Była zrzędliwa i nigdy nie powściągała języka. Czemu z resztą miałaby się wyrzekać rozkoszy rozgoryczenia?~ Ladislav Grosman"Sklep przy głównej ulicy"
Jeżeli interesuje cię co dalej z opowiadaniem - notka pod rozdziałem.
~*~
Deszcz...
Kaskady wody, spadające z nieba prosto na zatłoczony - pomimo fatalnej pogody -
Berlin. Grube krople obijały się o szyby samochodowe, budynki, drapacze chmur
oraz ludzi spieszących się w tę i z powrotem. Widzialność w takich warunkach
była znikoma, przez co wszystkie pojazdy n ulicach niemieckiej stolicy znacznie
zwolniły.
Cassandra
westchnęła ciężko, opierając czoło o zimną, szklaną powierzchnię, oddzielającą
ją od chłodnego miasta. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, przymykając
lekko oczy. Zaczynała mieć już powoli dość nieustannie padającego deszczu.
Chciałaby w końcu ujrzeć chociażby promień światła słonecznego, który
zwiastowałby poprawę pogody. Niestety, nic na to nie zapowiadało.
Detektyw
Fernandez postanowił odesłać ją na chwilę do jej apartamentu hotelowego, kiedy
nieoczekiwanie, z powodu silnego bólu w postrzelonym ramieniu, zasłabła i
osunęła się na podłogę. Próbowała się przed tym obronić, starając się
wytłumaczyć wszystkim dookoła, że nic się nie stało i była to jedynie chwilowa niedogodność.
Jednak nawet ona sama nie uwierzyła w te kłamstwa. Wręcz czuła swoje
przemęczenie i ból we wszystkich mięśniach. Przepracowany organizm domagał się
natychmiastowego odpoczynku, ale ona nie mogła sobie na niego pozwolić... Nie
teraz, kiedy Malik chciał dokonać napaści. Musiała go powstrzymać i uratować
tych wszystkich ludzi przed nim; przed tym zwyrodnialcem, który nawet przez
sekundę nie zawahałby się do nich strzelić; przed mężczyzną, któremu oddała
swoje serce i myśli.
Wzdrygnęła
się lekko, słysząc trzask drzwi wejściowych. Była pewna, że zamykała je na
klucz, a drugi miał jedynie Samuel, na którego nie chciała teraz patrzeć.
Wiedziała, że nie powinna, ale miała mu za złe, że wręcz na siłę wyciągnął ją z
byłego pokoju hotelowego Zayna i przytargał tutaj. Uznała za niesprawiedliwy
fakt, że on w dalszym ciągu, razem z Ericem mogli badać miejsce zbrodni, które
bezpośrednie dotyczyło tak bardzo znienawidzonego przez nią niegdyś gangstera.
Otworzyła
powoli oczy, kiedy w dalszym ciągu nie usłyszała głosu przyjaciela. Zmarszczyła
lekko brwi. To nie było w jego stylu. Nawet, jeśli wiedział, że jest na niego
wściekła nie starał się z nią nie rozmawiać. Wręcz przeciwnie, robił wszystko,
żeby „uratować” sytuację.
-- Sam nawet się nie wygłupiaj. Po
prostu zacznij przepraszać i zakończmy tą szopkę. Już nie jestem zła – mruknęła
cicho, naciągając rękawy bluzy na dłonie, od razu zakładając je z powrotem na
piersiach.
-- Cześć aniołku – poczuła przyjemny
dreszcz wzdłuż kręgosłupa, słysząc za sobą ten
głos. – Kiedy ostatni raz przeglądałem się w lustrze nie byłem blondynem,
ale jeżeli bardzo chcesz, to mogę się dla ciebie ewentualnie przefarbować.
Oczywiście za odpowiednią nagrodą za tak radykalną zmianę – odwróciła się
powoli, stając przodem do wnętrza pomieszczenia. W tamtym momencie dziękowała
wszystkim świętością za fakt, że miała na sobie długi rękaw. Malikowi na pewno
nie umknęłaby gęsia skórka, która w zaledwie kilka sekund pokryła większą część
jej ciała. Ale nie mogła tego powstrzymać. Nie, kiedy zobaczyła go, siedzącego
w fotelu, w ten charakterystyczny, nonszalancki sposób. Widząc złośliwy
uśmiech, który leniwie rozciągnął się na jego twarzy. On wiedział, jak na nią
działa i nie zamierzał z tego rezygnować, była pewna. – No co tak patrzysz
księżniczko? Chyba nie jesteś zdziwiona. Przecież zmiana koloru z czarnego na
tak jasny, jaki ma ten twój policjancik, to dość drastyczna zmiana image’u,
podejrzewam nawet, że będą się ze mnie długo śmiać, ale czego się nie robi dla
mojej diablicy?
--Nie jestem twoja – syknęła, mrużąc
oczy. Spuściła ręce wzdłuż ciała, przyjmując postawę obronną. Musiała jakoś
sprowadzić do siebie policję, ale nie mogła wzbudzić w nim żadnych podejrzeń.
Cofnęła się o krok, niemalże natychmiast natrafiając plecami na zimną, twardą
powierzchnię. On w odpowiedzi jedynie zaśmiał się i w kilku krokach podszedł do
niej, opierając dłonie po obu stronach jej głowy. Popatrzyła mu twardo w oczy,
chcąc pokazać, że mimo wszystko trzyma całą sytuację pod kontrolą. – Nie mam
pojęcia, po co tu przyszedłeś, ale możesz być pewny, że nie wyjdziesz stąd bez
kajdanek.
-- Od zawsze podejrzewałem, że jako
pani policjantka lubisz ostro, ale nigdy nie podejrzewałem, że to akurat ja
będę tym skutym – wychrypiał prosto do ucha kobiety, pochylając się przy tym.
Uśmiechnął się do siebie cwaniacko, kiedy ciałem Cassandry po raz kolejny
wstrząsnął dreszcz. – A teraz tak na poważnie, księżniczko – dotknął jej
policzka wierzchem dłoni, odsuwając się nieznacznie, żeby móc na nią popatrzeć.
– Przyszedłem, żeby zapytać, czy jesteś z siebie zadowolona? – odepchnął się
wolną dłonią od szyby, zajmując swoje poprzednie miejsce. Willson zaklęła cicho
pod nosem, domyślając się, że nie miała szans pozbyć się go szybko.
-- Niby dlaczego miałabym być z siebie
zadowolona, skoro ty dalej siedzisz tutaj, zamiast za kratami? – podniosła
brew, wolnym krokiem podchodząc do kanapy, znajdującej się naprzeciwko fotela.
Musiała mieć go cały czas na widoku nawet, jeśli utrudniało jej to zadanie
zadzwonienia do kogokolwiek. Żałowała, że nie miała przy sobie broni… On na
pewno miał ją schowaną gdzieś pod ubraniami.
-- Przecież znalazłaś mnie, prawie na
drugim końcu świata. Powinnaś być zadowolona z tego jakże trudnego zadania,
mnie nie tak łatwo dorwać – zakpił, zakładając nogę na nogę. Skrzyżował ręce,
układając je za głową. Wiedział, że denerwuje ją swoją nonszalancką postawą,
jednak prowokowanie kobiety, jaką była Cass zaliczało się do jednego z jego
ulubionych zajęć.
-- Nie jestem głupia Malik –
prychnęła, przewracając oczami. – Nic nie mówiłam, ale doskonale wiem, że
specjalnie pokazałeś się na tym lotnisku bez żadnego kamuflażu – zrobiła
cudzysłów palcami w powietrzu. – W innym przypadku znalezienie ciebie mogłoby
być nawet niemożliwe.
-- Czasami wydaje mi się, że jesteś
jedyną osobą na tym świecie, która przecenia moje możliwości – zaśmiał się
głośno, kręcąc głową z rozbawieniem. – Czyżbyś miała już jakiegoś hopla na moim
punkcie? – uśmiechnął się do niej zadziornie, znacząco poruszając brwiami. – No
nie patrz tak na mnie aniołku, wyglądasz jakbym zabił ci matkę, albo siostrę.
