, którzy z chęcią przejmą takie stanowisko. A na swoje miejsce będziesz mogła przenieść Samuela. Jest twoim przyjacielem, na pewno ci nie odmówi - zaśmiał się po raz kolejny. Pokręciła energicznie głową, podnosząc się z siedzenia. Musiała jak najszybciej dotrzeć do swojego mieszkania, żeby móc wziąć prysznic i położyć się spać. - A teraz, chciałbym cię prosić, żebyś odprowadziła mnie do samochodu. Dziwnie będzie mi z myślą, że po raz ostatni opuszczam to miejsce po ciężkim dniu pracy - kiwnęła głową, otwierając drzwi, w których przodem przepuściła swojego, byłego już, przełożonego.

         Drogę do windy pokonali w zupełnym milczeniu. Nie odpowiadali nawet na pożegnania ze strony mijanych przez nich współpracowników. Byli zbyt skupieni na swoich chaotycznych myślach. Dopiero, kiedy zjeżdżali na dół, napiętą atmosferę w niewielkim pomieszczeniu, postanowił przerwać Fernandez. Miał już dość patrzenia na Cassandrę, która wydawała się być coraz bardziej podenerwowana z powodu niespodziewanego objęcia nowej funkcji na komisariacie.

-- Przestań się wreszcie zadręczać. Jesteś najlepszą policjantką, z jaką dane mi było współpracować. Pomimo swojego młodego wieku, osiągnęłaś już tak wiele. Nie jeden starszy facet zazdrości ci sukcesów. Jestem pewien, że odnajdziesz się w nowej roli. Bycie inspektorem w cale nie jest takie złe, na jakie wygląda, uwierz w moje słowa. I pamiętaj, że nigdy nie zrobiłbym ci czegoś, czego później moglibyśmy żałować oboje - uśmiechnął się do niej pokrzepiająco i dotknął delikatnie jej dłoni. Zacisnęła wargi w wąską kreskę, odwracając wzrok od mężczyzny. On w nią wierzył, ale ona nie ufała samej sobie. Zbyt wiele razy przekonała się, że nie może tego zrobić. Była nieprzewidywalna i jedna myśl, jedna sugestia ze strony drugiego człowieka mogła spowodować, że przestałaby logicznie myśleć, dając wściekłości przezwyciężyć zdrowy rozsądek.

         Wyszli z windy, kierując swoje kroki prosto do garażu. Szybko jednak zatrzymali się i z niedowierzaniem patrzyli prosto przed siebie. Jako pierwsza zdolność myślenia odzyskała Cassandra. Sięgnęła do kabury i wydobyła z niej pistolet. Wyprostowała ręce, mierząc prosto w mężczyznę, stojącego na przeciwko. Nie mogła uwierzyć, że zobaczyła go tutaj, w Los Angeles, a podczas kilkudniowego pobytu w Nowym Yorku nie miała okazji wpaść na niego.

-- Ręce do góry - krzyknęła, zwracając na siebie uwagę ochroniarzy, który pilnowali wejścia na komisariat. Oni również zaczęli celować prosto w czarnowłosego, który uśmiechał się kpiąco, patrząc prosto w oczy ciemnowłosej. Bawił się doskonale. Była pewna. W końcu uwielbiał wprowadzać zamęt tam, gdzie aktualnie przebywał. - Powiedziałam ręce do góry, Malik! - podeszła jeszcze kilka kroków do przodu, nawet na chwilę nie opuszczając broni. Nie mogła spuścić z niego celownika. To był Malik, najgorszy przestępca, z jakim kiedykolwiek miała do czynienia. Na pewno chwila jej nieuwagi skończyłaby sie jego ucieczką. Nie dopuści już do tego. Nie po tym, co jej zrobił i z czym musiała się tak długo męczyć.

-- Spokojnie, Cassie. Przecież nigdzie się nie wybieram. Przyszedłem tylko porozmawiać. Zazwyczaj, kiedy ktoś przychodzi w odwiedziny uprzejmi gospodarze powinni zaproponować gościowi kawę lub herbatę. Widzę jednak, że wasza gościna jest zupełnie inna, ciekawsza - zaśmiał się, wykonując wcześniejsze polecenie szatynki. Mimo wszystko nie chciał skończyć na środku pomieszczenia z dziurą po postrzale między oczami. Była do tego zdolna i on doskonale o tym wiedział. W końcu zdążył ją poznać.

