Daj mi pochodnię; nie dbam o zabawę.Duszę mam w mroku, więc będę niósł światło.~ William Shakespeare
Cassandra
weszła do swojego mieszkania i od razu zamknęła za sobą wejście na łucznik.
Miała zamiar teraz wejść do wanny i nie wychodzić z niej przynajmniej przez
najbliższą godzinę. Musiała w końcu spędzić chociaż trochę czasu sama ze sobą,
bo od przebywania w towarzystwie samych facetów powoli zaczyna mieszać jej się
w głowie. Kobieta czasami żałuje, że nie ma u nich chociaż jakiejś znajomej, z
którą mogłaby na nich wszystkich ponarzekać. Tak na dobrą sprawę, to dokąd
zaczęła się ta cała akcja z gangiem Malika, życie towarzyskie Willson legło w
gruzach i jeszcze długo miało się z nich nie podnieść. Zastanawiała się,
dlaczego w myślach szatynki chociaż na chwilę nie pojawił się pomysł, żeby
teraz zostawić ich wszystkich. Może po prostu życie przeciwko prawu spodobało
jej się bardziej niż po to, żeby go bronić.
Nie,
nie może tak myśleć! Po prostu Malik nie dałby się tak łatwo policji i na pewno
żyje, tylko czeka na odpowiedni moment, żeby powrócić. Przecież to on – musi
mieć swoje „wielkie wejście”. Nie ufała mu do końca ani temu, że umarł. Nie
chciała tylko przyznawać się do tego przed jego najlepszymi przyjaciółmi,
ponieważ mogła mieć przez to u nich spore kłopoty.
Odetchnęła
głęboko, po czym od razu skierowała się do łazienki. Wiedziała, że na razie
nikt nie pojawi się w jej mieszkaniu, więc nie brała niczego na przebranie.
Później znajdzie coś odpowiedniego, a teraz chce znaleźć się już w gorącej
wodzie. Może dzięki temu poczuje się chociaż odrobinę lepiej. Musi pozbyć się
do wieczora tego cholernego kataru.
~*~
Cassandra
wyszła niechętnie z łazienki, owinięta jedynie ręcznikiem. Przez ostatnie
piętnaście minut spała w gorącej wodzie, przez co teraz ma lekkie problemy z
utrzymaniem równowagi. W ostatnim momencie złapała się ściany, dzięki czemu uniknęła
bliższego spotkania z twardą podłogą. Zamknęła oczy, odliczyła po woli od
dziesięciu w dół i ponownie ruszyła w kierunku sypialni, żeby wybrać jakąś
sukienkę. Dobrze wiedziała, że nie może to być jakaś tam pierwsza lepsza
kreacja, ponieważ musi schować pod nią przynajmniej dwa pistolety. Życie
policjantki było trudne, ale gangsterska rzeczywistość w cale nie jest
łatwiejsza. Broniąc przestrzegania prawa masz przynajmniej pewność, że będzie
miał ci kto ewentualnie pomóc, jeśli nie będziesz dawać sobie rady, a tutaj na
każdym kroku musisz liczyć tylko na siebie i swoje umiejętności.
Jako
pierwszą wyjęła czarną sukienkę z prześwitującym dołem, jednak równie szybko
odłożyła ją na bok. Nic nie może być widać spod spodu. Przechyliła głowę na
bok, mrużąc oczy i skrzyżowała ręce na wysokości klatki piersiowej. Przyjrzała
się uważnie skrawkowi białego materiału, który przedzierał się pomiędzy innymi
ubraniami. Zaciekawiona kreacją, wyjęła ją i od razu uśmiechnęła się do siebie
szeroko. Biała suknia ze złotymi zdobieniami i rozcięciem na lewej nodze była
wręcz idealna. Nie dość, że pasowała na typ imprezy, na jaki się wybierają, to
łatwo można było schować pod nią broń bez obawy, że później nie będzie dało się
jej wyciągnąć.
