"Miłość poznaje się po tym, że czyjegoś głosu pragniesz bardziej, niż ciszy; kochać to zgodnie przerwać rozmowę, żeby posłuchać deszczu..."
~ Wojciech Kuczok
Cassie
szybkim krokiem przemierzała korytarze więzienia w Los Angeles. Nie było jej
tutaj dłużej niż dwadzieścia cztery godziny, przez co nerwy związane z tym, czy
Malik dalej grzecznie siedzi w swojej celi, wręcz zżerały ją od środka. Nie
posłuchała doktora, który kategorycznie zakazał jej pójścia do pracy.
Zignorowała nawoływania Samuela, którego jako pierwszego spotkała dzisiaj zaraz
po wejściu na posterunek. Nie zwróciła uwagi na wezwanie od Fernandeza chociaż
wiedziała, że on jako jedyny z nich wszystkich mógł poprzeć decyzje, którą
podjęła jeszcze przed opuszczeniem swojej szpitalnej sali. Musiała mieć stu
procentową pewność, że nic ważnego się nie stało, a bandaż, pokrywający oba
ramiona oraz całą lewą rękę był jedynie utrudnieniem podczas prowadzenia
samochodu.
Otworzyła
drzwi pokoju przesłuchań, od razu wchodząc do niego pewnym krokiem. Strażnicy
nie zdążyli jeszcze przyprowadzić tutaj Malika, ale przewidywała, że tak
właśnie będzie. W końcu nigdy wcześniej przejście przez ten cały cholerny budynek
nie zajęło jej zaledwie pięciu minut. Odetchnęła głęboko, opadając na jedno z
plastikowych krzeseł. Mimowolnie spojrzała w kierunku lustra weneckiego, za
którym stała ostatnio. Była w stu procentach pewna, że zebrało się za nim pół
posterunku, ale nawet nie chciała tego komentować. Postanowiła, że po prostu
załatwi, co ma do załatwienia i zmyje się stąd, żeby w końcu wyspać się w swoim
własnym łóżku.
Podniosła
spojrzenie na plastikowe drzwi, przez które wprowadzono Zayna. Mulat szarpał
się mocno i klął na dwóch mężczyzn, którzy trzymali go w żelaznym uścisku. Na
policzku jednego z nich zauważyła długie zadrapanie, które na pewno zostawił
Malik. Odchrząknęła głośno, zwracając na siebie uwagę ich wszystkich.
Dostrzegła zadziorny uśmiech, który pojawił się na jego twarzy zaraz po tym,
jak ich spojrzenia się przecięły. W tamtym momencie uzyskała całkowitą pewność,
że Malik wiedział kto ją postrzelił. A głupie tłumaczenia Liama, jak to
przejmował się jej losem w cale na nią nie działały. Malik to Malik. Zatwardziały
gangster bez zasad, który dla uzyskania swojego celu nie cofnie się przed
niczym. I mężczyzna, któremu oddała swoje serce.
Czarnowłosy
zajął miejsce na przeciwko niej, od razu rozkładając się niechlujnie na
krześle. Nogi wyciągnął do przodu, krzyżując je w kostkach, a ręce na wysokości
klaki piersiowej. Jego uśmiech nieznacznie zmniejszył się, kiedy zauważył biały
bandaż, wystający spod bluzy i to, jak Cassie ma ułożoną rękę.
-- Chciałaś czegoś ode mnie, Aniołku?
Bo wiesz, zajmowałem się czymś bardzo poważnym i nie chciałem tego przerywać -
westchnął ciężko, kręcąc z dezaprobatą głową. Cassandra zacisnęła szczękę, nie
chcąc wypowiadać się na temat tego, co ważnego mógł robić w więzieniu. Nie
mogła mu również od razu niczego zasugerować, bo rozmowa byłaby zakończona.
-- Owszem. Chciałam wiedzieć, dlaczego
postanowiłeś zlecić komuś zabicie mnie - powiedziała poważnie, zaciskając usta
w wąską kreskę. Zayn pokręcił głową, śmiejąc się głośno. Czuła jednak, że to
posuniecie z jego strony nie było do końca szczere. Miała wrażenie, jakby ten
śmiech był w pewien sposób nerwowy. Chyba chciał coś nim ukryć, ale nie miała
pewności.
-- Bardzo dobry żart, księżniczko. A
teraz powiedz mi, dlaczego do jasnej cholery miałbym zlecić zabicie ciebie i
jak miałbym to zrobić, skoro od kilku dni siedzę tutaj, zamknięty za kratkami?
- zironizował, przewracając oczami.
-- Twój przyjaciel groził mi niedawno,
że jeżeli nie zgodzę się zrezygnować z pilnowania cię, to zaraz po wyjściu z
więzienia osobiście zajmiesz się usunięciem mnie z waszej drogi - wiedziała, że
mocno nagina fakty, ale nie zwracała na to uwagi. Musiała wyciągnąć z niego
możliwie jak najwięcej informacji i jeżeli miała kłamać, to mogła to zrobić. W
końcu obiecała sobie, że zrobi wszystko, żeby nie pozwolić mu umrzeć. Kiedy
dostanie dożywocie będzie mogła przynajmniej do końca życia mieć na niego oko.
-- A mogłabyś zdradzić mi imię tego
przyjaciela? Muszę pogratulować mu, że udało mu się ciebie odnaleźć. W końcu
cała ta zakichana instytucja państwowa strzeże cię jak swoich największych
sekretów.
-- Nie znam twoich przyjaciół z
imienia i nazwiska, Malik, więc możesz już skończyć ten teatrzyk i powiedzieć
mi, dlaczego do jasnej cholery postanowiłeś dać złapać się w miejscu, gdzie w
każdej chwili możemy cię powiesić za to całego gówno, potocznie zwane twoim
życiem - syknęła, powoli tracąc do niego cierpliwość. Mimo wszystko nie chciała
wkopywać Liama. Po tym, jak potraktował ją ostatnim razem, bała się go.
-- Skoro tak bardzo chcesz, żebym się
powtarzał - westchnął teatralnie, siadając normalnie na krześle, po czym
przysunął się bliżej stołu i pochylił nad nim, żeby mieć bliżej swoją twarz do
twarzy Cassandry. - Chciałem pomóc wam w wyłapaniu wszystkich niegrzecznych
chłopców z mojego gangu, ale wy nie chcecie mojej pomocy, więc nie rozumiem, po
co miałbym tutaj dłużej siedzieć.
-- Wiesz, że właśnie potwierdzasz
wszystko, czego się niedawno dowiedziałam? Planujesz ucieczkę, a ja nie
zamierzam ci na to pozwolić. Teraz, skoro jesteś takim grzecznym chłopczykiem,
pójdziesz do specjalnego pokoju i pozwolisz mi się przeszukać - uśmiechnęła się
do niego słodko, podnosząc się z siedzenia. Zauważyła niebezpieczny błysk w
jego oczach, ale o dziwo, zupełnie spokojnie udał się za nią.
Kiedy
dotarli na miejsce i weszli do niewielkiego pomieszczenia, Cassie zapaliła
światło, po czym zamknęła drzwi za dwoma strażnikami, którzy mieli pomóc jej w
przeszukiwaniu Malika. Sama nie byłaby w stanie tego zrobić, ponieważ bandaż
uniemożliwiał jej jakiekolwiek poruszanie lewą ręką. Nie rozumiała, dlaczego
lekarz postanowił tak bardzo zabezpieczyć ranę. W końcu, jak sam wcześniej
powiedział, nie była aż tak poważna, jak wydawało się na początku i odpowiednio
się goiła.
Stanęła
pod jedną z pomalowanych na biało ścian, kiedy dwaj mężczyźni ustawiali Zayna
na przeciwko. Ręce Mulata zostały oparte o twardą powierzchnię, a nogi
rozstawione na odległość pół metra. Cass uważnie przyglądała się, jak mięśnie
czarnowłosego napinają się mocno. Podobały jej się i nie potrafiła tego ukryć
nawet przed sobą.
-- Wolałbym, żebyś to ty mnie macała,
Aniołku - zaśmiał się, odwracając na chwilę głowę w jej kierunku. Szybko
zostało to jednak skorygowane przez jednego ze strażników. Gangster warknął
ostrzegawczo w jego kierunku.
-- Jestem pewna, że Steve'owi i
Adamowi również się to nie podoba, ale niestety nie zawsze dostajemy to, na co
akurat mamy ochotę - syknęła, zwężając powieki. Kobieta dotknęła delikatnie
lewego ramienia, chcąc chociaż nieznacznie ulżyć sobie w bólu. Miała wrażenie,
że skóra w miejscu postrzału za chwilę pęknie.
-- Święte słowa, księżniczko - przez
chwilę w całym pomieszczeniu zapanowała cisza, przerywana jedynie odgłosem
pocierania skórą o materiał stroju więziennego, jaki miał na sobie brunet. - To
może w międzyczasie powiesz mi, co zrobiła ci osobą, którą rzekomo na ciebie
nasłałem.
-- Nie zgrywaj idioty, Malik.
Doskonale wiem, że to ty kazałeś mnie postrzelić. W końcu przeszkadzałam ci już
dwa lata temu, więc nareszcie postanowiłeś się zemścić i mnie sprzątnąć -
przewróciła oczami, lekko zaciskając palce na ramieniu. Ból stawał się coraz
bardziej nie do zniesienia. Żałowała, że nie ma przy sobie jakichś leków.
-- Wiem, co o mnie myślisz, ale ja
naprawdę nie nasłałem na ciebie nikogo. Może przysłużyłaś się komuś jeszcze, w
końcu jesteś panią policjantką. Mogłaś wystawić komuś za wysoki mandat i to on
postanowił się na tobie zemścić. Nie jestem odpowiedzialny za całe zło tego
świata.
-- Rozbieraj się do bokserek - zanim
szatynka zdążyła się odezwać, w słowo wszedł jej Steve, patrząc poważnie na
Malika. Ten zaśmiał się głośno i pokręcił przecząco głową, pokazując tym samym,
że nie ma zamiaru spełniać ostatniego polecenia, wydanego przez policjanta.
Jego duma i tak ucierpiała na tym, że pozwolił się obmacywać dwóm facetom.
Rozebranie się było dla niego jak cios poniżej pasa.
-- Nie denerwuj mnie Malik. Jeżeli nie
masz nic do ukrycia i nie chcesz mieć jeszcze większych kłopotów, to po prostu
zdejmij ten pomarańczowy łach i bokserkę - warknęła Cassandra, podchodząc do
niego. Nie opuściła jednak prawej ręki. Nie była w stanie.
-- Rozbiorę się, ale tylko kiedy oni
dwaj stąd wyjdą - powiedział twardo, odwracając się przodem do niej. Adam
sięgał już po kajdanki, ale Cassandra powstrzymała go gestem dłoni, puszczając
na chwilę ramię, po czym pokiwała twierdząc głową, czując na sobie zdziwione
spojrzenia znajomych z pracy. Nie patrzyła na nich. Nie chciała przerwać
kontaktu wzrokowego z czarnowłosym. Musiała za wszelką cenę pokazać mu, że nie
jest słaba.
Mężczyźni
wyszli z pomieszczenia, zapewniając kobietę, że wystarczy jeden krzyk i będę z
powrotem, po czym zamknęli za sobą drzwi. Cassie machnęła głową, chcąc go
pospieszyć. Chciała mieć to jak najszybciej za sobą. Wiedziała, że Fernandez da
jej tyle wolnego, ile tylko zapragnie, a w tamtym momencie nie marzyła o niczym
innym. Jej ciałem nagle zawładnę zmęczenie i nie pragnęła nic innego jak
wygodne łóżko w sypialni.
Malik
jednak nie zamierzał ułatwiać kobiecie zadania przeszukania go. Zaraz po tym,
jak upewnił się, że w pomieszczeniu nie ma żadnych kamer i luster weneckich, w
dwóch krokach podszedł do policjantki, od razu obejmując ją ramieniem w pasie,
żeby przypadkiem nie odsunęła się od niego. Bandaż, wystający spod jej bluzy
cholernie go niepokoił. W dodatku ta lewa ręką, którą przez cały czas trzymała,
jakby była złamana. Musiał wiedzieć, co stało się dwie noce wcześniej. Nie
wytrzymałby już ani minuty dłużej.
-- Zayn, jeżeli nie chcesz, żebym
zaczęła krzyczeć, czym naprawdę mogę ci wyrządzić spore kłopoty, to odsuń się
ode mnie. Nie mam siły na szarpanie sie z tobą, a poza tym cholernie boli mnie
ramię - westchnęła ciężko, odwracając głowę i spuszczają wzrok na brudną
podłogę. Malik nie zareagował. - No odsuń się ode mnie do jasnej cholery! -
nieznacznie podniosła głos, chcąc go w ten sposób ostrzec i pokazać, że w cale
nie żartowała.
-- Najpierw dowiem się, co ci się
stało - mruknął, ruszając w kierunku ściany, do której ostrożnie przyparł
kobietę. Kiedy jej ramię spotkało się z twardą powierzchnią skrzywiła się
mocno, zaciskając powieki. Wtedy był już w stu procentach pewny, że ten bandaż
nie oznacza niczego dobrego.
Zabrał
jedną rękę z talii brązowowłosej i powoli zaczął zsuwać z niej bluzę.
Protestowała i starała się wyrwać z jego uścisku, ale wszelkie starania spełzły
na niczym, ponieważ nie mogła nawet porządnie go od siebie odepchnąć. Kiedy w
końcu zrezygnowała, Mulat zdjął z niej ubranie wierzchnie, bezceremonialnie
upuszczając je na podłogę. Otworzył szeroko oczy, dostrzegając że kobieta ma
zabandażowaną cała klatkę piersiową i lewe ramię. Przejechał ostrożnie palcami,
gdzie opatrunek zrobił się lekko czerwony od krwi policjantki.
-- To naprawdę nie byłem ja -
powiedział w końcu, przerywając niezręczną ciszę, jaka zapanowała pomiędzy
nimi. Cassie westchnęła ciężko, w końcu wyswobadzając się z jego ramion. Czuła,
że nie może dłużej stać w odległości mniejszej niż kilka metrów. - Wiem, że to
Liam do ciebie polazł. Szczerze powiedziawszy zdziwiłbym się bardzo, gdyby ten
kretyn tego nie zrobił - Malik przewrócił oczami, do końca rozpinając rozporek
w swoim pomarańczowym stroju, przez co od razu zjechał z jego bioder i opadł na
podłogę, dzięki czemu mógł z niego wyjść bez większych problemów.
-- Nie musiał. Od razu po tym, jak wszedłeś
tamtego wieczoru na komisariat wiedziałam, że coś knujesz. Nie miałam co do
tego najmniejszych wątpliwości. A wizyta Liama w szpitalu i to, co mi
powiedział tylko upewniło mnie w moich przekonaniach - wzruszyła wolnym
ramieniem, po czym podeszła do niego zaraz po tym, jak zdjął bokserkę i rzucił
ją na podłogę.
Zmierzyła
uważnym wzrokiem ubrania, które miał na sobie, po czym kiwnęła potwierdzająco
głową, pozwalając mu z powrotem założyć je na siebie i zgarnęła swoją czarną
bluzę, od razu zakładając ją na siebie. Zatrzymała się na chwilę przy drzwiach.
-- Jeżeli jakimś cudem uda ci się stąd
wydostać przed rozprawą, w co szczerze wątpię. Do zobaczenia w Europie - i
zostawiła go na samym środku pomieszczenia, zupełnie zdezorientowanego,
bijącego się z własnymi myślami.
Szybkim
krokiem wyszła z budynku więzienia, od razu wsiadając do swojego samochodu. Nie
chciała przebywać tutaj ani minuty dłużej, musiała po prostu znaleźć się w
swoim domu. Westchnęła ciężko, zdając sobie sprawę, że musi pokazać się jeszcze
u Fernandeza i dostarczyć mu osobiście zwolnienie lekarskie, żeby przypadkiem
nie wyrzucili jej z pracy. To było ostatnim, czego chciała.
-- Ani mi się waż odpalać silnik! - odwróciła się zdziwiona w kierunku Samuela, który biegł do niej z chęcią mordu zarówno w oczach, jak i na twarzy. Wiedziała, że będzie na nią wściekły, ale nie podejrzewała, że aż tak bardzo. - Zawsze wiedziałem, że jesteś kretynką, Willson, ale nigdy nie podejrzewałem, że aż tak dużą - odetchnął, zabierając jej kluczyki z dłoni. - W tej chwili przesiadaj się na miejsce pasażera. Zabiorę cię wszędzie, gdzie musisz jeszcze jechać, ale do jasnej cholery, nie rób z siebie pieprzonej samobójczyni - ciemnowłosa, chcąc uniknąć kłótni na samym środku parkingu, postanowiła skorzystać z oferty przyjaciela. Chociaż i tak nie miałaby innego wyjścia. Wściekły Rossi, to niebezpieczny Rossi. I nawet tłumaczenie, że jest jego przełożoną nie zrobiłoby na nim najmniejszego wrażenia.
<3
OdpowiedzUsuńOjejku ! Jeszcze więcej zbliżeń z Zaynem , no ! Ale mi sie podoba ;* oby tak dalej ��
OdpowiedzUsuńJestem teraz w szpitalu i mam wiele czasu na czytanie, wièc trafiłam na twojego bloga i się zakochałam. Naprawdę wciąga! Szybko wszystko nadrobiłam i jestem już na bierząco, a teraz czekam na następny rozdział x Liczę też na to, że odwiedzisz mojego bloga z dość nietypowym opowiadaniem i Harrym until-dawn-fanfiction.blogspot.com Nie będę miała też nic przeciwko jeżeli poinformujesz mnie tam o nowym rozdziale :) Życzę weny! x
OdpowiedzUsuńjejku w szpitalu? mam nadzieję, że to nie było nic poważnego :c
Usuńdużo zdrowia!