-- Zamknij się i na kolana - podeszła jeszcze bliżej. Gdyby mocniej wyciągnęła ręce przed siebie, na pewno dotknęłaby pistoletem jego klatki piersiowej. Pokręcił głową z dezaprobatą i nie przestając patrzeć jej w oczy opadł na kolana. Nie musiał długo czekać na to, aż ktoś zepnie jego nadgarstki za pomocą kajdanków. Jeżeli dobrze pamiętał zrobił to najlepszy przyjaciel Cassandry. Po jej odejściu dużo dowiedział się na jej temat. Zasięgnął języka u wielu znajomych, pogrzebał tu i ówdzie...

-- Nie wiedziałem, że lubisz na ostro, Diablico - zaśmiał się po raz kolejny, nawet na chwile nie przestając patrzeć jej prosto w oczy. Ona też nie chciała przerywać ich kontaktu wzrokowego. Walczyła z nim w ten sposób, a każda walka była dla niej czymś wyjątkowym.

-- Po prostu się zamknij, Malik. Pouczam cię, że nie musisz mówić niczego, co mogłoby cię obciążyć. W twoim przypadku każde słowo jest złe, więc po prostu się zamknij i nie wkurwiaj mnie jeszcze bardziej.

         Mulat w szybkim tempie został przeprowadzony do pokoju przesłuchań. Fernandez i Willson szli zaraz za nim. Kobieta klęła w myślach na wszystko, na czym tylko świat stoi. Ten cholerny facet za każdym razem ściągał ze sobą całą masę problemów, z którymi ona będzie musiała się męczyć. Tak było jeszcze zanim postanowiła go zabić i na pewno w przeciągu kilku lat nic sie nie zmieniło. Ludzie, jak on nie potrafią się zmieniać.

         Chociaż na samą myśl, że stała tak blisko niego poczuła przyjemne mrowienie w podbrzuszu. Przez to była jeszcze bardziej wściekła. Na niego, na siebie i na cały świat dookoła.

 ~*~

         Czarnowłosy został posadzony w niewielkim pomieszczeniu, którego jedna ściana została zastąpiona przez lustro weneckie. Za nim stanęła Cassie, a po jego drugiej stronie, na przeciwko Zayna usiadł Fernandez. Od razu wiedziała, że tak będzie. Nie pozwoliłby jej rozmawiać z nim sam na sam. Pomimo tego, że jeszcze niecałe piętnaście minut wcześniej postanowił osobiście przekazać wszystko, co dotyczy właśnie jego. Fernandez nie chciał, żeby przeżywała swoje koszmary po raz kolejny. Traktował ją jak córkę, której nigdy nie miał. Była mu za to wdzięczna. Ale zawód, spowodowany tym, że jednak nie do końca darzył ją zaufaniem, pozostał.

         Skrzyżowała ręce za plecami, uważnie śledząc wzrokiem sylwetkę gangstera. Nie zmienił się nawet odrobinę. Cały czas wyglądał tak, jak go zapamiętała. Wysoki, ciemna karnacja, włosy ułożone na żel i te oczy. Jedyne oczy na świecie, które nie wyrażały żadnej emocji. Tak bardzo mu ich zazdrościła. Zarys idealnych mięśni, które były skutkiem długich godzin, spędzonych na siłowni, widać było spod białej koszulki, jaką założył pod skórzaną kurtkę. Uda napięły się, kiedy skrzyżował nogi pod stołem i naciągnęły czarne spodnie. Nawet w tak nieeleganckiej pozycji i w prostym ubraniu wyglądał jak obraz marzeń nie jednej kobiety na świecie. Nawet jej marzeń.

-- Jest coś specjalnego, co chciałeś nam przekazać osobiście, zjawiając się na naszym komisariacie? - rozpoczął Fernandez. Cassandra skupiła się na postawie Malika. Był zupełnie wyluzowany, jakby nie obchodziło go to, że za chwilę może skończyć w więzieniu i juz nigdy więcej nie opuścić jego murów. W końcu w Stanach Zjednoczonych kara śmierci w dalszym ciągu była praktykowana. Co prawda tylko w najgorszych przypadkach, ale czy on nie zaliczał się właśnie do nich?

