"Być nikim, ale sobą, w świecie, który robi wszystko, co w jego mocy, dniami i nocami, by zrobić z ciebie przeciętniaka, oznacza walkę w najcięższej bitwie w jakiej dane było walczyć ludzkości i która nigdy się nie skończy."
~ Edward Estlin Cummings
Zayn
robił pompki w swojej celi. Tym razem nie dał się z niej wyciągnąć. Nie miał
zamiaru po raz kolejny siedzieć na zewnątrz i czekać na atak ze strony
współwięźniów tylko po to, żeby grupka policjantów miała widowisko. Wiedział,
że nikt nie pragnie jego śmieci bardziej od nich. Kilku znał osobiście - w
końcu miał swoich ludzi wszędzie - ale zabronił im jakiegokolwiek działania.
Miał już starannie ułożony plan ucieczki z tego cholernego miejsca. Teraz
musiał dopracować jeszcze tylko kilka ostatnich szczegółów i mógł ruszać na
podbój Europy - w końcu ktoś taki jak on nie powinien zawężać swojego działania
do marnej Ameryki.
-- Malik, przyszedłem. Teraz możesz mi
dokładnie powiedzieć, czego ode mnie oczekujesz - Aaron zajął miejsce na pryczy
Mulata i zaczął mu się uważnie przyglądać. Wszystkie jego tatuaże były bardziej
widoczne na napiętych mięśniach, a skóra zaczynała powoli lśnić od potu.
Zastanawiał się, ile ktoś taki jak on jest w stanie wytrzymać. Sto ciosów? Dwie
kulki? Jedno, porządne uderzenie w odpowiednie miejsce na ciele?
-- Na razie powinieneś wiedzieć tylko
tyle, że za kilka dni spotkam się ze swoim prawnikiem, który przyniesie mi
kilka fantów, pomocnych w odpowiednim czasie i o odpowiedniej porze. Będę miał
ci wtedy do przekazania jedną, średnich rozmiarów paczkę. Rozpakujesz ją wtedy,
kiedy ci na to pozwolę i postarasz się, żeby nikt oprócz ciebie o niej nie
wiedział. W innym przypadku, odsunę cię od tego wszystkiego i zrobię wszystko,
żeby zatuszować brak twojej pomocy podczas akcji, którą planuję już od kilku
miesięcy - wytłumaczył pobieżnie, nawet na chwilę nie zaprzestając ćwiczeń.
Jenkins miał być jedynie jego wspólnikiem przez niedługi okres czasu; niczym
więcej. Nie był wart pełni jego uwagi. Powinien mu dziękować za to, że go w
ogóle zauważył!
-- A co później? - mężczyzna nie miał
zamiaru odpuszczać w zaspokojeniu swojej ciekawości. Musiał wiedzieć wszystko z
jak największą dokładnością. Nie miał zamiaru działać na korzyść jedynie
Malika. On też chciał czerpać z tego jak najwięcej zysków. Chciał, żeby to
wszystko, co miał w planach zyskać Zayn, przeszło na jego konto.
-- Nic więcej ci teraz nie powiem.
Jest na to za wcześnie. Mógłbyś przez przypadek wygadać się mało odpowiednim
osobom, a wtedy ja musiałbym zmieniać wszystko i zaczynać od nowa. Powiedziałem
ci to, co powinieneś wiedzieć na ten moment. Niczego więcej się nie dowiesz,
więc możesz opuścić moją celę, drogi przyjacielu - uciął i zaśmiał się cicho.
Podnosząc się z podłogi. - Właśnie skończyłem swój dzisiejszy trening i zamierzam
wziąć prysznic. Szczerze powiedziawszy, ty też powinieneś z niego skorzystać.
Śmierdzisz, drogi przyjacielu.
Malik,
uśmiechając się przez cały czas ironicznie, odprowadził wzrokiem Jenkinsa,
kiedy ten podążał do swojego miejsca aktualnego zamieszkania. Później ruszył w
kierunku łazienek. Czuł na sobie spojrzenia innych więźniów, którym nawet na
moment nie pozwolono opuścić celi. Strażnicy więzienni bali się, że ktoś mógłby
ich zabić. W końcu żaden prawdziwy mężczyzna nie tolerował kogoś, kto zabił
niewinne dziecko, albo znęcał się nad nim. Nawet on, chociaż za takiego nie
uchodził, nie skrzywdził poważnie żadnej kobiety. To dwa lata temu z
Cassandrą... On tylko żartował, żeby wydobyć z niej jak najwięcej potencjału,
to wszystko.
Szybkim
krokiem wszedł do przebieralni i zdjął z siebie więzienne ubrania. Przewiązał
się w pasie czysty ręcznikiem, wiszącym na haczyku i przeszedł do części, gdzie
można było zmyć z siebie brud całego dnia. Nie zdejmował starych bokserek. Zbyt
wiele mogło się wydarzyć, a on raczej nie chciał świecić nagością. No i nie
chciał narażać swojego penisa na zbyt duże niebezpieczeństwo, w końcu na pewno
jeszcze mu się do czegoś przyda.
Odkręcił
kurek z wodą, od razu wchodząc pod jej strumień. Zaczął się myć, ale w dalszym
ciągu uważnie nasłuchiwał tego, co działo się dookoła. Usłyszał kilka szeptów,
jedną kłótnię i to, jak ktoś śpiewa. Przewrócił oczami. Byli w więzieniu,
zamknięci pomiędzy największymi kryminalistami na świecie, a tamta cipa nawet
przez chwilę nie potrafiła się powstrzymać i zaczęła nucić jakąś cholerną,
tandetną pioseneczkę.
W
pewnym momencie zorientował się, że w pomieszczeniu nie ma nikogo oprócz niego
i więźnia, który stara się do niego po cichu podkraść. Uśmiechnął się
ironicznie, powracając do dokładnego mycia się. Nienawidził śmierdzieć i czuć
na sobie potu. Oczywiście nie był jakimś lalusiem! Po prostu wolał nie
odstraszać swoim zapachem, to wszystko.
Doskonale
wiedział, że mężczyzna zbliżał się do niego coraz bardziej, ale nie zamierzał
jakoś za bardzo się nim przejmować. Doskonale zdawał sobie sprawę, że dając
zamknąć się w więzieniu, skazuje się na niebezpieczeństwo w postaci wszystkich
więźniów, którzy chcą się na nim zemścić za jakieś pierdoły; mniejsze lub
większe...
W
ostatniej chwili złapał za nadgarstek napastnika i pociągnął go do przodu,
przerzucając przez ramię. Mężczyzna krzyknął głośno, uderzając głowa o płytki. Zayn
nadepnął mu na nadgarstek, po czym podniósł nóż, który wyleciał z jego dłoni.
Uśmiechnął się przejeżdżając kciukiem po ostrej części. Kątem oka spojrzał na
więźnia, który za wszelką cenę chciał zabrać swoją rękę spod jego stopy.
Stęknięcia wydobywały się z jego półotwartych ust i jeszcze bardziej rozbawiały
Mulata.
-- Warto było? - zaśmiał się, po czym
bez najmniejszych skrupułów wbił nóż w gardło mężczyzny. Krew natychmiast
wypłynęła z rany i mieszając się z zimną wodą, płynącą z prysznica, zaczęła
brudzić ciało martwego oraz podłogę dookoła niego. Malik opłukał dłonie i
wyszedł z pomieszczenia. Zatrzymał się na chwilę przy strażniku, który miał
pilnować porządku pod prysznicami. Poklepał go po ramieniu. - Coś mi się
wydaje, że musisz tam posprzątać, stary - westchnął ciężko i nie czekając na
odpowiedź zdziwionego policjanta, udał się do przebieralni. Jutro czekał go
ważny dzień, więc musiał być wyspany i gotowy do akcji.
~*~
Cassandra
siedziała na szpitalnym parapecie i znudzona obserwowała panoramę Los Angeles,
oświetloną światełkami w milionach, migających kolorów. Lewą rękę oraz ramię
miała zabandażowane i usztywnione. Rana postrzałowa bolała ją niemiłosiernie, a
każda pielęgniarka, którą prosiła o tabletki przeciwbólowe, natychmiast
odmawiała. Tłumaczyły się zawsze tym samym - że jeżeli zemdleje i trzeba będzie
podać jej jakikolwiek inne leki, może to wywołać niepożądane reakcje, a w efekcie
powikłania. W tym momencie zawsze przestawała słuchać.
Westchnęła
ciężko i zamykając oczy, oparła głowę o ścianę. Nie miała już siły na to
wszystko. Przyjeżdżając do Kalifornii liczyła na to, że jej życie się uspokoi i
będzie mogła zacząć wszystko na nowo. Chciała zostawić sprawę Malika w
przeszłości i już nigdy więcej do niej nie wracać. Już dawno uznała go za
zamknięty rozdział i unikała wszystkiego, co przypominało o nim. Musi się
jeszcze pozbyć tylko jego samego i już nic więcej nie będzie w stanie jej
zranić.
-- Szczerze powiedziawszy wyglądasz
jak gówno - otworzyła szeroko oczy, zeskakując z parapetu. Odwróciła się
przodem do wejścia. Stał w nim Liam, opierając się jednym ramieniem o framugę.
Ręce miał skrzyżowane na klatce piersiowej, a wzrok utkwiony w niej.
-- Z tego co wiem, nie wolno ci tutaj
być, więc jeśli nie chcesz kłopotów, radzę ci jak najszybciej opuścić ten
budynek - syknęła, cofając się aż pod ścianę. Skrzywiła się, kiedy ramieniem
dotknęła twardej powierzchni. Kłujący ból przeszedł po całym ciele kobiety.
-- Oj ogarnij się, Willson. Nie
przyszedłem do ciebie, żeby składać jakieś propozycje matrymonialne, czy żeby
ci grozić. Chcę po prostu porozmawiać i wytłumaczyć kilka ważnych spraw, a ty
lepiej się połóż, bo mówiąc, że wyglądasz jak gówno, naprawdę miałem na myśli,
że wyglądasz jak gówno - przewrócił oczami. Podszedł do plastikowego krzesła i
usiadł na nim, zsuwając się na jego koniec. Ręce ponownie skrzyżował na klatce
piersiowej.
-- A nie przewidziałeś tego, że ja nie
chcę cię słuchać? - syknęła, z powrotem siadając na parapecie. Widok miasta
nocą uspokajał ją i pomagał zapanować nad emocjami. Właśnie dlatego tak bardzo
go teraz potrzebowała.
-- Nie pieprz głupot. Mi też nie
podoba się uganianie za tobą, więc po prostu się zamknij i daj mi powiedzieć
to, co mam do powiedzenia - warknął, uważnie śledząc ją wzrokiem. Był pod
wrażeniem tego, że pomimo zmęczenia dalej ma ochotę na słowną walkę z nim. On
wolałby posłuchać kogoś i olać, omijając wszystkie kłótnie.
-- Nie jestem tobą, Payne, więc nie
porównuj mnie do siebie - mruknęła, opierając czoło o szybę. Zamknęła oczy,
wsłuchując się w odgłos silników, dochodzący zza wpółotwartego okna. Tak bardzo
chciałaby teraz usiąść na swoim motocyklu i wybrać się na krótką przejażdżkę.
-- Bez dalszych wstępów - odchrząknął.
- Musisz odpuścić, Willson. I nie mówię tego tylko dlatego, że chcę, żeby nam
się wszystko udało. Jestem tutaj dlatego, że Malik urwie mi jaja zaraz po tym,
jak dowie się, co ci się stało. To właśnie on kazał nam zrobić wszystko, żeby
powstrzymać cię od dalszego działania w kierunku powstrzymania jego. Doskonale
wiesz, że jeżeli coś sobie postanowi, to chociażby miał osobiście wypruć sobie
żyły, zrobi to.
-- Właśnie dlatego kazaliście tej
lasce mnie postrzelić? - wtrąciła się spokojnym tonem, nawet na sekundę nie
zmieniając pozycji. Nie miała siły, żeby sprawiać wrażenie silnej i
niezwyciężonej policjantki. W tamtym momencie była po prostu załamaną, zmęczoną
Cassie, mającą dość otaczającego świata. Liam zmarszczył brwi, spuszczając
wzrok na swoje kolana.
-- Nikogo na ciebie nie nasłaliśmy.
Jak już wcześniej wspomniałem, mamy z chłopakami bardzo duże kłopoty za
niedopilnowanie twojego bezpieczeństwa. Nie masz zielonego pojęcia, co
musieliśmy przeżywać po twojej ucieczce, zanim udało nam się ciebie znaleźć w
tym cholernym mieście aniołów. Zayn codziennie nas pospieszał i wyżywał się na
nas, bo nie wiedział, co się z tobą dzieje. I właśnie dlatego proszę cię, żebyś
nie mieszała się w żadną europejską sprawę. To, co będzie się tam działo... To
nie będzie nic przyjemnego. Nie raz poleje się krew i nie raz trzeba będzie
znosić śmierć osób trzecich. Z całym szacunkiem do ciebie, jesteś na to jeszcze
za słaba.
-- Przykro mi, ale nie wierzę ci Liam.
Malik to Malik. On nie przejmuje się nikim innym, tylko swoją własna osobą. A
ja nie zamierzam rezygnować z niczego, co ma dotyczyć wyjazdu do Europy.
-- W takim razie mam do ciebie prośbę.
Kiedy już Zayn zamknie cię w jakimś ciemnym pokoju, żebyś nie weszła mu w
drogę, to nie wspominaj o tym, co powiedziałem ci na twój temat. Wiesz, z tym
pilnowaniem i tak dalej. Nie chcę mieć jeszcze większych kłopotów po tym, jak
cię nie upilnowałem.
-- O wszystkim mu powiem przy naszym najbliższym
spotkaniu w Europie, albo nawet przed nią.
~*~
Tak siedzę i się zastanawiam, dlaczego jej nie zabiłam...
Ale może tylko dlatego, że chce mi się spać xd
Dlatego się dzisiaj nie rozpisuję.
Dobranoc xoxo
#TQWBff
Nie zabiłaś jej bo wiedzialaś że dostałabyś ode mnie porządnego kopa w tyłek xD =D
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta !!
OdpowiedzUsuńCzytam i czekam kochana
OdpowiedzUsuńJuż sie nie mogę doczekać następnego ;D
OdpowiedzUsuńAle zajebiste ff , kiedy następny ?
OdpowiedzUsuńCzy na Wattpad'zie rozdziały będą publikowane mniej-więcej w tym samym czasie? Jeśli będzie duża rozpiętość czasowa to zależy gdzie będę czytać. Teraz dużo częściej korzystam z Wattpad'a niż Bloggera, dlatego to by ułatwiło sprawę.
OdpowiedzUsuńRozdziały i tu i tu są dodawane tak samo. Kwestia minuty/dwóch różnicy :)
UsuńOk, dzięki ;3
UsuńKiedy nowy rozdział?? ;3
OdpowiedzUsuń