"W życiu bowiem istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca." ~ Paulo CoelhoCassandra podniosła się z łóżka i powędrowała do gabinetu Malika, gdzie miał czekać na nią Liam. Louis i Niall razem z trzema innymi mężczyznami z gangu polecieli do Paryża. Miała cichą nadzieję, że ich efektowny powrót naprawdę będzie efektowny, bo inaczej mogą zapomnieć o dyskrecji, jeśli chodzi o przemyt do Ameryki. Skręciła w odpowiedni korytarz i zmarszczyła brwi, kiedy przed nią zatrzymała się rozeźlona szatynka, mniej więcej jej wzrostu. Kobieta wręcz kipiała z wściekłości, a wyglądała co najmniej, jakby chciała zabić Willson.
-- Samantho chciałaś może czegoś ode
mnie? – sytuację postanowił uratować Liam, który chciał wybrać się jedynie po
coś do picia. Dziękował sobie w duchu, że wybrał odpowiedni moment, ponieważ za
chwilę po raz kolejny ktoś mógł zginąć. I w cale nie miał na myśli Cassandry.
-- Na pewno nie ciebie – warknęła
ciemnowłosa, wymijając Cass i przy okazji trącnęła jej ramię swoim. Policjantka
już chciała się na nią rzucić, ale Payne w ostatnim momencie złapał ją w
połowie i siłą zaciągnął do pomieszczenia, w którym mieli się spotkać.
-- Jak mnie wypuścisz, to wszystkie
kłaki ze łba jej powyrywam i spalę – warknęła, nie przestając się szamotać.
Nikt nie miał prawa jej dotykać, a już szczególnie wyżywać się na niej. –
Głupia suka pożałuje tego.
-- Cassie posłuchaj. Nie mamy teraz na
nią czasu. Musimy zająć się komputerem Malika i jak najszybciej skontaktować
się z Louisem i Niallem. Powinnaś zauważyć, że bez nas sobie nie poradzą.
Później zajmiesz się mszczeniem na niej – westchnął jasny blondyn i siłą
wepchnął kobietę do pomieszczenia.
Ona
w odpowiedzi jedynie obrzuciła go rozwścieczonym spojrzeniem i bez słowa
podeszła do krzesła, stojącego bliżej wejścia. Wzięła je, przestawiając za
biurko, po czym usiadła na nim, uruchamiając komputer. Liam pokręcił głową z
dezaprobatą. Przez ostatnich kilka miesięcy, przez które miał okazję ją poznać
zauważył, że ma bardzo porywczy i wybuchowy charakter. Owszem, powinna nad nim
popracować, jeżeli dalej chce żyć i funkcjonować w gangsterskim świecie, ale
chyba właśnie to najbardziej podobało się w niej Zaynowi. W sumie, to nawet
mu się nie dziwił. Po chwili zajął miejsce obok szatynki i zaczął wpatrywać się
bezsensownie w ekran laptopa. Nie miał pomysłu na to, od czego mógłby teraz
zacząć.
-- A on nie zostawił jednemu z wam
hasła. Przecież to oczywiste, że mogło dojść do takiej sytuacji, w jakiej
aktualnie się znajdujemy – rzuciła po chwili namysłu, kładąc nogi na blacie.
-- On jest… Był najlepszym z
najlepszych, więc raczej nie patrzył na taką ewentualność – mężczyzna
uśmiechnął się niepewnie, zaczynając grzebać w ustawieniach sprzętu. Musi
pamiętać, żeby przypadkiem niczego nie usunąć, ponieważ to byłby koniec.
-- Pycha, nic więcej – stwierdziła,
patrząc w kierunku wejścia, które otworzyło się na oścież i ukazało wysokiego
blondyna.
-- Liam, jakiś facet dzwoni na główny
telefon. Mówi coś o tym, że już kilka godzin czeka na towar od nas, a my w
dalszym ciągu go olewamy – powiedział, walcząc ze sobą, żeby patrzeć jedynie na
swojego szefa i z całych sił starał się zignorować Cass.
-- To dowiedz się, czego od nas chciał
i zawieź mu to na umówiony adres. Powiedz, że mamy małe problemy z terminami –
warknął Payne, a Cassandra mogłaby dać rękę sobie uciąć, że właśnie zaczyna
panikować. Mieli już dość długa przerwę, wiec zachowanie sekretu z każdą
sekundą staje się coraz bardziej trudne.
-- Spokojnie. Poradzimy sobie – ciemnowłosa położyła dłoń na ramieniu swojego towarzysza i potarła je w geście otuchy. Nie mogła pozwolić na to, żeby teraz się załamał, ponieważ sama nie jest w stanie poradzić sobie ze zdjęciem skomplikowanego hasła.
Mężczyzna
kiwnął głową, wracając do przerwanej czynności, a Willson zaczęła zastanawiać
się, dlaczego aż tak bardzo zależy jej na tym, żeby zrobić wszystko, aby
uratować gang Malika. Przecież jest tu tylko po to, żeby go zniszczyć i upewnić
się, że nie dadzą rady się podnieść. Mimo wszystko nie chciała wierzyć w
rzekomą śmierć Mulata, ponieważ zdawała sobie sprawę z tego, że on na pewno nie
dałby się tak łatwo zabić. Wychodził cało z większych tarapatów, więc to, co
stało się kilka dni temu było dla niego przysłowiowa bułka z masłem.
-- Mam – powiedział po chwili kompletnego myślenia Liam, odwracając głowę w kierunku kobiety. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech, wyrażający satysfakcję ze swoich hackerskich umiejętności.
-- Otwórz folder z dzisiejszą datą –
zaproponowała szybko, chcąc zacząć wydawać poszczególne instrukcje podwładnym.
Wiedziała, że nie pracują dla niej, ale jak na ten moment była jedną z
ważniejszych osób w gangu i miała zamiar z tego skorzystać.
-- Kilka mało znaczących zadań na dziś
wieczór, jedno o którym już wiemy i coś dla ciebie. Myślał, że dalej będziesz
wykonywać swoje zadanie, a gdybyś skończyła, to możesz uważać, że masz dzień
wolny.
-- Łaskawca – bąknęła pod nosem,
podnosząc się wyżej na krześle, po czym podciągnęła kolana pod brodę.
-- Słuchaj dalej. Lepsze jest to, co
zaplanował dla całej naszej piątki – bąknął pod nosem, odchylając się na
krześle do tyłu i wplątując palce we włosy zacisnął na nich pięści. – Mieliśmy
napaść na ciężarówkę, w której ma być przewożony samochód. Za trzy dni.
-- Zrobimy to – odparła twardo,
patrząc w ekran laptopa. – Zrobimy, chociaż brzmi jak wyrok śmierci – dodała po
chwili namysłu, po czym sięgnęła po myszkę, aby sprawdzić kilka zadań dla
innych.
-- Będziemy musieli zadzwonić po Harry
‘ego.
-- Dlaczego? – odwróciła się do niego
przodem, mocno marszcząc brwi. – I kim jest ten cały Harry?
-- Harry to nasz znajomy. Co prawda
nie należy do gangu, ani nigdy nie okazywał zainteresowania w tym kierunku,
aczkolwiek zdarzało mu się nam pomagać, kiedy potrzebowaliśmy kogoś bardzo
zaufanego. Ten plan jest przewidziany dla piątki osób, a z wiadomych przyczyn
zostało nas tylko cztery. Możemy sobie nie poradzić.
-- Aha – mruknęła cicho, zaczynając po
woli przetwarzać wszystko, co mężczyzna powiedział do niej kilka sekund temu.
Nie
podejrzewała Malika o to, że ma jakichkolwiek przyjaciół poza granicami gangu,
a już na pewno nie o to, że kiedykolwiek wciągnąłby w swoje sprawy kogoś z zewnątrz.
To było dla niej wręcz nie do pomyślenia, żeby jakiś cywil mógł pomóc w
którejkolwiek z akcji, organizowanych przez nią i policję. Jak sama nazwa mówi
– wszystko było „zatajone” i tylko niektórzy mogli posiadać informacje. Jednak,
jak widać, Harry miał w sobie coś, dzięki czemu Zayn chciał go utrzymać przy
sobie i bezgranicznie mu ufał. Musi go poznać i dokładnie zinwigilować jego
skromną osobę. Zdecydowanie.
-- I chyba będziemy musieli znaleźć
również kogoś, kto zastąpi ciebie – z zamyślenia wyrwał ją głos Liama.
Natychmiast poderwała się z siedzenia i spojrzała na niego z mordem w oczach.
-- Nie zamierzam siedzieć w miejscu,
kiedy wy będziecie napadać na tira! Zważając na to, że to właśnie mnie Malik
przeznaczył do tego zadania, więc wiedział, że sobie z nim poradzę! – krzyknęła
oburzona, rozkładając ręce na boki. Jeżeli dalej ma się z nimi męczyć, to
przynajmniej będzie coś robić.
-- Ale nie przewidział, że możesz
zachorować – Payne również podniósł głos, jednak nie tak bardzo, jak
ciemnowłosa. Przecież musiał być tym bardziej opanowanym.
-- Poradzę sobie i ty dobrze o tym wiesz! Nie mam zamiaru bezczynnie siedzieć na dupie i wiedzieć tylko tyle, ile powiecie mi przez komunikatory! – warknęła, odwracając się na pięcie. Jeżeli jeszcze chwilę spędzi z nim w jednym pomieszczeniu, to ten dom zyska kolejną ofiarę śmiertelną.
Trzasnęła za sobą z całej siły drzwiami i zeszła na dół, by potem wyjść na zewnątrz; do ogrodu. Pogoda zaczęła się poprawiać i z każdym kolejnym dniem coraz bardziej przypominać nowojorską. Usiadła na drewnianej huśtawce i podciągnęła kolana pod brodę, oplatając je ramionami. Wzrok utkwiła w niezidentyfikowanym punkcie przed sobą i zaczęła się w niego beznamiętnie wpatrywać. Chciała po raz kolejny zagłębić się w rozmyślaniach o tym, co ona tak właściwie robi. Nie mogła nic poradzić na to, że te myśli nie chciały opuścić jej umysłu i nawiedzały ją w każdym, możliwym momencie. To było doprawdy irytujące.
Spokój
ciemnowłosej nie trwał długo. Po kilku minutach na zewnątrz pojawił się nie kto
inny, jak Payne i zaczął szybkim krokiem zmierzać w kierunku niczego nie spodziewającej
się Cassandry. Kiedy tylko stanął obok niej, bez jakichkolwiek ceregieli wziął
ją na ręce i wniósł do domu.
-- Czy ty możesz mi wytłumaczyć do
jasnej cholery, o co ci chodzi?! – krzyknęła, zaczynając się wyrywać. Nie
obchodziło jej to, że w budynku znajdują się członkowie gangu i mogą uznać ją
za rozwydrzonego dzieciaka. Liam ośmielił się ja zlekceważyć, wątpiąc w to, że
nie uda jej się poradzić w napadzie, więc nie powinien nawet do niej
podchodzić.
-- Zacznij w końcu myśleć, Willson.
Jeżeli pochorujesz się jeszcze bardziej, to możesz zapomnieć o tym, że w ogóle
gdziekolwiek wyjdziesz – mężczyzna skierował się prosto do gabinetu, który
niedawno opuścili. – A poza tym musimy poważnie porozmawiać i nie ma mowy, żeby
nas to ominęło.
Liam
wszedł do pomieszczenia, po czym posadził kobietę na jednym z dwóch krzeseł,
ustawionych naprzeciw siebie. Cassie westchnęła zrezygnowana. Nie ma siły z nim
walczyć, więc po prostu spróbuje doprowadzić tę rozmowę do końca, a jeśli jej
się to nie uda, to w połowie uda, że zemdlała. Może on nie rozpozna oszustwa i
da szatynce święty spokój. Dlaczego sama w to nie uwierzyła?
-- Jak pewnie zdążyłaś zauważyć na przestrzeni kilku ostatnich dni, znaleźliśmy się w dość nieciekawej sytuacji. Zabili Zayn ‘a, który tak na dobrą sprawę jako jedyny potrafił prowadzić ten gang, a my mu jedynie pomagaliśmy w niektórych momentach. Gdy teraz go zabrakło musimy zacząć sobie radzić bez niego. Jestem pewny, że on chciałby, żebyśmy nie pozwolili temu miejscu popaść w ruinę, ale żeby mnie i chłopakom się to udało, potrzebna jest nam twoja pomoc.
-- Dlaczego? – zmarszczyła brwi,
stwierdzając, że jednak chce go posłuchać, a poświęcenie mu kilku minut na
pewno nie będzie aż tak złą decyzją.
-- Bo potrafisz myśleć jak on. Wszyscy chcieliśmy, żeby przyjął cię do gangu, ale Malik na początku stawiał opór, jakiego nigdy wcześniej nie dane mi było u niego zobaczyć. Na początku zupełnie go nie rozumiałem, bo przecież chciał mieć pod sobą tylko tych najlepszych, a ty w stu procentach do takich się kwalifikujesz. Jednak kiedy zastrzeliłaś tego chłopaka i w dwa dni potrafiłaś poradzić sobie z zadaniem od Zayn ‘a zrozumiałem, co tak naprawdę nim kierowało. Obawiał się, że w którymś momencie okażesz się od niego lepsza pod jakimś względem i dzięki temu zabierzesz mu wszystko, na co musiał pracować przez wiele lat.
-- Ale ja tutaj przyszłam tylko na chwilę, żeby się zabawić. Nienawidzę spędzać zbyt dużo czasu w jednym miejscu, bo przyzwyczajam się do ludzi i życie staje się nudne – palnęła pierwsze, co przyszło jej do głowy. Przecież nie mogła do tak po prostu powiedzieć, że naprawdę chce zniszczyć ich gang i jest z policji. Mogłoby się okazać, że jednak świetnie poradzą sobie bez niej, a ona skończyłaby z kulką między oczami. Niezbyt pokrzepiająca perspektywa.
-- Próbowaliśmy mu to przekazać w inny sposób, ale on i tak do końca trzymał się swojego stanowiska, a my nie mogliśmy nic na to poradzić, ani wpłynąć na niego w żaden ludzki sposób. Ale w końcu zniknął na cały poranek, a kiedy wrócił oznajmił, że jednak może jeszcze coś z ciebie będzie i zacznie wdrażać cię do naszych szeregów. Myśleliśmy z chłopakami, że coś może mu się stało, albo po prostu miał gorszy dzień, bo on tak łatwo nie zmienia zdania. Nic się nie stało w następnych dniach, a my zdaliśmy sobie sprawę, że Malik po praz pierwszy w życiu w przeciągu kilku godzin to zrobił.
-- Dalej nie wiem, w jaki sposób mogłabym wam pomóc – zmarszczyła brwi, zsuwając się na krześle. Założyła jedną nogę na drugą, zaczynając poruszać stopą. Liam westchnął ciężko.
-- Zrozum w końcu, że jesteście dokładnie tacy sami, chociaż nie wiem, jak bardzo starłabyś się to ukryć przed całym światem. Tylko on w przeciągu kilku sekund potrafił rozpoznać, kto trzyma się z nami tylko dla swoich własnych korzyści, albo sabotuje nasz gang. Nigdy nie zawahał się kogoś zabić tylko dlatego, że mu ta osoba nie odpowiadała. Z resztą upartością też możecie oboje się pochwalić – Liam po woli zaczynał tracić cierpliwość.
-- Dobra, nie obrażaj mnie, bo zaraz
sobie pójdę i nie wrócę więcej do tego chorego miejsca – burknęła, przewracając
oczami. Miała dość wykładu na temat podobieństw, łączących ją i tego gangstera.
Do jasnej cholery, ona jest policjantką i nie może być pod żadnym pozorem
identyczna, jak on!
-- Tak poza tym, to zanim jeszcze targniemy się na tą ciężarówkę, to dzisiaj wieczorem również sobie nie pośpisz – rzucił mężczyzna po chwili ciszy, przez co Cassie zmierzyła go zdziwionym spojrzeniem. Nie wiedziała, o co może mu chodzić; jedynie domyślała się. – Nie patrz tak na mnie. Malik ubzdurał sobie, że podczas dzisiejszej premiery jakiegoś cholernego filmu napadniemy na snobów podczas bankietu. Mnie też się to nie podoba, bo wolałbym jak najszybciej ogarnąć to, co ma w tym swoim komputerze, ale już wszystko jest zaplanowane – westchnął ciężko, włączając laptop, należący do Zayn ‘a. Cass zrozumiała, że na razie nie ma jej nic więcej do przekazania, więc po prostu udała się w kierunku drzwi. Musi przygotować się mentalnie do tej cholernej akcji, bo jeszcze chwila i psychika kobiety wysiądzie. – Przygotuj sobie jakąś ładną sukienkę, bo idziemy tam jako para – usłyszała jeszcze za sobą, ale postanowiła nawet tego nie skomentować. Nie mogła jednak powstrzymać się od głośnego trzaśnięcia za sobą drzwiami.
Szybkim
krokiem skierowała się do wyjścia z budynku. Tak, jak powiedział Payne – musi
się przygotować na ten cholerny bankiet. Nie chciała się tam pokazywać, ale nie
miała innego wyjścia. Chciałaby zadzwonić do kogokolwiek z policji, ale ma
przeczucie, że teraz będą jej jeszcze bardziej pilnować. Przecież, jak sam Liam
powiedział – jest cholernie podobna do
Malika, a oni najlepiej wiedzą, na co go stać.
~*~
No hej.
Święta się skończyły, więc dodaję nowy rozdział. Miałam to zrobić wcześniej, ale wczoraj wróciłam późno od babci i nie miałam siły nawet na to, żeby przeczytać cokolwiek.
Jutro do szkoły, jak się z tym czujecie? Ja umieram, krwawię wewnętrznie, ślepnę, czuję nadchodzącą depresję - zaczynam biologią. Żyć mi się odechciewa, jak o tym pomyślę. Już wolałabym matmę, a nawet niemiecki byleby nie ta pieprzona biologia. Będę musiała patrzeć na Wieśka przez czterdzieści pięć minut. To boli tak cholernie ;c
Oby przetrwać do matur. Tak, zdecydowanie powinny być trochę wcześniej niż za trzy tygodnie.
Mam pytanie. Wie ktoś może jak dodać do gadżetów takie okno z Twitterem, żeby można było publikować tweety z moim hashtagiem? Niech do mnie napisze w komentarzu, na Twitterze, gdziekolwiek. Proszę - to dla mnie naprawdę ważne.
#TQWBff - komentujcie również na Twitterze. Dla was to tylko chwila, a dla mnie naprawdę bardzo dużo znaczy. Zawsze to jakaś reklama dla mnie, a jak wy zaczniecie komentować, to może ja również zacznę dodawać jakieś spojlery, żeby wam się nie nudziło :)
Pozdrawiam,
Jesica xx
Genialny rozdział jak zawsze.
OdpowiedzUsuńSzczerze współczuję, ja jutro zaczynam religią, więc sobie jeszcze pośpię. :D
Cholera, co z Malikiem? On muuuusi żyć! I stwierdzam, że Malik w swojej podświadomości nie bylby zadowolony ze ona i Liam ida jako para, choz nie chcialby sie przyznac do tego przed samym soba tak mysle hahah xd rozdzial super, czekam na nexta :)
OdpowiedzUsuńLiam ma rację. Cass i Zayn są baaaardzo podobni. Ja jutro zaczynam od W-F. Z samego rana będą mnie męczyć bieganiem... co za ludzie...xD
OdpowiedzUsuńDo następnego Skarbie <3
Ps. Ten szablon jest wspaniały! Zakochałam się w nim =D
Niedość, że są podobni, to pewnie Zayn zaplanował pójście na tą imprezę dla siebie i Cass, nie Liama. XD
Usuń