-- Chciałem negocjować - uśmiech na twarzy Mulata powiększył się kilkukrotnie. Zauważyła, że bardzo bawią go jego ostatnie słowa i w cale mu się nie dziwiła. Malik nigdy nie negocjuje. On po prostu bierze to, co go interesuje i wraca do swojego domu. - Jeżeli oczyścicie mnie ze wszystkich zarzutów, zarówno tych z Europy, Ameryki, jak i całej reszty świata, to jestem w stanie podać wam wszystkie informacje na temat moich współpracowników - rzucił luźno, jakby właśnie rozmawiali o pogodzie. Jego wzrok przez cały czas uciekał w kierunku weneckiego lustra, jakie oddzielało go od Cassandry. Doskonale wiedział, że tam stała. W końcu przyszła razem z nimi. Nie mógł się od tego powstrzymać.

         Kiedy zobaczył ją po raz pierwszy od dwóch lat, z czystym sumieniem mógł powiedzieć, że zmieniła się od ich ostatniego spotkania. Włosy stały sie o ton ciemniejsze. Na skórze kobiety przybyło opalenizny, co sprawiło, że stała się jeszcze bardziej seksowna i pociągająca. Schudła, co akurat nie za bardzo mu pasowało, ponieważ na pewno nie było to dla niej zdrowe. Nie był jakimś pieprzonym lekarzem, ale zapadnięte kości policzkowe, odstające żebra i pulsujące w niektórych miejscach mięśnie, na pewno nie były oznaką dobrych zmian w wyglądzie kobiety.

-- Żądasz ode mnie czegoś niemożliwego i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. Jedynym, co mogę dla ciebie zrobić, to jedynie zapewnić cię o lżejszym wyroku, jeżeli tylko będziesz współpracować i powiesz wszystko, co wiesz - inspektor Fernandez pochylił się do przodu. Opierając ręce na stoliku, złączył dłonie i zaczął bawić się swoimi palcami. Patrzył prosto na Malika, a on dalej nie spuszczał spojrzenia ze szklanej powierzchni. Cassie przygryzła dolną wargę. Chciała krzyknąć, żeby się zgodził. Miała tyle pomysłów, jak mogłaby mu pomóc. Przyszykowała sobie nawet przemowę o tym, jaki kretynem musiał być, przychodząc na komisariat zupełnie sam. Wiedziała jednak, że żadnej z tych rzeczy nie będzie mogła zrobić. Chociażby nie wiem, jak chciała go uratować. On był gangsterem, ona policjantką. Byli jak biały i czarny, dobro i zło, dzień i noc... Wspólna przyszłość na pewno nie była im pisana i oboje musieli się z tym pogodzić.

-- W takim razie ze współpracy nici - Mulat wzruszył obojętnie ramionami, ściągając brwi. Odwrócił wzrok na Marca. - Nie mam zamiaru zdradzać moich ludzi tylko dlatego, że dostanę lżejszy wyrok. Chciałem zejść na waszą ścieżkę, dobra i prawości, ale wy mi to uniemożliwiacie - zrobił bezradną minę, kręcąc głową. Wiedziała, że prawda jest zupełnie inna. On musiał mieć jakiś szemrany interes w tym, że samodzielnie pokazał się w miejscu, w którym nigdy wcześniej nie był i na pewno nie byłby, gdyby nie jego głupota.

-- Wiesz, co to oznacza? Wiesz, na jaki wyrok samodzielnie się skazujesz? - kiwnął głową, nie przestając patrzeć w oczy policjanta. W ten sposób miał zamiar pokazać mu, że w cale nie boi sie słów, które ma zamiar wypowiedzieć. Willson poczuła jak jej policzki zaczynają robić sie mokre wbrew jej woli. Zasłoniła usta dłonią, powstrzymując w ten sposób głośny szloch. Cofnęła się kilka kroków do tyłu, kręcąc energicznie głową. - Sąd zdecyduje o dacie twojej egzekucji.

         Kobieta poczuła się, jakby całe życie z niej odpłynęło. Czarne plamy, które tak bardzo często widywała w przeszłości, kiedy to udawała wiernego członka gangu Malika, znów pojawiły sie w jej oczach. Pamięta męski krzyk. Najprawdopodobniej ktoś z policjantów zauważył na kamerze, co się z nią dzieje. Głośny trzask drzwi, kiedy ktoś wpadł do pomieszczenia. A później był juz tylko przeszywający ból spowodowany upadkiem i zderzeniem z twardą podłogą.

~*~

         Siedział w celi, w której miał spędzić noc. Zaprowadzili go tutaj zaraz po skończonym przesłuchaniu. Cały czas zastanawiał się, co upadło za lustrem weneckim. Pamiętał kilka podniesionych głosów; a może to były krzyki? Sam już nie wiedział. Przecież ściana na pewno musiała być chociaż w najmniejszym stopniu wyciszona. Miał tylko nadzieję, że to nie miało żadnego związku z Cassandrą. Przecież tyle czasu włożył w ochronę jej. Tyle ludzi z jego gangu poświęciło się, żeby ją obronić. Nie mogła w kilka minut zaprzepaścić ich ofiary. Byłaby niewdzięcznicą, a to przecież nawet w najmniejszym stopniu nie pasowało mu do grzecznej pani policjant, jaką zdążył poznać, udając kogoś kim nie był.

         Uśmiechnął się do siebie na wspomnienie tego, jak śmiała się w jego towarzystwie. Często opowiadał jej kawały, albo wyimaginowane, śmieszne anegdoty z życia Daniela, chcąc chociaż przez chwilę posłuchać śmiechu szatynki. Potrząsnął energicznie głową. Miał zapomnieć, nie rozpamiętywać.

         Wierzył w to, że Louisowi, Liamowi i Niallowi uda się ją odciągnąć od tego wszystkiego, co planują. Nie mogła brać w tym najmniejszego udziału. Istniało zbyt duże prawdopodobieństwo, że ktoś mógłby zrobić jej krzywdę. Dużo większą niż on sam...

~*~

No hej.
Obiecałam rozdział jutro, ale jutro będę zakuwać na kartkówkę z geografii, więc raczej nie znajdę chwili nawet na dodanie głupiego rozdziału.
Sprawdziłam dzisiaj kalendarz roku szkolnego i był to największy błąd, jaki mogłam popełnić w życiu. Otóż dowiedziałam się, że w październiku, czy tam listopadzie, piszę próbną maturę. Oprócz tego, że nic nie umiem i na pewno nic nie zaliczę nawet na magiczne 30 procent - jest moc :) A samą matmę piszę prawdopodobnie 1 czerwca, z tego co zrozumiałam. Życie ssie.
Jeszcze coś miałam napisać, ale nie pamiętam... Jestem za bardzo zmęczona, żeby myśleć. 8 matematyk, 5 geografii i 4 fizyki tygodniowo to zdecydowanie za dużo. Nie, żebym miała coś do matmy, albo fizyki, ale geografia <<<
Dobra, nie będę się już rozwijać.
Rozdział za dwa tygodnie - mam napisanych tylko 11, przez co nie mogę się jakoś za bardzo produkować, bo nie mam pojęcia, kiedy będę miała czas, żeby cokolwiek dopisać. Mam nadzieję, że zrozumiecie.
See me again,
Evansik xox
Czarna Dama również na Tweeterze - wejdź i skomentuj z #TQWBff ;) 

4 komentarze:

  1. Nie wierzę, że Malik z własnej woli oddał się policji.... Znowu coś kombinuje... Przecież to oczywiste, że zwieje z tego więzienia szybciej niż się w nim pojawił.
    Współczuję Ci tej matury i w ogóle. Ja w tym roku przygotowuje się do egzaminów gimnazjalnych. Wiem, że to coś kompletnie innego i nie tak strasznego jak matura ale stresik jest :/
    Do następnego Skarbie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. jeju cudownie piszesz <3 już się nie mogę doczekać następnego :D

    OdpowiedzUsuń
  3. no wiesz ty co?!
    Blog zaisty ale żeby w takim momencie?

    OdpowiedzUsuń