-- Skończ z tym, Malik. Lepiej mów po
co tu przylazłeś, bo mój cenny czas może być przeznaczony na marnowanie go w
inny sposób niż rozmowa z tobą – wsadziła dłonie do kieszeni bluzy, która
znajdowała się na brzuchu. Musnęła opuszkami palców telefonu, który się w niej
znajdował.
-- Mam imię, Willson – tym razem to on
przewrócił oczami. – Owszem, nie przyszedłem żeby rozmawiać. Chciałem cię tylko
uświadomić, że już za kilka dni będą ginąć ludzie, najprawdopodobniej twoi przyjaciele
po fachu. Naprawdę chcesz na to patrzeć? To nie będzie widowisko dla kogoś
takiego, jak ty. Jesteś za słaba na to, co nieustannie starasz się zrobić –
przyglądał jej się uważnie, chcąc wyłapać każdą reakcję.
-- No popatrz, ja cię przeceniam, a ty
mnie nie doceniasz. Nie wyjadę stąd, dopóki cię nie złapię i nie zamknę z
powrotem w najlepiej strzeżonym więzieniu na świecie – zmrużyła oczy, mierząc
go spojrzeniem. Przesunęła palcem po ekranie, modląc się w duchu, aby udało jej
się trafić w numer Samuela, albo Fernandeza.
-- W takim razie możesz już zacząć
uczyć się nowego języka, bo raczej nigdy stąd nie wyjedziesz - mężczyzna
uśmiechnął się lekko, po czym podniósł się z fotel, od razu ruszając w kierunku
wyjścia. Cassandra poderwała się, prawie natychmiast łapiąc go za ramię i
szarpiąc mocno w swoją stronę.
-- Nigdzie nie idziesz, zostajesz
tutaj i czekasz, aż ktoś po ciebie przyjedzie - syknęła, mierząc go uważnym
spojrzeniem spod przymrużonych powiek. Zayn zaśmiał się głośno, odchylając
lekko głowę do tyłu. Złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie, przez co
zderzyli się klatkami. Wsunął powoli dłoń w kieszeń na jej brzuchu, po chwili
wyjmując z niej telefon. Uśmiechnął się pod nosem widząc nazwisko Fernandeza na
wyświetlaczu. Ustawił tryb głośno mówiący, łapiąc wolną dłonią nadgarstki
zdezorientowanej Cassandry.
-- Dzień dobry Marc, dawno nie
mieliśmy okazji, żeby ze sobą porozmawiać - zakpił, patrząc w brązowe oczy
kobiety. Widzi w nich furię i chęć mordu na jego osobie.
-- Malik - w tle dało się słyszeć szumy,
świadczące o tym, że policjanci najprawdopodobniej pojawią się w hotelu za
kilka minut. - Czego ty chcesz od Cassandry? Masz się stamtąd nie ruszać!
-- Ja również stęskniłem się za panem,
panie szeryfie - zironizował. - Nie wydaje mi się, żeby nasza słodka Cassie
narzekała na moją obecność w jej prywatnym pokoju hotelowym - przyciągnął ją
bliżej siebie, doskonale wiedząc, że nie zdoła nad sobą zapanować.
-- Puść mnie ty wredna kreaturo! Marna
podróbko mężczyzny! - zaczęła wyrywać się i szarpać, co chwilę uderzając go
zaciśniętymi w pięści dłońmi, które uwolniła z jego uścisku. Zaczął się głośno
śmiać, zrywając połączenie, po czym odrzucił telefon na kanapę. Musiał się zbierać, zaraz mieli przyjechać policjanci.
-- Spokojnie księżniczko, przecież
wiesz, że w moich ramionach nic ci się nie stanie – zakpił, szarpiąc nią lekko,
dzięki czemu zdezorientował ją i powstrzymał od dalszych prób wyrwania się. –
Powinnaś się cieszyć, właśnie sobie idę – pochylił się lekko do przodu,
opierając swoje czoło o czoło Cassandry.
