5 kwietnia 2016

[14] Chapter Fourteenth (Second Season)




- (…) Zostaję z tobą. Do końca.
- Koniec każdy ma swój. Ja też będę miał swój, taki malutki, w sam raz na jedną osobę. Dla nikogo innego tam miejsca nie będzie.
~ Vladimir Slechta „Projekt Berserker”

 
         Amanda wolnym krokiem spacerowała w nieznanym nawet sobie kierunku. Zaciekawionym spojrzeniem wodziła po spowitych nocą, oświetlanych przez wysokie lampy ulicach, przez które raz na jakiś czas przetaczały się pojedyncze osoby lub przejeżdżał samochód, oślepiając ją na kilka sekund blaskiem reflektorów. Niekiedy mijała bezpańskie psy, które wolały trzymać się od niej z daleka, aniżeli podejść i zrobić jakąś krzywdę. Tylko raz spotkała śpiącego pod ścianą bloku mieszkalnego bezdomnego, opatulonego cienkim kocem.

         W pewnym sensie były to widoki zupełnie dla niej nowe. Przyzwyczajona była do miast pokroju Nowego Jorku czy Los Angeles, gdzie życie trwało całą dobę, a tłumy ludzi i samochodów praktycznie nigdy nie chodziły spać. Wsunęła powoli dłonie do kieszeni spodni, przyspieszając nieznacznie kroku, kiedy usłyszała szmer za sobą. Nie bała się – w końcu pod bluzą miała schowaną broń, jednak wolała być ostrożna i ograniczyć użycie jej do minimum. Nie potrzebowała ściągać na siebie zbędnej uwagi okolicznych mieszkańców.

         Zatrzymała się dopiero, kiedy przez otwarte drzwi jednego z otwartych przez całą dobę pubów zauważyła dość dobrze znaną jej sylwetkę. Przyjrzała się uważnie kobiecym plecom, aby upewnić się, że właśnie patrzy na samą Cassandrę Willson upijającą się do nieprzytomności w podrzędnym lokalu. Bez zastanowienia weszła do środka, zajmując miejsce obok ciemnowłosej kobiety. Musiała wiedzieć, co się stało. W innym przypadku n pewno nie dałaby rady usnąć całą noc.

         Na początku siedziała cicho, jedynie przyglądając się policjantce. Na szczęście nie znała jej i nie wiedziała, że ma jakikolwiek związek z Malikiem. Chociaż... Po tej cholernej kobiecie nie można się było spodziewać niczego na zapas. Łamała wszystkie stereotypy na temat "płci słabszej". Właśnie za to ją szanowała i współczuła, że jako największego wroga wybrała sobie kogoś tak upierdliwego i skretyniałego jak Zayn. Na własnej skórze przekonała się, jakim hipokrytą potrafi być czasami Mulat. Jednak mimo wszystko twierdziła, że ta dwójka na swój sposób pasowałaby do siebie. Musieliby po prostu zwolnić ze stawianiem na swoim...

-- Jesteś pewna, że chcesz to zrobić - zapytała w końcu, kiedy ciemnowłosa przyłożyła do ust kolejny kieliszek. Mogła sobie na to pozwolić. Nie była jakoś za bardzo rozpoznawalna. Cassandra leniwie odwróciła wzrok na osobę, która przeszkodziła jej w upijaniu się na umór.

-- Taa... Jestem pewna, że chce się dzisiaj zapić na śmierć - wymamrotała pod nosem, lekko plącząc przy tym język. Blake prychnęła cicho pod nosem. Postanowiła zapamiętać, aby spytać Malika co znów zrobił biednej pannie policjantce. A potem opieprzyć, żeby przestał ją w końcu męczyć. Była kobietą, a kobiety powinny się bronić, jeżeli chodzi o mężczyzn. Nawet, jeżeli były wcześniej w niezbyt przyjaznych stosunkach.

-- Czasami wygadanie się komuś obcemu jest prostsze i skuteczniejsze niż zapicie się na śmierć – Amandzie nie udało się powstrzymać nuty lekkiego rozbawienia, jaką dało się wyczuć w tonie jej głosu. Cassandra popatrzyła na nią lekko przymrużonymi oczami i zmierzyła ją pobieżnie spojrzeniem. Prychnęła pod nosem, kręcąc z rozbawieniem głową.

-- Pewnie jesteś jedną z miejscowych, ciekawskich suk, które za wszelką cenę starają się dowiedzieć czegoś na temat upijających się w samotności kobiet – mruknęła cicho, przykładając kieliszek do ust i wypijając go jednym haustem. Manda podniosła wysoko jedną brew, kiedy ciemnowłosa jedynie wzięła w dłoń kubek z sokiem pomarańczowym. Faktycznie mogła równać się z niejednym mężczyzną; nie tylko, jeżeli chodzi o bicie się czy strzelanie.

