Szanuj swój wysiłek. Szacunek dla samego siebie prowadzi do panowania nad sobą. Jeśli osiągniesz jedno i drugie, zyskasz moc autentyczną. ~ Clint Wastwood
~*~
Zayn
obudził się i rozejrzał uważnie po całym pomieszczeniu. Chciał się podnieść,
kiedy nie rozpoznał miejsca swojego pobytu, ale zrezygnował czując drobną osobę
na swojej klatce piersiowej. Jego wzrok automatycznie powędrował w tamtym
kierunku, a na ustach pojawił się szeroki uśmiech, kiedy zobaczył śpiącą
szatynkę. Przejechał delikatnie dłonią po jej włosach. Zastanawiał się, jak to
możliwe, że po raz kolejny zdradził Samanthę. Chociaż, po chwili dotarło do
niego, że nie kocha jej ani trochę, a jest z nią tylko dlatego, że po pierwsze
gangster nie powinien sam chodzić do klubów, a po drugie czasami przydaje mu
się w jakiś mniejszych lub większych akcjach. Właśnie dlatego nie czuł żadnych
wyrzutów sumienia, związanych z tym, że znów nie był do końca wierny swojej „drugiej
połówce”. Z resztą… Stredfield również nie była taką świętoszką, za jaką się
podawała. Zdradzała go na prawo i lewo, a kiedy była pijana do nieprzytomności
zdarzało jej się uchylić rąbka tajemnicy, związanego z planami Mulata. Szkoda
tylko, że podnosiła spódnicę i to w towarzystwie wrogów Malika.
Podniósł
się po woli, starając się nie obudzić kobiety. Postanowił dać jej dzisiaj
święty spokój. Okazało się, że okolica w której ostatnio była z Louisem w
Londynie, pomimo że zaniedbana i obskurna, została wyposażona w dość dużą ilość
kamer. Razem z Liam ‘em włamali się do nich i przeanalizowali ich ucieczkę,
krok po kroku. Doszukali się w niej niewielu, mało znaczących błędów. Szczerze
powiedziawszy podziwiał ją za to, że aż tak bardzo stara się mu przypodobać.
Niektórzy mężczyźni poddawali się już w pierwszym tygodniu, a między nimi za
niedługo minie miesiąc.
Ubrał
się szybko i zostawiając uprzednio kartkę na szklanym stoliku w salonie,
wyszedł z mieszkania Cassie, zamykając je na klucz. Chciał mieć stu
procentową pewność, że nic jej się nie stanie. Zszedł szybko ze schodów,
stwierdzając że nie chce mu się czekać na windę. Założył kask, wsiadł na motor
i od razu odjechał, dziękując w duchu, że ktoś nie zamknął za sobą wjazdu.
Dziesięć
minut później parkował już na podjeździe swojego domu. Rozejrzał się dookoła,
sprawdzając czy aby na pewno wszyscy są. Zszedł z maszyny, ściągając kask i
przytrzymując go jedną dłonią skierował się prosto do wejścia. Zmarszczył brwi,
widząc jak w basenie pływają ubrania jego przyjaciół. Z szerokim uśmiechem
wszedł do środka budynku, od razu kierując swoje kroki do salonu, skąd
dochodziły głośne rozmowy na temat dzisiejszego meczu. Westchnął cicho,
zapominając że wczoraj miał oglądać spotkanie pomiędzy Holandią a Szwajcarią,
Zdecydowanie musi zapytać chłopakom, jaki był wynik. Porzucił jednak myśl o
piłce nożnej, kiedy tylko przypomniał sobie, dlaczego o nim zapomniał.
Zdecydowanie może przegapić całą resztę, jeśli tylko każdego wieczoru będzie
robił to, co poprzedniego.
-- Co tym razem nagadaliście Samancie?
– zapytał, przybierając zupełnie obojętny wyraz twarzy. Usiadł na fotelu,
przyglądając się Niall ‘owi, który po woli mógł wrócić do wykonywania zadań,
które dla niego wymyśli.
-- Prawdę, samą prawdę i tylko prawdę
– Louis położył jedną dłoń na sercu, a drugą podniósł do góry, jakby właśnie
składał przysięgę przed Sądem Najwyższym.
-- I to właśnie dlatego wasze ciuchy
pływają w basenie? – Mulat położył jedną kostkę na swoim kolanie i odchylił się
do tyłu, splątując pale razem i umiejscawiając je na brzuchu. Zaczął się głośno
śmiać razem z Horan ‘em, kiedy tylko pozostała dwójka wybiegła z pomieszczenia,
ratować swój dobytek.
-- Jak myślisz, znów zaczęli jej
ubliżać – mruknął Niall, ścierając łzę, która spłynęła po jego bladym policzku.
Zayn w odpowiedzi tylko kiwnął głową i skierował się prosto do pokoju swojej
dziewczyny.
Nawet
nie pukając wszedł do środka i rozejrzał się po sporych rozmiarów
pomieszczeniu. Przechylił głowę, widząc kobietę, siedzącą na łóżku ze skrzyżowanymi
na wysokości piersi rękami i wściekle wpatrującą się w ścianę przed nią.
Zaśmiał się cicho pod nosem, zwracając tym samym na siebie uwagę szatynki,
która prychnęła pod nosem, jak rozwścieczona kotka, przekręcając głowę do
poprzedniej pozycji. Brunet, ze szczerym rozbawieniem, wymalowanym na twarzy,
podszedł do mebla, na którym właśnie znajdowała się jego dziewczyna i usiadł
obok niej, kładąc dłoń na jednym z jej piszczeli. Uśmiechnął się do siebie
tryumfująco, widząc gęsią skórkę na nogach Samanthy. Dobrze wiedział, jak na
nią działał i zawsze wykorzystywał to przeciwko niej. Z resztą. Robił tak z
każdą kobietą, nawet Cassandrą.
-- Co się stało kwiatuszku? – ponownie
przechylił głowę, zaczynając uważnie przyglądać się kobiecie, której twarz
przestała wyrażać jakiekolwiek emocje. – Przecież wiesz, że mnie możesz
powiedzieć o wszystkim, co cię dręczy – dodał po chwili ciszy. Szatynka
westchnęła ciężko, spuszczając głowę i zaczęła bawić się swoimi palcami.
-- Po prostu ostatnio coraz częściej
zajmujesz się tą dziwaczką, która chce wstąpić do twojego gangu i zupełnie
zapominasz o mnie. Boję się, że w końcu zostawisz mnie dla niej – powiedziała
cicho, a Mulat ledwo powstrzymał się od głośnego wybuchu śmiechu. Co prawda nie
kochał Sam, ale nie mógł jej o tym powiedzieć prosto z mostu, ponieważ kobieta
była mu potrzebna do wielu rzeczy. Gdyby dowiedziała się prawdy, to zostawiłaby
go, a on nie miałby innego wyjścia, jak natychmiast ją zabić. Przecież znała
zbyt wiele sekretów, o których świat nie mógł się dowiedzieć, bo Malik byłby
skończony.
-- Dobrze wiesz, że to tylko kolejna
kobieta, która chce pokazać, jak bardzo jest zbuntowana i stara się dostać do
najlepszych. Nigdy nie będzie na tyle dobra, żeby cię zastąpić, kwiatuszku –
wypowiadając ostatnie zdanie pochylił się nad szatynką i wymruczał jej je
prosto do ucha, na koniec przygryzając jego płatek. Z przyzwyczajenia zaciągnął
się zapachem Samanthy i z przykrością musiał stwierdzić, że nie jest nawet w
połowie tak pociągający, jak Cassie.
-- Ale mógłbyś czasami skupić się
trochę bardziej na mnie, niż na niej – kiedy tylko odsunął się od niej wplotła
palce w jego włosy i zaczęła ciągnąć za nie delikatnie. Popatrzyła prosto w
jego nieprzeniknione, ciemne oczy i zrobiła smutną minkę. Zayn pokręcił głową,
po czym bez słowa wpił się w wargi kobiety.
Po
chwili usiadł okrakiem na jej biodrach, zsuwając ją przed tym na dół, tak żeby
znalazła się pod nim w pozycji leżącej, po czym oparł dłonie po obu stronach
jej głowy i po raz kolejny zaczął zachłannie całować. Poczuł, jak szatynka
uśmiecha się szeroko, odwzajemniając pieszczotę. Nie mógł uwierzyć, że tak
łatwo będzie mu ją omotać sobie wokół małego palca. Wodził tę kobietę za nos, a
ona bezinteresownie wykonywała każde jego, nawet najniebezpieczniejsze,
polecenie, ślepo wierząc w to, że on faktycznie stara się utrzymać ją przy
sobie z powodu jakiegoś wielkiego uczucia.
Grubo
się jednak myliła i zauważali to wszyscy dookoła niej, tylko nie ona sama.
Dobrze wiedział, że wszyscy w jego gangu starali się przemówić jej do rozsądku,
ale ona i tak za każdym razem obstawała przy swoim. Myślała, że jeśli dostanie
od niego masę drogich ciuchów od światowej sławy projektantów, biżuterię, o
której przeciętny człowiek może sobie tylko pomarzyć i wyjątkowe przeżycia
podczas ostrego seksu, podczas którego to on był domina torem, to on chce
udowodnić jej w ten sposób swoją bezgraniczną, dozgonną miłość. Szczerze
powiedziawszy, to on nawet nie wierzył, że takie uczucie istnieje. Jasno mówił,
że takie bajki występują jedynie w telewizji i są fikcją literacką, a
rzeczywistość jest zupełnie inna i to właśnie jej powinno się trzymać. A jeśli
chodzi o te wszystkie cholernie drogie pierdoły… No cóż, po prostu go na nie
stać.
~*~
Cassandra
otworzyła po woli oczy, starając się przyzwyczaić je do jasnego światła,
wpadającego przez uchylone okno. Niechętnie podniosła się do pozycji siedzącej
i przetarła twarz dłońmi. Zamarła jednak w jednej pozycji, kiedy tylko
świadomość wczorajszej nocy zaczęła pojawiać się w jej, zmęczonym jeszcze, umyśle.
Gadała z Zayn ‘em Malikiem. Gorzej, normalnie rozmawiała z mężczyzną, którego
ma ochotę zabić i wsadzić do więzienia! Przecież to jest igranie z ogniem.
Cassie
tak naprawdę nie wie, na ile może sobie pozwolić, ponieważ nigdy wcześniej nie
wchodziła w tak bliskie kontakty z żadnym mężczyzną, w którego szeregi musiała
się wcielić. Każdy z nich zupełnie ignorował to, kogo przyjmuje do swojego
gangu, a wiadomo, jak to się kończyło. Wszystkie akcje tego typu miały swój
finał nie więcej, niż dwa tygodnie po ich rozpoczęciu. Policja nic chciała
wdawać się w żadne szczegóły, co szatynka uważała za totalną głupotę. Przecież
zawsze można było dowiedzieć się czegoś o innych nielegalnych grupach.
Z
doświadczenia wie, że w każdym gangu znajdują się ludzie, którzy zajmują się
czymś w rodzaju dokumentacji. Zbierają oni wszystkie informacje o swoich przeciwnikach,
żeby w późniejszym czasie wykorzystać je przeciwko nim. Nowojorscy informatycy
natomiast mieli za zadania wszystko to kasować.
Jednak
Cass nigdy nie działała do końca według poleceń od górnych. Za każdym razem,
kiedy osobiście kasowała swoje dane osobowe z pamięci komputerów, razem z
Samuelem zgrywali wszystko na płytki CD, które później szatynka starannie
przetrzymywała w specjalnie przygotowanym do tego klaserze, schowanym w jej
mieszkaniu.
Właśnie dlatego
nie chciała, żeby ktoś z ludzi Malika przebywał u niej sam przez długi czas. Dla
kobiety było wręcz oczywistym, że żadnego z nich nie obejdzie pokusa
przeszukania dokładnie każdego pomieszczenia tylko po to, żeby znaleźć coś interesującego,
co mógłby później zanieść swojemu szefowi tylko po to, aby mieć złudną
nadzieję, że przypodobał mu się bardziej, niż ktokolwiek inny z całego gangu. A
Zayn nie byłby zadowolony, gdyby dostał wszystkie informacje o sobie, zawarte
na jednej, małej płycie. Misja i życie Willson skończyłyby się wtedy za jednym
wystrzałem pistoletu.
Szatynka
podniosła się niechętnie z łóżka i zabierając z szafy ubrania, poszła do
łazienki, gdzie wzięła szybki prysznic, po czym założyła na siebie wcześniej przygotowane
ciuchy. Zeszła szybko do kuchni, otwierając lodówkę na oścież. Zaczęła szukać w
niej czegokolwiek, co mogłoby nadawać się do jedzenie. Nie liczyła na nic
specjalnego, ale spodziewała się czegoś więcej, niż kubek jogurtu. Z cichym
westchnieniem wyjęła go i zabierając ze sobą łyżeczkę, poszła do salonu, gdzie
przed włączonym telewizorem zaczęła spożywać śniadanie.
Zmarszczyła
brwi, kiedy zauważyła kawałek papieru, leżący na stoliku, na którym miała
właśnie położyć nogi. Trzymając łyżeczkę w ustach, a kubek w jednej dłoni,
pochyliła się do przodu, biorąc niewielką karteczkę w dłoń. Przeleciała wzrokiem
po lekko pochyłej czcionce i uśmiechnęła się do siebie mimowolnie. Zayn jednak
pamiętał o tym, żeby zostawić po sobie jakikolwiek ślad, że jednak wczorajsza
noc nie była jedynie wytworem wyobraźni. Mimo wszystko nie żałowała i ta myśl
przerażała ją najbardziej…
~*~
Cały dzień był
dla Cassandry dziwnie spokojny. Nikt z gangu Malika nie pokazał jej się dzisiaj
na oczy, on sam również nie dzwonił. Szatynka chodziła jedynie w te i z
powrotem po całym mieszkaniu, nie wiedząc zupełnie, co mogłaby ze sobą zrobić.
W końcu jednak stanęła przed szafą i wygrzebała z niej sportowe ubrania, w
które od razu się przebrała. Przecież miała poćwiczyć skakanie po dachach.
Wyjrzała za okno, żeby sprawdzić, czy ulice Nowego Yorku zdążyły się już
przeludnić i związała włosy w ciasnego kucyka na czubku głowy.
Wsadziła
telefon w specjalne etui, przymocowane do jej prawego uda, założyła słuchawki i
uprzednio zamykając za sobą drzwi, wyszła na zewnątrz. Podeszła do jednej z
ławek, znajdujących się obok bloku, w którym mieszkała i zaczęła rozciągać
wszystkie swoje mięśnie. Najpierw musi trochę pobiegać, żeby dokładnie rozgrzać
swoje ciało i w jakimś stopniu zapobiec możliwej kontuzji.
Za swój cel
obrała obrzeża miasta. Miała do nich około kilometrową trasę, która na początek
zupełnie wystarczyła. Zaczęła biec we wcześniej wyznaczonym przez siebie
kierunku, jednocześnie starając się zignorować wszystkie ciekawskie spojrzenia
mężczyzn, spowodowane odsłoniętym brzuchem policjantki.
Piętnaście
minut później była już na miejscu. Rozejrzała się dookoła, żeby sprawdzić czy
aby na pewno jest teraz sama i spojrzała w górę, mierząc na oko odległość od
dachu do ziemi. Skrzywiła się nieznacznie, pocierając ranę na plecach, która
zdążyła się już dokładnie zrosnąć. Westchnęła cicho, poprawiając słuchawki na
głowie, po czym weszła niemrawo na samą górę trzypiętrowego bloku i przeszła na
jeden koniec dachu. Odetchnęła głęboko, biorąc duży rozbieg i w ostatnim
momencie się zatrzymała. Nie stchórzyła. Po prostu chciała spróbować, więc
powtórzyła czynność jeszcze kilkukrotnie, po czym w końcu przeskoczyła. W
powietrzu udało jej się zrobić salto, a kiedy tylko dotknęła stopami twardego
gruntu, przykucnęła nieznacznie. Usta Willson ozdobił szeroki uśmiech. W końcu
może powiedzieć, że jest w swoim żywiole.
~*~
Po jakimś
czasie, kiedy zmęczone mięśnie kobiety zaczęły odmawiać jej posłuszeństwa,
postanowiła skończyć na dziś. Musiała szczerze przyznać, że była z siebie
zadowolona. Nawet półroczna przerwa nie wpłynęła nazbyt negatywnie na
umiejętności policjantki. Obiecała sobie w duchu, że już najwyższa pora wrócić
do poprzedniego trybu życia, kiedy Josephine jeszcze żyła. Oczywiście zemsta w
dalszym ciągu jest aktualna, ale Cass jest pewna, że Jo nie chciałaby, żeby jej
siostra użalała się nad nią do końca życia.
Z drugiej
strony treningi mogłyby być również doskonałą odskocznią od tego, co się
dookoła niej dzieje. Doskonale pamięta uczucie, jakie za każdym razem
zapanowywało nad ciałem ciemnowłosej, kiedy tylko wchodziła na siłownie i
zaczynała ćwiczyć na wszystkich urządzeniach, jakie tylko znajdowały się w
pomieszczeniu.
Takie odnowienie
formy w cale nie musi być złym pomysłem. Przecież kondycja zdecydowanie będzie
jej potrzebna, kiedy Malik zacznie wysyłać ją na coraz to ważniejsze akcje,
wymagające jeszcze więcej wysiłku, niż te dotychczas. W późniejszym czasie,
kiedy sprawa Mulata zostanie definitywnie zamknięta, przecież będzie musiała
również wrócić do swojego zawodu, a w nim również nie można być kompletną kluchą,
bez jakichkolwiek mięśni.
Przerywając
swoje przemyślenie zeszła z dachu i zaczęła kierować się prosto do swojego
mieszkania, które znajdowało się spory kawałek od miejsce, w którym właśnie się
znajduje. Nie zdołała przejść zbyt dużo, kiedy usłyszała za sobą kroki.
Natychmiast stanęła w miejscu, automatycznie sięgając w kierunku, gdzie zawsze
trzyma kaburę ze swoją bronią. Zaklęła w myślach, uświadamiając sobie, że
wszystkie pistolety zostawiła w domu. Ma przy sobie jedynie niewielki nóż,
którego używała podczas pierwszego testu, jaki Malik przeprowadził już kilka
tygodni temu.
Przyspieszyła
kroku, który zamienił się bardzo szybko w trucht, a chwilę później w szaleńczy
bieg. Napastnik, którego wcześniej za sobą usłyszała, również zaczął zwiększać
znacznie swoje tempo. Cassandra zaczęła gorączkowo myśleć, gdzie mogłaby
dotrzeć szybciej, niż do swojego mieszkania i schronić się w tym miejscy,
przynajmniej do momentu, w którym będzie stu procentowo pewna, że zgubiła
niechcianego obserwatora.
Była
przekonana, że to żaden z ludzi Zayn ‘a. Oni nie biegliby za nią, ponieważ na
pewno byłoby ich zdecydowanie więcej, niż tylko jeden. Obejrzała się za siebie,
a jej serce momentalnie wstrzymało swoją pracę. To mężczyzna, który wtedy nie
zdołał kupić od niej narkotyków. Nie miała pojęcia, czego może od niej chcieć i
w cale nie chciała się przekonywać. Zmrużyła oczy, uświadamiając sobie, że za
kilka przecznic mogłaby znaleźć się na osiedlu, gdzie znajduje się dom Malika.
Natychmiast skierowała swoje kroki w tamtym kierunku.
Zmęczenie
zdecydowanie dawało o siebie znać. Cass zauważyła, że zaczyna coraz bardziej
zwalniać, a nogi po woli zaczynają przypominać watę. Napastnik również zaczął
się zbliżać. Chciała z powrotem przyspieszyć, ale nie była już w stanie.
Zamknęła na kilka sekund oczy, powtarzając sobie w myślach jak mantrę, że już
niedaleko.
Stanęła
w miejscu, czując jak płuca zaczynają podchodzić jej do gardła. Nie była w
stanie dłużej biec. Upadła na kolana, przypominając sobie, że ma przecież
jeszcze telefon. Natychmiast wyciągnęła go z etui i odszukała numer Zayn ‘a.
Modliła się w duchu, żeby mężczyzna nie odrzucił połączenia, ponieważ na
kolejne może już nie mieć czasu.
~ Słucham cię, Aniołku – usłyszała jego głos po
drugiej stronie. Uśmiechnęła się do siebie blado, starając się złapać oddech.
~ Malik, błagam cię. Przyślij kogokolwiek z bronią
– wysapała, kładąc sobie dłoń na klatce piersiowej. Czarne plamy po woli zaczynały
przysłaniać jej widok. Przecież nie mogła być aż tak zmęczona, żeby teraz
zemdleć.
~ Willson, co się stało? – usłyszała, jak po
drugiej stronie ktoś podnosi się z krzesła, a później kilka par butów zaczęło
gdzieś biec. Odwróciła się za siebie, widząc szatyna, który był coraz bliżej
niej.
~ Jedź w stronę centrum, może mnie znajdziesz –
tyle zdołała powiedzieć, ponieważ napastnik wyrwał jej telefon z dłoni i rzucił
nim o ziemię sprawiając, że roztrzaskał się na kilka części. Właśnie znalazła
się w czarnej dupie.
~*~
Albo mi się wydaje, albo w tym opowiadaniu dawno nikt nie zginął. Nie podoba mi się to.
KTO MA SNAPA? MÓJ: zelekzmarsa - jeżeli ktoś mnie zaobserwował, to niech napisze o tym w komentarzu, bo nie wszystko przyjmuję :)
Chyba to wszystko...
Jeżeli są tutaj jacyś fani Harry 'ego Pottera, a dokładniej Dramione, to zapraszam serdecznie również na coś o tej tematyce:
+ jutro pierwszy rozdział na drugim opowiadaniu
+ zapraszam również na coś innego
Pozdrawiam, Jesica xx
Hmmm, mówisz nie zginął? Według mnie pierwszy w kolejce jest koleś który ją gonił :)
OdpowiedzUsuńDo nexta Skarbie <3
Jestem za! Niech ten gosciu zginie! ^^ rozdział jak zawsze swiegny :*
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Nie mogę się doczekać następnego.
OdpowiedzUsuńzaobserwowalam. Napisze tylko poczatek mojego snapa :) crazy.......
OdpowiedzUsuń@sassypayno