-- Nigdzie nie idziesz, nie pozwolę ci
na to – powiedziała z lekkim zawahanie. Zayn zaśmiał się cicho, układając jedną
dłoń na policzku kobiety. Pogładził go delikatnie kciukiem. – Skoro
prawdopodobnie już nigdy więcej nie będziemy mieć okazji do tego, żeby się
zobaczyć – urwał, wzruszając lekko ramionami. Mierzył przez chwilę jej twarz
uważnym spojrzeniem, po czym bez chwili zawahania złączył ich usta razem.
Spodziewał
się, że na początku będzie się opierać, więc nie był zupełnie zdziwiony, że tak
się stało. Jednak nie miał zamiary tak łatwo odpuścić. Przyciągnął ją najbliżej
jak mógł, niespiesznie muskając wargi Willson – te, do których tak dawno nie
miał dostępu i których nieznacznie mu brakowało. W końcu uległa. Nie
odwzajemniła pieszczoty, jednak już nie próbowała się wyrwać. Uśmiechnął się
lekko, nawet na chwilę się od niej nie odrywając. Wręcz przeciwnie - zaczął
pogłębiać pocałunek. Wiedział, że policja może wpaść do pokoju w każdym
momencie, ale to się nie liczyło. Ważny był jedynie fakt, że Cassandra
postanowił w końcu ulegnąć i pokazała mu w ten sposób, że ona też za tym
tęskniła.
Oderwał
się od niej, dysząc cicho, kiedy zaczynało brakować mu powietrza. Nie chciał
przerywać, jednak świadomość, że musi już iść stawała się coraz bardziej
niewygodna. Przejechał ostrożnie dłonią po policzku kobiety, musnął jej usta po
raz ostatni i odsunął się, od razu opuszczając pomieszczenie. Drzwi zamknął za
sobą ostrożnie, żeby przypadkiem nie wybudzić kobiety z transu, w jakim się
znalazła. Musiał uciekać, bo miał jeszcze kilka spraw do załatwienia. Willson
zajmie się później.
~*~
Cassie
stał jeszcze przez chwilę, wpatrując się beznamiętnym spojrzeniem w ścianę na
przeciwko siebie. Nie do końca miała świadomość tego, co miało miejsce zaledwie
kilkadziesiąt sekund wcześniej. Opadła na fotel, starając się zapanować nad
przyspieszonym biciem serca. Nie zwróciła uwagi nawet na głośny trzask drzwi,
kiedy do pokoju hotelowego wpadło pięciu uzbrojonych policjantów, a zaraz za
nimi detektyw Fernandez w swojej kamizelce kuloodpornej, która ostatnimi czasy
zajęła swoje stałe miejsce na wieszaku i używana była wręcz sporadycznie.
Dopiero, gdy Samuel ułożył dłoń na jej ramieniu przeniosła na niego wzrok i
zamrugał kilkukrotnie. Barwy powoli wróciły na twarz ciemnowłosej, a gęsia
skórka, którą czuła na rękach pod bluzą zniknęła. Wreszcie wróciła do niej
świadomość.
Natychmiast
poderwała się z siedzenia i dobiegła do okna, spoglądając w kierunku ziemi.
Zaczęła przyglądać się samochodom, kiedy zauważyła jeden odjeżdżający. Uderzyła
pięścią w szybę, która zadygotała niebezpiecznie. Nie miała pewności, że był to
wóz Malika, ba! Na pewno nim nie był. Zayn, wbrew wszelkim pozorom, nie jest
głupi. Wiedział, że jeżeli ktoś zobaczy chociażby markę, to nic z jego planu
się nie uda. Chociaż... Po nim nie można się niczego spodziewać. To cholerny
gangster-perfekcjonista, który ma całą masę aut na świecie.
Westchnęła
ciężko, jeszcze raz uderzając w szklaną powierzchnię. Jednak tym razem ze
znacznie mniejszą siłą. Pozwoliła mu zrobić coś, do czego nigdy więcej nie
powinno dojść, a zaraz później nie zatrzymała go, kiedy po raz kolejny jej
uciekał. Była beznadziejną policjantką i musiała to jak najszybciej naprawić.
~*~
Amanda
rozejrzała się uważnie dookoła, zatrzymując wzrok na dłużej dopiero na Maliku,
który jak gdyby nigdy nic stał oparty o ścianę przy wejściu na lotnisko.
Przewiesiła sobie torbę przez ramię i podeszła do niego wolnym krokiem.
Zatrzymała się przed nim, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej.
-- Czy w końcu możesz mi powiedzieć,
dlaczego ściągałeś mnie aż na inny kontynent, z uporem maniaka twierdząc, że to
sprawa niecierpiąca zwłoki? - kobieta powoli uniosła jedną brew, mierząc Mulata
uważnym spojrzeniem. Wiedziała, że sprawa, o której wspominał jej w rozmowie
telefonicznej na pewno nie potrzebowała aż tak wielkiego zamieszania, jednak
nie powiedziałby tego, gdyby nie zależało mu na pomocy. Była ciekawa, co też
takiego knuje wielki i wszystkim znany gangster i właśnie dlatego postanowiła
zaszczycić swoją obecnością Berlin i Zayna.
-- Mnie ciebie również miło widzieć,
Blake - zaśmiał się, odpychając się od ściany. Wsunął dłonie w kieszenie
spodni, przepuszczając ją pierwszą w przejściu; w między czasie zdjął jej torbę
z ramienia i samemu zaniósł do bagażnika samochodu. Mimo wszystko był
gentelmanem i nie zamierzał się tego wstydzić. Każdy mężczyzna, bez względu na
zawód, jakim się trudnił, powinien mieć szacunek do kobiet. No, chyba że same
prosiły się o jego kompletny brak. Jednak to inna historia, którą nie warto
niepotrzebnie zawracać sobie głowy.
-- Daruj sobie uprzejmości, Malik –
przewróciła lekceważąco oczami, wsiadając na miejsce pasażera z przodu
samochodu. – Bardzo będę się musiała napracować, żeby uratować cię przed
policją? I co ja będę z tego miała? – uniosła brew, nieustannie mierząc go
spojrzeniem od momentu, w którym usiadł za kierownicą.
-- Wręcz przeciwnie, Blake –
uśmiechnął się tajemniczo, ruszając powoli przed siebie. – Chcę żebyś pomogła
komuś innemu, nie mnie – przygryzł delikatnie dolną wargę. – A w zamian za tą
pomoc pomogę ci zdobyć Liama – dodał po chwili zastanowienia.
-- Poszukaj czegoś innego, Liam już
jest zdobyty.
~*~
Więc sprawa pierwsza wygląda tak, że nie mam już więcej napisanych rozdziałów, a co za tym idzie z dniem dzisiejszym zaczynają się one pojawiać nieregularnie. Następny może być za tydzień, dwa, albo nawet i miesiąc. Jest to zależne od mojego czasu, ile będę się musiała uczyć i czy wena wróci z wakacji, na których jest już trochę za długo.
Sprawa druga to kolejne moje opowiadania. Będzie to jedno, krótkie, 10-cio rozdziałowe (bardzo prawdopodobne, że niektóre rozdziały będę podzielone na dwie części) opowiadanie o Niallu. Dużo bohaterów, szkoła i tego typu duperele. A po nim jeszcze jedno, moje autorskie z moimi bohaterami (być może będzie w nim 1/2 chłopaków, ale tylko jako postaci drugoplanowe, albo wręcz epizodyczne) i z mojego pomysłu. Żadne filmy, żadne książki, tylko Jesica. A później? Później mam czarną dziurę, co znaczy - sama pisać nie będę na pewno, ale jeżeli ktoś będzie chciał zacząć ze mną współpracę, to będę pisać dalej, a jeżeli nie, no to wiadomo. Sayonara, adios, auf widersehn, farewell, it's the last story you can read (tak, fangirluje Bon Joviego).
A po trzecie i ostatnie -> #TQWBff bo się obrażę i nie zobaczymy się do wkacji :'(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz