24 października 2015

[04] Chapter Fourth (Second Season)



"Być nikim, ale sobą, w świecie, który robi wszystko, co w jego mocy, dniami i nocami, by zrobić z ciebie przeciętniaka, oznacza walkę w najcięższej bitwie w jakiej dane było walczyć ludzkości i która nigdy się nie skończy."
~ Edward Estlin Cummings

         Zayn robił pompki w swojej celi. Tym razem nie dał się z niej wyciągnąć. Nie miał zamiaru po raz kolejny siedzieć na zewnątrz i czekać na atak ze strony współwięźniów tylko po to, żeby grupka policjantów miała widowisko. Wiedział, że nikt nie pragnie jego śmieci bardziej od nich. Kilku znał osobiście - w końcu miał swoich ludzi wszędzie - ale zabronił im jakiegokolwiek działania. Miał już starannie ułożony plan ucieczki z tego cholernego miejsca. Teraz musiał dopracować jeszcze tylko kilka ostatnich szczegółów i mógł ruszać na podbój Europy - w końcu ktoś taki jak on nie powinien zawężać swojego działania do marnej Ameryki.

-- Malik, przyszedłem. Teraz możesz mi dokładnie powiedzieć, czego ode mnie oczekujesz - Aaron zajął miejsce na pryczy Mulata i zaczął mu się uważnie przyglądać. Wszystkie jego tatuaże były bardziej widoczne na napiętych mięśniach, a skóra zaczynała powoli lśnić od potu. Zastanawiał się, ile ktoś taki jak on jest w stanie wytrzymać. Sto ciosów? Dwie kulki? Jedno, porządne uderzenie w odpowiednie miejsce na ciele?

-- Na razie powinieneś wiedzieć tylko tyle, że za kilka dni spotkam się ze swoim prawnikiem, który przyniesie mi kilka fantów, pomocnych w odpowiednim czasie i o odpowiedniej porze. Będę miał ci wtedy do przekazania jedną, średnich rozmiarów paczkę. Rozpakujesz ją wtedy, kiedy ci na to pozwolę i postarasz się, żeby nikt oprócz ciebie o niej nie wiedział. W innym przypadku, odsunę cię od tego wszystkiego i zrobię wszystko, żeby zatuszować brak twojej pomocy podczas akcji, którą planuję już od kilku miesięcy - wytłumaczył pobieżnie, nawet na chwilę nie zaprzestając ćwiczeń. Jenkins miał być jedynie jego wspólnikiem przez niedługi okres czasu; niczym więcej. Nie był wart pełni jego uwagi. Powinien mu dziękować za to, że go w ogóle zauważył!

-- A co później? - mężczyzna nie miał zamiaru odpuszczać w zaspokojeniu swojej ciekawości. Musiał wiedzieć wszystko z jak największą dokładnością. Nie miał zamiaru działać na korzyść jedynie Malika. On też chciał czerpać z tego jak najwięcej zysków. Chciał, żeby to wszystko, co miał w planach zyskać Zayn, przeszło na jego konto.

-- Nic więcej ci teraz nie powiem. Jest na to za wcześnie. Mógłbyś przez przypadek wygadać się mało odpowiednim osobom, a wtedy ja musiałbym zmieniać wszystko i zaczynać od nowa. Powiedziałem ci to, co powinieneś wiedzieć na ten moment. Niczego więcej się nie dowiesz, więc możesz opuścić moją celę, drogi przyjacielu - uciął i zaśmiał się cicho. Podnosząc się z podłogi. - Właśnie skończyłem swój dzisiejszy trening i zamierzam wziąć prysznic. Szczerze powiedziawszy, ty też powinieneś z niego skorzystać. Śmierdzisz, drogi przyjacielu.

         Malik, uśmiechając się przez cały czas ironicznie, odprowadził wzrokiem Jenkinsa, kiedy ten podążał do swojego miejsca aktualnego zamieszkania. Później ruszył w kierunku łazienek. Czuł na sobie spojrzenia innych więźniów, którym nawet na moment nie pozwolono opuścić celi. Strażnicy więzienni bali się, że ktoś mógłby ich zabić. W końcu żaden prawdziwy mężczyzna nie tolerował kogoś, kto zabił niewinne dziecko, albo znęcał się nad nim. Nawet on, chociaż za takiego nie uchodził, nie skrzywdził poważnie żadnej kobiety. To dwa lata temu z Cassandrą... On tylko żartował, żeby wydobyć z niej jak najwięcej potencjału, to wszystko.

         Szybkim krokiem wszedł do przebieralni i zdjął z siebie więzienne ubrania. Przewiązał się w pasie czysty ręcznikiem, wiszącym na haczyku i przeszedł do części, gdzie można było zmyć z siebie brud całego dnia. Nie zdejmował starych bokserek. Zbyt wiele mogło się wydarzyć, a on raczej nie chciał świecić nagością. No i nie chciał narażać swojego penisa na zbyt duże niebezpieczeństwo, w końcu na pewno jeszcze mu się do czegoś przyda.

         Odkręcił kurek z wodą, od razu wchodząc pod jej strumień. Zaczął się myć, ale w dalszym ciągu uważnie nasłuchiwał tego, co działo się dookoła. Usłyszał kilka szeptów, jedną kłótnię i to, jak ktoś śpiewa. Przewrócił oczami. Byli w więzieniu, zamknięci pomiędzy największymi kryminalistami na świecie, a tamta cipa nawet przez chwilę nie potrafiła się powstrzymać i zaczęła nucić jakąś cholerną, tandetną pioseneczkę.

         W pewnym momencie zorientował się, że w pomieszczeniu nie ma nikogo oprócz niego i więźnia, który stara się do niego po cichu podkraść. Uśmiechnął się ironicznie, powracając do dokładnego mycia się. Nienawidził śmierdzieć i czuć na sobie potu. Oczywiście nie był jakimś lalusiem! Po prostu wolał nie odstraszać swoim zapachem, to wszystko.

         Doskonale wiedział, że mężczyzna zbliżał się do niego coraz bardziej, ale nie zamierzał jakoś za bardzo się nim przejmować. Doskonale zdawał sobie sprawę, że dając zamknąć się w więzieniu, skazuje się na niebezpieczeństwo w postaci wszystkich więźniów, którzy chcą się na nim zemścić za jakieś pierdoły; mniejsze lub większe...

         W ostatniej chwili złapał za nadgarstek napastnika i pociągnął go do przodu, przerzucając przez ramię. Mężczyzna krzyknął głośno, uderzając głowa o płytki. Zayn nadepnął mu na nadgarstek, po czym podniósł nóż, który wyleciał z jego dłoni. Uśmiechnął się przejeżdżając kciukiem po ostrej części. Kątem oka spojrzał na więźnia, który za wszelką cenę chciał zabrać swoją rękę spod jego stopy. Stęknięcia wydobywały się z jego półotwartych ust i jeszcze bardziej rozbawiały Mulata.

-- Warto było? - zaśmiał się, po czym bez najmniejszych skrupułów wbił nóż w gardło mężczyzny. Krew natychmiast wypłynęła z rany i mieszając się z zimną wodą, płynącą z prysznica, zaczęła brudzić ciało martwego oraz podłogę dookoła niego. Malik opłukał dłonie i wyszedł z pomieszczenia. Zatrzymał się na chwilę przy strażniku, który miał pilnować porządku pod prysznicami. Poklepał go po ramieniu. - Coś mi się wydaje, że musisz tam posprzątać, stary - westchnął ciężko i nie czekając na odpowiedź zdziwionego policjanta, udał się do przebieralni. Jutro czekał go ważny dzień, więc musiał być wyspany i gotowy do akcji.

~*~

         Cassandra siedziała na szpitalnym parapecie i znudzona obserwowała panoramę Los Angeles, oświetloną światełkami w milionach, migających kolorów. Lewą rękę oraz ramię miała zabandażowane i usztywnione. Rana postrzałowa bolała ją niemiłosiernie, a każda pielęgniarka, którą prosiła o tabletki przeciwbólowe, natychmiast odmawiała. Tłumaczyły się zawsze tym samym - że jeżeli zemdleje i trzeba będzie podać jej jakikolwiek inne leki, może to wywołać niepożądane reakcje, a w efekcie powikłania. W tym momencie zawsze przestawała słuchać.

          Westchnęła ciężko i zamykając oczy, oparła głowę o ścianę. Nie miała już siły na to wszystko. Przyjeżdżając do Kalifornii liczyła na to, że jej życie się uspokoi i będzie mogła zacząć wszystko na nowo. Chciała zostawić sprawę Malika w przeszłości i już nigdy więcej do niej nie wracać. Już dawno uznała go za zamknięty rozdział i unikała wszystkiego, co przypominało o nim. Musi się jeszcze pozbyć tylko jego samego i już nic więcej nie będzie w stanie jej zranić.

-- Szczerze powiedziawszy wyglądasz jak gówno - otworzyła szeroko oczy, zeskakując z parapetu. Odwróciła się przodem do wejścia. Stał w nim Liam, opierając się jednym ramieniem o framugę. Ręce miał skrzyżowane na klatce piersiowej, a wzrok utkwiony w niej.

-- Z tego co wiem, nie wolno ci tutaj być, więc jeśli nie chcesz kłopotów, radzę ci jak najszybciej opuścić ten budynek - syknęła, cofając się aż pod ścianę. Skrzywiła się, kiedy ramieniem dotknęła twardej powierzchni. Kłujący ból przeszedł po całym ciele kobiety.

-- Oj ogarnij się, Willson. Nie przyszedłem do ciebie, żeby składać jakieś propozycje matrymonialne, czy żeby ci grozić. Chcę po prostu porozmawiać i wytłumaczyć kilka ważnych spraw, a ty lepiej się połóż, bo mówiąc, że wyglądasz jak gówno, naprawdę miałem na myśli, że wyglądasz jak gówno - przewrócił oczami. Podszedł do plastikowego krzesła i usiadł na nim, zsuwając się na jego koniec. Ręce ponownie skrzyżował na klatce piersiowej.