Założyła
na siebie szybko majtki z białej, koronkowej bielizny, by po chwili odrzucić
ręcznik na bok i założyć na siebie kreację. Weszła do łazienki, żeby przejrzeć
się w lustrze. Przechyliła głowę w prawo, pozwalając włosom swobodnie spłynąć
po odkrytym ramieniu. Z nimi też musi sobie jakoś poradzić. Westchnęła ciężko,
sięgając po szczotkę. Zaczęła je rozczesywać, zastanawiając się, jakie fryzury
potrafi zrobić. Niestety, nic poza kucykiem nie przyszło jej do głowy. Opuściła
ręce, ruszając w kierunku drzwi wejściowych, w które ktoś zaczął namiętnie
pukać. Złapała sukienkę, która bez obcasów była na nią trochę za długa. Klęła
pod nosem wiedząc, że ten wieczór na pewno mógłby być bardziej udany. Nerwowym
ruchem otworzyła wejście, wpuszczając do środka Liama, który śledził jej osobę
uważnym spojrzeniem.
Uśmiechnął
się do siebie, kiedy zauważył kawałek jasnej bielizny, wystającej z lewej
strony. Sukienka została podciągnięta zbyt wysoko, przez co rozcięcie podniosło
się razem z nią. Pomimo wszystko był mężczyzną i lubił patrzeć na takie rzeczy.
Chociaż wolał nie wspominać o tym Malikowi. W pewnym sensie okłamał Cassie.
Dobrze wiedział, dlaczego Zayn jednak się do niej przekonał. Po prostu mu się
spodobała, a on w takich sytuacjach nie odpuszcza łatwo.
-- Nie szczerz się tak, bo ci zęby
przez przypadek wypadną – syknęła kobieta i udała się z powrotem do swojego
pokoju, gdzie po prostu rozczesała i dosuszyła włosy. Nie ma siły na cokolwiek
więcej. Nałożyła jeszcze tylko na twarz lekki makijaż, a na stopy wysokie,
cieliste szpilki po czym zesłana dół.
Machnęła
na mężczyznę ręką, a sama udała się do wyjścia. Nie zakładała na siebie żadnej
kurtki, ponieważ wiedziała, że w miejscu, w którym odbywa się bankiet
najprawdopodobniej temperatura przekroczy dwadzieścia stopni Celsjusza.
Zamknęła mieszkanie, kiedy Liam znalazł się już na zewnątrz, by później zejść
razem z nim na piętro, gdzie znajduje się podziemny parking. Wsiadła do Porsche
911 Carrera 4S, a po chwili Payne zamknął za nią drzwi. Musiała przyznać, że
ten samochód wywarł na niej dość spore wrażenie. Zważając na to, że nigdy
wcześniej nie miała okazji w nim siedzieć.
-- Wytłumaczysz mi dokładnie, po co my
tak właściwie tam jedziemy? – zapytała po kilku minutach, spędzonych w zupełnej
ciszy, która po woli zaczynała ją denerwować. W dodatku ci w radiu postanowili
puszczać dzisiaj same smętne piosenki, powodujące nagły spadek oceny atmosfery,
panującej w nie jednym pojeździe.
-- Oczywiście. Musimy zabić grupę
ludzi, która chce zabić inną grupę ludzi, którą Malik obiecał chronić za dość
sporą ilość pieniędzy – Liam uśmiechnął się do niej słodko, kiedy tylko
zatrzymały go czerwone światła. Kobieta przewróciła oczami i nie odzywała się
więcej. Świat gangsterów był najbardziej nienormalnym światem, z jakim do tej
pory miała styczność. Nawet bardziej od tego, w którym ma okazję żyć na co
dzień.
~*~
Cassie
stała w jednym z kątów pomieszczenia i uważnie obserwowała każdy ruch Liama.
Film już dawno się skończył, a teraz znajdowali się na bankiecie, który powoli
zaczynał ją nudzić. Czuła, jak z każdą kolejną, upływającą minutą obraz coraz
bardziej zaczyna jej się rozmazywać. Miała gorączkę, nie musiała tego
sprawdzać, żeby mieć pewność. Chciała jak najszybciej wrócić do swojego
mieszkania, ale wiedziała doskonale, że to na razie niemożliwe. Nie może
zostawić Payne ‘a samego z zaledwie kilkoma ludźmi z gangu. Westchnęła ciężko,
kiedy w jej umyśle po raz kolejny pojawiła się zagadka Malika. Dlaczego, do
jasnej cholery, nawet na chwilę nie mogła o nim zapomnieć? Przecież ma co
innego do roboty.
-- Dzień dobry. Nie chciałabyś może ze
mną zatańczyć? – odwróciła głowę w lewo. Źrenice Cassandry pomniejszyły się
kilkukrotnie, kiedy w mężczyźnie rozpoznała jedną z ofiar dzisiejszego
wieczoru. Zamaskowała zdziwienie pod przesłodzonym uśmiechem i kiwnęła lekko
głową, kładąc swoją drobną dłoń na jego, zdecydowanie przynajmniej dwa razy
większej.
Przeczesała
wzrokiem salę bankietową, kiedy podążali we dwoje na część, wyznaczoną jako
parkiet. Odnalazła Liama, uważnie przyglądającego się im. Popatrzyli sobie w
oczy, ale on szybko przeniósł spojrzenie na coś, co znajdowało się za nią.
Wykonała obrót o sto osiemdziesiąt stopni, starając się pozorować taniec.
Zegar. Zegar, wskazujący mniej niż dziesięć minut do północy. Kolejny obrót.
Mężczyzna ułożył z palców zero. Doskonale zrozumiała, o co mu chodzi. Przytaknęła
pionowym ruchem głowy. Równo o północy padnie pierwsza z ofiar.
-- Mogę poznać twoje imię? – głos
partnera do tańca Cassie przerwał jej kontakt wzrokowy ze swoim wspólnikiem,
sprowadzając ją tym samym z powrotem na salę bankietową. Zmarszczyła mocno
brwi, ponieważ sens słów, wypowiedzianych przez niego nie za bardzo do niej
trafił. – Pytałem, czy mógłbym poznać twoje imię – zaśmiał się, a ona poczuła
nieprzyjemny dreszcz, przechodzący wzdłuż kręgosłupa.
-- Cassandra – rzuciła krótko,
zupełnie nie zwracając uwagi na to, że brzmi surowo i mało uprzejmie. W pełni
skupiła się na uczuciu, które zdominowało całą ich burzę, panującą dotąd w jej
głowie. Dlaczego wydawało jej się, że jest to poczucie winy?
-- Bardzo miło mi cię poznać,
Cassandro. Nazywam się Abraham Flyn i muszę przyznać, że jestem również
oczarowany twoją niesamowitą urodą – Cass ledwo powstrzymała się od wybuchu
głośnym, niepohamowanym śmiechem, który w ostatnim momencie, resztkami sił,
zdusiła w gardle. Ten tekst na podryw był zupełnie nieudany. Jednak uśmiech
bardzo szybko zniknął z twarzy szatynki. Dziwne uczucie wzmogło się w niej
jeszcze bardziej. Zaklęła szpetnie w myślach.
-- Mój chłopak chyba jest zazdrosny,
więc lepiej będzie, jak do niego pójdę – powiedziała pierwsze, co ślina
przyniosła jej na język, żeby móc jak najszybciej się go pozbyć. Natychmiast
odsunęła się od Abrahama i powędrowała do Liama. Kiedy dotarła do niego,
złapała go za rękę i odciągnęła w jakieś ustronne miejsce.
-- Nie dam rady. Przepraszam, ale nie
dam rady zabić żadnego z nich. Nie wiem, dlaczego. Po prostu oni nic mi nie
zrobili i nawet nie należą do naszego świata. To zwykli ludzie – mówiła
nieprzerwanie na jednym wdechu, wykonując jednocześnie nerwowe ruchy rekami.
Mężczyzna położył jej dłonie na ramionach i potrząsnął nią energicznie.
-- Cassie spokojnie. Oddychaj –
popatrzył kobiecie głęboko w oczy. – Powiedz mi, pamiętasz jak wyglądał
mężczyzna, który cię zgwałcił? – poczuła kolejny, nieprzyjemny dreszcz,
rozchodzący się wzdłuż kręgosłupa.
-- Było za ciemno. Nawet nie byłam w
stanie mu się dobrze przyjrzeć. Pod klubem też. Stał w cieniu – rzuciła,
odwracając wzrok. Nie chciała, żeby zobaczył, jak duży ból sprawia jej to
wspomnienie, którego z wielką chęcią pozbyłaby się ze świadomości.
-- Właśnie z nim tańczyłaś.
Poczuła
się, jakby… Tak naprawdę sama nie wiedziała, jak. Miała wrażenie, że ktoś z
całej siły uderzył ją w twarz. Oczy kobiety zaszły mgłą. Usta i policzki
znacznie pobladły, a wszystkie mięśnie mocno napięły. W głowie Cass zapanowała
kompletna pustka.
-- Możemy zaoszczędzić sobie czekanie
do północy? Chciałabym pobawić się zabawkami dla dużych dzieci.
-- Przepraszam, ale cały czas czekamy
na resztę, która ma nam pomóc. To w pewnym sensie sojusz, z którego nie możemy
zrezygnować, a już szczególnie teraz, kiedy znajdujemy się w kompletnym dołku
bez Malika – Liam zdenerwował się, widząc do jakiego stanu doprowadził Cass.
Żałował, że nie przekazał jej tego w znacznie delikatniejszy sposób.
Uważnie
obserwował ruchy brązowowłosej, kiedy w szybkim tempie oddalała się od niego.
Coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że niczym nie różni się od Zayn
‘a. Zemsta. To była ta rzecz, której potrzebowała, żeby móc powrócić do
normalnego funkcjonowania, kiedy stała jej się jakaś krzywda. Doskonale znał to
nieustępne spojrzenie i sztywne ruchy ciała. Była wściekła. Nic nie mogło jej
teraz powstrzymać. Jednak w dalszym ciągu potrafiła zatrzymać w umyśle zdolność
do logicznego myślenia.
-- Jeśli twój skretyniały kolega nie
zostawi w spokoju mojej siostry, to osobiście go zabiję – usłyszał za sobą
bardzo dobrze znany mu głos.
-- Amanda – przywitał się z nią,
uśmiechając się jednym kącikiem ust. – Wydaje mi się, że nie odpowiadam za
Louisa. Od jakichś osiemnastu lat jest dorosły – rzucił luźno, wkładając
niedbale dłonie do kieszeni swoich stalowo-szarych spodni od garnituru.
-- Ja tylko uczciwie ostrzegam. Denise
nie ma pojęcia o tym, kim jestem ja, ani kim jest Tomlinson. Osobiście
dopilnuję tego, aby nigdy się nie dowiedziała. Nie zasługuje na życie, jakie
prowadzę ja, ty, Louis czy chociażby ta dziewczyna, nad którą ostatnio mocno
się znęcacie.
-- Przeżywasz, jakby było co. W końcu
nie jesteśmy aż tak bardzo źli, jak nas opisują. Na przykład dzisiaj zajmujemy
się ratowaniem czyjegoś tyłka – bąknął pod nosem, przeczesując spojrzeniem salę
bankietową. Nie podobało mu się to, że stracił z pola widzenia Cassandrę.
-- Wszystko, co ma związek z Malikiem
jest wręcz kurewsko złe. Szczególnie jego przyjaciele. Tylko ktoś takiego
samego pokroju mógłby się z nim zadawać, a co lesze zrozumieć go.
-- Dziękuję, uznam to za komplement.
-- Niepotrzebnie. To miała być obelga.
~*~
Kto lubi Amandę? xd
W ogóle chciałam powiedzieć, że bardzo spodobały mi się parringi, które wymyśliła @takemysadness1D. Zassanda i Lassandra. Więc kogo wolicie? Zassandrę czy Lassandrę? xD
Chwaliłam się już chyba wszędzie, więc pochwalę się również tutaj - dostałam nowy komputer, który - przynajmniej na razie - jest najlepszy na całym świecie i nie chcę zamieni go na żaden inny. Zajebiście mi się na nim pisze :)
#TQWBff - coraz lepiej wam idzie, jutro wstawię spojler kolejnego - 23 rozdziału. Możecie wyczekiwać koło siedemnastej, albo jak będzie mi się nudzić xd
Wie ktoś może jak dodać takie okno do gadżetów, żeby tam był hashtag na twittera? Proszę o pomoc!
Pozdrawiam, Jes xx
Ja lubię Amande :) No i oczywiście chce Zassandre :) Zakładam, że ten kretyn Abraham będzie umierał w meczarniach? No,w kkońcu zabije go sama Cassandra ;) Nie mogę się tego doczekać =D
OdpowiedzUsuńDo następnego Skarbie <3
Kocham <3 ps moglby mi ktos wyjasnic cala scene od momentu w ktorym pojawia sie Amanda?
OdpowiedzUsuńRozdział świetny jak zawsze. Oczywiście że chcemy Zassandrę.
OdpowiedzUsuńJa niedawno zaczęłam czytać, i oczywiście wiem że to już niczego nie zmieni ale chyba wolałabym Lassandrę, a piszesz świetnie, bardzo mi się podoba <3
OdpowiedzUsuń