8 kwietnia 2016

[15] Chapter Fiveteenth Part I (Seceond Season)

 Najważniejszy w każdym działaniu jest początek
~ Platon

~*~
 
         Pogoda we Francji była dość przyjemna. Słońce, przysłaniane przez nieliczne chmury, świeciło wysoko na niebie. Lekki wiatr poruszał od czasu do czasu gałęziami okolicznych drzew, powodując ciche szeleszczenie soczysto zielonych liści. Mieszkańcy Paryża spacerowali po okolicy, roznegliżowani tak bardzo, jak tylko pozwalała im na to przyzwoitość.

         Niall siedział na ławce drewnianej ławce w jedynym w okolicy, zacienionym miejscu, przy tanim hotelu, w którym mieszkał od kilku dni wraz z przyjaciółmi. Jego, przydługie już, blond włosy opadały mu na czoło, rozwiewane przy każdym podmuchu wiosennego wiatru. Niebieskie oczy przysłonił dużymi okularami przeciwsłonecznymi. W palcach prawej dłoni obracał kauczukową piłeczką, która towarzyszyła mu zawsze, kiedy musiał zapanować nad nerwami, albo chciał zająć czymś dłonie.

         Horan, pomimo swojej dość złośliwej i porywczej natury, był człowiekiem starającym się nie wchodzić w drogę przyjaciołom, kiedy potrzebowali spokoju. Nigdy nie zmuszał ich do rozmowy, widząc że wcale nie chcieli jej prowadzić. Nie dociekał powodów. Był dla nich wyrozumiały, a w zamian oczekiwał jedynie tego samego. Niczego więcej.

         Nic więc dziwnego, że nie spodobało mu się, kiedy musiał koczować całą noc w swoim samochodzie, ponieważ Liam i Amanda postanowili rzucić się na siebie nie zważając na to, że on również przebywał akurat w tym momencie w pokoju, a Louis mógł wrócić w każdym momencie. Na początku starał się ich ignorować, dłubiąc coś w swoim telefonie, pokazując im tym samym, że nie zamierza nigdzie wychodzić, a oni będą musieli powstrzymać swoje pierwotne zapędy przynajmniej do momentu, w którym nie wynajmą sobie innego pokoju. Jednak kiedy dostał bokserkami przyjaciela postanowił ewakuować się jak najszybciej.

         Nerwowym ruchem wsadził komórkę do kieszeni krótkich, dżinsowych spodenek, kiedy Payne po raz kolejny zignorował jego połączenie. Niall domyślił się, że nie zamierza on pewnie odpowiedzieć na żadną z wiadomości, którą wysłał do niego przez ostatnie kilka godzin. W akcie kompletnej desperacji postanowił nawet wysłać mu mejla. Czuł się brudny w ubraniach, w których chodził cały poprzedni dzień i spał w nich w dość niewygodnej pozycji w nagrzanym przez poranne słońce samochodzie. Wręcz czuł zaschnięty pot na skórze.

-- No, no. Nie wiedziałem, że z ciebie taki ranny ptaszek, Horan – przewrócił lekceważąco oczami, słysząc ironiczny głos Louisa. Wymusił uroczy uśmiech i poprawiając okulary na nosie, odwrócił głowę w kierunku przyjaciela, mierząc jego i Denise uważnym spojrzeniem. Teraz przynajmniej wiedział, dlaczego Tomlinson nie wrócił na noc do hotelu, oszczędzając sobie tym samym widoku gołego tyłka Liama.

-- Nie wpierdalaj mnie i ty – warknął, podnosząc się z ławki. Wsunął dłonie do kieszeni spodenek, skupiając całą swoją uwagę na młodszej siostrze Blake. – Powiedz Amandzie, że jak już chce świecić cyckami przed kimś innym niż Liam, to niech przynajmniej je sobie powiększy – rzucił, po czym odwracając się na pięcie ruszył do samochodu. Nie miał zamiaru dłużej przebywać w tym miejscu. Skoro Louis mógł przespać noc w jakimś innym, najprawdopodobniej o wiele lepszym hotelu, on też miał do tego prawo.

         Ignorując głośny śmiech przyjaciela wsiadł do czarnego Range Rovera i odjechał, w kierunku centrum. Potrzebował prysznica, jedzenia i kilku godzin snu, żeby na noc być w jak najlepszej formie psychofizycznej. Nie mogli niczego zepsuć. Wszystko musiało pójść dokładnie po ich myśli.

~*~

         Cassandra siedziała w swoim tymczasowym salonie, beznamiętnym wzrokiem wpatrując się w ścianę naprzeciwko siebie. Nogi przyciągnęła do klatki piersiowej, obejmując je ramionami, a brodę oparła na kolanach. Odkąd Samuel zostawił ją w hotelu i wrócił do Fernandeza, kontynuować pracę. Eric też nie zamierzał jej odwiedzać. Był obrażony za to, że nie chciała powiedzieć mu, dlaczego prawie zapiła się w jakimś podrzędnym klubie na obrzeżach Berlina. Nie miała sumienia powiedzieć mu, że Malik przyszedł do niej i jak gdyby nigdy nic pocałował ją. Chociaż… Może bardziej chodziło o to, że wstydziła się kompletnego braku reakcji ze swojej strony. Była tak przejęta tym, żeby nie dopuścić do siebie, że pieszczota ze strony Zayna podobała jej się do tego stopnia, że zapomniała o całym bożym świecie.

         Westchnęła cicho, podnosząc się z kanapy, kiedy nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa i zdrętwiały, powodując nieprzyjemne mrowienie pod skórą. Rozciągnęła się, wolnym krokiem przechodząc do części sypialnej. Musiała się na chwilę położyć. Cassie zabrakło leków przeciwbólowych, a nie chciała opuszczać budynku hotelu, aby uniknąć masy pytań, dlaczego w ogóle to zrobiła. Ponowny gniew Fernandeza również jej do tego nie zachęcał.

         Położyła się na pościeli, kołdrą przykrywając się jedynie do pasa. Przytuliła się do poduszki, zamykając oczy. Po chwili odpłynęła, zwyciężona przez zmęczenie.

~*~

         Liam bawił się telefonem, wyraźnie rozbawiony treściami smsów, które dostał od Nialla. Owszem, wiedział że przyjaciel przebywa w pokoju, kiedy sumiennie pozbywał się ubrań swoich i Blake. Podniósł wzrok, kiedy kobieta weszła z powrotem do pokoju, zawinięta w ręcznik. Uśmiechnął się szeroko, odrzucając telefon na bok. Miał w planach odpisać mu, że już bezpiecznie może rozłożyć się na swoim łóżku… Ale później, nie chciał okłamywać przyjaciela.

-- Jak się czujesz? – zapytała Amanda, zbierając swoje ubrania z podłogi. Musiała przygotować jeszcze kilka rzeczy przed wieczorem, jeżeli chciała pomóc chłopakom. A, o dziwo, właśnie tak było.

-- Bardzo dobrze – Payne podniósł się powoli do pozycji siedzącej, starając się, żeby koc nie zsunął mu się z ud. Przyciągnął ją do siebie, ustawiając między swoimi nogami, kiedy założyła na siebie bieliznę i zaczął sunąć powoli ustami wzdłuż jej kręgosłupa. Zaśmiała się cicho, wyrywając mu się po chwili. Doskonale wiedziała, do czego to zmierza, a nie mogła sobie na to pozwolić w tamtym momencie.

-- Pohamuj hormony, Payne. Muszę wrócić na chwilę do siebie – szturchnęła go lekko w ramię. Założyła na siebie spodnie, w których dzień wcześniej przyszła z Li do jego pokoju hotelowego i zapięła je, odsuwając się do niego szybko, żeby nie mógł jej złapać i z powrotem przyciągnąć do siebie. – Mówię poważnie, napaleńcu. Muszę załatwić jeszcze kilka spraw przed wieczorem. Powinno ci na tym zależeć.

-- Owszem, zależy, ale nie tak bardzo jak Malik i reszta by tego chcieli – wzruszył obojętnie ramionami, opadając z powrotem na łóżko. Skrzyżował ręce, układając je pod głową tak, żeby nie spuszczać ciemnowłosej z oczu. – Bardziej martwi mnie to, jak on sobie tam radzi. Kiedy jechał do Europy widać po nim było, że miał ochotę porwać Willson i wrócić jak najszybciej do Ameryki, ale do tego kretyna nawet nie dociera, że mu na niej zależy.

-- Dociera, uwierz mi na słowo – zaoponowała od razu, związując bluzkę na szyi. Luźny, lekko przezroczysty materiał przyjemnie podrażnił jej skórę, powodując na niej ciarki, kiedy lekki podmuch wiatru wpadł do pomieszczenia przez uchylone okno. – Byłam z nim w Berlinie przez te kilkanaście godzin i widziałam, co zrobił. Swoją drogą prawie sprowadził ją do grobu – zmarszczyła brwi, siadając na łóżku obok Liama, żeby założyć sandałki. Mężczyzna mimowolnie zaczął bawić się paskiem jej spodni.

-- Pewnie mi nie powiesz, co takiego zrobił – uniósł brew, skupiając wzrok na ruchu mięśni na plecach ciemnowłosej, kiedy po zapięciu butów zaczęła związywać włosy w kucyk.

-- Nic wielkiego, pocałował ją, a później się wstawił – przewróciła oczami, kładąc się na chwilę obok Payne’a. – Co i tak jest niczym w porównaniu do tego, do jakiego stanu doprowadziła się Cassandra. Znalazłam ją przez przypadek w jakiejś podrzędnej spelunie, ledwie trzymającą się na siedzeniu. Zawsze uważałam, że do picia alkoholu też należy używać rozumu – zaśmiała się cicho. Mężczyzna chciał odpowiedzieć, jednak nie pozwoliło mu na to skrzypnięcie drzwi, kiedy do pokoju wpadł rozweselony Louis i zawstydzona Denise. Młodsza Blake nigdy nie potrafiła zachowywać dystansu jeżeli chodzi o sprawy intymne i bała się, że kiedy wejdą razem, to mogą zastać parę w jeden z takich sytuacji.

-- O ja nie wierzę, blondas miał rację! – Tomlinson rzucił się na łóżko, pomiędzy leżących na nim i rozłożył się jak gdyby nic, obejmując ich dwójkę ramionami. – Prosił, żeby przekazać ci, że masz sobie powiększyć cycki, jeżeli chcesz mu się spodobać – szatyn uśmiechnął się szeroko, spoglądając na Amandę, która prychnęła pod nosem.

-- Niech sam sobie coś powiększy – mruknęła. Wywinęła się z uścisku Louisa i wstała z łóżka, poprawiając kucyka. Zgarnęła torebkę, zawieszając ją na ramieniu i skierowała słowa do siostry. – Wracasz ze mną? – Denise, pokręciła przecząco głową.

-- Zostaję – skinęła lekko, siadając na krześle, umieszczonym w kącie pokoju.

~*~

         Zayn stanął przed budynkiem banku federalnego. Miał już wszystko, co było mu potrzebne. Odciski palców, kody, hasła, karty i idealnie dopracowany plan działania. Teraz musiał tylko odczekać jeszcze chwilę, żeby uśpić czujność policjantów. Zaczynało go to denerwować, ponieważ miał już dość bierności, trwającej cały dzień. Wiedział, że to za mało i musi przeczekać przynajmniej kolejny.

         Wsunął ręce do kieszeni i swobodnym krokiem odszedł od budynku, kierując się do parku, w którym zostawił swój samochód. Nie chciał za bardzo rzucać się w oczy. Uśmiechnął się do siebie, uświadamiając sobie jak niedużo zostało do tego, czego pragnął najbardziej. Adrenalina znów zagości w jego żyłach, mieszając się z krwią, a wszystkie zmysły wyostrzą się, jak u kogoś z nadnaturalnymi mocami. Właśnie tego chciał. Być gangsterem i organizować napady – do końca życia.

~*~

-- Jesteś gotowy, Niall? – Liam popatrzył na przyjaciela, siedzącego na tyłach samochodu. Blondyn skinął głową, naciągając kominiarkę na twarz. Payne odwrócił się do Amandy i uśmiechnął się lekko, zakładając jej delikatnie kosmyk włosów za ucho. – A ty?

-- Gotowa jak nigdy – zaśmiała się cicho, cmokając go szybko w usta. Wysiadła z pojazdu i wolnym krokiem, specjalnie poruszając biodrami na boki, ruszyła do wejścia. Mężczyzna usłyszał śmiech zza pleców, jednak postanowił go zignorować. Tak samo jak i zaczepkę, którą Horan chciał go zdenerwować.

-- Tylko się nie zakochaj, stary, bo ta dziewczyna wyrwie ci serce i podepcze tymi niebotycznymi szpilami.

 ~*~

jeszcze chyba nigdy nie pisało mi się rozdziału tak szybko i tak bardzo źle xD
W każdym bądź razie jest w miarę ok,tak mi się wydaje.
Nie wiem kiedy druga część rozdziału, jak ją napiszę xD
Dobrnoc, Evansik xx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz