Jeżeli jest tu ktoś, kto chciałby zostać nominowany do LA, to niech śmiało napisze o tym w komentarzu :)
Znaczną część życia wypełnia ten sam dylemat: jak sprawiać wrażenie kogoś stanowczego i pełnego energii […] ~Kurt Vonnegut
~*~
Uchyliła
po woli powieki, starając się przyzwyczaić wzrok do dziennego światła. Kiedy w
końcu jej się to udało natychmiast przekręciła się na plecy, owijając
szczelniej kołdrą. Klęła na siebie w myślach za to, że zostawiła na całą noc
otwarte okno, ponieważ teraz czuła się, jak w jakiejś zamrażarce. Z ciekawości
zerknęła przez szybę, starają się zobaczyć, jaką mają pogodę w Nowym Yorku.
Jęknęła przeciągle, zauważając strugi wody, szybko spływające z nieba.
Nienawidziła deszczu. Zawsze wprowadzał ją w senny, melancholijny nastrój,
przez co nikt nie chciał z nią przebywać. Stawała się naburmuszona i marudna;
narzekała na wszystko dookoła.
Z
cichym westchnieniem podniosła się do pozycji siedzącej, cały czas
przytrzymując końcówkę kołdry na wysokości swoich piersi, po czym przetarła
zaspane oczy wierzchem dłoni. Malik postanowił dać szatynce jeden dzień
spokoju po tym, jak wczoraj jeździli na motorach do szóstej nad ranem.
Dokładnie widziała, że jest zmęczony tym wszystkim, jednak za wszelką ceną
chciał nauczyć Cassandrę wszystkich sztuczek oraz manewrów za jednym
spotkaniem. Kilkanaście razy próbowała nakłonić go do tego, żeby odpuścił, ale
całe gadanie szło na marne. Mulat nie chciał nawet słuchać słowa sprzeciwu, a
co dopiero całych wypowiedzi na ten temat. Nie pozostawało jej nic innego, jak
posłuszne podporządkowanie się jego zachciankom, co w przypadku tej kobiety
graniczyło niemalże z cudem. No cóż, jak widać na załączonym obrazku - one
również się zdarzają.
Wstała
z łóżka, zostawiając na nim kołdrę. Cass nie obchodził nawet fakt, że jest
teraz w samej bieliźnie, a większość okien w mieszkaniu nie została zasłonięta
roletami. Liczyło się jedynie to, że czuje się komfortowo; pomijając cholerne
zimno, przez które miała gęsią skórkę na całym ciele. Niemrawym krokiem ruszyła
w kierunku kuchni, żeby zrobić sobie mocną kawę. Usłyszała głośne pukanie w
drzwi, jednak postanowiła je zupełnie zignorować. Jeżeli byłoby to coś ważnego,
to najpierw ktoś zadzwoniłby do niej z informacją o tym, że zawita w skromne
progi kobiety. Weszła do kuchni, od razu odpalając elektryczny czajnik, po czym
zaczęła przeszukiwać zawartość swoich szafek w poszukiwaniu kofeiny.
Zrezygnowała, kiedy przejrzała już wszystkie zakamarki pomieszczenia.
Oparła
się pupą o blat kuchenny, odchylając głowę do tyłu i zamykając oczy. Wydawało
jej się, że wszystko zaczęło sprzysięgać się przeciwko niej tylko po to, żeby
utrudnić życie Cassie jeszcze bardziej. Westchnęła zrezygnowana i już chciała
zaparzyć sobie czarnej herbaty, ale poczuła czyjś ciepły oddech na szyi i duże
dłonie na biodrach. Otworzyła szeroko oczy, przez co spojrzenie Willson spotkało
się z ciemnymi tęczówkami Zayn ‘a. Chciała coś powiedzieć, żeby się od niej
odsunął, ale głos uwiązł w gardle kobiety, przez co zastygła z szeroko otwartą
buzią.
-- Dzień dobry, Aniołku – przybliżył
swoje usta do ucha szatynki, przygryzając je delikatnie i kładąc ręce po obu
stronach jej ciała. – A może powinienem raczej powiedzieć Diablico – uśmiechnął
się, widząc gęsią skórkę na plecach szatynki. Dobrze wiedział, że na nią
działa, jednak nie spodziewał się, że w aż tak dużym stopniu.
-- Malik, musisz zapamiętać, że jesteś
w moim mieszkaniu i nie powinieneś wchodzić do niego bez pukania, bo mogę być
na przykład w samej bieliźnie – zironizowała, starając się go od siebie
odepchnąć. Nienawidziła tracić panowania nad sytuacją, a teraz właśnie to się
działo.
-- Mnie to nie przeszkadza – powiedział
zadziornie, ale odsunął się od niej. Wolnym krokiem poszedł do salonu i
rozłożył się na kanapie, włączając telewizor na pierwszym lepszym kanale.
Ciemnowłosa szybko wzięła z łazienki satynowy, czarny szlafrok i poszła do niego.
Nie ufała mu i nic nie wskazywało na to, że w tej kwestii cokolwiek się zmieni.
-- Podobno miałam mieć dzień wolny,
więc mógłbyś mi wytłumaczyć, dlaczego tutaj przyszedłeś? – zapytała, stając w
wejściu do pokoju i opierając się o framugę ramieniem obrzuciła Malika uważnym
spojrzeniem.
-- Chciałem cię poinformować, że
wieczorem wychodzimy na imprezę, więc masz jeszcze cztery godziny na
przygotowania – powiedział obojętnie, wpatrując się bez sensu w telewizor.
Cassandra odczekała chwilę, sądząc że on za chwilę powie, jaki to świetny żart
wymyślił.
-- Czekaj, czekaj, czekaj – zaczęła
machać rękami, natychmiast się prostując. – Ty idziesz na imprezę. Ja się nigdzie
nie wybieram – sprostowała, stając mu na widoku. Nie lubi być ignorowana
podczas rozmowy i nie życzy sobie tego, nawet jeśli konwersuje z Mulatem.
Zwłaszcza wtedy.
-- Skarbie, ty nie masz nic do
powiedzenia. Jeżeli chcesz dostać się do mojego gangu musisz mi pokazać, jak
radzisz sobie z mężczyznami w takich miejscach, bo wiesz.. – przerwał na chwilę,
podnosząc się i podchodząc do Cass. Kobieta chciała się cofnąć, ale
poczuła zimną ścianę za swoimi plecami. Mężczyzna uśmiechnął się szeroko, opierając
swoje czoło o jej. – W naszym zawodzie nie ma zbyt wielu kobiet – wymruczał,
przygryzając dolną wargę.
Uważnie
zmierzył spojrzeniem twarz dwudziestopięciolatki, dłużej zatrzymując się na
ustach. Zdawał sobie sprawę, że nie powinien tego robić, ale chęć pocałowania
jej stała się silniejsza od rozsądku. Już po chwili twarde, chłodne wargi
Malika spotkały się z miękkimi, ciepłymi Cassandry. Po woli zaczął zsuwać z
ramion szatynki szlafrok, uśmiechając się zwycięsko, kiedy ta postanowiła
odwzajemnić pieszczotę. Zupełnie zapomniał w tym momencie o wszystkich
sprawach, z którymi musiał męczyć się nawet podczas snu. Liczył się moment,
chwila, impuls, kilka sekund, wyrwanych z idealnie ułożonego plany działania.
Satynowy materiał swobodnie opadł na drewnianą podłogę, po raz kolejny tego
dnia, ukazując prawie nagą sylwetkę kobiety. Malik natychmiast oderwał się od
jej ust i zjechał swoimi na szyję Cassie. Usłyszał ciche westchnienie, które
jeszcze bardziej go podnieciło. Zapanował jednak nad własnym ciałem i zassał
delikatną skórę ciemnowłosej, zostawiając w tamtym miejscu czerwony ślad.
-- Teraz wszyscy będą wiedzieć, że nie
poszłaś sama – powiedział, odsuwając się od niej i natychmiast wychodząc z
mieszkania. Jeszcze chwili i byłaby pierwszą kobietą, której urokowi nie dałby
radu ulec.
Stała
przez chwilę oniemiała z szeroko otwartymi oczami, nie wiedząc co się dookoła
dzieje. Unormowała oddech, który zdążył znacznie przyspieszyć z powodu... podniecenia. Podniosła ręce do góry, warcząc coś pod nosem, kiedy zdała sobie sprawę
z tego, co się przed chwilą wydarzyło. Zacisnęła powieki, licząc w myślach do
dziesięciu. To nigdy nie powinno się
stać! Poszła szybko do swojej szafy, wyciągając z niej krótkie spodenki, białą
bokserkę i czystą bieliznę. W dalszym ciągu nie miała zamiaru nigdzie wychodzić
dzisiejszego wieczoru. Ubrała się we wcześniej przygotowane rzeczy i poszła do
kuchni, żeby się czegoś napić. Czuła, jakby jej język zamienił się w Saharę.
Wyjrzała przez okno. Pogoda nie za bardzo zachęcała do jakichkolwiek spacerów.
Deszcz strumieniami lał się z nieba, tworząc na ulicach Nowego Yorku całkiem
sporej wielkości kałuże. Wpatrywała się kilka minut w nieciekawy widok za
oknem, zupełnie tracąc rachubę czasu. Spuściła wzrok, czując że wisielczy
nastrój zaczyna jej się po woli udzielać. Odetchnęła głęboko, zakładając na
siebie kaburę i chowając ją pod czarną bluzą. Związała włosy w kucyka, po czym
naciągnęła kaptur na głowę. Włożyła na stopy ciemne trampki, sznurując je
mocno, po czym zupełnie ignorując pogodę wyszła na zewnątrz.
Zawsze,
kiedy na dworze padał deszcz, ona chodziła w jedno miejsce. Wyszła z klatki,
mocniej naciągając kaptur na głowę i przyspieszając kroku, żeby dojść jak
najszybciej. Uważnie rozglądała się dookoła, starając się wypatrzeć pomiędzy
kaskadami wody dostrzec sylwetki sługusów Malika. Nie chciała mieć teraz nikogo
obok siebie. Szła w miejsce, gdzie przebywała sama ze swoimi myślami i nie
lubiła, gdy ktoś jej w tym przeszkadza. Skręciła w mniejszą uliczkę, nie
zwalniając tempa. Deszcz już całkowicie przemoczył wszystkie ubrania kobiety, a
woda z butów po woli zaczynała się wylewać. Stanęła w miejscu, podnosząc głowę.
Ten sam metalowy znak przywitał już po raz wtóry. Nabrała pełno powietrza w
płuca, po chwili wypuszczając je ze świstem.
Uważnie
liczyła nagrobki, a kiedy doszła do dziesięciu skręciła w alejkę. Kilkanaście
kroków dalej znalazła się już na miejscu. Odgarnęła przemoczoną grzywkę z czoła
i podeszła bliżej płyty. Nie zważając na fakt, że wszędzie dookoła jest błoto
uklęknęła, brudząc swoje odkryte kolana. Sama już nie wiedziała, czy płacze. A
nawet jeśli, to wszystkie łzy wymieszały się z kroplami deszczu. Przejechała
delikatnie dłonią po czarno – białym zdjęciu, przedstawiającym uśmiechniętą
szatynkę. Willson przygryzła dolną wargę, starając się nie wybuchnąć głośnym
szlochem.
Tak
naprawdę nie wiedziała, dlaczego na cmentarz przychodzi tylko wtedy, kiedy pada
deszcz. Może liczyła na to, że w taką pogodę nikt jej tutaj nie znajdzie, nie
zobaczy bólu i łez, wskazujących na słabość. Ona nie może sobie na coś takiego
pozwalać. Usiadła na ziemi, przysuwając się do nagrobka i obejmując,
podciągnięte pod brodę nogi, ramionami. Pokręciła głową, po czym oparła czoło
na kolanach. Myślała, że już się z tym pogodziła, ale jak widać trzy lata, to
cały czas za mało. Chciałaby od tak, po prostu zapomnieć, ale widoku
zmasakrowanego ciała nie da się wymazać z pamięci.
Kiedy
dookoła zaczęło się ściemniać, a deszcz przestał padać, Cassandra podniosła się
z ziemi, pocałowała zdjęcie na nagrobku i ruszyła w drogę powrotną. Miała cichą
nadzieję, że Malik nie będzie na nią czekał pod drzwiami. Kiedy zobaczy ją w
takim stanie posypią się pytania, a ktoś taki, jak on na pewno będzie chciał
uzyskać możliwie jak najbardziej wyczerpującą odpowiedź. Wyszła na główną ulicę,
gdzie zaczęło gromadzić się coraz więcej ludzi. Zdawała sobie sprawę z faktu,
że wygląda jakby właśnie wyszła z rzeki i wytarzała się w błocie. Jednak
zupełnie nie zwracała na to uwagi. Poczuła nieprzyjemny dreszcz wzdłuż
kręgosłupa, widząc czarnego Mercedesa, w którym miała przyjemność wracać do
Nowego Yorku. Westchnęła cicho, wchodząc do klatki i od razu kierując swoje
koki do windy. Nie zdziwiła się, kiedy przed jej drzwiami nikogo nie było,
ponieważ nie trudno zgadnąć, że Zayn wolał od razu wejść do mieszkania. Sama
również to zrobiła, trzaskając za sobą głośno drzwiami. Zrobiła to specjalnie.
Wolała mieć za sobą gadkę na temat nieposłuszności.
-- Czekam na ciebie od pół godziny,
mogłaś przynajmniej łaskawie zabrać ze sobą telefon – usłyszała krzyk
dochodzący z jej pokoju. Zdenerwowana wbiegła po schodach, zapominając jak
wygląda. Nikt nie ma tam wstępu.
-- Wyłaź stąd – warknęła, opierając
się ramieniem o framugę. Skrzyżowała ręce pod piersiami, obserwując jego plecy.
-- Zapomniałaś chyba, do kogo się
zwracasz – stwierdził, odwracając się w kierunku ciemnowłosej. Oczy od razu
powiększyły mu się kilkakrotnie. – Co ci się stało? – zapytał zdziwiony,
uważnie obserwując jak podchodzi do szuflady, w której właśnie grzebał w
poszukiwaniu czegoś fajnego i co mogłoby mu pomóc w szybszym rozpracowaniu
kobiety. Była zbyt trudna, a przynajmniej o wiele bardziej niż inni.
-- Nigdy więcej nie wchodź do tego
pokoju – mruknęła, siadając na blacie. Zdjęła kaptur z głowy, odsłaniając tym
samym całą swoją zapłakaną twarz. Zrobiła to tylko dlatego, że nie zdawała
sobie sprawy z tego, jak wygląda.
-- Czemu płakałaś? – zapytał,
podchodząc do niej i lekko dotykając palcami jej podbródka. Po woli podniósł
głowę Cass, sprawiając że popatrzyli sobie w oczy.
Czuła
się żałośnie. On - przystojny, niebezpieczny, pożądany przez większość dziewczyn
mężczyzna. Ona – przemoczona, zdesperowana policjantka. Wyglądała przy nim, jak
jedno, wielkie nieszczęście. Odrzuciła jego dłoń, zeskakując z mebla i
podchodząc do szafy. Czuła wielką potrzebę upicia się do nieprzytomności. Może
uda jej się zgubić Malika gdzieś po drodze. Wyjęła krótką sukienkę z jasnym
dołem oraz czarną górą i odwróciła w jego kierunku.
-- Daj mi chwilę, muszę się przebrać –
stwierdziła, wskazując palcem na rzecz, trzymaną w dłoni. Mulat pokręcił głową,
jakby chcąc przywołać się do porządku i wyszedł z pokoju. Po chwili usłyszała,
jak schodzi szybko po schodach i niedługo później całe, dwupoziomowe mieszkanie
wypełnił głos telewizora.
Zrezygnowana
rozebrała się, po czym włożyła majtki i sukienkę. Przejrzała się w lusterku.
Zaczęła się wahać, czy na pewno powinna założyć coś z takim dekoltem, ale po
chwili stwierdziła, że pewnie i tak będzie miała najbardziej zakryty biust ze
wszystkich kobiet, jakie pojawią się w klubie, do którego zabiera ją Malik. Zrezygnowana
założyła jeszcze tylko sandałki na obcasie i podeszła do jednej z szuflad.
Wyciągnęła z niej mniejszą kaburę, którą miała ze sobą na bankiecie, gdzie po
raz pierwszy miała bliższe spotkanie z Zayn ‘em. Wciągnęła ją na nogę i włożyła
w nią pistolet. Spuściła sukienkę, zakrywając broń. Musiała to zrobić, dla
własnego spokoju. Przebywanie z Mulatem już samo w sobie jest niebezpieczne, a
kiedy idzie się w miejsce, gdzie mogą być jego wrogowie, brzmi jak samobójstwo.
Wyszła
niepewnym krokiem z pokoju i zaczęła schodzić po schodach, starając się zrobić
jak najmniejszy hałas swoimi obcasami. Zanim poszła do salonu, gdzie
najprawdopodobniej przebywał mężczyzna, udała się jeszcze w kierunku łazienki.
Lekki makijaż dzisiejszego wieczoru pewnie będzie mile widziany. Weszła do
pomieszczenia, wyłożonego kafelkami, po czym w pierwszej kolejności rozczesała
swoje włosy, pozostawiając je rozpuszczone i lekko pofalowane. Rzęsy pomalowała
jedynie czarnym tuszem, a usta musnęła jasnoróżowym błyszczykiem. Oparła się o
umywalkę, licząc po woli do dziesięciu i wyszła, od razu idąc do salonu. Tak,
jak wcześniej myślała, Malik leżał rozwalony na kanapie i z uwagą śledził
teledysk do jakieś piosenki, którego nigdy wcześniej nie miała okazji zobaczyć.
Wcześniej
nie przyglądała mu się, ale teraz miała do tego okazję. Ciemne, dżinsowe
spodnie, opinające jego nogi uwydatniały wszystkie mięśnie. Biały T – shirt natomiast
świetnie pokazywał idealnie wyrobiony brzuch. Jeżeli chodzi o buty, to dziś
postawił na wygodę, a mianowicie założył czarne trampki. Cassie odwróciła
głowę, żeby nie musieć więcej na niego patrzeć. Czasami nie rozumiała własnych
myśli, tak jak na przykład w tym momencie. Nie rozumiała, skąd w ogóle wziął
się jej pomysł nazwania Malika nieziemsko przystojnym. Owszem, może i taki był,
ale nie powinien dla niej. Przecież ma go zamknąć w pace, a nie wskoczyć mu do
łóżka.
-- Czy możemy już iść? – rzuciła
obojętnie, ruszając w kierunku drzwi frontowych. Stanęła przed nimi, czekając
na Zayn ‘a. Chciała już wrócić do domu, chociaż jeszcze nawet z niego nie
wyszła.
-- Oczywiście, Aniołku – podszedł do
niej i objął ją ręką w talii. Chciał się od niego odsunąć, ale jej na to nie
pozwolił, więc zrezygnowała, chcąc mieć święty spokój.
Wyszli
z klatki, od razu udając się w kierunku samochodu mężczyzny. Cassandra zajęła
miejsce pasażera, od razu zapinając pasy. Oparła łokieć o podłokietnik, a głowę
na dłoni i beznamiętnym wzrokiem zaczęła wpatrywać się w szybko zmieniający się
za oknem obraz. Oczywiście wolałaby teraz siedzieć w domu i oglądać jakiś film,
albo po prostu położyć się wcześniej spać, ale nic nie wskazywało na to, że
szybko znajdzie się w nim z powrotem. Zamknęła oczy, siadając prosto i
odchylając głowę to tyłu, żeby oprzeć ją o zagłówek. Ostatnich kilka dni
naprawdę bardzo ją wycieńczyło i nie miała zamiaru tego ukrywać nawet przed
Zayn ‘em.
~*~
Heeeeej. Chyba przerzucam się na publikację rozdziałów na sobotę. W piątek zupełnie o tym zapominam. Tak, zdecydowanie to powinnam zrobić xD
Jeszcze tylko cztery dni do sylwestra i przyjazdy Evi do mnie. Już nie mogę się doczekać *-*
A wy, jakie macie plany? :)
Ostatni rozdział w tym roku. Właśnie z tej okazji chciałabym wam życzyć Szczęśliwego Nowego Roku :)
Przywitamy go czymś nieprzyzwoitym w natępnym rozdziale xD
Pozdrawiam, Jescia Evans xx
Jeszcze tylko cztery dni do sylwestra i przyjazdy Evi do mnie. Już nie mogę się doczekać *-*
A wy, jakie macie plany? :)
Ostatni rozdział w tym roku. Właśnie z tej okazji chciałabym wam życzyć Szczęśliwego Nowego Roku :)
Przywitamy go czymś nieprzyzwoitym w natępnym rozdziale xD
Pozdrawiam, Jescia Evans xx
Hejka, rozdział świetny, jak zwykle zresztą ;) Czymś nieprzyzwoitym mówisz? Hmmm... xD
OdpowiedzUsuńDo następnego =D
Wspaniały, czekam na następny i się doczekać nie mogę :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, nie mogę się doczekać następnego. Ciekawe co się stanie na tej imprezie. Dopiero teraz znalazłam tego bloga i mam nadzieje że szybko się nie skończy. Życzę weny i czekam na następny oby szybko się pojawił.
OdpowiedzUsuńCuudowny rozdział czekam na swieżaczka !
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział. Dodawaj szybko nexta
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Award :)
OdpowiedzUsuńhttp://reallyiloveyou.blogspot.com