-- Dziękuję ci. Przyznam szczerze, że jeszcze nikt komu zaproponowałam pomoc nie zwyzywał mnie od ciekawskich suk – skinęła głową, podnosząc się z miejsca. W ogóle nie powinna była wchodzić do tego cholernego lokalu.

         Wyszła na zewnątrz, uśmiechając się do siebie pod nosem, kiedy w wejściu minęła się z blondwłosym policjantem, przyjacielem Willson. Nie ma co, ratunek przyszedł w odpowiednim momencie. Ciekawe jak bardzo ten jej cały przełożony będzie zadowolony, kiedy zobaczy swoją ulubienicę w stanie praktycznie przedagonalnym. Z resztą… I tak jej to nie obchodziło. A o to, co zrobił Malik może przecież zapytać jego samego.

~*~

         Zayn siedział na ławce w parku i znudzonym wzrokiem obserwował spacerujących po nim ludzi. Był zdziwiony, że niemiecka policja nie wysłała za nim jakiegoś listu gończego, albo informacji w Internecie, że on – największy gangster na świecie – przebywa w stolicy. Jednak nie zamierzał zaprzątać sobie tym niepotrzebnie głowy. Pewnie policja liczyła na to, że monitoring  i oni sami wystarczy do złapania go. Powstrzymał prychnięcie, żeby nie zwracać na siebie uwagi. Spojrzał na zegarek. Nie lubił kiedy ktoś spóźniał się na spotkania. Doskonale wiedział, że jego dawny przyjaciel specjalnie to zrobił, żeby go poddenerwować. Nie był zdziwiony.

         Podniósł wzrok, po raz kolejny przeczesując ścieżkę, prowadzącą do wyjścia z parku. Chciał mieć już tą rozmowę za sobą, żeby wiedzieć co dalej robić. Szukać kogoś innego, czy trzymać się ustalonego planu. Nienawidził niepewności. Musiał mieć wszystko dopięte na ostatni guzik.

-- Dzień dobry, Malik – podniósł wzrok na wysokiego chłopaka, którego długie, brązowe włosy zostały zebrane w kok. Na sobie miał dżinsowe spodnie i białą koszulkę. Dłonie wsadził do kieszeni ciemnej bluzy, rozpinanej z przodu. Po chwili milczenia usiadł obok mężczyzny, przesuwając powoli palcami po nogawkach dżinsów.

-- Witaj Styles, zastanowiłeś się i podjąłeś odpowiednią decyzję? – zapytał od razu, wywołując niski, gardłowy śmiech dawnego przyjaciela. Przewrócił oczami, ignorując jego zachowanie. W ciszy oczekiwał na odpowiedź, najlepiej taką która odpowiednio go usatysfakcjonuje.

-- Zastanowiłem się nad twoją propozycją, oczywiście – skinął lekko. Z włosów wyjął okulary przeciwsłoneczne, nakładając je na twarz kiedy zza chmur wyjrzało słońce i oślepiło go. – Wywnioskowałem, że miałbym oszukać kilka osób, zajmując się przy okazji hakowaniem systemów jednego z najlepiej strzeżonych banków na świecie – podsumował, urywając na końcu. – Nie mogłeś wymyślić dla mnie nic prostszego. Zgadzam się – uniósł powoli kącik ust, słysząc ciche westchnienie ulgi Mulata. Wiedział, że nie łatwo wyprowadzić go z równowagi i doprowadzić do tego, żeby okazywał, co tak naprawdę czuje w środku. To właśnie dlatego spóźnił się i przeciągał odpowiedź na jego propozycję najdłużej jak się tylko dało. Mógł dostać tylko połowę proponowanej zapłaty, jeżeli udałoby mu się całkowicie wyprowadzić z równowagi Malika. Denerwowanie go było jednym z najlepszych zajęć, jakie dotychczas miewał.

-- A druga część mojej propozycji? – zapytał od razy Zayn. Zmrużył lekko oczy, nie spuszczając uważnego spojrzenia z bruneta. Harry westchnął cicho, przesuwając kciukiem po dolnej wardze. Jego wzrok wędrował po drzewach, ludziach i wszystkim innym, co mogło odciągnąć go od mężczyzny siedzącego obok.

