"Podstawowym wierzeniem Indianina jest to, że po śmierci człowieka jego duch jest gdzieś na Ziemi lub w Niebie, dokładnie nie wiemy gdzie, i wciąż żyje… Podobnie jest z Wakan Tanka. Wierzymy, że żyje wszędzie. Co więcej, wierzymy, że jest dla nas jak dusze zmarłych przyjaciół, których głosów nie możemy usłyszeć."~ Ścigany przez Niedźwiedzie
Louis
wszedł po woli do pokoju, w którym znajdowała się Cassandra i przykucnął przy
łóżku, zaczynają uważnie się jej przyglądać. Delikatnie odgarnął kosmyki z jej
rozpalonego czoło, przez co drgnęła nieznacznie. On jednak nie zabrał swojej
dłoni, ani nie odwrócił uważnego spojrzenia, którym mierzył twarz ciemnowłosej.
Nie dziwił się Malikowi, że zakochał się w niej, praktycznie od pierwszego
wejrzenia. Tomlinson wiedział, jaka jest prawda, pomimo tego, że Zayn sam nigdy
by się do tego nie przyznał. Przecież znali się od gówniarza i nic nie było w
stanie zmienić faktu, że są przyjaciółmi. Oni oboje już od tamtych lat
wiedzieli, co będą robić w przyszłości i stało się właśnie według ich
przewidywań. To nie tak, że chcieli zostać gangsterami i mordować ludzi na
każdym, możliwym korku. Po prostu już ich ojcowie się w to wplątali i oni
wiedzieli, że nie będą w stanie z tego zrezygnować. Nawet, jeśli oddaliby cały
majątek po rodzicielach. Dlaczego? Otóż odpowiedź jest bardzo prosta – zbyt
dużo wiedzieli i natychmiast zostaliby wyeliminowani przez członków gangu. A
nawet, jeśli oni by się do niech nie przyczepili, to na pewno ich wrogowie.
Przecież w ich świecie każdy chce dowiedzieć się jak najwięcej na temat swojego
największego wroga, więc ludzie dla zwycięstwa są w stanie porwać małe dzieci i
przetrzymywać je oraz torturować do momentu, w którym nie wyśpiewają im
wszystkiego, co tylko wiedzą. Oczywiście, kiedy już tak się stanie, to
późniejsze losy dzieci są aż nazbyt prawdopodobne – zabijają je, żeby zmusić ich
rodziców do podjęcia jakiegokolwiek działania. Wszyscy wiedzą, że jedyne na
czym zależy gangsterowi, to jego dziecko i dziewczyna, w niektórych przypadkach
nawet żona.
Tomlinson
podniósł się z podłogi, rozprostowując zwiotczałe mięśnie. On również chciałby
mieć kogoś, kim mógłby się opiekować i bronić go przed okrutnym światem.
Niestety, jak do tej pory, nie udało mu się znaleźć odpowiedniej dziewczyny dla
siebie. Chociaż ostatnio poznał Denise i musiał przyznać, że jest ona
niesamowicie czarująca. Jego uwiodła jednym spojrzeniem, chociaż zachowuje się
przy nim dość nieśmiale. Niestety to tylko jeszcze bardziej podnieca Louisa,
przez co musi się podwójnie hamować w towarzystwie młodszej Blake. Co prawda
nie poznał jeszcze jej siostry, ale z tego, co opowiadała mu blondynka, to nie
jest najprzyjemniej nastawiona do wszystkich chłopaków. Stara się trzymać ich
od nich z daleka, przez co Denise nie ma okazji do umawiania się z kimkolwiek.
Kiedy wyszła z nim na spacer, to powiedziała mu, że musiała wymykać się z domu
na ich spotkanie, a mężczyzna nie dostał od niej żadnego znaku życia od tamtej
pory. Po woli zaczynał się martwić, ale również odczuwać niesamowitą irytację
względem jasnowłosej. Mogła mu przynajmniej wysłać SMS ‘a, że więcej nie ma
zamiaru widzieć go na oczy, żeby nie robił sobie złudnych nadziei.
-- Znalazłem go Tommo. Ktoś musi po
niego pojechać, więc bierz sobie Damiana na wszelki wypadek i ściągnij go do
domu, bo jak ja go zobaczę, to może tego nie przeżyć – w pokoju pojawił się
Payne, przez co Lou podskoczył przestraszony i popatrzył na przyjaciela
morderczym spojrzeniem. On i Horan dołączyli do niego i Zayn ‘a później, kiedy
oboje należeli już do tego samego gangu, co ich ojcowie. Podobno Liam zadłużył
się u szefa, przez co musiał zacząć z nim współpracować, a Niall do tej pory
pozostaje jedną, wielką tajemnicą, której nie da się odgadnąć.
-- Nie szczerz się tak, bo następnym
razem wymierzę ci kulkę prosto między oczy – syknął Tommo w kierunku jasnego
blondyna i szybkim krokiem zszedł po schodach. Tak swoją drogą on również nie
spał ani minuty dzisiejszej nocy, ale jemu wystarczyło kilka puszek
energetyzatora i czuł się jak nowo narodzony. No, może trochę przesadził, ale
mimo wszystko jego samopoczucie było dość dobre.
Mężczyzna
wszedł do garażu i wziął kluczyki od swojego ulubionego samochodu, którym miał
już dzisiaj przyjemność jeździć, kiedy pojechał po ubrania dla Willson. Tak
swoją drogą całkiem seksowną ma bieliznę. Gdy tylko w pomieszczeniu pojawił się
Damian, oboje wsiedli do czarnego Cadillaca CTS-V Wagon. Szatyn odpalił
silnik, jadąc tam, gdzie kierował go jego towarzysz, który dostał wytyczne od
Liam 'a.
Przez
całą drogę zastanawiał się, czemu Denise do niego nie zadzwoniła. Może
dowiedziała się czegoś o tym, co robi na co dzień i przestraszyła się go. Albo
po prostu nie spodobał jej się i nie chce go więcej widzieć na oczy. Chociaż
nie chciał uwierzyć w tą drugą wersję. Przecież świetnie bawili się wczoraj
wieczorem i gdyby nie fakt, że zauważył policję, jadącą prosto na osiedle
Cassie, to nie chciałby przerywać spotkania. Zaczął myśleć nad tym, czy nie
palną przypadkiem jakieś głupoty, co zdarzało mu się dość często. Jednak po
przeanalizowaniu wszystkich jego wypowiedzi z tej okoliczności również
zrezygnował. Westchnął zrezygnowany, przyciągając tym samym uwagę zdziwionego
Damiana. Louis pokiwał przecząco głową, dając mu do zrozumienia, że nic się nie
dzieje i wszystko jest w porządku. Ale czy aby na pewno taka była prawda?
~*~
Cassandra
otworzyła po woli oczy, rozglądając się uważnie po pomieszczeniu, w którym się
znajdowała. Dobrze wiedziała, gdzie jest – chciała się po prostu upewnić, czy
to prawda, że wylądowała u chłopaków z czterdziestostopniową gorączką.
Nienawidziła chorować, ale w pewnym sensie to nie zależało od niej. Musi po
prostu zapamiętać, żeby nie wychodzić na zewnątrz o pierwszej w nocy w samej
bokserce, kiedy kilka minut wcześniej skończył padać deszcz. Czasami te
najbardziej oczywiste sprawy stają się największymi zagadkami, często nawet nie
do rozwiązania.
Kobieta
podniosła się po woli z łóżka, czując, że musi jak najszybciej się czegoś
napić. Wolnym krokiem udała się w kierunku schodów, musząc podpierać się
ściany. Nienawidziła się za to, że doprowadziła się do takiego stanu tak na
dobrą sprawę w jedną noc. Chwiejnym krokiem zeszła na dół, od razu udając się
do kuchni. Miała cichą nadzieję, że nikogo nie zastanie. Na szczęście tym razem
się udało. Podeszła do czajnika, po czym nastawiła w nim wodę. Wyjęła kubek, do
którego wsadziła torebkę herbaty. Nie miała siły na nic. Cisza, panująca w
całym domu, była przerywana jedynie przez bulgot gotującej się wody.
Cassandra
zaczęła zastanawiać się, jak to teraz będzie z gangiem. To oczywiste, że chłopaki
nie pozwolą na to, żeby się rozwiązał, ale decyzje muszą podejmować w jak
najszybszym tempie, żeby przypadkiem nikt nie chciał odejść. Jego nowy szef
mógłby zażądać różnych informacji na temat członków, którzy mimo wszystko
pozostali, a to mogłoby się dla nich bardzo źle skończyć. Willson dobrze
wiedziała, że nie powinna się tym przejmować, ale nie była w stanie przestać
myśleć na ten temat. Czuła w środku dziwną pustkę na samą myśl, że cała misja
mogłaby się skończyć stosunkowo szybko. Tak naprawdę na Malika przeznaczyła
przynajmniej rok, a minęło dopiero cztery miesiące. Dodatkowo nie przyszło jej
na myśl, że zemściła się na nim za śmierć Josephine. Miała nieodparte wrażenie,
że to ktoś inny się z nim policzył, a sprawy ciemnowłosej w dalszym ciągu nie
pozostają rozwiązane. Westchnęła ciężko, kręcąc głową i wplątując palce we
włosy zaczęła za nie z całej siły ciągnąć. Zbyt wiele myśli przewijało się w
umyśle dwudziestopięciolatki w jednym momencie. Nie miała zielonego pojęcia, na
czym powinna się skupić. Czuła się, jakby zaraz miała eksplodować od natłoku
wszystkich tych trudnych spraw.
Chciała
wziąć czajnik w dłoń i zalać torebkę z herbatą, ale nie była nawet w stanie
podnieść go do góry. Zaklęła zirytowana pod nosem, starając się podnieść
przedmiot obiema dłońmi i przy okazji nie rozlać wody, co nie było w cale takim
prostym zadaniem, jakby się mogło wydawać. Już miała odstawiać wszystko na
miejsce, ale poczuła, jak ktoś zabiera jej wszystko z dłoni. Podniosła głowę,
przechylając głowę nieznacznie do tyłu i rozpoznając w osobniku Liama, którego
mina nie wskazywała na nic konkretnego.
-- Miałaś leżeć w łóżku i się nie
ruszać – westchnął zrezygnowany, patrząc na nią z nutką zdenerwowania.
Obojętność jednak w dalszym ciągu była emocją, która zdominowała spojrzenie
Payne‘a. Kobieta wzruszyła ramionami.
-- Nie czuję się, jakbym miała zaraz
zemdleć, a nie mam siły krzyczeć, więc pomyślałam, że herbatę mogę sobie zrobić
sama – wychrypiała się, krzywiąc się mocno, kiedy nieznośny ból zaczął rozrywać
gardło szatynki. To było najgorsze z tego całego, pieprzonego chorowania.
-- Zaraz powinien przyjść mój znajomy
lekarz, który wypisze ci jakieś leki, mające postawić cię na nogi. Mam tylko
jedno pytanie. Będzie w stanie pomóc mi zająć się komputerem Malika? Nie chcę,
żeby wszystko to, co zaplanował na najbliższe miesiące przepadło, bo mogłoby
się to dla nas nie najlepiej skończyć – mężczyzna popatrzył na nią błagalnym
spojrzeniem. Chciała się uśmiechnąć, ale na jej twarzy pojawił się jedynie
zbolały grymas, który na pewno nie wyglądał najlepiej.
-- Jak tylko uda wam się zbić moją
gorączkę, to mogę nawet zacząć normalnie funkcjonować – westchnęła ciężko,
oplatając kubek obiema dłońmi w celu ich ogrzania. Cholerne zimno nie chciało
opuścić ciała kobiety, które w tym momencie wyglądało niesamowicie drobno.
-- Dobra, a teraz wracaj do łóżka.
Przyniosę ci herbatę, żebyś przypadkiem nie rozlała jej po drodze – mruknął
cicho, zabierając kubek z dłoni ciemnowłosej, po czym skierował się prosto do
pokoju Malika. Kobieta burknęła zirytowana pod nosem, ale nie odezwała się
nawet słowem. Ruszyła przed siebie, cały czas podpierając się ścian. Chciała w
końcu móc przynajmniej przemieszczać się normalnie.
Z
wielkim trudem wspięła się po schodach i weszła do swojego tymczasowego pokoju,
od razu opadając na łóżko. Zamknęła oczy, odliczając po woli od dziesięciu w
dół, żeby zapanować nad bólem głowy, po czym usiadła prosto, chwytając naczynie
w obie dłonie i wypijając z niego dość spory łyk. Nie zwracała uwagi na to, że
mężczyzna przez cały czas uważnie jej się przyglądał.
-- Muszę ci coś powiedzieć – burknęła
cicho pod nosem, zaczynając bawić się kubkiem i uważnie mu przyglądać. Li
usiadł obok niej, zginając przed sobą jedną nogę w kolanie oraz układając na
niej dłonie. Był to znak dla szatynki, że może zaczynać. – Wczoraj w nocy,
kiedy obserwowałam Cenzie ‘ego i Branda, dowiedziałam się kilku ciekawych
rzeczy. Oni faktycznie ze sobą współpracują. Domyślili się, że to mnie Malik
nasłał na nich, żeby skasować im wszystkie informacje na komputerach. O mnie
dowiedzieli się przez mój błąd, ale to nie jest teraz ważne. Najlepsze z tego
wszystkiego jest to, że nikt nie ma nawet pojęcia o śmierci Zayn‘a. Myślą, że
w dalszym ciągu przebywa w Europie i jest na jakiejś misji. Podejrzewam, że obserwują
hotel, w którym rzekomo w dalszym ciągu przebywa. Podejrzewam, że za jakiś czas
domyślą się prawdy. Musimy coś wymyślić – westchnęła, podnosząc wzrok znad
dłoni i popatrzyła Liam ‘owi prosto w oczy. Zamyślił się, na co
wskazywała nieduża zmarszczka, która pojawiła się na czole gangstera. Cass
przyszło na myśl, że wygląda seksownie. Jednak
nie tak bardzo, jak Malik. Pokiwała głową, chcąc wyrzucić z niej tę myśl.
-- Może powinniśmy wysłać kogoś do
Paryża, żeby udawał, że pojechał porozmawiać z Zaynem – mruknął w końcu,
podnosząc głowę i wyglądając za okno usiadł po turecku, wzdychając ciężko.
Cassandra domyśliła się, że jest mu trudno i wolałby mieć kilka dni spokoju.
Niestety, jak na teraźniejszy moment było to niemożliwe.
-- Niech Niall i Louis tam pojadą. Z
całego gangu to wasza trójka jest najbardziej z nim zaprzyjaźniona, więc domyślą
się, że to coś poważnego, że właśnie jednych z was do siebie ściąga. Dajmy im
tak myśleć. Każemy chłopakom zrobić jakąś poważną akcję, o której dowie się
cała Europa, a oni wrócą z dużą ilością forsy do Nowego Yorku, więc tylko na
tym skorzystamy. Przy okazji obserwatorzy pojadą za nimi i w ten sposób będzie
można powiedzieć, że Malik wymknął się z hotelu na lotnisko – zamknęła oczy,
odstawiając kubek na stolik nocny, po czym położyła się i przykryła cała
kołdrą. Nieprzyjemne dreszcze, spowodowane zimnem, wstrząsnęły jej ciałem. Nie
wyglądała dobrze i zdecydowanie również się tak nie czuła.
-- To nie jest taki zły pomysł. Musimy
utrzymać w tajemnicy jak najdłużej to, że Zayn najprawdopodobniej nie żyje.
Wtedy zyskujemy nad innymi dużą przewagę i czas, przez który moglibyśmy
uporządkować wszystkie sprawy, związane z gangiem, dzięki czemu nie udałoby im
się przekupić nikogo z naszych ludzi – Payne przeniósł spojrzenie na
rozchorowaną kobietę, w duchu błagając znajomego, żeby się pospieszył. Nie mógł
już patrzeć na to, jak ona się męczy.
-- Ja nie miewam złych pomysłów –
mruknęła pod nosem, przekręcając się na bok. Nie chciała zrezygnować z docinków
pomimo tego, że jest chora. Tak na dobrą sprawę, to skutecznie poprawiały jej
wisielczy humor.
-- Willson, mogę ci zadać niedyskretne
pytanie? – zapytał mężczyzna po chwili milczenia. Szatynka kiwnęła niepewnie
głową. Nie miała w sumie nic do stracenia, ale zawsze mogło to dotyczyć tego,
że ją rozgryźli. Szybko odrzuciła od siebie tę myśl, dochodząc do wniosku, że
to raczej nie możliwe. Przynajmniej nie dała im do tego żadnych dowodów. – Co
łączyło ciebie i Malika? Dobrze wiem, że coś się między wami stało i muszę
przyznać, że był po tym dziwnie uśmiechnięty - przygryzł dolną
wargę, nie będąc pewnym, czy aby na pewno może z nią rozmawiać na takie tematy.
-- Sama chciałabym to wiedzieć –
westchnęła ciężko, po kilku sekundach odpływając do krainy Morfeusza. Miała
dość wszystkiego, a sen był od tego jedyną ucieczką.
~*~
Axel
siedział pochylony na jednym z plastikowych krzesełek, znajdujących się na
szpitalnym korytarzu i przenosił spojrzenie z jednych drzwi na drugie.
Operacja, przeprowadzona kilka godzin temu przeszła pozytywnie i lekarz miał
zamiar wypuścić Daniela już za kilka godzin, żeby mógł rozpocząć swoją misję.
Jednak dalej niewyjaśniona pozostawała sprawa Malika. Lek, którego zwiększył
dawkę już dawno powinien zadziałać i sprawić, że gangster umrze, ale był wytrzymalszy, niż Jenkinsowi wcześniej się wydawało.
Westchnął
zrezygnowany, podnosząc się z siedzenia i chodząc w tę i z powrotem zaczął
rozprostowywać wszystkie kości. Co prawda spędził chwilę u siebie w mieszkaniu,
ale sen, na który pozwolił sobie po tej całej męczarni, był zdecydowanie za
krótki na to, żeby mógł dobrze wypocząć. Obiecał sobie, że kiedy dostanie już
to, dla czego tak bardzo poświęca się na każdym kroku, to wyjedzie na wakacje
do Barcelony, albo innego, europejskiego raju. Zdecydowanie mu się to należało.
Nagle
na całym korytarzu rozległo się głośne wycie sprzętów medycznych, dochodzące z
pokoju Zayna. Mężczyzna uśmiechnął się do siebie pod nosem, szybko jednak
powracając do obojętnego wyrazu twarzy. Nie mógł pozwolić, żeby ktokolwiek
dowiedział się, że jest zadowolony, ba! Sam doprowadził do takiego obrotu
akcji. Wszedł do niewielkiego pomieszczenia zaraz za przerażonym lekarzem i
wkładając ręce do kieszeni, zaczął uważnie przyglądać się jego poczynaniom.
Zaczął reanimować Mulata, jednak poczynania jego i jego asystenta, który starał
się pomóc ze wszystkich sił, spełzły na niczym i przeszywający bębenki uszne
dźwięk, w dalszym ciągu przecinał panującą dookoła ciszę. Komisarz nachylił się
do przodu, zatrzymując usta przy uchu lekarza.
-- Niech pan pamięta, że to był
zupełny przypadek i oboje nie mamy z nim nic wspólnego, a kwota na pana koncie
może zwiększyć się kilkukrotnie – poklepał go po ramieniu i udał się do wyjścia
z tego cholernego budynku. Musi zapalić.
~*~
Louis
zaparkował samochód przed wjazdem do klubu, który wskazał mu Damian i rozejrzał
się uważnie dookoła, w poszukiwaniu blond tlenionej czupryny swojego
przyjaciela. Obiecał sobie, że jak tylko go znajdzie, to sprawi osobiście, żeby
wytrzeźwiał krócej, niż w trzy minuty. Oboje wyszli z pojazdu, zatrzaskując za
sobą drzwi i od razu skierowali się do wnętrza pomieszczenia. Szatyn odszukał
wzrokiem Nialla i od razu udał się w jego kierunku. Nie zwracając uwagi na
to, że schlany właśnie ozdabia jeden z kątów pomieszczenia swoimi wymiocinami,
podniósł go do góry za koszulkę i zaczął ciągnąć do wyjścia. Jeszcze jak tutaj
jechali, kazał swojemu towarzyszowi pilnować, żeby nie zrobił mu krzywdy.
Przynajmniej nie za dużej.
-- Louis stary koniu! Chodź, napijesz
się ze mną! – krzyknął Horan, uderzając przyjaciela z całej siły w plecy. Lou syknął
cicho, ale nie odezwał się nawet słowem, tylko wpakował go na tylne siedzenia
samochodu. Zapomniał jednak, że nie zablokował drzwi, przez co mężczyzna
spróbował wyjść po drugiej stronie. Na szczęście stał tam Damian, który mu na
to nie pozwolił.
-- Tommo, myślę, że powinniśmy go
wykąpać. Strasznie śmierdzi – mruknął cicho Damian, wsiadając na miejsce
pasażera obok kierowcy i teatralnie pomachał sobie dłonią przed twarzą, jakby
chciał w ten sposób odgonić od nosa nieprzyjemne zapachy. Louis od razu podchwycił
pomysł swojego towarzysza i z wrednym uśmiechem skierował się prosto do Central
Parku. Dobrze wiedział, że o tej godzinie odwiedza go już całkiem spora ilość
ludzi, ale musiał zaryzykować. Zemsta powinna być zimna, ponieważ taka jest najlepsza.
Cała
droga minęła im w ciszy, przerywanej jedynie przez pojedyncze, zupełnie nie
mające ze sobą nic wspólnego, wypowiedzi blondyna. Głównie dotyczyły one uwag
na temat tego, że chciałby wrócić do klubu i zachlać się w nim na śmierć, bo
bez Malika to już nie będzie takie samo życie, jak dotychczas. Louis jedynie
coraz bardziej zaciskał dłonie na kierownicy, przez co jego knykcie stawały się
nienaturalnie białe. Damian widział, że Tomlinson jest wściekły, ale siedział
cicho, nie chcąc jeszcze bardziej pogorszyć atmosfery, jaka od jakiegoś czasu
panuje wewnątrz Cadillaca.
Szatyn,
zupełnie ignorując zakaz wjazdu dla nieupoważnionych, zatrzymał się dopiero pod
największą fontanną w parku. Kiedy Damian znalazł się już na zewnątrz,
odblokował drzwi i sam opuścił pojazd, po czym wyciągnął z pomocą chłopaka
swojego przyjaciela. Pomimo tego, że wyrywał się w każdą, możliwą stronę,
wpakowali go do wody, zwracając na siebie przy okazji uwagę kilku przechodniów.
-- Jak tylko stąd wyjdę, to obiecuję,
że was kurwa zabiję! Oboje! – wrzasnął na całe gardło blondyn, zaczynając topić
się w fontannie i sprawiając tym samym, że Louis z Damianem zaczęli śmiać się,
jakby właśnie któryś z nich opowiedział najlepszy kawał na świecie.
~*~
Także tego. Byłam dzisiaj w Warszawie i jestem cholernie zmęczona, wiec mogą pojawić się liczne błędy, chociaż sprawdzałam rozdział kilkukrotnie, aż do znudzenia.
O kurwa, chyba definitywnie zabiłam Malika. A może nie, już sama nie wiem.
Dobra spadam, bo zaraz zdechne.
Dobranoc,
Jesica xx
,-- Jak tylko stąd wyjdę, to obiecuję, że was kurwa zabiję! Oboje! ''
OdpowiedzUsuńHaha, Nislll coś szybko wytrzeźwiał =D
Mówisz, że nie wiesz czy Malik nadal żyje czy już nie? Hmm ... szczerze powiedziawszy to ja się troszeczkę polubiłam...
Do następnego Skarbie <3
Hola, hola! Nie możesz sobię od tak uśmiercić Malika, rozumiesz? Nikt ni dał ci takiego prawa hahah z reszta każdy ma prawo do życia a on na pewno chce żyć. Proszę mi go tu reanimować xd czekam na nexta+rozdzial super :))
OdpowiedzUsuńMalik musi zyc okej ??!!!
OdpowiedzUsuńSuper piszesz xx