9 stycznia 2015

[08] Chapter Eighth (First Season)

 Oto światem zewnętrznym możemy kierować dość swobodnie, poddaje się on naszej woli i wielokrotnie możemy go kształtować tak, jak to jest potrzebne do naszego szczęścia. Natomiast kierować własną psychiką jest właśnie bez porównania trudniej, a nieraz jest to wręcz niemożliwe. ~ Władysław Tatarkiewicz
~*~

ROZDZIAŁ ZAWIERA SCENY PRZEZNACZONE TYLKO DLA CZYTELNIKÓW POWYŻEJ 16 ROKU ŻYCIA. CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ - ZOSTAŁEŚ OSTRZEŻONY.

         Mężczyzna zatrzymał samochód pod jednym z najlepszych klubów w całym Nowym Yorku i od razu z niego wyszedł, obchodząc go i otwierając drzwi blondynce. Ta w odpowiedzi podniosła wysoko jedną brew, ale pozwoliła sobie pomóc, ujmując wyciągniętą w swoim kierunku dłoń. Wzdrygnęła się, kiedy poczuła na odkryty ramionach zimne powietrze. Malik musiał to zauważyć, ponieważ od razu zamknął samochód i szybkim krokiem ruszyła w kierunku wejścia. Nie fatygując się nawet na koniec kolejki podszedł do ochroniarza, który wpuścił ich do środka bez słowa sprzeciwu. Cassandra domyśliła się, że czarnowłosy musiał tutaj bywać częściej i zawsze miał dla siebie zapewnione miejsce.

         Weszła niechętnie do środka, od razu krzywiąc się kiedy tylko zobaczyła całą masę, ocierających się o siebie ludzi. Wzdrygnęła się, czym wywołała cichy śmiech swojego towarzysza. Postanowiła go jednak zupełnie zignorować. Nie zważając na mężczyznę, który cały czas trzymał jej drobną dłoń w swojej, ruszyła przed siebie w poszukiwaniu wolnego stolika. Fuknęła pod nosem, kiedy Malik mocno pociągnął ją za dłoń, tym samym zatrzymując. Od nagłego ruchu zabolały ją plecy. Odwróciła się natychmiast, obrzucając go morderczym spojrzeniem, ale on tylko rozbawiony wzruszyła ramionami. Zaprowadził blondynkę do swojej prywatnej loży, do której tylko on miał wstęp. W sumie, to mogła się tego spodziewać.

-- Za chwilę wyjdziesz za klub i znajdziesz tam mężczyzną, wyglądającego na trzydzieści lat. Weźmiesz kasę i dasz mi to – wyciągnął z kieszeni kurtki niewielki woreczek, wypełniony białym proszkiem i podał go kobiecie. Ta westchnęła cicho, odbierając przedmiot od Malika. Znów się zaczyna.

-- Mam jedną prośbę. Stój gdzieś w pobliżu, bo sądząc po moim stanie fizycznym i psychicznym mogę sobie średnio poradzić, kiedy ten frajer nie będzie chciał współpracować – mruknęła, obserwując rzecz, trzymaną w dłoniach. Zacisnęła powieki, słysząc gardłowy śmiech Mulata i od razu wiedziała, że jest na straconej pozycji.

-- Aniołku, przecież dobrze mnie znasz. Albo sobie poradzisz, albo zginiesz. Innego wyjścia nie ma – powiedział, kładąc dłoń na udo szatynki i gładzą je delikatnie kciukiem.

-- Czy kiedy to zrobię będę mogła iść do domu? – zapytała, strącając z siebie jego rękę. Nie chciała, żeby jej dotykał.

-- Oczywiście, skarbie – nie czekając na nic więcej podniosła się z siedzenia i udała we wcześniej wskazanym kierunku. Chce jak najszybciej mieć to za sobą i móc zaszyć się w swoim łóżku z kubkiem gorącej czekolady i jakąś dobrą książką.

         Potarła swoje ramiona, kiedy tylko zimne powietrze owiało całe jej ciało. Rozejrzała się dookoła, w poszukiwaniu jakiegoś nieprzyjemnie wyglądającego typa i znalazła go. Właśnie przyszedł, a jego postawa wskazywała ewidentnie na to, że czegoś szuka. Odchrząknęła, żeby zwrócić na siebie jego uwagę. Chłopak westchnął cicho i podszedł do niej, od razu wystawiając dłoń w jej kierunku, ale ona w odpowiedzi tylko pokiwała przecząco głową.

-- Nie ma kasy, nie ma towaru – wzruszyła ramionami, robiąc krok do tyłu. Jej „klient” po raz kolejny odetchnął głęboko i nie spuszczając ręki, wyjął z kieszeni niewielki nożyk. Cassie przewróciła teatralnie oczami, ale w dalszym ciągu nie schowała narkotyku, trzymanego w dłoniach.

-- Posłuchaj, laseczko. Bardzo potrzebuję tego, co właśnie masz w swoich ślicznych rączkach i nie zawaham się zrobić ci krzywdy, jeśli nie zechcesz ze mną współpracować – ostrzegł, co chwilę robiąc niewielki krok w stroną Wollson. Ta w odpowiedzi tylko zaśmiała się głośno i spod sukienki wyjęła pistolet, mierząc nim prosto w czoło chłopaka.

-- Malik dał mi jasno do zrozumienia, że najpierw mam dostać pieniądze, a dopiero potem mogę oddać towar – wytłumaczyła, jak małemu dziecku, beztrosko wzruszając ramionami i zaczynając po woli cofać się w kierunku wejścia do środka budynku.

-- Mam połowę potrzebnej kasy, wystarczy na połowę narkotyku? – przewrócił oczami, chowając nóż z powrotem do kieszeni i podnosząc ręce do góry w obronnym geście.

-- Niestety, całość za całość i innej opcji nie ma – udała zasmucenie, wypychając dolną wargę, jak małe dziecko, kiedy bardzo chce dostać coś od rodziców.

         Nie czekając na nic więcej weszła do środka, otwierając sobie drzwi plecami, co nie było najlepszym posunięciem. Rana zapiekła ją mocno, ale starała się to jakoś ukryć pod maską obojętności, którą tak długo nosiła już na twarzy. Schowała pistolet z powrotem do kabury i udała się w kierunki loży Malika. Po drodze musiała wymijać tańczących, zlanych w trupa, ludzi, którzy nawet nie zwracali na nią uwagi. Może to i nawet lepiej. Nagle przed oczami mignęła jej znajoma postać. Natychmiast zaprzestała swojej wędrówki i podążyła za nią wzrokiem. Uśmiech automatycznie pojawił się na ustach ciemnowłosej. Zawróciła, chcąc jak najszybciej dojść do swojego przyjaciela z pracy. To oni we dwójkę rozwiązują najcięższe sprawy w całej Ameryce i właśnie z nim rozmawia, kiedy ma jakiś problem. Mimo tego, że był od niej trzy lata młodszy, to i tak zawsze mogła na nim polegać. Złapała go za ramię, kiedy znaleźli się przy barze. Zdziwiony blondyn odwrócił się w jej kierunku z szerokim uśmiechem na ustach.

-- Cass, na reszcie możemy porozmawiać! – mężczyzna starał się przekrzyczeć muzykę, co średnio mu wychodziło, a blondynka większość tego, co powiedział musiała wyczytać z ruchu jego warg.

-- No właśnie nie bardzo możemy, ale powiedz mi tylko jedno! McCain dowiedział się już o mojej misji, czy jeszcze nie?!

-- Jest wściekły, że to nie on ją dostał! No i że go wykiwałaś! – kobieta zaśmiała się głośno, przytuliła przyjaciela na pożegnanie i szybkim krokiem powędrowała z powrotem do loży, żeby oddać Malikowi towar i móc w końcu opuścić to cholerne miejsce.

         Jak się okazało nie musiała na niego w cale czekać, ponieważ siedział na czarnym fotelu i kiedy tylko weszła do środka zaczął jej się uważnie przyglądać. Ta tylko wzruszyła ramionami, odkładając na stolik biały proszek. Już miała wychodzić, ale w ostatnim momencie powstrzymał ją niski, zdenerwowany głos Malika. A już mogło być tak pięknie.

-- Z kim rozmawiałaś? – warknął, bez jakiegokolwiek owijania w bawełnę. Szatynka westchnęła cicho, odwracając się do niego przodem.

-- Stary znajomy – wzruszyła ramionami, po czym skrzyżowała ręce pod piersiami. Wzrok kobiety padł na szatynkę, która nieumiejętnie opatrywała Horan ‘a. Dobrze wiedziała, kim ona jest, więc szybko wróciła wzrokiem do Malik ‘a.

-- Możesz być pewna, że go sprawdzimy, a teraz jesteś wolna – westchnęła cicho i stwierdzając, że nie ma nawet co liczyć na podwózkę do domu, ruszyła wolnym krokiem do wyjścia.

         Kiedy jej ramiona owiało chłodne, nowojorskie powietrze poczuła nieprzyjemne dreszcze na plecach. Zaklęła pod nosem, stwierdzając że jeżeli zaraz nie znajdzie się w domu, to zamarznie i przyspieszyła kroku. Nienawidziła się za to, że posłuchała Malika i założyła na siebie tą cholerną sukienkę i pieprzone szpilki. Przecież to było do przewidzenia, że nie zabawi z nim długo na jakiejkolwiek imprezie. Zatrzymała się na chwilę, kiedy usłyszała odgłos kroków. Zaintrygowana zdjęła obcasy ze stóp i znów ruszyła przed siebie. Klęła w myślach na Mulata, zdając sobie sprawę, że do domu zostało jej jeszcze jakieś dwa kilometry, a nie ma przy sobie nawet telefonu, żeby zadzwonić po taksówkę. Zdenerwowała się, utwierdzając się w przekonaniu, że faktycznie nie jest sama na ulicy. Postanowiła jednak nie popadać w paranoję i stwierdziła, że ktoś po prostu wraca z jakiejś imprezy i idzie do domu, tak jak z resztą ona sama. Porzuciła jednak tę myśl, kiedy tylko poczuła ostry przedmiot przy szyi. Zaklęła pod nosem, wędrując po woli do uda, do którego przymocowaną miała broń, starając się nie zdradzić tego, co robi.

-- Nie chciałaś sprzedać mi pieprzonych narkotyków, więc teraz za to zapłacisz – usłyszała ostre warknięcie przy uchu, przez co westchnęła cicho, chcąc w ten sposób okazać swoją irytację.

-- Czy nie dotarło do ciebie, że kurwa nie mogłam? – warknęła. Pisnęła cicho, kiedy chłopak pociągnął ją do jednego z murów i trzymając nadgarstki kobiety z tyłu tak, żeby nie mogła się bronić.

         Zaklęła pod nosem, zdając sobie sprawę z tego, że pierwszy plan właśnie się posypał, a drugiego tak naprawdę nie miała. Zaczęła się szarpać, kiedy napastnik wsadził jej kolano pomiędzy nogi. Dobrze wiedziała, co on chce teraz z nią zrobić, co tylko jeszcze bardziej wzmogło w niej chęć zabicia go. On natomiast odwrócił ją do siebie przodem za pomocą jednego, mocnego szarpnięcia. Jęknęła cicho pod nosem, czując jak rana na plecach daje o sobie znać. Była w stu procentach pewna, że krew zaraz się z niej poleje. Na szczęście szrama na twarzy zdążyła się już nieznacznie zabliźnić i tam nie groziło Cassie jej otwarcie w aż tak szybkim tempie.

-- Proszę, proszę. Co my tutaj mamy. Malik jednak bardzo dobrze wyposaża wszystkie suki, które dla niego pracują – zakpił, jak się okazało, szatyn. Jego palce przejechały po metalowej broni, by po chwili wyciągnąć ją z kabury i odrzucić na bok. Cassandra popatrzyła w oczy chłopaka z nienawiścią. Ten gówniarz jeszcze za to zapłaci.

-- Jesteś nic niewartym śmieciem – warknęła i splunęła mu prosto w twarz. Nie było to dobrym posunięciem, ponieważ już po chwili jej policzek zaczął niebezpiecznie pulsować, pod wpływem uderzenia.

-- Na twoim miejscu nie rzucałbym się tak, bo może się to dla ciebie skończyć jeszcze gorzej – zakpił, by po chwili z głośnym szczękiem rozpiąć pasek u swoich spodni.

         Dwudziestopięciolatka zamknęła oczy, starając się powstrzymać łzy upokorzenia, które nieproszone zaczęły błyszczeć w jej oczach. Dobrze wiedziała, że nie ma z nim szans, ponieważ rana znacznie ją osłabia. Musi się pogodzić z faktem, że za chwilę zostanie zgwałcona i być może nawet tego nie przeżyje. Na studiach psycholodzy powiadamiali wszystkie dziewczyny do takiej ewentualności, ale żadna rozmowa nie jest w stanie przygotować nikogo do czegoś tak okropnego. Zacisnęła mocniej zęby, czując jak napastnik jednym ruchem rozrywa jej koronkowe figi i odrzuca zniszczony materiał gdzieś na bok. Nie pokaże mu, że jest słaba i boi się tego, co za chwilę nastąpi. Nie sprawi mu aż takiej przyjemności.

         Szatyn, cały czas trzymał nadgarstki kobiety nad jej głową, mocno przyciskając je do ściany budynku jedną ręką. Drugą natomiast wsadził pod kolano Willson, podnosząc nogę do góry. Cass odchyliła głowę do tyłu, otwierając oczy i rozglądając się uważnie dookoła. To niemożliwe, żeby ludzie Malika chodzili za nią przez cały czas, a akurat w takich momentach dostawali wolne. Chociaż może po prostu postanowili skorzystać z okazji i kiedy Zayn upija się w towarzystwie dziwek, w jakimś cholernie drogim barze, oni również nie próżnują. Jednak jest jeszcze jedna możliwość, która wydaje się najbardziej prawdopodobna ze wszystkich trzech. Jakiś ogon właśnie z niemałą satysfakcją przygląda się tej upokarzającej dla niej sytuacji.

         Jęknęła głośno z bólu, kiedy męskość chłopaka znalazła się w niej całą długością. Nie była na to nawet w najmniejszym stopniu przygotowana, przez co po policzkach kobiety spłynęły dwie, słone krople. Całą resztę powstrzymała, zaciskając z całej siły powieki. Przygryzła dolną wargę, a już po kilku sekundach zaczęła z niej płynąć krew. Szatyn poruszał się szybko i boleśnie. Chciała, żeby to się jak najszybciej skończyło. Jeszcze nigdy nikt aż tak bardzo jej nie upokorzył. Poczuła mocne dreszcze, wstrząsające całym ciałem szatynki, kiedy napastnik doszedł w niej. Poczuła, jak jego sperma spływa Casie po nogach. On odczekał kilkadziesiąt sekund, wychodząc z niej i pozwalając bezwładnemu ciału ciemnowłosej opaść na zimną ziemię. Upadła na kolana, podpierając się rękami. Cały czas trzęsła się, nie mogąc nad sobą zapanować. Chłopak ukucnął przy niej, łapiąc podbródek dziewczyny między dwa palce i unosząc delikatnie do góry, dzięki czemu popatrzyła mu prosto w oczy.

-- Dziękuję, księżniczko – zakpił, po czym namiętnie ją pocałował. Dwudziestopięciolatka zdusiła w sobie odruch wymiotny. Szatyn odszedł po woli, zostawiając ją słabą i poniżoną gdzieś na jednej z nowojorskich ulic.

~*~

         Nie pamięta dokładnie, ile tak siedzi, ale postanowiła że najwyższa pora w końcu się pozbierać. Podniosła się po woli z ziemi, cały czas podtrzymując się ściany i stawiając niepewne kroki ruszyła przed siebie. Do domu zostało jej niewiele ponad kilometr. Nie może się poddać, bo nie chce, żeby ktokolwiek zobaczył ją w tak bardzo opłakanym stanie. Skrzywiła się, czując mocne pieczenie pomiędzy nogami. Kiedy tylko skończy z Mlikiem, to weźmie sobie sprawę jakiegoś gwałciciela, które skaże na dożywocie na oddziale ze specjalnym nadzorem. Oczywiście, o ile wcześniej nie wykituje, bo w takim tempie „dziania się jej złych rzeczy” nie wróży sobie świetlanej przyszłości.

         Uśmiechnęła się do siebie blado, kiedy zauważyła, że dochodzi już do głównej ulicy. Z tego miejsca, do mieszkania Cassandry nie zostało już zbyt dużo do przejścia. W końcu będzie mogła wziąć długą kąpiel, zaszyć się pod kołdrą i spać, do póki nie będzie miała ochoty wstać. Albo Malik jej nie obudzi. Chociaż, może upije się dzisiaj w tym cholernym barze i da szatynce spokój przez cały dzień. Mijając zegar na jednym z miejskich budynków, spojrzała na niego kątem oka. Wskazywał godzinę drugą w nocy. Westchnęła cicho, uświadamiając sobie, że włóczy się po Nowym Yorku już od dobrych kilku godzin. Nie myślała jednak nad tym długo, ponieważ z daleka zauważyła już swój blok. Postarała się chociaż trochę przyspieszyć kroku, co nie było w cale takie łatwe, ponieważ ból w dolnych partiach ciała cały czas był mocno dokuczliwy.

          Weszła do swojego mieszkania, od razu zamykając za sobą drzwi na wszystkie zamki. Weszła do łazienki, gdzie zdjęła z siebie wszystkie ubrania i odkręcając wodę, weszła od razu do wanny. Nie miała zamiaru bawić się w żadne płyny do kąpieli i tym podobne. Potrzebowała po prosu się odprężyć. Położyła ręce na bokach i odchyliła głowę do tyłu, zamykając oczy. Zdecydowanie właśnie tego potrzebowała. Uśmiechnęła się do siebie blado i nawet nie zauważyła, kiedy zmęczenie wygrało nad jej ciałem i zmorzył ją sen. 

~*~

No witam serdecznie wszystkich w Nowym Roku :D
Nie odpowiadam za błędy, ponieważ nie mam ich czasu sprawdzać. Na pewno się pojawiły, gdyż u mnie nie mogłoby być inaczej, to przecież ja -Jesica Evans per Łamaga Pierwszej Wody.
Chwaliłam się, że wybiłam palca na stole? Nie? No to właśnie się chwalę. Dzień przed sylwestrem. Na drug kazali mi nieść placek, bo miałam gości (pozdrawiam Evi i Maleństwo :D). A wczoraj pobiłam się z koleżanką o mój telefon i sobie poprawiłam. Ave Cezar!
Dobra, nie ważne. Jak pewnie zdążyłyście zauważyć - nie jestem normalna nawet w najmniejszym stopniu, gdyż, bo ponieważ, że. Postanowiłam! No bo tego tak sobie siedziałam i film oglądałam i dostałam pomysł i w ogóle dobrze mi się pisze i nie mam sumienia przestać, nie i w ogóle wywiązała się z tego taka dziwna sytuacja. Miałam wam nie mówić, no ale, hehe, jednak powiem. Zacznępublikowaćdwablogiżebyrozdziałybyłycotydzieńaniedwa. Mam nadzieję, że nie rozszyfrowałyście tego, co tutaj napisałam xD
Zastanawiam się, co chciałam jeszcze napisać. Może przypomnieć wam, że informuję o rozdziałach na Twitterze, więc możecie zostawić komentarz w odpowiedniej zakładce (jeżeli czytasz to na Wattpadzie - zostaw username w komentarzu :)), a ja na pewno będę o was pamiętać. Może Twitter w końcu mi się do czegoś przyda :)
Z tych ciekawszych rzeczy to chyba by było na tyle. W najbliższej przyszłości powinnam udostępnić adresy, żebyście robili sobie tam na nich co chcecie, ale nic nie obiecuję, ponieważ nie wyrabiam się z terminami na nic. Zarwanie kapelusza i tylko weekend mnie ratuje przed totalnym zwariowaniem. Ale już wszystko się powoli uspokaja i do ferii powinnam mieć święty spokój z zaliczaniem czegokolwiek. Następny, przewidywany przeze mnie taki okres - zakończenie roku szkolnego.
Pozdrawiam wszystkich, którzy dotrzymali do końca,
Evansik. xx

8 komentarzy:

  1. Hej, może na początek zacznę od tego, że jestem zła na kumpli Malika. Akurat wtedy kiedy Cass potrzebowała pomocy to tych gamoni nie było!! Ugh... A co do twojego palca to przykro mi :C Wracaj do zdrówka
    Do nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli Cassie była dziewicą? Czy dobrze rozumiem? ;o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niee, po prostu gwałt to nie najprzyjemniejsza rzecz na świecie - przynajmniej tak przeczytałam w książkach ;p

      Usuń
    2. Nie no, spoko, rozumiem. ;p Po prostu reakcje Cassie wyglądały na takie, jakby była dziewicą... W sumie mogę się mylić, nie znam się na tym. ;p

      Usuń
  3. Aaaale się cieszę że chcesz prowadzić jeszcze jakieś blogi! :) Mam tylko nadzieję że nie zaniedbasz tego ;)
    Wierzę w ciebie =D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję - nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy :)

      Usuń
  4. Świetny rozdział. Nie mogę się doczekać następnego. Mam nadzieje że nie długo go dodasz a co do kumpli Malika to zachowali się jak dupki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Swietnyyy. Uwielbiam ten blog 👍👌 pozdrawiam @luvmyniallers

    OdpowiedzUsuń