31 marca 2015

[19] Chapter Nineteenth (First Season)

"Podstawowym wierzeniem Indianina jest to, że po śmierci człowieka jego duch jest gdzieś na Ziemi lub w Niebie, dokładnie nie wiemy gdzie, i wciąż żyje… Podobnie jest z Wakan Tanka. Wierzymy, że żyje wszędzie. Co więcej, wierzymy, że jest dla nas jak dusze zmarłych przyjaciół, których głosów nie możemy usłyszeć."~ Ścigany przez Niedźwiedzie

         Louis wszedł po woli do pokoju, w którym znajdowała się Cassandra i przykucnął przy łóżku, zaczynają uważnie się jej przyglądać. Delikatnie odgarnął kosmyki z jej rozpalonego czoło, przez co drgnęła nieznacznie. On jednak nie zabrał swojej dłoni, ani nie odwrócił uważnego spojrzenia, którym mierzył twarz ciemnowłosej. Nie dziwił się Malikowi, że zakochał się w niej, praktycznie od pierwszego wejrzenia. Tomlinson wiedział, jaka jest prawda, pomimo tego, że Zayn sam nigdy by się do tego nie przyznał. Przecież znali się od gówniarza i nic nie było w stanie zmienić faktu, że są przyjaciółmi. Oni oboje już od tamtych lat wiedzieli, co będą robić w przyszłości i stało się właśnie według ich przewidywań. To nie tak, że chcieli zostać gangsterami i mordować ludzi na każdym, możliwym korku. Po prostu już ich ojcowie się w to wplątali i oni wiedzieli, że nie będą w stanie z tego zrezygnować. Nawet, jeśli oddaliby cały majątek po rodzicielach. Dlaczego? Otóż odpowiedź jest bardzo prosta – zbyt dużo wiedzieli i natychmiast zostaliby wyeliminowani przez członków gangu. A nawet, jeśli oni by się do niech nie przyczepili, to na pewno ich wrogowie. Przecież w ich świecie każdy chce dowiedzieć się jak najwięcej na temat swojego największego wroga, więc ludzie dla zwycięstwa są w stanie porwać małe dzieci i przetrzymywać je oraz torturować do momentu, w którym nie wyśpiewają im wszystkiego, co tylko wiedzą. Oczywiście, kiedy już tak się stanie, to późniejsze losy dzieci są aż nazbyt prawdopodobne – zabijają je, żeby zmusić ich rodziców do podjęcia jakiegokolwiek działania. Wszyscy wiedzą, że jedyne na czym zależy gangsterowi, to jego dziecko i dziewczyna, w niektórych przypadkach nawet żona.

         Tomlinson podniósł się z podłogi, rozprostowując zwiotczałe mięśnie. On również chciałby mieć kogoś, kim mógłby się opiekować i bronić go przed okrutnym światem. Niestety, jak do tej pory, nie udało mu się znaleźć odpowiedniej dziewczyny dla siebie. Chociaż ostatnio poznał Denise i musiał przyznać, że jest ona niesamowicie czarująca. Jego uwiodła jednym spojrzeniem, chociaż zachowuje się przy nim dość nieśmiale. Niestety to tylko jeszcze bardziej podnieca Louisa, przez co musi się podwójnie hamować w towarzystwie młodszej Blake. Co prawda nie poznał jeszcze jej siostry, ale z tego, co opowiadała mu blondynka, to nie jest najprzyjemniej nastawiona do wszystkich chłopaków. Stara się trzymać ich od nich z daleka, przez co Denise nie ma okazji do umawiania się z kimkolwiek. Kiedy wyszła z nim na spacer, to powiedziała mu, że musiała wymykać się z domu na ich spotkanie, a mężczyzna nie dostał od niej żadnego znaku życia od tamtej pory. Po woli zaczynał się martwić, ale również odczuwać niesamowitą irytację względem jasnowłosej. Mogła mu przynajmniej wysłać SMS ‘a, że więcej nie ma zamiaru widzieć go na oczy, żeby nie robił sobie złudnych nadziei.

-- Znalazłem go Tommo. Ktoś musi po niego pojechać, więc bierz sobie Damiana na wszelki wypadek i ściągnij go do domu, bo jak ja go zobaczę, to może tego nie przeżyć – w pokoju pojawił się Payne, przez co Lou podskoczył przestraszony i popatrzył na przyjaciela morderczym spojrzeniem. On i Horan dołączyli do niego i Zayn ‘a później, kiedy oboje należeli już do tego samego gangu, co ich ojcowie. Podobno Liam zadłużył się u szefa, przez co musiał zacząć z nim współpracować, a Niall do tej pory pozostaje jedną, wielką tajemnicą, której nie da się odgadnąć.

-- Nie szczerz się tak, bo następnym razem wymierzę ci kulkę prosto między oczy – syknął Tommo w kierunku jasnego blondyna i szybkim krokiem zszedł po schodach. Tak swoją drogą on również nie spał ani minuty dzisiejszej nocy, ale jemu wystarczyło kilka puszek energetyzatora i czuł się jak nowo narodzony. No, może trochę przesadził, ale mimo wszystko jego samopoczucie było dość dobre.

         Mężczyzna wszedł do garażu i wziął kluczyki od swojego ulubionego samochodu, którym miał już dzisiaj przyjemność jeździć, kiedy pojechał po ubrania dla Willson. Tak swoją drogą całkiem seksowną ma bieliznę. Gdy tylko w pomieszczeniu pojawił się Damian, oboje wsiedli do czarnego Cadillaca CTS-V Wagon. Szatyn odpalił silnik, jadąc tam, gdzie kierował go jego towarzysz, który dostał wytyczne od Liam 'a.

         Przez całą drogę zastanawiał się, czemu Denise do niego nie zadzwoniła. Może dowiedziała się czegoś o tym, co robi na co dzień i przestraszyła się go. Albo po prostu nie spodobał jej się i nie chce go więcej widzieć na oczy. Chociaż nie chciał uwierzyć w tą drugą wersję. Przecież świetnie bawili się wczoraj wieczorem i gdyby nie fakt, że zauważył policję, jadącą prosto na osiedle Cassie, to nie chciałby przerywać spotkania. Zaczął myśleć nad tym, czy nie palną przypadkiem jakieś głupoty, co zdarzało mu się dość często. Jednak po przeanalizowaniu wszystkich jego wypowiedzi z tej okoliczności również zrezygnował. Westchnął zrezygnowany, przyciągając tym samym uwagę zdziwionego Damiana. Louis pokiwał przecząco głową, dając mu do zrozumienia, że nic się nie dzieje i wszystko jest w porządku. Ale czy aby na pewno taka była prawda?

~*~

         Cassandra otworzyła po woli oczy, rozglądając się uważnie po pomieszczeniu, w którym się znajdowała. Dobrze wiedziała, gdzie jest – chciała się po prostu upewnić, czy to prawda, że wylądowała u chłopaków z czterdziestostopniową gorączką. Nienawidziła chorować, ale w pewnym sensie to nie zależało od niej. Musi po prostu zapamiętać, żeby nie wychodzić na zewnątrz o pierwszej w nocy w samej bokserce, kiedy kilka minut wcześniej skończył padać deszcz. Czasami te najbardziej oczywiste sprawy stają się największymi zagadkami, często nawet nie do rozwiązania.

         Kobieta podniosła się po woli z łóżka, czując, że musi jak najszybciej się czegoś napić. Wolnym krokiem udała się w kierunku schodów, musząc podpierać się ściany. Nienawidziła się za to, że doprowadziła się do takiego stanu tak na dobrą sprawę w jedną noc. Chwiejnym krokiem zeszła na dół, od razu udając się do kuchni. Miała cichą nadzieję, że nikogo nie zastanie. Na szczęście tym razem się udało. Podeszła do czajnika, po czym nastawiła w nim wodę. Wyjęła kubek, do którego wsadziła torebkę herbaty. Nie miała siły na nic. Cisza, panująca w całym domu, była przerywana jedynie przez bulgot gotującej się wody.

         Cassandra zaczęła zastanawiać się, jak to teraz będzie z gangiem. To oczywiste, że chłopaki nie pozwolą na to, żeby się rozwiązał, ale decyzje muszą podejmować w jak najszybszym tempie, żeby przypadkiem nikt nie chciał odejść. Jego nowy szef mógłby zażądać różnych informacji na temat członków, którzy mimo wszystko pozostali, a to mogłoby się dla nich bardzo źle skończyć. Willson dobrze wiedziała, że nie powinna się tym przejmować, ale nie była w stanie przestać myśleć na ten temat. Czuła w środku dziwną pustkę na samą myśl, że cała misja mogłaby się skończyć stosunkowo szybko. Tak naprawdę na Malika przeznaczyła przynajmniej rok, a minęło dopiero cztery miesiące. Dodatkowo nie przyszło jej na myśl, że zemściła się na nim za śmierć Josephine. Miała nieodparte wrażenie, że to ktoś inny się z nim policzył, a sprawy ciemnowłosej w dalszym ciągu nie pozostają rozwiązane. Westchnęła ciężko, kręcąc głową i wplątując palce we włosy zaczęła za nie z całej siły ciągnąć. Zbyt wiele myśli przewijało się w umyśle dwudziestopięciolatki w jednym momencie. Nie miała zielonego pojęcia, na czym powinna się skupić. Czuła się, jakby zaraz miała eksplodować od natłoku wszystkich tych trudnych spraw.

         Chciała wziąć czajnik w dłoń i zalać torebkę z herbatą, ale nie była nawet w stanie podnieść go do góry. Zaklęła zirytowana pod nosem, starając się podnieść przedmiot obiema dłońmi i przy okazji nie rozlać wody, co nie było w cale takim prostym zadaniem, jakby się mogło wydawać. Już miała odstawiać wszystko na miejsce, ale poczuła, jak ktoś zabiera jej wszystko z dłoni. Podniosła głowę, przechylając głowę nieznacznie do tyłu i rozpoznając w osobniku Liama, którego mina nie wskazywała na nic konkretnego.

-- Miałaś leżeć w łóżku i się nie ruszać – westchnął zrezygnowany, patrząc na nią z nutką zdenerwowania. Obojętność jednak w dalszym ciągu była emocją, która zdominowała spojrzenie Payne‘a. Kobieta wzruszyła ramionami.

-- Nie czuję się, jakbym miała zaraz zemdleć, a nie mam siły krzyczeć, więc pomyślałam, że herbatę mogę sobie zrobić sama – wychrypiała się, krzywiąc się mocno, kiedy nieznośny ból zaczął rozrywać gardło szatynki. To było najgorsze z tego całego, pieprzonego chorowania.

-- Zaraz powinien przyjść mój znajomy lekarz, który wypisze ci jakieś leki, mające postawić cię na nogi. Mam tylko jedno pytanie. Będzie w stanie pomóc mi zająć się komputerem Malika? Nie chcę, żeby wszystko to, co zaplanował na najbliższe miesiące przepadło, bo mogłoby się to dla nas nie najlepiej skończyć – mężczyzna popatrzył na nią błagalnym spojrzeniem. Chciała się uśmiechnąć, ale na jej twarzy pojawił się jedynie zbolały grymas, który na pewno nie wyglądał najlepiej.

-- Jak tylko uda wam się zbić moją gorączkę, to mogę nawet zacząć normalnie funkcjonować – westchnęła ciężko, oplatając kubek obiema dłońmi w celu ich ogrzania. Cholerne zimno nie chciało opuścić ciała kobiety, które w tym momencie wyglądało niesamowicie drobno.

-- Dobra, a teraz wracaj do łóżka. Przyniosę ci herbatę, żebyś przypadkiem nie rozlała jej po drodze – mruknął cicho, zabierając kubek z dłoni ciemnowłosej, po czym skierował się prosto do pokoju Malika. Kobieta burknęła zirytowana pod nosem, ale nie odezwała się nawet słowem. Ruszyła przed siebie, cały czas podpierając się ścian. Chciała w końcu móc przynajmniej przemieszczać się normalnie.

         Z wielkim trudem wspięła się po schodach i weszła do swojego tymczasowego pokoju, od razu opadając na łóżko. Zamknęła oczy, odliczając po woli od dziesięciu w dół, żeby zapanować nad bólem głowy, po czym usiadła prosto, chwytając naczynie w obie dłonie i wypijając z niego dość spory łyk. Nie zwracała uwagi na to, że mężczyzna przez cały czas uważnie jej się przyglądał.

-- Muszę ci coś powiedzieć – burknęła cicho pod nosem, zaczynając bawić się kubkiem i uważnie mu przyglądać. Li usiadł obok niej, zginając przed sobą jedną nogę w kolanie oraz układając na niej dłonie. Był to znak dla szatynki, że może zaczynać. – Wczoraj w nocy, kiedy obserwowałam Cenzie ‘ego i Branda, dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy. Oni faktycznie ze sobą współpracują. Domyślili się, że to mnie Malik nasłał na nich, żeby skasować im wszystkie informacje na komputerach. O mnie dowiedzieli się przez mój błąd, ale to nie jest teraz ważne. Najlepsze z tego wszystkiego jest to, że nikt nie ma nawet pojęcia o śmierci Zayn‘a. Myślą, że w dalszym ciągu przebywa w Europie i jest na jakiejś misji. Podejrzewam, że obserwują hotel, w którym rzekomo w dalszym ciągu przebywa. Podejrzewam, że za jakiś czas domyślą się prawdy. Musimy coś wymyślić – westchnęła, podnosząc wzrok znad dłoni i popatrzyła Liam ‘owi prosto w oczy. Zamyślił się, na co wskazywała nieduża zmarszczka, która pojawiła się na czole gangstera. Cass przyszło na myśl, że wygląda seksownie. Jednak nie tak bardzo, jak Malik. Pokiwała głową, chcąc wyrzucić z niej tę myśl.

-- Może powinniśmy wysłać kogoś do Paryża, żeby udawał, że pojechał porozmawiać z Zaynem – mruknął w końcu, podnosząc głowę i wyglądając za okno usiadł po turecku, wzdychając ciężko. Cassandra domyśliła się, że jest mu trudno i wolałby mieć kilka dni spokoju. Niestety, jak na teraźniejszy moment było to niemożliwe.

-- Niech Niall i Louis tam pojadą. Z całego gangu to wasza trójka jest najbardziej z nim zaprzyjaźniona, więc domyślą się, że to coś poważnego, że właśnie jednych z was do siebie ściąga. Dajmy im tak myśleć. Każemy chłopakom zrobić jakąś poważną akcję, o której dowie się cała Europa, a oni wrócą z dużą ilością forsy do Nowego Yorku, więc tylko na tym skorzystamy. Przy okazji obserwatorzy pojadą za nimi i w ten sposób będzie można powiedzieć, że Malik wymknął się z hotelu na lotnisko – zamknęła oczy, odstawiając kubek na stolik nocny, po czym położyła się i przykryła cała kołdrą. Nieprzyjemne dreszcze, spowodowane zimnem, wstrząsnęły jej ciałem. Nie wyglądała dobrze i zdecydowanie również się tak nie czuła.

-- To nie jest taki zły pomysł. Musimy utrzymać w tajemnicy jak najdłużej to, że Zayn najprawdopodobniej nie żyje. Wtedy zyskujemy nad innymi dużą przewagę i czas, przez który moglibyśmy uporządkować wszystkie sprawy, związane z gangiem, dzięki czemu nie udałoby im się przekupić nikogo z naszych ludzi – Payne przeniósł spojrzenie na rozchorowaną kobietę, w duchu błagając znajomego, żeby się pospieszył. Nie mógł już patrzeć na to, jak ona się męczy.

-- Ja nie miewam złych pomysłów – mruknęła pod nosem, przekręcając się na bok. Nie chciała zrezygnować z docinków pomimo tego, że jest chora. Tak na dobrą sprawę, to skutecznie poprawiały jej wisielczy humor.

-- Willson, mogę ci zadać niedyskretne pytanie? – zapytał mężczyzna po chwili milczenia. Szatynka kiwnęła niepewnie głową. Nie miała w sumie nic do stracenia, ale zawsze mogło to dotyczyć tego, że ją rozgryźli. Szybko odrzuciła od siebie tę myśl, dochodząc do wniosku, że to raczej nie możliwe. Przynajmniej nie dała im do tego żadnych dowodów. – Co łączyło ciebie i Malika? Dobrze wiem, że coś się między wami stało i muszę przyznać, że był po tym dziwnie uśmiechnięty - przygryzł dolną wargę, nie będąc pewnym, czy aby na pewno może z nią rozmawiać na takie tematy.

-- Sama chciałabym to wiedzieć – westchnęła ciężko, po kilku sekundach odpływając do krainy Morfeusza. Miała dość wszystkiego, a sen był od tego jedyną ucieczką.

~*~

         Axel siedział pochylony na jednym z plastikowych krzesełek, znajdujących się na szpitalnym korytarzu i przenosił spojrzenie z jednych drzwi na drugie. Operacja, przeprowadzona kilka godzin temu przeszła pozytywnie i lekarz miał zamiar wypuścić Daniela już za kilka godzin, żeby mógł rozpocząć swoją misję. Jednak dalej niewyjaśniona pozostawała sprawa Malika. Lek, którego zwiększył dawkę już dawno powinien zadziałać i sprawić, że gangster umrze, ale był wytrzymalszy, niż Jenkinsowi wcześniej się wydawało.

         Westchnął zrezygnowany, podnosząc się z siedzenia i chodząc w tę i z powrotem zaczął rozprostowywać wszystkie kości. Co prawda spędził chwilę u siebie w mieszkaniu, ale sen, na który pozwolił sobie po tej całej męczarni, był zdecydowanie za krótki na to, żeby mógł dobrze wypocząć. Obiecał sobie, że kiedy dostanie już to, dla czego tak bardzo poświęca się na każdym kroku, to wyjedzie na wakacje do Barcelony, albo innego, europejskiego raju. Zdecydowanie mu się to należało.

         Nagle na całym korytarzu rozległo się głośne wycie sprzętów medycznych, dochodzące z pokoju Zayna. Mężczyzna uśmiechnął się do siebie pod nosem, szybko jednak powracając do obojętnego wyrazu twarzy. Nie mógł pozwolić, żeby ktokolwiek dowiedział się, że jest zadowolony, ba! Sam doprowadził do takiego obrotu akcji. Wszedł do niewielkiego pomieszczenia zaraz za przerażonym lekarzem i wkładając ręce do kieszeni, zaczął uważnie przyglądać się jego poczynaniom. Zaczął reanimować Mulata, jednak poczynania jego i jego asystenta, który starał się pomóc ze wszystkich sił, spełzły na niczym i przeszywający bębenki uszne dźwięk, w dalszym ciągu przecinał panującą dookoła ciszę. Komisarz nachylił się do przodu, zatrzymując usta przy uchu lekarza.

-- Niech pan pamięta, że to był zupełny przypadek i oboje nie mamy z nim nic wspólnego, a kwota na pana koncie może zwiększyć się kilkukrotnie – poklepał go po ramieniu i udał się do wyjścia z tego cholernego budynku. Musi zapalić.

~*~

         Louis zaparkował samochód przed wjazdem do klubu, który wskazał mu Damian i rozejrzał się uważnie dookoła, w poszukiwaniu blond tlenionej czupryny swojego przyjaciela. Obiecał sobie, że jak tylko go znajdzie, to sprawi osobiście, żeby wytrzeźwiał krócej, niż w trzy minuty. Oboje wyszli z pojazdu, zatrzaskując za sobą drzwi i od razu skierowali się do wnętrza pomieszczenia. Szatyn odszukał wzrokiem Nialla i od razu udał się w jego kierunku. Nie zwracając uwagi na to, że schlany właśnie ozdabia jeden z kątów pomieszczenia swoimi wymiocinami, podniósł go do góry za koszulkę i zaczął ciągnąć do wyjścia. Jeszcze jak tutaj jechali, kazał swojemu towarzyszowi pilnować, żeby nie zrobił mu krzywdy. Przynajmniej nie za dużej.

-- Louis stary koniu! Chodź, napijesz się ze mną! – krzyknął Horan, uderzając przyjaciela z całej siły w plecy. Lou syknął cicho, ale nie odezwał się nawet słowem, tylko wpakował go na tylne siedzenia samochodu. Zapomniał jednak, że nie zablokował drzwi, przez co mężczyzna spróbował wyjść po drugiej stronie. Na szczęście stał tam Damian, który mu na to nie pozwolił.

-- Tommo, myślę, że powinniśmy go wykąpać. Strasznie śmierdzi – mruknął cicho Damian, wsiadając na miejsce pasażera obok kierowcy i teatralnie pomachał sobie dłonią przed twarzą, jakby chciał w ten sposób odgonić od nosa nieprzyjemne zapachy. Louis od razu podchwycił pomysł swojego towarzysza i z wrednym uśmiechem skierował się prosto do Central Parku. Dobrze wiedział, że o tej godzinie odwiedza go już całkiem spora ilość ludzi, ale musiał zaryzykować. Zemsta powinna być zimna, ponieważ taka jest najlepsza.

         Cała droga minęła im w ciszy, przerywanej jedynie przez pojedyncze, zupełnie nie mające ze sobą nic wspólnego, wypowiedzi blondyna. Głównie dotyczyły one uwag na temat tego, że chciałby wrócić do klubu i zachlać się w nim na śmierć, bo bez Malika to już nie będzie takie samo życie, jak dotychczas. Louis jedynie coraz bardziej zaciskał dłonie na kierownicy, przez co jego knykcie stawały się nienaturalnie białe. Damian widział, że Tomlinson jest wściekły, ale siedział cicho, nie chcąc jeszcze bardziej pogorszyć atmosfery, jaka od jakiegoś czasu panuje wewnątrz Cadillaca.

         Szatyn, zupełnie ignorując zakaz wjazdu dla nieupoważnionych, zatrzymał się dopiero pod największą fontanną w parku. Kiedy Damian znalazł się już na zewnątrz, odblokował drzwi i sam opuścił pojazd, po czym wyciągnął z pomocą chłopaka swojego przyjaciela. Pomimo tego, że wyrywał się w każdą, możliwą stronę, wpakowali go do wody, zwracając na siebie przy okazji uwagę kilku przechodniów.

-- Jak tylko stąd wyjdę, to obiecuję, że was kurwa zabiję! Oboje! – wrzasnął na całe gardło blondyn, zaczynając topić się w fontannie i sprawiając tym samym, że Louis z Damianem zaczęli śmiać się, jakby właśnie któryś z nich opowiedział najlepszy kawał na świecie. 

~*~
Także tego. Byłam dzisiaj w Warszawie i jestem cholernie zmęczona, wiec mogą pojawić się liczne błędy, chociaż sprawdzałam rozdział kilkukrotnie, aż do znudzenia.
O kurwa, chyba definitywnie zabiłam Malika. A może nie, już sama nie wiem.
Dobra spadam, bo zaraz zdechne.
Dobranoc,
Jesica xx

3 komentarze:

  1. ,-- Jak tylko stąd wyjdę, to obiecuję, że was kurwa zabiję! Oboje! ''
    Haha, Nislll coś szybko wytrzeźwiał =D
    Mówisz, że nie wiesz czy Malik nadal żyje czy już nie? Hmm ... szczerze powiedziawszy to ja się troszeczkę polubiłam...
    Do następnego Skarbie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hola, hola! Nie możesz sobię od tak uśmiercić Malika, rozumiesz? Nikt ni dał ci takiego prawa hahah z reszta każdy ma prawo do życia a on na pewno chce żyć. Proszę mi go tu reanimować xd czekam na nexta+rozdzial super :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Malik musi zyc okej ??!!!
    Super piszesz xx

    OdpowiedzUsuń