-- A nie przewidziałeś tego, że ja nie chcę cię słuchać? - syknęła, z powrotem siadając na parapecie. Widok miasta nocą uspokajał ją i pomagał zapanować nad emocjami. Właśnie dlatego tak bardzo go teraz potrzebowała.

-- Nie pieprz głupot. Mi też nie podoba się uganianie za tobą, więc po prostu się zamknij i daj mi powiedzieć to, co mam do powiedzenia - warknął, uważnie śledząc ją wzrokiem. Był pod wrażeniem tego, że pomimo zmęczenia dalej ma ochotę na słowną walkę z nim. On wolałby posłuchać kogoś i olać, omijając wszystkie kłótnie.

-- Nie jestem tobą, Payne, więc nie porównuj mnie do siebie - mruknęła, opierając czoło o szybę. Zamknęła oczy, wsłuchując się w odgłos silników, dochodzący zza wpółotwartego okna. Tak bardzo chciałaby teraz usiąść na swoim motocyklu i wybrać się na krótką przejażdżkę.

-- Bez dalszych wstępów - odchrząknął. - Musisz odpuścić, Willson. I nie mówię tego tylko dlatego, że chcę, żeby nam się wszystko udało. Jestem tutaj dlatego, że Malik urwie mi jaja zaraz po tym, jak dowie się, co ci się stało. To właśnie on kazał nam zrobić wszystko, żeby powstrzymać cię od dalszego działania w kierunku powstrzymania jego. Doskonale wiesz, że jeżeli coś sobie postanowi, to chociażby miał osobiście wypruć sobie żyły, zrobi to.

-- Właśnie dlatego kazaliście tej lasce mnie postrzelić? - wtrąciła się spokojnym tonem, nawet na sekundę nie zmieniając pozycji. Nie miała siły, żeby sprawiać wrażenie silnej i niezwyciężonej policjantki. W tamtym momencie była po prostu załamaną, zmęczoną Cassie, mającą dość otaczającego świata. Liam zmarszczył brwi, spuszczając wzrok na swoje kolana.

-- Nikogo na ciebie nie nasłaliśmy. Jak już wcześniej wspomniałem, mamy z chłopakami bardzo duże kłopoty za niedopilnowanie twojego bezpieczeństwa. Nie masz zielonego pojęcia, co musieliśmy przeżywać po twojej ucieczce, zanim udało nam się ciebie znaleźć w tym cholernym mieście aniołów. Zayn codziennie nas pospieszał i wyżywał się na nas, bo nie wiedział, co się z tobą dzieje. I właśnie dlatego proszę cię, żebyś nie mieszała się w żadną europejską sprawę. To, co będzie się tam działo... To nie będzie nic przyjemnego. Nie raz poleje się krew i nie raz trzeba będzie znosić śmierć osób trzecich. Z całym szacunkiem do ciebie, jesteś na to jeszcze za słaba.

-- Przykro mi, ale nie wierzę ci Liam. Malik to Malik. On nie przejmuje się nikim innym, tylko swoją własna osobą. A ja nie zamierzam rezygnować z niczego, co ma dotyczyć wyjazdu do Europy.

-- W takim razie mam do ciebie prośbę. Kiedy już Zayn zamknie cię w jakimś ciemnym pokoju, żebyś nie weszła mu w drogę, to nie wspominaj o tym, co powiedziałem ci na twój temat. Wiesz, z tym pilnowaniem i tak dalej. Nie chcę mieć jeszcze większych kłopotów po tym, jak cię nie upilnowałem.

-- O wszystkim mu powiem przy naszym najbliższym spotkaniu w Europie, albo nawet przed nią.

~*~
Tak siedzę i się zastanawiam, dlaczego jej nie zabiłam...
Ale może tylko dlatego, że chce mi się spać xd
Dlatego się dzisiaj nie rozpisuję.
 Dobranoc xoxo
#TQWBff  

9 komentarzy:

  1. Nie zabiłaś jej bo wiedzialaś że dostałabyś ode mnie porządnego kopa w tyłek xD =D

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na nexta !!

    OdpowiedzUsuń
  3. Już sie nie mogę doczekać następnego ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale zajebiste ff , kiedy następny ?

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy na Wattpad'zie rozdziały będą publikowane mniej-więcej w tym samym czasie? Jeśli będzie duża rozpiętość czasowa to zależy gdzie będę czytać. Teraz dużo częściej korzystam z Wattpad'a niż Bloggera, dlatego to by ułatwiło sprawę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdziały i tu i tu są dodawane tak samo. Kwestia minuty/dwóch różnicy :)

      Usuń
  6. Kiedy nowy rozdział?? ;3

    OdpowiedzUsuń