20 lutego 2015

[11] Chapter Eleventh (First Season)

Szanuj swój wysiłek. Szacunek dla samego siebie prowadzi do panowania nad sobą. Jeśli osiągniesz jedno i drugie, zyskasz moc autentyczną. ~ Clint Wastwood
~*~ 

         Zayn obudził się i rozejrzał uważnie po całym pomieszczeniu. Chciał się podnieść, kiedy nie rozpoznał miejsca swojego pobytu, ale zrezygnował czując drobną osobę na swojej klatce piersiowej. Jego wzrok automatycznie powędrował w tamtym kierunku, a na ustach pojawił się szeroki uśmiech, kiedy zobaczył śpiącą szatynkę. Przejechał delikatnie dłonią po jej włosach. Zastanawiał się, jak to możliwe, że po raz kolejny zdradził Samanthę. Chociaż, po chwili dotarło do niego, że nie kocha jej ani trochę, a jest z nią tylko dlatego, że po pierwsze gangster nie powinien sam chodzić do klubów, a po drugie czasami przydaje mu się w jakiś mniejszych lub większych akcjach. Właśnie dlatego nie czuł żadnych wyrzutów sumienia, związanych z tym, że znów nie był do końca wierny swojej „drugiej połówce”. Z resztą… Stredfield również nie była taką świętoszką, za jaką się podawała. Zdradzała go na prawo i lewo, a kiedy była pijana do nieprzytomności zdarzało jej się uchylić rąbka tajemnicy, związanego z planami Mulata. Szkoda tylko, że podnosiła spódnicę i to w towarzystwie wrogów Malika.

         Podniósł się po woli, starając się nie obudzić kobiety. Postanowił dać jej dzisiaj święty spokój. Okazało się, że okolica w której ostatnio była z Louisem w Londynie, pomimo że zaniedbana i obskurna, została wyposażona w dość dużą ilość kamer. Razem z Liam ‘em włamali się do nich i przeanalizowali ich ucieczkę, krok po kroku. Doszukali się w niej niewielu, mało znaczących błędów. Szczerze powiedziawszy podziwiał ją za to, że aż tak bardzo stara się mu przypodobać. Niektórzy mężczyźni poddawali się już w pierwszym tygodniu, a między nimi za niedługo minie miesiąc.

         Ubrał się szybko i zostawiając uprzednio kartkę na szklanym stoliku w salonie, wyszedł z mieszkania Cassie, zamykając je na klucz. Chciał mieć stu procentową pewność, że nic jej się nie stanie. Zszedł szybko ze schodów, stwierdzając że nie chce mu się czekać na windę. Założył kask, wsiadł na motor i od razu odjechał, dziękując w duchu, że ktoś nie zamknął za sobą wjazdu.

         Dziesięć minut później parkował już na podjeździe swojego domu. Rozejrzał się dookoła, sprawdzając czy aby na pewno wszyscy są. Zszedł z maszyny, ściągając kask i przytrzymując go jedną dłonią skierował się prosto do wejścia. Zmarszczył brwi, widząc jak w basenie pływają ubrania jego przyjaciół. Z szerokim uśmiechem wszedł do środka budynku, od razu kierując swoje kroki do salonu, skąd dochodziły głośne rozmowy na temat dzisiejszego meczu. Westchnął cicho, zapominając że wczoraj miał oglądać spotkanie pomiędzy Holandią a Szwajcarią, Zdecydowanie musi zapytać chłopakom, jaki był wynik. Porzucił jednak myśl o piłce nożnej, kiedy tylko przypomniał sobie, dlaczego o nim zapomniał. Zdecydowanie może przegapić całą resztę, jeśli tylko każdego wieczoru będzie robił to, co poprzedniego.

-- Co tym razem nagadaliście Samancie? – zapytał, przybierając zupełnie obojętny wyraz twarzy. Usiadł na fotelu, przyglądając się Niall ‘owi, który po woli mógł wrócić do wykonywania zadań, które dla niego wymyśli.

-- Prawdę, samą prawdę i tylko prawdę – Louis położył jedną dłoń na sercu, a drugą podniósł do góry, jakby właśnie składał przysięgę przed Sądem Najwyższym.

-- I to właśnie dlatego wasze ciuchy pływają w basenie? – Mulat położył jedną kostkę na swoim kolanie i odchylił się do tyłu, splątując pale razem i umiejscawiając je na brzuchu. Zaczął się głośno śmiać razem z Horan ‘em, kiedy tylko pozostała dwójka wybiegła z pomieszczenia, ratować swój dobytek.

-- Jak myślisz, znów zaczęli jej ubliżać – mruknął Niall, ścierając łzę, która spłynęła po jego bladym policzku. Zayn w odpowiedzi tylko kiwnął głową i skierował się prosto do pokoju swojej dziewczyny.

         Nawet nie pukając wszedł do środka i rozejrzał się po sporych rozmiarów pomieszczeniu. Przechylił głowę, widząc kobietę, siedzącą na łóżku ze skrzyżowanymi na wysokości piersi rękami i wściekle wpatrującą się w ścianę przed nią. Zaśmiał się cicho pod nosem, zwracając tym samym na siebie uwagę szatynki, która prychnęła pod nosem, jak rozwścieczona kotka, przekręcając głowę do poprzedniej pozycji. Brunet, ze szczerym rozbawieniem, wymalowanym na twarzy, podszedł do mebla, na którym właśnie znajdowała się jego dziewczyna i usiadł obok niej, kładąc dłoń na jednym z jej piszczeli. Uśmiechnął się do siebie tryumfująco, widząc gęsią skórkę na nogach Samanthy. Dobrze wiedział, jak na nią działał i zawsze wykorzystywał to przeciwko niej. Z resztą. Robił tak z każdą kobietą, nawet Cassandrą.

-- Co się stało kwiatuszku? – ponownie przechylił głowę, zaczynając uważnie przyglądać się kobiecie, której twarz przestała wyrażać jakiekolwiek emocje. – Przecież wiesz, że mnie możesz powiedzieć o wszystkim, co cię dręczy – dodał po chwili ciszy. Szatynka westchnęła ciężko, spuszczając głowę i zaczęła bawić się swoimi palcami.

-- Po prostu ostatnio coraz częściej zajmujesz się tą dziwaczką, która chce wstąpić do twojego gangu i zupełnie zapominasz o mnie. Boję się, że w końcu zostawisz mnie dla niej – powiedziała cicho, a Mulat ledwo powstrzymał się od głośnego wybuchu śmiechu. Co prawda nie kochał Sam, ale nie mógł jej o tym powiedzieć prosto z mostu, ponieważ kobieta była mu potrzebna do wielu rzeczy. Gdyby dowiedziała się prawdy, to zostawiłaby go, a on nie miałby innego wyjścia, jak natychmiast ją zabić. Przecież znała zbyt wiele sekretów, o których świat nie mógł się dowiedzieć, bo Malik byłby skończony.

-- Dobrze wiesz, że to tylko kolejna kobieta, która chce pokazać, jak bardzo jest zbuntowana i stara się dostać do najlepszych. Nigdy nie będzie na tyle dobra, żeby cię zastąpić, kwiatuszku – wypowiadając ostatnie zdanie pochylił się nad szatynką i wymruczał jej je prosto do ucha, na koniec przygryzając jego płatek. Z przyzwyczajenia zaciągnął się zapachem Samanthy i z przykrością musiał stwierdzić, że nie jest nawet w połowie tak pociągający, jak Cassie.

-- Ale mógłbyś czasami skupić się trochę bardziej na mnie, niż na niej – kiedy tylko odsunął się od niej wplotła palce w jego włosy i zaczęła ciągnąć za nie delikatnie. Popatrzyła prosto w jego nieprzeniknione, ciemne oczy i zrobiła smutną minkę. Zayn pokręcił głową, po czym bez słowa wpił się w wargi kobiety.

         Po chwili usiadł okrakiem na jej biodrach, zsuwając ją przed tym na dół, tak żeby znalazła się pod nim w pozycji leżącej, po czym oparł dłonie po obu stronach jej głowy i po raz kolejny zaczął zachłannie całować. Poczuł, jak szatynka uśmiecha się szeroko, odwzajemniając pieszczotę. Nie mógł uwierzyć, że tak łatwo będzie mu ją omotać sobie wokół małego palca. Wodził tę kobietę za nos, a ona bezinteresownie wykonywała każde jego, nawet najniebezpieczniejsze, polecenie, ślepo wierząc w to, że on faktycznie stara się utrzymać ją przy sobie z powodu jakiegoś wielkiego uczucia.

         Grubo się jednak myliła i zauważali to wszyscy dookoła niej, tylko nie ona sama. Dobrze wiedział, że wszyscy w jego gangu starali się przemówić jej do rozsądku, ale ona i tak za każdym razem obstawała przy swoim. Myślała, że jeśli dostanie od niego masę drogich ciuchów od światowej sławy projektantów, biżuterię, o której przeciętny człowiek może sobie tylko pomarzyć i wyjątkowe przeżycia podczas ostrego seksu, podczas którego to on był domina torem, to on chce udowodnić jej w ten sposób swoją bezgraniczną, dozgonną miłość. Szczerze powiedziawszy, to on nawet nie wierzył, że takie uczucie istnieje. Jasno mówił, że takie bajki występują jedynie w telewizji i są fikcją literacką, a rzeczywistość jest zupełnie inna i to właśnie jej powinno się trzymać. A jeśli chodzi o te wszystkie cholernie drogie pierdoły… No cóż, po prostu go na nie stać.

~*~

         Cassandra otworzyła po woli oczy, starając się przyzwyczaić je do jasnego światła, wpadającego przez uchylone okno. Niechętnie podniosła się do pozycji siedzącej i przetarła twarz dłońmi. Zamarła jednak w jednej pozycji, kiedy tylko świadomość wczorajszej nocy zaczęła pojawiać się w jej, zmęczonym jeszcze, umyśle. Gadała z Zayn ‘em Malikiem. Gorzej, normalnie rozmawiała z mężczyzną, którego ma ochotę zabić i wsadzić do więzienia! Przecież to jest igranie z ogniem.

         Cassie tak naprawdę nie wie, na ile może sobie pozwolić, ponieważ nigdy wcześniej nie wchodziła w tak bliskie kontakty z żadnym mężczyzną, w którego szeregi musiała się wcielić. Każdy z nich zupełnie ignorował to, kogo przyjmuje do swojego gangu, a wiadomo, jak to się kończyło. Wszystkie akcje tego typu miały swój finał nie więcej, niż dwa tygodnie po ich rozpoczęciu. Policja nic chciała wdawać się w żadne szczegóły, co szatynka uważała za totalną głupotę. Przecież zawsze można było dowiedzieć się czegoś o innych nielegalnych grupach.

         Z doświadczenia wie, że w każdym gangu znajdują się ludzie, którzy zajmują się czymś w rodzaju dokumentacji. Zbierają oni wszystkie informacje o swoich przeciwnikach, żeby w późniejszym czasie wykorzystać je przeciwko nim. Nowojorscy informatycy natomiast mieli za zadania wszystko to kasować.

         Jednak Cass nigdy nie działała do końca według poleceń od górnych. Za każdym razem, kiedy osobiście kasowała swoje dane osobowe z pamięci komputerów, razem z Samuelem zgrywali wszystko na płytki CD, które później szatynka starannie przetrzymywała w specjalnie przygotowanym do tego klaserze, schowanym w jej mieszkaniu.

Właśnie dlatego nie chciała, żeby ktoś z ludzi Malika przebywał u niej sam przez długi czas. Dla kobiety było wręcz oczywistym, że żadnego z nich nie obejdzie pokusa przeszukania dokładnie każdego pomieszczenia tylko po to, żeby znaleźć coś interesującego, co mógłby później zanieść swojemu szefowi tylko po to, aby mieć złudną nadzieję, że przypodobał mu się bardziej, niż ktokolwiek inny z całego gangu. A Zayn nie byłby zadowolony, gdyby dostał wszystkie informacje o sobie, zawarte na jednej, małej płycie. Misja i życie Willson skończyłyby się wtedy za jednym wystrzałem pistoletu.

Szatynka podniosła się niechętnie z łóżka i zabierając z szafy ubrania, poszła do łazienki, gdzie wzięła szybki prysznic, po czym założyła na siebie wcześniej przygotowane ciuchy. Zeszła szybko do kuchni, otwierając lodówkę na oścież. Zaczęła szukać w niej czegokolwiek, co mogłoby nadawać się do jedzenie. Nie liczyła na nic specjalnego, ale spodziewała się czegoś więcej, niż kubek jogurtu. Z cichym westchnieniem wyjęła go i zabierając ze sobą łyżeczkę, poszła do salonu, gdzie przed włączonym telewizorem zaczęła spożywać śniadanie.

Zmarszczyła brwi, kiedy zauważyła kawałek papieru, leżący na stoliku, na którym miała właśnie położyć nogi. Trzymając łyżeczkę w ustach, a kubek w jednej dłoni, pochyliła się do przodu, biorąc niewielką karteczkę w dłoń. Przeleciała wzrokiem po lekko pochyłej czcionce i uśmiechnęła się do siebie mimowolnie. Zayn jednak pamiętał o tym, żeby zostawić po sobie jakikolwiek ślad, że jednak wczorajsza noc nie była jedynie wytworem wyobraźni. Mimo wszystko nie żałowała i ta myśl przerażała ją najbardziej…

~*~

Cały dzień był dla Cassandry dziwnie spokojny. Nikt z gangu Malika nie pokazał jej się dzisiaj na oczy, on sam również nie dzwonił. Szatynka chodziła jedynie w te i z powrotem po całym mieszkaniu, nie wiedząc zupełnie, co mogłaby ze sobą zrobić. W końcu jednak stanęła przed szafą i wygrzebała z niej sportowe ubrania, w które od razu się przebrała. Przecież miała poćwiczyć skakanie po dachach. Wyjrzała za okno, żeby sprawdzić, czy ulice Nowego Yorku zdążyły się już przeludnić i związała włosy w ciasnego kucyka na czubku głowy.

Wsadziła telefon w specjalne etui, przymocowane do jej prawego uda, założyła słuchawki i uprzednio zamykając za sobą drzwi, wyszła na zewnątrz. Podeszła do jednej z ławek, znajdujących się obok bloku, w którym mieszkała i zaczęła rozciągać wszystkie swoje mięśnie. Najpierw musi trochę pobiegać, żeby dokładnie rozgrzać swoje ciało i w jakimś stopniu zapobiec możliwej kontuzji.

Za swój cel obrała obrzeża miasta. Miała do nich około kilometrową trasę, która na początek zupełnie wystarczyła. Zaczęła biec we wcześniej wyznaczonym przez siebie kierunku, jednocześnie starając się zignorować wszystkie ciekawskie spojrzenia mężczyzn, spowodowane odsłoniętym brzuchem policjantki.

Piętnaście minut później była już na miejscu. Rozejrzała się dookoła, żeby sprawdzić czy aby na pewno jest teraz sama i spojrzała w górę, mierząc na oko odległość od dachu do ziemi. Skrzywiła się nieznacznie, pocierając ranę na plecach, która zdążyła się już dokładnie zrosnąć. Westchnęła cicho, poprawiając słuchawki na głowie, po czym weszła niemrawo na samą górę trzypiętrowego bloku i przeszła na jeden koniec dachu. Odetchnęła głęboko, biorąc duży rozbieg i w ostatnim momencie się zatrzymała. Nie stchórzyła. Po prostu chciała spróbować, więc powtórzyła czynność jeszcze kilkukrotnie, po czym w końcu przeskoczyła. W powietrzu udało jej się zrobić salto, a kiedy tylko dotknęła stopami twardego gruntu, przykucnęła nieznacznie. Usta Willson ozdobił szeroki uśmiech. W końcu może powiedzieć, że jest w swoim żywiole.

~*~
Po jakimś czasie, kiedy zmęczone mięśnie kobiety zaczęły odmawiać jej posłuszeństwa, postanowiła skończyć na dziś. Musiała szczerze przyznać, że była z siebie zadowolona. Nawet półroczna przerwa nie wpłynęła nazbyt negatywnie na umiejętności policjantki. Obiecała sobie w duchu, że już najwyższa pora wrócić do poprzedniego trybu życia, kiedy Josephine jeszcze żyła. Oczywiście zemsta w dalszym ciągu jest aktualna, ale Cass jest pewna, że Jo nie chciałaby, żeby jej siostra użalała się nad nią do końca życia.

Z drugiej strony treningi mogłyby być również doskonałą odskocznią od tego, co się dookoła niej dzieje. Doskonale pamięta uczucie, jakie za każdym razem zapanowywało nad ciałem ciemnowłosej, kiedy tylko wchodziła na siłownie i zaczynała ćwiczyć na wszystkich urządzeniach, jakie tylko znajdowały się w pomieszczeniu.

Takie odnowienie formy w cale nie musi być złym pomysłem. Przecież kondycja zdecydowanie będzie jej potrzebna, kiedy Malik zacznie wysyłać ją na coraz to ważniejsze akcje, wymagające jeszcze więcej wysiłku, niż te dotychczas. W późniejszym czasie, kiedy sprawa Mulata zostanie definitywnie zamknięta, przecież będzie musiała również wrócić do swojego zawodu, a w nim również nie można być kompletną kluchą, bez jakichkolwiek mięśni.

Przerywając swoje przemyślenie zeszła z dachu i zaczęła kierować się prosto do swojego mieszkania, które znajdowało się spory kawałek od miejsce, w którym właśnie się znajduje. Nie zdołała przejść zbyt dużo, kiedy usłyszała za sobą kroki. Natychmiast stanęła w miejscu, automatycznie sięgając w kierunku, gdzie zawsze trzyma kaburę ze swoją bronią. Zaklęła w myślach, uświadamiając sobie, że wszystkie pistolety zostawiła w domu. Ma przy sobie jedynie niewielki nóż, którego używała podczas pierwszego testu, jaki Malik przeprowadził już kilka tygodni temu.

Przyspieszyła kroku, który zamienił się bardzo szybko w trucht, a chwilę później w szaleńczy bieg. Napastnik, którego wcześniej za sobą usłyszała, również zaczął zwiększać znacznie swoje tempo. Cassandra zaczęła gorączkowo myśleć, gdzie mogłaby dotrzeć szybciej, niż do swojego mieszkania i schronić się w tym miejscy, przynajmniej do momentu, w którym będzie stu procentowo pewna, że zgubiła niechcianego obserwatora.

Była przekonana, że to żaden z ludzi Zayn ‘a. Oni nie biegliby za nią, ponieważ na pewno byłoby ich zdecydowanie więcej, niż tylko jeden. Obejrzała się za siebie, a jej serce momentalnie wstrzymało swoją pracę. To mężczyzna, który wtedy nie zdołał kupić od niej narkotyków. Nie miała pojęcia, czego może od niej chcieć i w cale nie chciała się przekonywać. Zmrużyła oczy, uświadamiając sobie, że za kilka przecznic mogłaby znaleźć się na osiedlu, gdzie znajduje się dom Malika. Natychmiast skierowała swoje kroki w tamtym kierunku.

Zmęczenie zdecydowanie dawało o siebie znać. Cass zauważyła, że zaczyna coraz bardziej zwalniać, a nogi po woli zaczynają przypominać watę. Napastnik również zaczął się zbliżać. Chciała z powrotem przyspieszyć, ale nie była już w stanie. Zamknęła na kilka sekund oczy, powtarzając sobie w myślach jak mantrę, że już niedaleko.

         Stanęła w miejscu, czując jak płuca zaczynają podchodzić jej do gardła. Nie była w stanie dłużej biec. Upadła na kolana, przypominając sobie, że ma przecież jeszcze telefon. Natychmiast wyciągnęła go z etui i odszukała numer Zayn ‘a. Modliła się w duchu, żeby mężczyzna nie odrzucił połączenia, ponieważ na kolejne może już nie mieć czasu.

~ Słucham cię, Aniołku – usłyszała jego głos po drugiej stronie. Uśmiechnęła się do siebie blado, starając się złapać oddech.

~ Malik, błagam cię. Przyślij kogokolwiek z bronią – wysapała, kładąc sobie dłoń na klatce piersiowej. Czarne plamy po woli zaczynały przysłaniać jej widok. Przecież nie mogła być aż tak zmęczona, żeby teraz zemdleć.

~ Willson, co się stało? – usłyszała, jak po drugiej stronie ktoś podnosi się z krzesła, a później kilka par butów zaczęło gdzieś biec. Odwróciła się za siebie, widząc szatyna, który był coraz bliżej niej.


~ Jedź w stronę centrum, może mnie znajdziesz – tyle zdołała powiedzieć, ponieważ napastnik wyrwał jej telefon z dłoni i rzucił nim o ziemię sprawiając, że roztrzaskał się na kilka części. Właśnie znalazła się w czarnej dupie.

~*~
Albo mi się wydaje, albo w tym opowiadaniu dawno nikt nie zginął. Nie podoba mi się to.
KTO MA SNAPA? MÓJ: zelekzmarsa - jeżeli ktoś mnie zaobserwował, to niech napisze o tym w komentarzu, bo nie wszystko przyjmuję :)
Chyba to wszystko...
Jeżeli są tutaj jacyś fani Harry 'ego Pottera, a dokładniej Dramione, to zapraszam serdecznie również na coś o tej tematyce:
+ jutro pierwszy rozdział na drugim opowiadaniu
+ zapraszam również na coś innego
Pozdrawiam, Jesica xx

4 komentarze:

  1. Hmmm, mówisz nie zginął? Według mnie pierwszy w kolejce jest koleś który ją gonił :)
    Do nexta Skarbie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem za! Niech ten gosciu zginie! ^^ rozdział jak zawsze swiegny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział. Nie mogę się doczekać następnego.

    OdpowiedzUsuń
  4. zaobserwowalam. Napisze tylko poczatek mojego snapa :) crazy.......
    @sassypayno

    OdpowiedzUsuń