14 marca 2015

[15] Chapter Fifteenth Part I (First Season)

Zabójstwo to ekstremalna forma cenzury. ~ George Bernard Shaw
Dla @Zuzka005 za wywołanie uśmiechu na mojej twarzy :*
         Zmrużyła oczy, biorąc kolejny rozbieg. Otworzyła je jednak szeroko, kiedy zauważyła, że odległość jest sporo większa od poprzednich. Nie miała jednak już szans na to, żeby się zatrzymać, więc może albo próbować przeskoczyć, albo spaść i modlić się, żeby śmierć była szybka i nie za bardzo bolesna. Wybrała opcję pierwszą; nie jest tchórzem! Skoczyła, walcząc z narastającą paniką…

         W ostatnim momencie jej stopy dotknęły twardej powierzchni dachu, a ona sama zatoczyła się, po raz kolejny nie mogąc złapać równowagi i opadając boleśnie na kolana. Jej reakcja była jednak zupełnie inna, niż „powinna”. Kobieta zaczęła się cicho śmiać, kręcąc głową nad swoją głupotą. Przecież powinna uważniej sprawdzić, czy odległości pomiędzy budynkami są na pewno identyczne.

         Podniosła się szybko, opanowując swoje rozbawienie, po czym ruszyła przed siebie, otrzepując kolana z pyłu i poprawiając kabury oraz noże, które miała przyczepione do swojego ciała. Nie chciała niczego zgubić, ponieważ mogła sobie tym uratować w ostateczności życie. Nie miała jednak zamiaru się zdradzać i dalej pozostawała przy takiej strategii. Po co pokazywać się swoim wrogom nawet, jeśli nie wiedzą o tym, że nimi są?

         Kiedy po piętnastu minutach w ogrodzie dalej przebywało dużo, podejrzanie wyglądających mężczyzn, zrezygnowana zeszła z dachu i przeskoczyła przez płot, chowając się od razu za garażem. Przygryzła mocno dolną wargę, kiedy jeden z mężczyzn, najprawdopodobniej zauważając podejrzany ruch, ruszył w jej kierunku. Naprawdę tego nie chciała, ale wzięła nóż z lewej. Ma zamiar pozostać niezauważoną do samego końca. Zaczyna po woli żałować, że wybrała dzień, ale już nie ma odwrotu. Następnym razem będzie pamiętać, żeby nie popełnić tego samego błędu.

         Kiedy tylko mężczyzna ją zauważył, ona natychmiast kopnęła go z całej siły w krocze, stając za nim i kładąc mu dłoń na ustach, żeby nie był w stanie wydobyć z siebie żadnego, głośniejszego dźwięku. Zmrużyła oczy, przejeżdżając szybko ostrą częścią noża po gardle szatyna, przecinając tętnicę, przez co zakaszlał jej kilkukrotnie w dłoń szkarłatną krwią, zamknął oczy i po kilku sekundach umarł. Zdecydowanie nie preferowała takie rozprawiania się z napastnikami, ale nie miała w tym wypadku innego wyjścia. Wystrzał pistoletu mógł przyciągnąć zbyt wielu zainteresowanych.

         Wytarła nóż o wierzch swojej bluzy, a zakrwawioną rękę o spodnie i schowała ostry przedmiot z powrotem do pokrowca na łydce. Ominęła martwe ciało i kilkukrotnie sprawdziła, czy piorunochron nie odpadnie pod jej ciężarem. Nabrała pełno powietrza w płuca, by po kilku sekundach wypuścić je ze świstem. Nie czekając na nic więcej zaczęła wspinać się do góry, żeby móc dostać się do środka budynku. Szkoda tylko, że nie ma pojęcia, gdzie jest gabinet Branda.

~*~

         Zayn wszedł bezszelestnie do domu jednego ze swoich wrogów, z bronią uniesioną na wysokości swoich oczu, aby móc w każdej chwili się bronić. Nie miał zamiaru zginąć z ręki jakiegoś frajera i nowicjusza w „nielegalnym świecie”. Rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu, po czym nie opuszczając dłoni ruszył do magazynu, w którym trzymają narkotyki. Nie jego wina, że klient rozmyślił się i postanowił kupić od niego coś, czego akurat nie przywiózł ze sobą do Kanady. Przecież nie może zrezygnować z kilku tysięcy dolarów z tak błahego powodu i właśnie dlatego postanowił zdobyć towar na własną rękę.

         Bez problemu wyważył drzwi, dzielące go od celu i wszedł do środka, odszukując wzrokiem narkotyku, który był mu potrzebny. Zaczął ściągać go z półki i wkładać sobie do kieszeni, żeby wypełnić je możliwie jak najbardziej. Przewrócił oczami, wzdychając ciężko, kiedy przerwał mu znajomy śmiech. Mozolnie odwrócił się w kierunku wejścia, lustrując znudzonym wzrokiem Denisa. Miał serdecznie dość tego gościa i nie podobał mu się fakt, że stoi przed nim z bronią. Chciał sięgnąć po swoją, którą odłożył na chwilę, żeby móc schować narkotyk, ale przeciwnik strzelił w nią, przez co wsunęła się pod regały, a Malik w ostatnim momencie zdążył uratować swoją dłoń. Obrzucił go nienawistnym spojrzeniem, mrużąc groźnie oczy.

-- Ty naprawdę myślałeś, że uda ci się tak łatwo mnie wykiwać i po prostu okraść? – zakpił Denis, a na jego ustach pojawił się tryumfujący uśmieszek, który tylko coraz bardziej podjudzał Mulata.

-- Miałem cichą nadzieję, że uda mi się cię dopaść i proszę! Jednak nadzieja nie zawsze prowadzi donikąd – syknął, zmieniając wyraz twarzy ze skrajnej wściekłości na bezgraniczne rozbawienie.

-- Szkoda, że musisz zginąć. Przyjemnie było mieć przeciwnika takiego, jak ty – szatyn westchnął teatralnie, aby po chwili zacząć strzelać w kierunku Malika.

         On natychmiast opadł na podłogę, by następnie w natychmiastowym tempie podnieść się i wykonać fikołek, dzięki któremu znalazł się bezpośrednio przy swoim pistolecie, znajdującym się pod regałem. W sumie miał jeszcze jeden w kaburze pod skórzaną kurtką, ale po co go wyciągać, skoro może wydobyć poprzedni. Uchylił się przed następnym wystrzałem i w rekordowym tempie wydobył nogą spluwę, chwytając ją w obie dłonie. Oddał jeden, celny strzał, trafiając prosto między oczy rywala, dzięki czemu on natychmiast umarł.

         Zayn uklęknął na podłodze, po której już zaczęła płynąć ścieżka krwi z rany postrzałowej w czole Denisa. Mulat pokręcił z rozbawieniem głową, przecierając wierzchem dłoni górną wargę, która rozcięła się w kontakcie z półką, o którą niefortunnie uderzył. Podniósł się na równe nogi, chcąc jak najszybciej opuścić to miejsce i móc w końcu zająć się naprawdę ważnymi sprawami. Ominął ciało Denisa, robiąc nad nim spory krok. Śmierć, którą fundował innym na każdym kroku już dawno przestała go obchodzić. Zbyt dużo razy dane mu było ją oglądać, żeby teraz cokolwiek czuł. Aktualnie wszystkie jego odczucia zamykały się w tym, że po prostu zabił kolejnego wroga, dzięki czemu będzie miał znacznie mniej problemów, niż dotychczas.

~*~

         Cassandra przeszła przez otwarte okno do wnętrza budynku i postawiła ostrożnie stopy na twardym podłożu. Odetchnęła głęboko, prostując nogi w kolanach i ruszając przed siebie w poszukiwaniu odpowiedniego pokoju. Podeszła do pierwszych drzwi, nie robiąc przy tym praktycznie żadnego hałasu. Przyłożyła delikatnie ucho do drewnianej powierzchni i zaczęła nasłuchiwać każdego, nawet najmniejszego szmeru zza niej. Była doskonale wyćwiczona w szpiegowaniu i wszystkim, co jest z tym związane. W końcu tego dotyczył jej zawód, a ona nie miała zamiaru zmarnować swojego talentu, który ewidentnie posiadła. Właśnie dlatego zgodziła się brać udział w zadaniach, podobnych do tego z Malikiem. Nie bała się, że ktoś może ją zabić. Liczył się fakt, że może zdobyć informacje, potrzebne do złapania Zayn ‘a i umieszczenia go w więzieniu.

         Prawda jest taka, że jego wrogowie naprawdę chcieli go zabić i właśnie dlatego na każdym kroku sporządzali notatki na jego temat, bądź zatrudniali do tego odpowiednich ludzi. Ona tylko zgrywała je na swojego pendraiwa i umieszczała w specjalnej szufladzie. Dzięki tej metodzie poznała już kilka jego słabych punktów i jest coraz bliżej złapania go.

         Oczywiście nie każdego gangstera udało się poskromić, albo dorwać, więc informacje na ich temat również były mocno przydatne. Właśnie dzięki nim zdołała złapać Evansa, który zginął podczas nocy, kiedy miała dowiedzieć się kilku rzeczy na temat jej startu w gangu Malika. Cass westchnęła ciężko, kręcąc głową, aby wyrzucić z niej niechciane myśli. Musi skupić się na tym, co ma aktualnie zrobić, ponieważ wystarczy jedno potknięcie i będzie musiała użerać się z kilkoma uzbrojonymi mężczyznami, a wtedy sytuacja może stać się mało przyjemna. Przynajmniej dla niej.

         Kiedy nie usłyszała w pokoju żadnych dźwięków, otworzyła ostrożnie drzwi, wsuwając się bezszelestnie do pomieszczenia i rozglądając po nim uważnie. Zamknęła za sobą wejście, od razu podchodząc do komputera i włączając go. Uśmiechnęła się do siebie zwycięsko, kiedy okazało się, że jest to laptop Kornela, a w nim wszystkie informacje, po które tutaj przyszła. Zamknęła na chwilę oczy, przypominając sobie, co musi zrobić, żeby zdjąć hasło i nie uszkodzić przy tym żadnego folderu. Gdy tylko jej się to udało, natychmiast podpięła pendraiwa do wejścia USB i zgrała wszystko, co chciała, po czym, oczywiście przypadkowo, usunęła to z pamięci komputera. Zaczęła szukać czegokolwiek, co jeszcze mogłoby przyciągnąć jej uwagę i po minucie właśnie na coś takiego trafiła.

         Otworzyła folder ze swoim imieniem i nazwiskiem. Zmrużyła oczy, czytając wszystko, co udało im się zdobyć na temat Cass. Kobicie nie spodobało się to nawet w najmniejszym stopniu. Wiedziała, że jest dość rozpoznawalna w kryminalnym świecie, ale nie sądziła, że gangsterom aż tak zależy na tym, aby przeszła do ich gangów, albo po prostu umarła. Jednak właśnie spotkała się z kolejnym, który chciał pierwszej opcji. Cóż, jak widać nie docenia swoich umiejętności.

         Wykasowała wszystko, chowając niewielki przedmiot z powrotem do kieszeni. Ma wszystko to, co potrzeba, więc może się już stąd zmywać i odpocząć do wieczora. Nie mogła jednak pozostawić tego komputera bez jakiegoś podpisu. Skoro Brandowi aż tak zależało na tym, żeby przekabacić ją na swoją stronę, to dlaczego nie miałaby go uprzejmie pozdrowić? Właśnie dlatego weszła w Paint ‘a i nabazgrała kilka słów, nie zamykając, ani nie blokując laptopa.

         Podeszła do okna, sprawdzając jaka odległość dzieli ją od ziemi i usiadła na parapecie, przerzucając nogi na drugą stronę. Zmrużyła oczy, biorąc głęboki oddech i po chwili wyskakując. Syknęła cicho, krzywiąc się mocno, kiedy spotkanie stóp z twardą ziemią sprawiło jej niemały ból. Zignorowała go jednak zupełnie i poderwała się na równe nogi, zaczynając biec w kierunku płotu. Przeskoczyła nad nim, odwracając się tylko na sekundę, aby spojrzeć na ciało martwego mężczyzny, którego własnoręcznie pozbawiła życia. Sumienie Cassie nagle się odezwało i poczuła się dziwnie. Przecież sama chciała zemścić się za śmieć bliskiej sobie osoby. A co, jeśli on również miał rodzinę, którą bezgranicznie pokochał?

         Policzyła w myślach do dziesięciu, starając się skupić na tym, co powinna teraz robić, a nie na przeszłości, bezlitośnie wdzierającej się do jej umysłu. Przebiegła odległość, jaka dzieliła ją od motoru i szybko na niego wsiadła, uprzednio wydobywając kask ze schowka i zakładając go na głowę. Odjechała z piskiem opon, prosto do swojego mieszkania.

         Chciała zrobić kopię dokumentów na swoim komputerze, czyli postąpić tak, jak za każdym, poprzednim razem. Dobrze wiedziała, że jeśli policja, albo ktokolwiek z współpracowników Cass dowiedziałby się o tym, co posiada, to natychmiast wyrzuciliby ją na bruk i zamknęli na dożywocie w pace. Były to informacje ściśle utajone, które powinny znajdować się jedynie w pamięci policyjnych komputerów, w których po jakimś czasie zostałyby po prostu zapomniane. A ona robi z nich dobry użytek.

         Zaparkowała w podziemiach bloku mieszkalnego i w tempie natychmiastowym wsiadła do windy. Nie miała czasu na zastanawianie się. Musi tylko zrobić sobie kopie i jak najszybciej odnieść pendraiwa do domu Malika, żeby przekazać go Liam ‘owi.

         Otworzyła drzwi mieszkania, wpadając do niego jak burza i nie siląc się nawet na ściąganie butów, pobiegła do swojego gabinetu, natychmiast odpalając komputer. Zrobiła wszystko, co do niej należy, po czym usunęła z USB wszystkie foldery na swój temat. Tego Zayn tak łatwo nie dostanie i już ona się o to osobiście postara.

         Zdjęła maskę z twarzy, odrzucając ją na biurko i podniosła się z siedzenia, znów zakładając kask na głowę. Nie miała zamiaru włóczyć się po mieście samochodem, jeśli mogła pozwolić sobie na przejażdżkę motocyklem. Na szczęście deszcz w dalszym ciągu nie padła, dzięki czemu na drodze zrobiło się odrobinę bezpieczniej, niż było dzisiaj rano. Wyminęła kilka samochodów na raz, po czym stanęła między nimi, czekając na zielone światło. Ostatnim, czego teraz pragnęła, to ściągnąć na siebie uwagę gliniarzy.

         Po kilkunastu minutach zaparkowała na podjeździe ogromnego domu Malika, którego tak swoją drogą w dalszym ciągu mu zazdrościła. Weszła po schodach i chcąc zrobić im wszystkim na złość, zapukała mocno w drzwi. Kiedy żaden z nich nie pofatygował się, żeby otworzyć Cass, kobieta zaczęła powtarzać czynność aż do skutku. W końcu wejście otworzyło się, a w nim stanął rozzłoszczony do granic możliwości Louis. Szatynka podniosła wysoko brew, chcąc ukryć tym samym rozbawienie, jakie po woli zapanowywało nad jej ciałem i po porostu weszła do środka, jak gdyby nigdy nic wymijając mężczyznę w przejściu.

-- Dlaczego sama sobie nie otworzyłaś? Przecież robisz tak za każdym razem – Tomlinson rozłożył ręce na boki, starając się w ten sposób pokazać swoją irytację, z którą nie miał zamiaru się ukrywać.

-- A wy za każdym razem czepiacie się o to, że powinnam pukać przed wejściem do nie swojego domu, więc ja tylko spełniam wasze uprzejme prośby – uśmiechnęła się niewinnie, wzruszając beztrosko ramionami i wkładając dłonie do kieszeni.

-- Robisz to tylko dlatego, że Malika nie ma w domu, a jak my zrobimy ci jakąkolwiek krzywdę, to będziemy mieć z tego kłopoty? – syknął szatyn, przewracają oczami i ruszając w kierunku salonu, z którego musiał wyjść, żeby otworzyć dla niej te cholerne drzwi.

-- Aha! – zaśmiała się, chociaż wiedziała, że mężczyzna tak naprawdę nie oczekiwał od niej odpowiedzi i ruszyła za nim w głąb domu. Chciała jak najszybciej pozbyć się pendraiwa, żeby móc w końcu wrócić do domu i chociaż w najmniejszym stopniu przygotować się do przeszukania kolejnego domu.

-- Gościa mamy – mruknął cicho Lou, rzucając się na kanapę obok Nialla i zarzucając mu swoje nogi na nogi. Blondyn jedynie westchnął ciężko, nawet nie próbując walczyć z przyjacielem. Wiedział, że o tak w końcu przegra, więc nie miał najmniejszej ochoty się wysilać.

-- Mam to, czego chciał Malik – Cassandra usiadła na jedynym wolnym fotelu i rozejrzała się uważnie po twarzach wszystkich, zgromadzonych w pomieszczeniu. Nie wiedziała dlaczego, ale zaczynali ją bawić, kiedy bez Zayn ‘a tak naprawdę nie mieli pojęcia, co zrobić.

-- Szybka jesteś, jak na kobietę – rzucił obojętnie Payne, przez co całe rozbawienie z ciemnowłosej nagle uleciało. Podniosła się z siedzenia i skierowała prosto do wyjścia z domu.

-- A wy tego nie dostaniecie – podrzuciła brwiami, wychodząc z domu i udając się prosto w kierunku swojego motoru. Usłyszała kilka ciężkich kroków za sobą, a ich przyspieszony krok świadczył o tym, że bardzo zależy im na tym, co ukradła z komputera Branda. Tym bardziej nie odda im tego od razu.

         Syknęła cicho, czując mocny uścisk na ramieniu, kiedy Horan odwrócił ją w swoją stronę. Zaśmiała się cicho, patrząc w jego podenerwowane oczy, po czym położyła my dłonie na ramionach i jednym ruchem odsunęła od siebie.

-- Bez spiny, Malik dostanie pendraiwa, wy nie – wzruszyła ramionami. Blondyn warknął głośno, po czym wszedł do domu, mocno trzaskając za sobą drzwiami. Ups. Chyba się zezłościł.

-- Wiesz, że broniliśmy cię przed Malikiem i to tak naprawdę dzięki nam przyjął cię do gangu? – wypalił Louis, przyglądając się uważnie reakcji Cassie. Kobieta zmrużyła oczy, marszcząc mocno czoło. Zdziwił ją mocno, a to jest naprawdę trudne zadanie.

-- Dlaczego mi to mówisz? – zapytała po chwili zastanowienia, nie spuszczając z niego wzroku.

-- Ponieważ zaczynam mocno tego żałować – wypalił i zrobił dokładnie to samo, co jego przyjaciel kilkadziesiąt sekund temu, zostawiając osłupiałą Willson w miejscu.

~*~

Miałam tego nie robić, ale nie mogłam się powstrzymać.
Mam straszny dylemat. Chcę przestać pisać, bo coraz częściej zauważam, że nie tworzę nic oryginalnego. Chyba, że to inni kopiują niektóre moje pomysły. Nie chcę tego, bo to nic przyjemnego.
Mimo to chciałabym jeszcze raz zaprosić wszystkich na moje inne opowiadania. Bo skoro już są, to niech ktoś to przynajmniej czyta :)
Pozdrawiam i do następnego,
Jes. xx

9 komentarzy:

  1. Ej! Nie zgadzam się byś kończyła pisać! To opowiadanie baaardzo mi się podobabtak samo jak to o Rivens, które ostatnio przeczytałam :) Piszesz świetnie i tego się trzymaj ;)
    Do następnego Skarbie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta wyżej dobrze gada- nie przestawaj pisac!! Jezu, kocham to opowiadanie i ja nim zyje! Nie mozesz. ZABRANIAM CI. Ps. Rozdzial super 😍

    OdpowiedzUsuń
  3. Pisz dalej! Z moja koleżanka zawsze czekamy na nexta ! :*** pisz jest swietny

    OdpowiedzUsuń
  4. Pisz! Nie możesz przestać! To opowiadanie jest cudowne i jedyne w swoim rodzaju. I tak przy okazji. Skąd bierzesz te wszystkir cytaty? One są genialne! :D
    Serdecznie zapraszam Cię do mnie ;)
    Pozdrawiam :*
    Sophie xoxo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wpisuję w google jakie potrzebuję i zawsze coś się znajdzie xD

      Usuń
  5. Super rozdział. Nie przestawaj pisać. Masz talent nie marnuj go. Wiele osób kopiuje inne blogi ale ty się nie daj i nie przejmuj tym. Ignoruj te osoby. To jest najlepsze opowiadanie jakie czytałam ma potencjał codziennie wchodzę i sprawdzałam czy jest nowy rozdział. Czekam na nexta.

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne opowiadanie, nie rezygnuj z nigo! Baardzo polubiłam twoją historię, co zdarza się żadko z opowiadaniami o tej temace, ale jestem pod wrażeniem. Proszę nie przestawaj pisać!
    Pozdrawiam


    www.odszukacprzeznaczenie.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Cassandra to naprawdę intrygująca, silna kobieta, czytam od czasu do czasu twoje opowiadania, ot tak w przerwie miedzy zajęciami i widze mega potencjał, nie rezygnuj! pisz pisz pisz i jeszcze raz pisz, pomysły czasem się powtarzają, ale jeśli ktoś cię kopiuje to i tak ty jestes pierwsza! czekam na ciąg dalszy:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy pojawi się następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń