Lepiej jest nie odzywać się w cale i wydać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwość.~ Mark Twain
@lukexisgot za ten spam u ciebie i żebyś skończyła z cholernymi karaluchami ;)
-- Możemy zaczynać? – zniecierpliwiona
Cassandra podeszła do Liama i dziewczyny, którą po raz pierwszy dane jej było
zobaczyć na oczy, a z którą zawzięcie się kłócił. Chociaż… To bardziej ona
wściekała się na niego, a on sprawiał wrażenie całkowicie wyluzowanego.
-- Już ci mówiłem, czekamy do północy.
W innym przypadku będziemy mieć spore kłopoty, księżniczko.
-- Jeszcze raz, którykolwiek z was nie
zwróci się do mnie po imieniu, to skończy tak samo, jak ten u was w salonie –
syknęła, mierząc palcem prosto w klatkę piersiową mężczyzny.
-- Jeżeli mogę się wtrącić – szatynka
odwróciła po woli głowę w kierunku nieznajomej i zmierzyła ją uważnym
spojrzeniem. – Jest dokładnie dwie minuty po północy, a wszyscy jesteśmy już na
swoich miejscach, więc wydaje mi się, że możemy zaczynać – Cass nie potrzeba
było nic więcej na zachętę. W ułamku sekundy sięgnęła do kabury, schowanej pod
sukienką, a w następnej oddała jeden, celny strzał prosto w tył głowy Abrahama.
– Trochę mało honorowo. Nie, żebym narzekała czy coś, po prostu stwierdzam.
Jestem Amanda.
-- A kto w dzisiejszych czasach martwi
się o zbyt wielką czystość swojego honoru? – przewróciła oczami, ściskając
wyciągniętą w jej kierunku dłoń Mandy i potrząsnęła nią kilkukrotnie. Liam ‘owi
w cale nie spodobało się to, jak te dwie łatwo ze sobą rozmawiają. Żadna z nich
nie jest ani trochę normalna. – Cassandra.
~*~
Cassie,
zaraz po zakończeniu swojego zadania, zerwała się wcześniej do swojego
mieszkania. Chciała jak najszybciej uciec od tego całego zamieszania, jakie
zaczęło dziać się w miejscu bankietu. Po pierwsze nie mogła napatoczyć się na
żadnego z policjantów, którzy zostali wezwani do stłumienia „ataku
terrorystycznego”, a po drugie musiała jak najszybciej skontaktować się z
detektywem Fernandezem. Kiedy Liam wraz z Amandą starali się ogarnąć wszystkich
ludzi, ona załatwiła swoje sprawy. Przecież wymyślenie wymówki, odnośnie
swojego rychłego zniknięcia było kwestia kilku sekund, a taka okazja nie mogła
nadarzyć się drugi raz. Li wszystkich facetów z gangu, zaangażował do napaści,
a to co do niego powiedziała łyknął bez większych oporów.
Stanęła
przed swoją szafą i szybko wyjęła z niej czystą bieliznę, bokserkę i spodnie –
wszystko w czarnym kolorze, aby łatwo jej było zlać się z ciemnym otoczeniem.
Weszła do łazienki, natychmiast zdejmując z siebie tę przeklętą sukienkę.
Wzięła szybki prysznic, wysuszyła włosy, związała je w kucyka i ubrała to, co
dziesięć minut temu wzięła ze sobą. Zatrzymała się na chwilę, przyglądając się
uważnie swojemu odbiciu.
Szrama,
ciągnęła się przez cały jej policzek; od żuchwy aż do skroni. Miała mocno
podkrążone od zmęczenia i lekko szklące się z powodu niewysokiej gorączki,
oczy. Cała była blada, a mięśnie na jej ciele co chwilę skurczały się i
rozkurczały boleśnie. Jedynym miejscem, w którym chciała znaleźć się w tamtym
momencie było ciepłe i bezpieczne łóżko. Jednak wiedziała, że nie może teraz
zrezygnować.
Wyszła
z klatki schodowej, a drzwi zamknęły się za nią z głuchym kliknięciem. Nałożyła
na siebie skórzaną kurtkę, którą zdążyła zgarnąć przed opuszczeniem i
zamknięciem za sobą mieszkania. Zasunęła zamek tak wysoko, że znad kołnierza
wystawały jej jedynie oczy. Wsadziła dłonie do kieszeni, rozglądając się
uważnie dookoła. Było tak późno, że jedynie kilkoro ludzi wybrało się na wieczorny
spacer. Jednak nie mogła ryzykować tym, że w świetle jednej z niewielu
ulicznych lamp ktoś dostrzeże pistolet, ciasno przymocowany do prawego uda. Od
kiedy oficjalnie należała do gangu Malika musiała podwójnie na siebie uważać. W
końcu była nowicjuszem, a co za tym idzie – głównym celem każdego z wrogów
Mulata.
Ruszyła
przed siebie, skręcając w dość ciasny, zaciemniony zaułek, w którym unosił się
nieprzyjemny zapach stęchlizny. Starała się nie wyglądać w żaden sposób
podejrzanie. Nie chciała ściągnąć na siebie uwagi żadnego z dziwnie
wyglądających typków, czających się w największych cieniach. W końcu istniało
bardzo duże ryzyko, że któryś z nich ją rozpozna, a wtedy na pewno nie miałaby
szans wyjść z tego miejsca żywa.
Kiedy
miała przejść przez jedną z siatek, dzielącą dwie dzielnice, poczuła czyjś
wzrok na swoich plecach. Stanęła w miejscu i odwróciła się gwałtownie, ale
nikogo nie zauważyła. Zmarszczyła brwi, postanawiając iść jak najszybciej
dalej. Na pewno uda jej się zgubić po drodze niechcianego obserwatora. Możliwe,
że to Liam go wysłał, kiedy tylko zniknęła, ale szczerze w to wątpiła. Chociaż…
Po chwili zastanowienia doszła do wniosku, że skoro Payne twierdzi, że ona jest
tak bardzo podobna do Malika, to należy mieć ją na oku? Weszła na dach,
postanawiając przemieszczać się właśnie po nich. Parkur to jej żywioł i nikt
nie jest w tym lepszy od niej.
Niewiele
czasu zajęło jej dotarcie do domu swojego przełożonego. Nie miała jednak
bladego pojęcia, jak dostanie się do jego wnętrza. Fernandez nie był tak bardzo
anonimowy jak ona, przez co wielu gangsterów doskonale wiedziało, jak wygląda i
właśnie z tego powodu przez cały dzień dookoła niego kręci się cała masa
policjantów. Musi ich jakoś ominąć. Na pewno słyszeli o niej i o tym, co
zrobiła, ale tak samo prawdopodobne było to, że nie wiedzieli, że dalej jest po
ich stronie.
Przeskoczyła
przez płot i szybko podbiegła do ściany, starając się narobić przy tym możliwie
jak najmniej hałasu. Oparła się plecami o budynek i odetchnęła głęboko.
Wystarczyło jej jedynie kilka sekund, aby wspiąć się po piorunochronie i stanąć
na parapecie. Przykucnęła, wsadzając dłoń w szczelinę otwartego okna, by móc
otworzyć ja na oścież. Wskoczyła do wnętrza pokoju, rozglądając się uważnie
dookoła. Uśmiechnęła się do siebie, trafiając na sypialnię. Położyła się na
łóżku, układając ręce pod głową.
Nie
musiała czekać długo, aż ktoś zaszczyci ją swoją obecnością. Niestety Fernandez
nie przyszedł sam, a jednym z chłopaków, ochraniających jego dom. Cassandra
postanowiła nie informować ich o tym, że również znajduje się w pomieszczeniu,
tylko bezgłośnie przyglądała im się. Nawet nie słuchała o tym, o czym
rozmawiali. Jednak w końcu wzrok nieznanego przeciął się ze spojrzeniem Cass.
Chłopak natychmiast złapał za broń i wymierzył nią prosto w kobietę.
-- Zastanawiam się, dlaczego w dalszym
ciągu wystawiacie ich jak mięso armatnie. Przecież to oczywiste, że garstka
chłopaczków nie da sobie rady, jeżeli ktokolwiek napadnie na ten dom – zakpiła,
podnosząc się z łóżka. Wolnym krokiem podeszła do nich, dłoń chłopaka zaczęła
mocno drżeć.
-- Odsuń się i podnieś ręce, bo
strzelę! – krzyknął, a jego oczy, otworzyły się szeroko, kiedy kobieta zbliżała
się do niego coraz bardziej. Powstrzymała głośny wybuch śmiechu na jego
reakcję.
-- Uwierz mi, że tego nie zrobisz –
rzuciła, zaciskając palce na jego nadgarstku. – Sumienie nie dałoby co później
spokoju, więc lepiej od razu odłóż tę zabawkę dla dorosłych ludzi i uciekaj do
mamy.
-- Willson, nie znęcaj się nad moimi
ludźmi. Clark, możesz już sobie pójść – powiedział spokojnie detektyw. –
Spokojnie, poradzę sobie – dodał natychmiast, kiedy tylko zauważył, jak chłopak
zamierza się odezwać. Szatyn przytaknął jedynie i chowając broń z powrotem do
kabury opuścił pomieszczenie.
-- Jaką mamy pewność, że nie będą nas
podsłuchiwać? – zapytała wręcz lodowatym tonem głosu.
-- Żadnej, właśnie dlatego jedziemy do
mojego biura.
-- Wolałabym nie robić zbyt dużej
sensacji wśród policjantów. Cały gang myśli, że byłam bardzo zmęczona po
ostatnich… dość mocno traumatycznych dla mnie przeżyciach i tylko dlatego tutaj
jestem – mruknęła, błądząc wzrokiem po całym pomieszczeniu. Złapała się prawą
dłonią za lewy łokieć. Fernandez doskonale zrozumiał, że nie chce o tym
rozmawiać, więc postanowił na razie nie drążyć tego tematu.
-- W takim razie zapraszam cię do
łazienki – nie odzywając się, weszli do wspomnianego przez mężczyznę
pomieszczenia. Kobieta usiadła na pralce, a on sam wybrał toaletę ze spuszczoną
deską klozetową. Zamknął za nimi drzwi i zmierzył ją uważnym spojrzeniem.
Znacznie
zmieniła się od tych kilku ostatnich miesięcy, kiedy to miał okazję widzieć ja
po raz ostatni. Dużych rozmiarów szrama widniała na jej lewym policzku, cała
dłonie, którymi właśnie się bawiła, miała poprzecinanie w kilku miejscach, a w oczach nie dostrzegł
blasku, który od zawsze w nich widniał. Była wykończona i można to było
zauważyć nie tylko po jej wychudzonej posturze, ale również w sposobie, w jaki
się poruszała czy mówiła. Nie miał pojęcia, do czego nawiązywała, wspominając o
tym, że jej stan psychiczny został mocno nadszarpnięty, ale był na tyle starym
i doświadczonym policjantem, że od razu domyślił się, że nie chodzi tutaj tylko
o poczynania Malika. Na niego jest wystarczająco cięta.
Właśnie
dlatego nie chciał zgodzić się na to wszystko. Coraz bardziej zaczynał żałować,
że jednak zgodził się namieszać tam u góry, żeby pozwolili jej na coś takiego.
Może powinien przekonać ją do tego, że to i tak dłużej nie ma sensu. W końcu
Zayn nie żyje i to jest odpowiednia pora, aby dyskretnie się wycofać i
przenieść do jakiegoś innego miasta.
-- Przyszłaś do mnie w jakiejś
konkretnej sprawie, czy po prostu żeby porozmawiać i poszukać u mnie wsparcia,
którego nie zamierzam ci dłużej dawać? – powiedział prosto z mostu doskonale
wiedząc, że z Cassandrą nie da rozmawiać się w żaden inny sposób. Szatynka
zaśmiała się cicho pod nosem, bez krzty jakiegokolwiek rozbawienia. Na jej
twarzy pojawił się dziwny grymas.
-- Mam przeczucie. Takie jak za każdym
razem, kiedy wszyscy dookoła są czegoś w stu procentach pewni. Gdzieś w głębi
umysłu ten irytujący głosik podpowiada mi, że to wszystko to tylko dobrze
wymyślona i ułożona przez osobę trzecią bajka, której wszyscy chcą się trzymać,
bo tak jest łatwiej – przez cały czas patrzyła w lusterko, które wisiało prosto
przed nią. Nie poznawała samej siebie. Chociaż już nawet sama nie wiedziała,
czy chce się poznawać. Jedyne, co w tamtym momencie do siebie czuła, to szczera
nienawiść i obrzydzenie.
-- To bardzo niedobrze. Skoro to coś
siedzi w twojej głowie, to na pewno mamy spore kłopoty. Nie powinnaś się nad
tym tyle zastanawiać. Może wtedy będziemy mieć jakiekolwiek szanse na zrobienie
czegokolwiek po naszej myśli i według naszego planu działania – zaśmiał się dla
rozluźnienia atmosfery, ale w kilku sekundach z powrotem spoważniał, widząc, że
to i tak nie ma sensu. Willson w dalszym ciągu beznamiętnie wpatrywała się w
swoje marne odbicie.
-- To my mamy jakiś plan działania? –
podrzuciła brwiami, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Przechyliła głowę na
jedną stronę, jakby oceniając swój wygląd.
-- Nie, tak tylko powiedziałem –
wzruszył obojętnie ramionami. – Co nie oznacza, że nie musimy czegoś wymyślić.
Opowiedz mi dokładnie, co ostatnio działo się w gangu Malika i co zamierzają
zrobić w najbliższym czasie – zaproponował, wyglądając przez okno.
-- Właśnie w tym problem – odwróciła
się przodem do mężczyzny i popatrzyła na niego zupełnie pustymi oczami. – Ja
nie chcę o niczym mówić. Chcę, żeby wszystko im się udało i nie jestem w
stanie wmieszać w to policji. Ja… Ja czuję się, jakbym już nie była policjantką
– zeskoczyła z pralki i zaczęła chodzić w tę i z powrotem po niewielkim
pomieszczeniu, ciągnąc się mocno za włosy. – To chore! Od zawsze chciałam
bronić prawa i zamykać w więzieniu tych, którzy je łamią. A teraz chcę być
jednym z nich. To tak, jakby ktoś zrobił mi pranie mózgu – zacisnęła z całej
siły pięści nie zwracając uwagi na to, jaki ból sobie tym sprawia.
Czuła
w tamtym momencie, że to tylko on daje jej siłę na powstrzymywanie się od
czegoś głupiego. Cholernie bała się, że jeżeli dalej pozostanie zamknięta w
pomieszczeniu razem z Fernandezem, to może zrobić mu dużą krzywdę. Nigdy nie
wybaczyłaby sobie tego. Na początku tylko on w nią wierzył i za każdym razem,
kiedy wpada w tarapaty, to właśnie on ją z nich wyciąga. Nie jest w stanie
poradzić sobie bez niego z tym wszystkim, co ją teraz przytłacza.
-- Cassandro spokojnie. Jesteś
przemęczona – mężczyzna powoli podszedł do kobiety i delikatnie położył jej
dłoń na ramieniu. Nie chciał wykonać żadnego gwałtownego ruchu, żeby nie zrazić
szatynki do swoich zamiarów. – Powinnaś wrócić teraz do domu, położyć się i
odpocząć przez kilka godzin. Nie możesz oczekiwać od siebie zbyt dużo. Powiedz
mi, ile spałaś przez ostatnie dwa miesiące – popatrzył prosto na jej profil,
którym była do niego zwrócona. Zawahała się przez chwilę i spuściła ręce wzdłuż
ciała. Milczenie było dla niego wystarczającą odpowiedzią. – Tak mi się właśnie
wydawało, że niewiele. Przeszłaś ostatnio za dużo jak na jedną osobę. Kończmy
to wszystko, zanim nie wpadłaś jeszcze w obłęd.
-- Przykro mi to mówić, ale już dawno
popadłam w obłęd. Czasami wydaje mi się, że jestem opętana przez jakiegoś
wyjątkowo złego demona, który na każdym kroku niszczy życie, które z trudem
ułożyłam po wcześniejszym upadku. Nie wiem, czy z tym da się cokolwiek jeszcze
zdziałać.
~*~
Albo mi się wydaje, albo to opowiadanie czyta coraz mniej osób. Chcieliście coś dłuższego, więc piszę według waszych oczekiwań, ale nie widzę sensu, jeżeli z każdym rozdziałem jest coraz mniej wyświetleń i komentarzy.
@lukexisgod wymiary okładki to 521x800 pionowo :)
Rozdział na Black Angel jest już prawie skończony, zostało mi jeszcze tylko jedna scena z Louisem i wrzucę go na bloga.
Uwielbiam cytat z początku rozdziału. Jest taki prawdziwy :D
Kolejny... Może za trzy dni. Może za tydzień. Zobaczę, jaki będę miała nastrój.
#TQWBff - jeżeli chcecie spojlery, to wiecie co macie robić. Mnie tam wisi, czy wstawię kawałek rozdziału. Tweety i tak nie mają zbyt dużej ilości liter xd
Pozdrawiam i życzę dobrej nocy,
Jesica xx
Taak, Fernandez ma rację. Cass jest po prostu przemeczona. Ma trudne zadanie a teraz potrzebuje odpoczynku.
OdpowiedzUsuńDo następnego Skarbie <3
Super rozdział.
OdpowiedzUsuńJezu tak! Liczę, że w next Cass stwierdzi ze nie chce juz byc policjantka, a Fernandez nie pozwoli jej na to i ona go zabije hahaha nie ważne xdd kocham :*
OdpowiedzUsuńPopieram hahhaha :D
UsuńMega rozdział! Czekam na następny.
OdpowiedzUsuńDawaj nam tu wreszcie Malika! :D
Super rozdział! Chcę już Zayna powrotem, tęsknię za nim haha
OdpowiedzUsuńMyślę, że przez to co powiedziała Cass ten cały Fernandez będzie chciał ją zabić, oki, dobra, nic
Czekam na następny! :D:*