-- Nie wiem – przyznał, po chwili zawahania. Podniósł się z ławki, wycierając spocone dłonie o materiał spodni. Podciągnął rękawy bluzy do łokci, w końcu skupiając spoglądając pobieżnie na Malika, w dalszym ciągu siedzącego wygodnie na swoim miejscu. – Pomoc to jedno, ale powrót do gangu to coś zupełnie innego. Owszem, zdarza mi się zatęsknić za tym, co było kiedyś. Za chłopakami. Nawet nie wiesz, jak bardzo żałuję, że nie przywiozłeś ich ze sobą, żebyśmy mogli zamienić chociażby kilka słów. Ale nie mogę… Za dużo kosztowało mnie, żeby uwolnić się od tego wszystkiego, z czym związany byłem praktycznie od urodzenia. Teraz mam inne życie… Mam dziewczynę, narzeczoną – poprawił się od razu. – Oczekuję na syna, o którym jak wiesz, marzyłem. Nie wiem, czy chcę ich w to wciągać – odetchnął cicho. Zamknął na chwile oczy, odliczając do dziesięciu, żeby zapanować nad sobą. – Nie wiem, Malik. Muszę się jeszcze kilka dni zastanowić – rzucił w końcu, po czym bez słowa odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem odpuścił park, nawet na chwile nie odwracając się na starego przyjaciela.

         Zayn zaklął szpetnie pod nosem, nie zwracając uwagi na fakt, że kilka osób, przechodzących obok mierzy go uważnym spojrzeniem. Owszem, był w połowie zadowolony, że Styles jednak pomoże mu z dokończeniem akcji, jednak nie odzyskał go, czego cholernie mocno żałował. Owszem, Liam był jednym z najlepszych informatyków z jakimi miał do czynienia, jednak drugim i ostatnim, któremu ufał na tyle, żeby dopuścić blisko swoich dokumentów. Payne zaczynał powoli z tym wszystkim nie wyrabiać, a co za tym idzie oczekiwał od Zayna, że ściągnie mu jakąś pomoc.

         Zdenerwowany mężczyzna podniósł się z ławki i trącając ramieniem jakiegoś młodego faceta, ruszył szybkim krokiem do hotelu. Musiał się napić, najlepiej czegoś mocnego. Koniec pracy na dziś, teraz czas zająć się sobą.

~*~

-- Odsuwam cię od sprawy Malika, Cassandro. Bardzo mi przykro z tego powodu, jednak nie dałaś mi innego wyboru – detektyw Fernandez siedział za biurkiem w swoim tymczasowym gabinecie, podpisując kilka ostatnich dokumentów, które miały zakończyć pobyt Willson w Berlinie. Ona sama siedziała po drugiej stronie mebla, pochylając się do przodu z łokciami opartymi o kolana. Patrzyła przed siebie pustym wzrokiem, nerwowo bawiąc się palcami swoich dłoni. – Za kilka dni będziesz miała samolot powrotny do Los Angeles. Jeżeli do tego czasu będziesz starała się jakkolwiek interweniować w dochodzenie, będę musiał odebrać ci prawo do wykonywania zawodu. To koniec z mojej strony. Możesz opuścić gabinet i wrócić do hotelu. Potraktuj te kilka dni jako urlop – skinął lekko. Cassie wiedziała, że dalsze rozmowy są bezsensowne. Musi pogodzić się z tym, że właśnie przegrała i nie dopełni zemsty, która od tak dawna zatruwała jej codzienność.

         Żegnając się krótkim ‘do zobaczenia w LA’, podniosła się z miękkiego, czarnego krzesła i wyszła z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Poczuła kilka przenikliwych spojrzeń na swoich plecach, kiedy stojąc tyłem do innych policjantów, uderzyła otwartą dłonią w ścianę. Była na siebie wściekła. Głowa cholernie mocno ją bolała z powodu kaca, który męczył ją od kiedy tylko wstała z łóżka. Nie pomógł nawet zimny prysznic i cała masa leków bólowych, które brała do momentu, kiedy mdłości zaczęły ją męczyć.

         Odwróciła się powoli i ignorując ludzi, w dalszym ciągu przyglądających jej się uważnie, ruszyła w kierunku wyjścia. Przez chwilę w głowie ciemnowłosej pojawiła się myśl, że może jednak dobrze się stało. Była już tym wszystkim zmęczona. Przez ostatni czas mało jadła, prawie nie spała i zaniedbała siebie oraz swoich przyjaciół. Praktycznie nie wychodziła z domu, nie licząc chodzenia do pracy, której w całości się poświęciła. Może to najwyższa pora, żeby powrócić do normalności? Wziąć urlop, wyjechać na krótkie wakacje, a później wrócić i zając się tym, co do niej należy – łapaniem przestępców, których da się złapać.

         Zmrużyła oczy, wychodząc z budynku posterunku. Słońce świeciło dzisiaj od rana na berlińskim niebie i nie zapowiadało się na deszcz. Kobieta prychnęła pod nosem. Akurat wtedy, kiedy pogodziła się ze swoją porażką i prawie doprowadziła do śmierci z powodu przedawkowania alkoholu, pogoda postanowiła się poprawić. Podeszła do samochodu i wsiadła na miejsce pasażera. Musiała poczekać na Samuela, który odbierał właśnie ostatnie instrukcje. Zajął jej miejsce w tej sprawie. Nie była zdziwiona, w końcu kilka ostatnich lat pomagał jej zbierać informacje na temat Zayna i ganiał za nią, kiedy ona jak ostatnia idiotka starała się złapać go i zamknąć. Nie miała nic za złe przyjacielowi. W głębi duszy cieszyła się, że mimo wszystko mogła posiadać informacje z pierwszej ręki właśnie od niego. Przynajmniej mogła być pewna, że nie będzie kręcił. Eric, który również dalej pozostał przy sprawie, mógł nieco naginać rzeczywistość, albo w ogóle nic nie mówić. Zakochany, przesadnie martwił się o nią i starał się, żeby nie musiała się niczym denerwować. Niestety, w większości przypadków to nie skutkowało.

-- Jeżeli odezwiesz się chociażby jednym słowem, wysiadam i wracam do hotelu na piechotę w nadziei, że potrąci mnie jakiś samochód, dokańczając dzieła, które zaczęłam wczoraj w tym cholernym barze – zastrzegła zaraz po tym, jak blondyn zajął miejsce za kierownicą. Rossi otworzył szeroko oczy, unosząc dłonie w obronnym geście. Spodziewał się gróźb, jednak był bardziej przygotowany na obietnice kastracji.

         Odpalił silnik, dla pewności zamykając wszystkie drzwi, żeby przyjaciółka w żaden durny sposób nie mogła sobie zaszkodzić. Martwił się o nią i żałował, że nie może wrócić razem z nią do Ameryki dla pewności, że nie zrobi sobie na miejscu nic głupiego. Wiedział jednak, że Cassandra nie wybaczyłaby mu, gdyby nie poprowadził tej sprawy do końca.

~*~

         Liam i Amanda leżeli razem na podwójnym łóżku w pokoju hotelowym mężczyzny. Ona na jego nagiej klatce piersiowej, przykryta jedynie cienkim materiałem bladego prześcieradła, a on obejmujący ją ramieniem w pasie. Delikatnie pocierał kciukiem skórę na pośladku Blake, powodując gęsią skórkę na całym jej ciele. Ciemnowłosa uniosła dłoń, zaczynając powoli kreślić palcem wzroki na jego piersi.

-- Jak dużo czasu zostało do tego, co chce zrobić Malik? – zapytała cicho, przyciskając lekko paznokieć do skóry Payne’a, zostawiając na niej białe serduszko. Nie podejrzewała, że kiedykolwiek znajdą się w takiej sytuacji, jednak nie żałowała. Cieszyła się, że w końcu mogła być blisko niego. Dziwiła się sama sobie, ale miała poczucie, że tak właśnie powinno być, że to wszystko, co teraz się dzieje poprowadzi w końcu do spokoju w życiu jej i kilku innych osób.

-- Dwa, jeżeli Harry zgodzi się pomóc – Liam uśmiechnął się pod nosem przyglądając się temu, co robi Amanda. – Jeden dla Harry’ego i jeden dla Zayna. Ten pierwszy musi wymyślić jakąś strategię, a drugi ją zrozumieć – zaśmiał się cicho. Odetchnął, przyciągając kobietę bliżej siebie. Jej piersi potarły o jego żebra, powodując przyjemne mrowienie w tamtym miejscu.

-- On specjalnie ściągnął mnie do Los Angeles, w tym liście nie było nic ciekawego, prawda? – zapytała po chwili milczenia. Poczuła wibracje pod sobą, kiedy Liam po raz kolejny zaczął się śmiać.

-- Było coś ciekawego, ale nie mogę ci powiedzieć, bo uciekniesz mi stąd, żeby go dopaść i zabić – ucałował delikatnie czubek głowy Mandy, bardziej nakrywając ich prześcieradłem. – Śpij Blake, w przeciwieństwie do Malika ja nie mam dwóch dni, a dwanaście godzin – zamknął oczy. Nie musiał długo czekać na sen. Brunetka wiedziała, o co chodzi, dlatego powstrzymała się nawet od kąśliwej odpowiedzi na to, że nazwał ją po nazwisku. A list i tak przeczyta. Ze zgodą Liama czy bez niej.

 ~*~

Najwyższa pora poprowadzić wszystko do końca.
Zabrać kogoś na wycieczkę do Paryża? Albo do Nowego Yorku? Najlepiej tak dwa lata wstecz, do początku tego wszystkiego. ;)
Pozdrawiam, Jesica xx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz