Sukces polega na tym, by iść od porażki do porażki, nie tracąc entuzjazmu. ~ Winston Churchill
~*~
Jęknęła
przeciągle, podnosząc się niemrawo do pozycji siedzącej. Nie miała bladego
pojęcia, co się z nią stało. Wszystkie kości i głowa niemiłosiernie ją bolały.
Czuła się, jakby spędziła kilka dni na podłodze. Wplotła palce we włosy,
ciągnąc za nie delikatnie. Chciała cokolwiek przypomnieć sobie z ostatnich
kilkudziesięciu godzin, ale słabo jej to wychodziło. Jednak kiedy wszystkie
wspomnienia wróciły zamarła w jednej pozycji. Malik, Londyn, Malik, młody
chłopak, strzelanina, Malik, dom, koniec. Wszystko to przewijało się w jej
umyśle i nie była w stanie, powstrzymać tych obrazów. Podniosła się po woli z
podłogi, wyciągając telefon z kieszeni, żeby sprawdzić godzinę. Dwudziesta
czwarta. Zagryzła dolną wargę, ruszając w kierunku łazienki, gdzie zdjęła z
siebie koszulkę i odwróciła się tyłem do lustra, żeby móc obejrzeć opatrunek na
plecach. Tak, jak się domyślała wszystko było przesiąknięte jej krwią. Już
miała zabrać się za zmienianie bandaży, kiedy usłyszała głośne walenie w drzwi.
Zrezygnowana naciągnęła na siebie z powrotem ciuch, udając się do przedpokoju.
Nie patrząc w ogóle przez wizjer otworzyła wejście, przez które jak burza wpadł
wściekły Malik, od razu łapiąc jej nadgarstki i przygwożdżając do ściany.
Jęknęła głośno, zamykając oczy, kiedy rana uderzyła w twardą powierzchnię.
-- Co ty do kurwej nędzy sobie myślisz,
Aniołku?! – warknął, nie zważając na to, że drzwi w dalszym ciągu są otwarte i
słyszy go najprawdopodobniej cała klatka.
-- Malik, proszę. Porozmawiajmy w
cywilizowany sposób – mruknęła, nie otwierając oczu. Ból sprawił, że pod
powiekami kobiety zaczęły zbierać się łzy, których nie mogła wypuścić na
policzki, ponieważ pokazałaby tym samym, że jest słaba.
-- I ty do jasnej cholery mówisz o
cywilizowanym sposobie, jak nawet pieprzonego telefonu nie chcesz odebrać? –
zacieśnił uścisk na nadgarstkach szatynki. Czuła, że z jej organizmem zaczyna
dziać się coraz gorzej. Te same czarne plamy, które pamięta po powrocie do domu
znów zaczęły pojawiać się przed oczami Cassie i przysłaniać widok. Spuściła
głowę, nie mogąc dłużej utrzymać się w pionie.
~*~
-- Willson – potrząsnął mocno Cass,
która cały czas była przygwożdżona przez niego do ściany. Zdziwił go fakt, że
jeszcze mu nie odpowiedziała, a jej ciało stało się jakby całkiem bezwładne.
Zaczął
po woli poluźniać uścisk, starając się zapanować nad wściekłością. Już dwie
godziny temu miała przyjechać do jego domu, żeby mógł sprawdzić jak dobrze
radzi sobie z prowadzeniem motoru. Właśnie dlatego sprowadził do Nowego Yorku
Hondę, którą miała odebrać – aby nauczyć ją ścigać się na nielegalnych
wyścigach. Zdawał sobie sprawę, że nie może wysyłać jej na każdą misję, więc
przynajmniej w taki sposób by mu się przydała. Już miał całkowicie puścić
kobietę, ale w ostatnim momencie zdał sobie sprawę, że jest nieprzytomna.
Zaklął pod nosem, biorąc ją na ręce i kierując się prosto do salonu, gdzie
położył ją na kanapie. Już miał iść do kuchni, po szklankę wody, kiedy poczuł
coś ciepłego na dłoni, którą trzymał w zagłębieniu pleców
dwudziestopięciolatki. Przyjrzał się temu uważnie ze zdziwieniem stwierdzając,
że jest to krew. Natychmiast odwrócił się na pięcie, podchodząc do cały czas
nieprzytomnej szatynki i podniósł delikatnie jedną jej stronę do góry. Oczy
powiększyły mu się kilkakrotnie, kiedy zobaczył czerwoną plamę na koszulce
Cassandry. Zdał sobie sprawę, że to jest właśnie rana, o której wspominała, kiedy
wrócili z Liam ‘em. Natychmiast wyjął telefon, dzwoniąc właśnie do niego.
~
I co, wiesz już dlaczego nas wystawiła? – zapytał od razu Payne. Malik odetchnął głęboko.
~
Przyjedź do jej domu i weź ze sobą wszystko, co jest potrzebne do opatrywania ran
postrzałowych – mruknął, podnosząc się z podłogi i rozprostowując nogi z
lekkim grymasem na twarzy. Po drugiej stronie zapanowała kilkunastosekundowa
cisza, przerywana jedynie miarowym oddechem mężczyzny.
~
Coś ty jej zrobił? – Mulat był niemalże pewny, że jego przyjaciel poderwał się
teraz z siedzenia i w tempie natychmiastowym zaczął iść do ich apteczek.
~
Oj odchrzań się, to nie ja! To znaczy nie do końca – mruknął, zrywając połączenie. Kątem oka zauważył, że kobieta zaczęła się poruszać, więc natychmiast
znalazł się przy niej.
~*~
Poczuła
ten sam ból głowy, co jakiś czas wcześniej. Mruknęła cicho, otwierając po woli
oczy. Zdziwiła się, widząc że jest u siebie w salonie. Ostatnim, co pamięta był
przedpokój i wkurwiony do granic możliwości Malik. Wzdrygnęła się na samo
wspomnienie furii widocznej doskonale w jego ciemnych oczach. Jak na zawołanie
poczuła mocne pieczenie w nadgarstkach. U niosła je tak, żeby mogła się im
dokładnie przyjrzeć. Były całkowicie sine. Z cichym westchnieniem zaczęła podnosić
się do siadu, zaważając że nie jest sama w pomieszczeniu. Malik kucnął przy
kanapie, uważnie ją obserwując.
-- Żyjesz? – zapytał niepewnie.
Powstrzymała się od złośliwego komentarza na temat jego głosu, bo nie chciała
znów wprowadzić go w ten sam stan, w jakim był kiedy do niej przyszedł.
-- Daję radę – mruknęła, przecierając
twarz dłońmi. Syknęła, krzywiąc się nieznacznie, kiedy poczuła pieczenie na
plechach. Bolało, jak cholera, ale nie mogła mu tego pokazać, żeby nie uznał
jej za słabej. – Przepraszam, że nie przyszłam o umówionej godzinie, ale sam
widzisz, jaka jest sytuacja – powiedziała, przybierając obojętny wyraz twarzy
i podnosząc się z kanapy. Zachwiała się lekko, nie mogąc złapać równowagi, ale
Mulat od razu przyszedł kobiecie z ratunkiem i złapał ją w pasie, przyciągając
do siebie.
Znaleźli
się w dość niekomfortowej dla nich obojga sytuacji. Cassie opierała dłonie
na umięśnionym brzuchu Zayn ‘a. Nawet przez koszulkę mogła poczuć, jak bardzo
jest twardy. On natomiast trzymał biodra szatynki, przyciągając ją mocno do
siebie. Podniosła głowę do góry, sprawiając że zaczęli patrzeć sobie prosto w
oczy. Cass wstrzymała oddech, po raz kolejny dzisiejszego dnia widząc jego
niesamowite tęczówki. Jednak tym razem wydawały się być trochę inne, niż
wcześnie – jakby o kilka odcieni jaśniejsze. Straciły również wściekłość, a
okazywały obojętność, której nigdy wcześniej nie widziała w niczyich oczach.
Odsunęła się od niego, spuszczając speszona głowę, kiedy usłyszała głośne
trzaśnięcie drzwiami.
-- Jeżeli ją zabiłeś, to pamiętaj, że zginiesz
następny! – usłyszeli zdenerwowany głos Liam 'a. Cassie popatrzyła zdziwiona na
bruneta, który był ewidentnie rozbawiony stanem, w jaki wprowadził swojego
kumpla.
-- Po co go tutaj ściągnąłeś? –
zapytała, podnosząc wysoko jedną brew. Zmierzyła wzrokiem mężczyznę, który
przed chwilą przyszedł i zatrzymała go na przedmiocie, który ze sobą przyniósł.
-- Liam pomoże ci zapanować nad raną na
plecach – wytłumaczył szybko, machając ręką, żeby się pośpieszyła. Domyśliła
się, że ma zdjąć z siebie koszulkę. Pokręciła przecząco głową.
-- Nie będę się przy was rozbierać –
powiedziała twardo, odsuwając się kilka kroków do tyłu.
-- Aniołku, nie denerwuj mnie. Nic ci
się przecież nie stanie. Widziałem w swoim życiu nie jedną dziewczynę, która
wyglądała lepiej od ciebie i potrafiłem pohamować swoje hormony, więc nie masz
się o co martwić – westchnął zirytowany postawą szatnki. Kobieta spuściła
wzrok, słysząc uwagę na temat swojego wyglądu. Może nie zależało jej na Maliku,
ale on jednak jest mężczyzną i to całkiem przystojnym. Ponownie zaprzeczyła
ruchem głowy. Zdenerwowany Mulat wyszedł z mieszkania, trzaskając za sobą
drzwiami.
-- Nie przejmuj się nim. Czasami nie
panuje nad tym, co mówi – powiedział Payne, podchodząc do niej i poklepując ją
pokrzepiająco po ramieniu. Strąciła jego dłoń i położyła się na łóżku,
ówcześnie ściągając z siebie koszulkę, żeby dać mężczyźnie pełny dostęp do rany
postrzałowej.
Usłyszała
ciche parsknięcie za swoimi plecami. Liam wydawał się nie być przejęty tym, co
przed chwilą zrobiła, a nawet wręcz przeciwnie – rozbawiony. Bez słowa zabrał
się za odklejanie plastra, który nie nadawał się już do niczego. Usłyszała
ciche przekleństwo mężczyzny, a chwilę potem syknęła, ponieważ przynajmniej pół
butelki spirytusu salicylowego wylądowało na i tak już piekącej, ranie.
Zacisnęła mocno zęby oraz powieki. Musi wytrzymać i pokazać, że jest twarda. Pół
godziny później usłyszała głos mężczyzny, oznajmiający że wszystko jest już
skończone. Odetchnęła głęboko, po woli podnosząc się z kanapy, po czym
naciągnęła na siebie koszulkę. Mimo wszystko niezbyt komfortowo czuła się,
kiedy wzrok Payne ‘a wędrował po jej roznegliżowanym ciele.
Poszła
do pokoju i nie zważając na to, że górna część jej ubrania jest cała
zakrwawiona, naciągnęła na siebie skórzaną kurtkę, a na stopy włożyła czarne
trampki, mocno je sznurując. Wyszła ze swojego mieszkania, dzierżąc kask w
dłoni, który założyła, po drodze do motoru. Dobrze wiedziała, że Malik wymaga
od niej, żeby się nie poddawała. Westchnęła cicho, uświadamiając sobie, iż
jeszcze nigdy nie zaangażowała się tak w żadną akcję. Wiedziała jednak, że to
tylko z powodu swojej siostry. Nigdy nie zapomni Mulatowi tego, co jej zrobił.
Nawet, kiedy będzie leżał martwy od kuli postrzałowej.
Nie
zastanawiając się nad niczym usiadła na Hondzie, którą niedawno dostała i
ruszyła, jak mężczyźni kilka sekund wcześniej. Nie miała zielonego pojęcia, co
może się stać, ale musiała robić wszystko, co czarnowłosy kazał. Zauważyła, że
coraz bardziej zaczynają oddalać się od centrum miasta, aż w końcu dookoła nich
nie było nic więcej, niż ciemny las. Kontem oka popatrzyła na zegarek, który
założyła na prawą rękę. Wskazywał równo trzecią w nocy. Pokręciła głową,
przyspieszając kiedy zauważyła jak jej towarzysze się oddalają. Nawet nie
zdążyła się położyć spać, a już musi robić coś nowego. Nic nie szkodzi, że była
nieprzytomna przez około dwadzieścia cztery godziny. Przez to tylko bolą ją
teraz wszystkie kości. Nawet te, o których istnieniu nie miała pojęcia.
Zaparkowała
swój motor, obok pojazdu Zayn ‘a. Znajdowali się na totalnym odludziu, kilka
mil od Nowego Yorku. Kobieta była zdziwiona, że Mulat znalazł wybetonowany
plac, który okazał się starym, zapuszczonym torem wyścigowym w takim miejscu. Rozejrzała
się uważnie dookoła, podnosząc do góry wizjer swojego kasku. Nie podobało jej
się tutaj, ale raczej nic dziwnego. Przecież komu normalnemu odpowiadają
miejsca takie, jak to?
-- Będziemy się ścigać – oznajmił
Malik, uważnie obserwując reakcję szatynki. Był taka, jak się spodziewał.
Dwudziestopięciolatka wybałuszyła na niego oczy i popukała się w głowę.
-- To, że umiem jeździć szybko na
motorze, nie znaczy, że umiem się na nim ścigać – mruknęła, opierając się
dłońmi o kierownicę Hondy. W odpowiedzi usłyszała cichy śmiech Malika. Jednak
nie taki, jak dotychczas; wyprany z mocji. On był naprawdę rozbawiony jej
rekcją.
-- I właśnie ja cię tego nauczę –
puścił ciemnowłosej oczko i podjechał do wskazanego wcześniej przez siebie
miejsca.
Zrezygnowana
Willson nie miała wyboru. Opuściła z powrotem wizjer, żeby zasłonić całkowicie
swoją twarz i stanęła obok mężczyzny. Payne wyszedł przed nich i zaczął
odliczać na palcach od trzech w dół. Kobieta wzięła głęboki oddech, starając
się przypomnieć sobie wszystkie manewry, jakich nauczył ją kiedyś kuzyn –
miłośnik Moto GP. Dodała gazu, startując kiedy tylko mężczyzna dał im do tego
znak. Wyprzedziła od razu Malika, jednak nie na długo, ponieważ nie udało jej
się zapanować nad motorem po wejściu w pierwszy, ostry zakręt. Zaklęła pod
nosem, znów starając się wyjść na prowadzenie, jednak tym razem nie było to już
takie łatwe, ponieważ czarnowłosy zdążył się rozkręcić i przewidywał wszystko,
co tylko chciała zrobić.
Pół
godziny później ich „wyścig” zakończył się porażką Cassie, co było do
przewidzenia. Zrezygnowana, zmęczona i podenerwowana zatrzymała się obok Liam 'a,
chcąc być jak najdalej od Zayn ‘a, który wydawał się być z siebie zadowolony.
Odetchnęła głęboko, starając się zapanować nad buzującymi emocjami. Wszystkie
starania poszły jednak na marne, kiedy mężczyzna podszedł do nich i zaczął
swoją gadaninę.
-- Spodziewałam się więcej po kimś
takim, jak ty, Aniołku – zakpił, uśmiechając się szeroko. Cassandra zrezygnowała ze zdejmowania kasku, żeby nie widział wściekłości, która na pewno
jest doskonale widoczna na jej twarzy.
-- Odpuść jej. Przecież i tak jest w
tym lepsza, niż nie jeden koleś z twojego gangu – stanął w obronie szatynki
Liam. Dziękowała mu za to w duchu, bo nie wiedziała, czy byłaby w stanie
powiedzieć coś sensownego.
-- Payne, nie rozmawiam z tobą, więc
się łaskawie nie wtrącaj – warknął Mulat, mierząc przyjaciela złowrogim
spojrzeniem. On w odpowiedzi jedynie podniósł ręce w obronnym geście i zamknął
usta na niewidzialną kłódkę, sygnalizując że już się więcej nie będzie odzywał.
Przynajmniej na razie. – Więc jak będzie? Poddajesz się, czy dasz mi nauczyć
cię tego? – zapytał, podchodząc do niej o krok bliżej. Cass zawahała się
przez chwilę, ale po krótkim czasie kiwnęła potwierdzająco głową. Przecież w
końcu będzie mogła zrobić coś, co ją tak bardzo do tej pory fascynowało.
Ciemnowłosy
nie powiedział już nic więcej, tylko z powrotem założył kask na głowę i usiadł
za kobietą. Ta automatycznie poczuła dziwne dreszcze wzdłuż kręgosłupa, które
nasiliły się w momencie, kiedy dłonie Zayn ‘a spoczęły na jej biodrach. Karcąc
się w myślach za swoją reakcję odpaliła silnik i ruszyła z miejsca. Mężczyzna
jak na zawołanie zaczął korygować wszystko to, co nie podobało mu się w
postawie dwudziestopięciolatki. Ona sama natomiast starała się jak najwięcej
zapamiętać z tej „lekcji”. Czuła w środku, że chciałaby jeszcze kiedyś
powtórzyć to, co się teraz dzieje i właśnie dlatego nie może dopuścić do
kolejnej takiej sytuacji. Nigdy więcej.
ndkdid. Zajebiste! uwielbiam. Jdjjfjdjdjsjkxkdk. Co tu wiecej pisac. Jak zawsze swietnie. Kocham kocham kochaaam !!!!!! *,*
OdpowiedzUsuń@luvmyniallers
Świetny blog! Czekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńBest ♥
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Award! :)
OdpowiedzUsuńWięcej tu >>> http://unearthly-story.blogspot.com/2014/12/liebster-blogger-award.html
Wesołych Świąt i szczęśliwego nowego roku! :)