- (…) Zostaję z tobą. Do końca.- Koniec każdy ma swój. Ja też będę miał swój, taki malutki, w sam raz na jedną osobę. Dla nikogo innego tam miejsca nie będzie.~ Vladimir Slechta „Projekt Berserker”
Amanda
wolnym krokiem spacerowała w nieznanym nawet sobie kierunku. Zaciekawionym
spojrzeniem wodziła po spowitych nocą, oświetlanych przez wysokie lampy
ulicach, przez które raz na jakiś czas przetaczały się pojedyncze osoby lub
przejeżdżał samochód, oślepiając ją na kilka sekund blaskiem reflektorów.
Niekiedy mijała bezpańskie psy, które wolały trzymać się od niej z daleka,
aniżeli podejść i zrobić jakąś krzywdę. Tylko raz spotkała śpiącego pod ścianą
bloku mieszkalnego bezdomnego, opatulonego cienkim kocem.
W
pewnym sensie były to widoki zupełnie dla niej nowe. Przyzwyczajona była do
miast pokroju Nowego Jorku czy Los Angeles, gdzie życie trwało całą dobę, a
tłumy ludzi i samochodów praktycznie nigdy nie chodziły spać. Wsunęła powoli
dłonie do kieszeni spodni, przyspieszając nieznacznie kroku, kiedy usłyszała
szmer za sobą. Nie bała się – w końcu pod bluzą miała schowaną broń, jednak
wolała być ostrożna i ograniczyć użycie jej do minimum. Nie potrzebowała
ściągać na siebie zbędnej uwagi okolicznych mieszkańców.
Zatrzymała
się dopiero, kiedy przez otwarte drzwi jednego z otwartych przez całą dobę
pubów zauważyła dość dobrze znaną jej sylwetkę. Przyjrzała się uważnie kobiecym
plecom, aby upewnić się, że właśnie patrzy na samą Cassandrę Willson upijającą
się do nieprzytomności w podrzędnym lokalu. Bez zastanowienia weszła do środka,
zajmując miejsce obok ciemnowłosej kobiety. Musiała wiedzieć, co się stało. W
innym przypadku n pewno nie dałaby rady usnąć całą noc.
Na
początku siedziała cicho, jedynie przyglądając się policjantce. Na szczęście
nie znała jej i nie wiedziała, że ma jakikolwiek związek z Malikiem. Chociaż...
Po tej cholernej kobiecie nie można się było spodziewać niczego na zapas. Łamała
wszystkie stereotypy na temat "płci słabszej". Właśnie za to ją
szanowała i współczuła, że jako największego wroga wybrała sobie kogoś tak
upierdliwego i skretyniałego jak Zayn. Na własnej skórze przekonała się, jakim
hipokrytą potrafi być czasami Mulat. Jednak mimo wszystko twierdziła, że ta
dwójka na swój sposób pasowałaby do siebie. Musieliby po prostu zwolnić ze
stawianiem na swoim...
-- Jesteś pewna, że chcesz to zrobić - zapytała
w końcu, kiedy ciemnowłosa przyłożyła do ust kolejny kieliszek. Mogła sobie na
to pozwolić. Nie była jakoś za bardzo rozpoznawalna. Cassandra leniwie
odwróciła wzrok na osobę, która przeszkodziła jej w upijaniu się na umór.
-- Taa... Jestem pewna, że chce się
dzisiaj zapić na śmierć - wymamrotała pod nosem, lekko plącząc przy tym język. Blake
prychnęła cicho pod nosem. Postanowiła zapamiętać, aby spytać Malika co znów
zrobił biednej pannie policjantce. A potem opieprzyć, żeby przestał ją w końcu
męczyć. Była kobietą, a kobiety powinny się bronić, jeżeli chodzi o mężczyzn.
Nawet, jeżeli były wcześniej w niezbyt przyjaznych stosunkach.
-- Czasami wygadanie się komuś obcemu
jest prostsze i skuteczniejsze niż zapicie się na śmierć – Amandzie nie udało
się powstrzymać nuty lekkiego rozbawienia, jaką dało się wyczuć w tonie jej
głosu. Cassandra popatrzyła na nią lekko przymrużonymi oczami i zmierzyła ją
pobieżnie spojrzeniem. Prychnęła pod nosem, kręcąc z rozbawieniem głową.
-- Pewnie jesteś jedną z miejscowych,
ciekawskich suk, które za wszelką cenę starają się dowiedzieć czegoś na temat
upijających się w samotności kobiet – mruknęła cicho, przykładając kieliszek do
ust i wypijając go jednym haustem. Manda podniosła wysoko jedną brew, kiedy
ciemnowłosa jedynie wzięła w dłoń kubek z sokiem pomarańczowym. Faktycznie
mogła równać się z niejednym mężczyzną; nie tylko, jeżeli chodzi o bicie się
czy strzelanie.
-- Dziękuję ci. Przyznam szczerze, że
jeszcze nikt komu zaproponowałam pomoc nie zwyzywał mnie od ciekawskich suk –
skinęła głową, podnosząc się z miejsca. W ogóle nie powinna była wchodzić do
tego cholernego lokalu.
Wyszła
na zewnątrz, uśmiechając się do siebie pod nosem, kiedy w wejściu minęła się z
blondwłosym policjantem, przyjacielem Willson. Nie ma co, ratunek przyszedł w
odpowiednim momencie. Ciekawe jak bardzo ten jej cały przełożony będzie
zadowolony, kiedy zobaczy swoją ulubienicę w stanie praktycznie przedagonalnym.
Z resztą… I tak jej to nie obchodziło. A o to, co zrobił Malik może przecież
zapytać jego samego.
~*~
Zayn
siedział na ławce w parku i znudzonym wzrokiem obserwował spacerujących po nim
ludzi. Był zdziwiony, że niemiecka policja nie wysłała za nim jakiegoś listu
gończego, albo informacji w Internecie, że on – największy gangster na świecie –
przebywa w stolicy. Jednak nie zamierzał zaprzątać sobie tym niepotrzebnie
głowy. Pewnie policja liczyła na to, że monitoring i oni sami wystarczy do złapania go.
Powstrzymał prychnięcie, żeby nie zwracać na siebie uwagi. Spojrzał na zegarek.
Nie lubił kiedy ktoś spóźniał się na spotkania. Doskonale wiedział, że jego
dawny przyjaciel specjalnie to zrobił, żeby go poddenerwować. Nie był
zdziwiony.
Podniósł
wzrok, po raz kolejny przeczesując ścieżkę, prowadzącą do wyjścia z parku.
Chciał mieć już tą rozmowę za sobą, żeby wiedzieć co dalej robić. Szukać kogoś
innego, czy trzymać się ustalonego planu. Nienawidził niepewności. Musiał mieć
wszystko dopięte na ostatni guzik.
-- Dzień dobry, Malik – podniósł wzrok
na wysokiego chłopaka, którego długie, brązowe włosy zostały zebrane w kok. Na
sobie miał dżinsowe spodnie i białą koszulkę. Dłonie wsadził do kieszeni
ciemnej bluzy, rozpinanej z przodu. Po chwili milczenia usiadł obok mężczyzny,
przesuwając powoli palcami po nogawkach dżinsów.
-- Witaj Styles, zastanowiłeś się i
podjąłeś odpowiednią decyzję? – zapytał od razu, wywołując niski, gardłowy
śmiech dawnego przyjaciela. Przewrócił oczami, ignorując jego zachowanie. W
ciszy oczekiwał na odpowiedź, najlepiej taką która odpowiednio go
usatysfakcjonuje.
-- Zastanowiłem się nad twoją
propozycją, oczywiście – skinął lekko. Z włosów wyjął okulary przeciwsłoneczne,
nakładając je na twarz kiedy zza chmur wyjrzało słońce i oślepiło go. –
Wywnioskowałem, że miałbym oszukać kilka osób, zajmując się przy okazji hakowaniem
systemów jednego z najlepiej strzeżonych banków na świecie – podsumował,
urywając na końcu. – Nie mogłeś wymyślić dla mnie nic prostszego. Zgadzam się –
uniósł powoli kącik ust, słysząc ciche westchnienie ulgi Mulata. Wiedział, że
nie łatwo wyprowadzić go z równowagi i doprowadzić do tego, żeby okazywał, co
tak naprawdę czuje w środku. To właśnie dlatego spóźnił się i przeciągał odpowiedź
na jego propozycję najdłużej jak się tylko dało. Mógł dostać tylko połowę
proponowanej zapłaty, jeżeli udałoby mu się całkowicie wyprowadzić z równowagi
Malika. Denerwowanie go było jednym z najlepszych zajęć, jakie dotychczas
miewał.
-- A druga część mojej propozycji? –
zapytał od razy Zayn. Zmrużył lekko oczy, nie spuszczając uważnego spojrzenia z
bruneta. Harry westchnął cicho, przesuwając kciukiem po dolnej wardze. Jego
wzrok wędrował po drzewach, ludziach i wszystkim innym, co mogło odciągnąć go
od mężczyzny siedzącego obok.
-- Nie wiem – przyznał, po chwili
zawahania. Podniósł się z ławki, wycierając spocone dłonie o materiał spodni.
Podciągnął rękawy bluzy do łokci, w końcu skupiając spoglądając pobieżnie na
Malika, w dalszym ciągu siedzącego wygodnie na swoim miejscu. – Pomoc to jedno,
ale powrót do gangu to coś zupełnie innego. Owszem, zdarza mi się zatęsknić za
tym, co było kiedyś. Za chłopakami. Nawet nie wiesz, jak bardzo żałuję, że nie
przywiozłeś ich ze sobą, żebyśmy mogli zamienić chociażby kilka słów. Ale nie
mogę… Za dużo kosztowało mnie, żeby uwolnić się od tego wszystkiego, z czym
związany byłem praktycznie od urodzenia. Teraz mam inne życie… Mam dziewczynę, narzeczoną
– poprawił się od razu. – Oczekuję na syna, o którym jak wiesz, marzyłem. Nie
wiem, czy chcę ich w to wciągać – odetchnął cicho. Zamknął na chwile oczy,
odliczając do dziesięciu, żeby zapanować nad sobą. – Nie wiem, Malik. Muszę się
jeszcze kilka dni zastanowić – rzucił w końcu, po czym bez słowa odwrócił się
na pięcie i szybkim krokiem odpuścił park, nawet na chwile nie odwracając się
na starego przyjaciela.
Zayn
zaklął szpetnie pod nosem, nie zwracając uwagi na fakt, że kilka osób,
przechodzących obok mierzy go uważnym spojrzeniem. Owszem, był w połowie zadowolony,
że Styles jednak pomoże mu z dokończeniem akcji, jednak nie odzyskał go, czego
cholernie mocno żałował. Owszem, Liam był jednym z najlepszych informatyków z
jakimi miał do czynienia, jednak drugim i ostatnim, któremu ufał na tyle, żeby dopuścić
blisko swoich dokumentów. Payne zaczynał powoli z tym wszystkim nie wyrabiać, a
co za tym idzie oczekiwał od Zayna, że ściągnie mu jakąś pomoc.
Zdenerwowany
mężczyzna podniósł się z ławki i trącając ramieniem jakiegoś młodego faceta,
ruszył szybkim krokiem do hotelu. Musiał się napić, najlepiej czegoś mocnego.
Koniec pracy na dziś, teraz czas zająć się sobą.
~*~
-- Odsuwam cię od sprawy Malika,
Cassandro. Bardzo mi przykro z tego powodu, jednak nie dałaś mi innego wyboru –
detektyw Fernandez siedział za biurkiem w swoim tymczasowym gabinecie,
podpisując kilka ostatnich dokumentów, które miały zakończyć pobyt Willson w
Berlinie. Ona sama siedziała po drugiej stronie mebla, pochylając się do przodu
z łokciami opartymi o kolana. Patrzyła przed siebie pustym wzrokiem, nerwowo
bawiąc się palcami swoich dłoni. – Za kilka dni będziesz miała samolot powrotny
do Los Angeles. Jeżeli do tego czasu będziesz starała się jakkolwiek interweniować
w dochodzenie, będę musiał odebrać ci prawo do wykonywania zawodu. To koniec z
mojej strony. Możesz opuścić gabinet i wrócić do hotelu. Potraktuj te kilka dni
jako urlop – skinął lekko. Cassie wiedziała, że dalsze rozmowy są bezsensowne.
Musi pogodzić się z tym, że właśnie przegrała i nie dopełni zemsty, która od
tak dawna zatruwała jej codzienność.
Żegnając
się krótkim ‘do zobaczenia w LA’, podniosła się z miękkiego, czarnego krzesła i
wyszła z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Poczuła kilka przenikliwych
spojrzeń na swoich plecach, kiedy stojąc tyłem do innych policjantów, uderzyła
otwartą dłonią w ścianę. Była na siebie wściekła. Głowa cholernie mocno ją
bolała z powodu kaca, który męczył ją od kiedy tylko wstała z łóżka. Nie pomógł
nawet zimny prysznic i cała masa leków bólowych, które brała do momentu, kiedy
mdłości zaczęły ją męczyć.
Odwróciła
się powoli i ignorując ludzi, w dalszym ciągu przyglądających jej się uważnie,
ruszyła w kierunku wyjścia. Przez chwilę w głowie ciemnowłosej pojawiła się
myśl, że może jednak dobrze się stało. Była już tym wszystkim zmęczona. Przez
ostatni czas mało jadła, prawie nie spała i zaniedbała siebie oraz swoich
przyjaciół. Praktycznie nie wychodziła z domu, nie licząc chodzenia do pracy,
której w całości się poświęciła. Może to najwyższa pora, żeby powrócić do
normalności? Wziąć urlop, wyjechać na krótkie wakacje, a później wrócić i zając
się tym, co do niej należy – łapaniem przestępców, których da się złapać.
Zmrużyła
oczy, wychodząc z budynku posterunku. Słońce świeciło dzisiaj od rana na
berlińskim niebie i nie zapowiadało się na deszcz. Kobieta prychnęła pod nosem.
Akurat wtedy, kiedy pogodziła się ze swoją porażką i prawie doprowadziła do
śmierci z powodu przedawkowania alkoholu, pogoda postanowiła się poprawić.
Podeszła do samochodu i wsiadła na miejsce pasażera. Musiała poczekać na
Samuela, który odbierał właśnie ostatnie instrukcje. Zajął jej miejsce w tej
sprawie. Nie była zdziwiona, w końcu kilka ostatnich lat pomagał jej zbierać
informacje na temat Zayna i ganiał za nią, kiedy ona jak ostatnia idiotka
starała się złapać go i zamknąć. Nie miała nic za złe przyjacielowi. W głębi duszy
cieszyła się, że mimo wszystko mogła posiadać informacje z pierwszej ręki
właśnie od niego. Przynajmniej mogła być pewna, że nie będzie kręcił. Eric,
który również dalej pozostał przy sprawie, mógł nieco naginać rzeczywistość,
albo w ogóle nic nie mówić. Zakochany, przesadnie martwił się o nią i starał
się, żeby nie musiała się niczym denerwować. Niestety, w większości przypadków
to nie skutkowało.
-- Jeżeli odezwiesz się chociażby jednym
słowem, wysiadam i wracam do hotelu na piechotę w nadziei, że potrąci mnie
jakiś samochód, dokańczając dzieła, które zaczęłam wczoraj w tym cholernym
barze – zastrzegła zaraz po tym, jak blondyn zajął miejsce za kierownicą. Rossi
otworzył szeroko oczy, unosząc dłonie w obronnym geście. Spodziewał się gróźb,
jednak był bardziej przygotowany na obietnice kastracji.
Odpalił
silnik, dla pewności zamykając wszystkie drzwi, żeby przyjaciółka w żaden durny
sposób nie mogła sobie zaszkodzić. Martwił się o nią i żałował, że nie może
wrócić razem z nią do Ameryki dla pewności, że nie zrobi sobie na miejscu nic
głupiego. Wiedział jednak, że Cassandra nie wybaczyłaby mu, gdyby nie
poprowadził tej sprawy do końca.
~*~
Liam
i Amanda leżeli razem na podwójnym łóżku w pokoju hotelowym mężczyzny. Ona na
jego nagiej klatce piersiowej, przykryta jedynie cienkim materiałem bladego
prześcieradła, a on obejmujący ją ramieniem w pasie. Delikatnie pocierał
kciukiem skórę na pośladku Blake, powodując gęsią skórkę na całym jej ciele. Ciemnowłosa
uniosła dłoń, zaczynając powoli kreślić palcem wzroki na jego piersi.
-- Jak dużo czasu zostało do tego, co
chce zrobić Malik? – zapytała cicho, przyciskając lekko paznokieć do skóry
Payne’a, zostawiając na niej białe serduszko. Nie podejrzewała, że kiedykolwiek
znajdą się w takiej sytuacji, jednak nie żałowała. Cieszyła się, że w końcu
mogła być blisko niego. Dziwiła się sama sobie, ale miała poczucie, że tak właśnie
powinno być, że to wszystko, co teraz się dzieje poprowadzi w końcu do spokoju
w życiu jej i kilku innych osób.
-- Dwa, jeżeli Harry zgodzi się pomóc –
Liam uśmiechnął się pod nosem przyglądając się temu, co robi Amanda. – Jeden dla
Harry’ego i jeden dla Zayna. Ten pierwszy musi wymyślić jakąś strategię, a
drugi ją zrozumieć – zaśmiał się cicho. Odetchnął, przyciągając kobietę bliżej
siebie. Jej piersi potarły o jego żebra, powodując przyjemne mrowienie w tamtym
miejscu.
-- On specjalnie ściągnął mnie do Los
Angeles, w tym liście nie było nic ciekawego, prawda? – zapytała po chwili
milczenia. Poczuła wibracje pod sobą, kiedy Liam po raz kolejny zaczął się
śmiać.
-- Było coś ciekawego, ale nie mogę ci
powiedzieć, bo uciekniesz mi stąd, żeby go dopaść i zabić – ucałował delikatnie
czubek głowy Mandy, bardziej nakrywając ich prześcieradłem. – Śpij Blake, w
przeciwieństwie do Malika ja nie mam dwóch dni, a dwanaście godzin – zamknął oczy.
Nie musiał długo czekać na sen. Brunetka wiedziała, o co chodzi, dlatego
powstrzymała się nawet od kąśliwej odpowiedzi na to, że nazwał ją po nazwisku.
A list i tak przeczyta. Ze zgodą Liama czy bez niej.
~*~
Najwyższa pora poprowadzić wszystko do końca.
Zabrać kogoś na wycieczkę do Paryża? Albo do Nowego Yorku? Najlepiej tak dwa lata wstecz, do początku tego wszystkiego. ;)
Pozdrawiam, Jesica xx
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz