Zaplanować działanie, wybrać ofiarę, działać bezlitośnie, a potem iść spać - nie ma nic lepszego na świecie~ Józef Stalin
#TQWBff <- nie bądź jeleń, weź coś napisz
Amanda
spokojnym krokiem weszła spokojnym krokiem do budynku, który z daleka wydawał
się, jakby w całości został zrobiony ze szkła. Zdjęła okulary przeciwsłoneczne,
rozglądając się uważnie po wnętrzu ogromnego pomieszczenia. Uśmiechnęła się do
siebie, mierząc wzrokiem ciemne biurka, ustawione po obu jego stronach w dwóch,
równych rzędach. Przy każdym z nich siedział człowiek ubrany w markowy, czarny
garnitur - lub w przypadku kobiet stylową garsonkę - z przyczepionym do
marynarki identyfikatorem. Posadzka została wykonana z barwionego marmuru, a z
sufitu zwisły typowo biurowe lampy.
Kobieta
ruszyła przed siebie wolnym krokiem. Stukot jej obcasów o kamień pod nimi został
zagłuszony przez zgiełk, jaki panował dookoła. Ludzie rozmawiali głośno z
urzędnikami -niektórzy śmiali się, inni krzyczeli, dzięki czemu można było
wyłapać niektóre ich słowa, a jeszcze inni płakali, najprawdopodobniej chcąc
wymusić na pracownikach litość. Jednak już na pierwszy rzut oka można było zauważyć,
że nie mogło być to proste. Każdy urzędnik miał tę samą, wypraną z emocjo minę.
W bladej poświacie lamp, ginącej w blasku powoli zachodzącego słońca, wyglądali
jak armia jedynie podobnych do ludzi klonów, działających jak roboty ze
specjalnie wgranym oprogramowaniem. Ten sam beznamiętny głos, blade policzki,
puste spojrzenie, czy mechaniczne ruchy, wykonywane podczas tłumaczenia
klientom na czym polegają najnowsze oferty.
Blake
uniosła nieznacznie jeden kącik ust, uśmiechając się lekceważąco. Oni wszyscy,
niby porządni obywatele, kłamali, kręcili i starali się wyciągnąć jak najwięcej
z naiwnych obywateli, poszukujących łatwego sposobu na zdobycie możliwie jak
najwyższej sumy pieniędzy. Prawda była taka, że nie różnili się zupełnie niczym
od nich, przestępców. Po prostu działali w sposób, teoretycznie zgodny z
ustalonym prawem. Jednak ich cel był identyczny - czysty zysk.
Zatrzymała
się w końcu przed metalowymi drzwiami widny. Nacisnęła guzik przywoływania jej,
odczekała kilka minut, po czym weszła do środka, mijając się przy tym z kilkoma
innymi klonami, obładowanymi całą
masą papierów, niesionych na rękach. Znudzonym gestem wybrała najwyższe piętro,
po czym skrzyżowała ręce na wysokości klatki piersiowej. Uniosła wzrok,
spoglądając na kamerę monitoringu, umieszczoną w rogu klaustrofobicznego
pomieszczenia. Wzdrygnęła się lekko, czując nieprzyjemny dreszcz, rozchodzący
się wzdłuż wyprostowanego kręgosłupa. Nienawidziła być obserwowana. Szczególnie
w pomieszczeniach, które można było bez problemu zatrzymać, zamknąć i odciąć
drogę ucieczki. Z trudem powstrzymała się od cichego westchnienia ulgi, kiedy w
jej uszach zabrzęczał nieprzyjemny dźwięk dzwonka, oznajmiającego przybycie
windy na miejsce.
Od
razu wysiadła z niej i rozejrzała na obie strony. Ruszyła prostym korytarzem,
kończącym się szklanymi drzwiami. Amanda zignorowała myśl, która podpowiadała
jej, że przez przypadek znalazła się w kruchym pałacu, wzniesionym jedynie z
przezroczystego, kruchego materiału, w który wystarczyło jedynie odpowiednio
uderzyć, żeby posypał się jak domek z kart. To było kłamstwo. Budynek na pewno
nie był pałacem. Był piekłem, gdzie spełniały się i jednocześnie rozpadały
wszystkie ludzkie marzenia.
Zapukała
cicho, dzięki czemu dość wysoki mężczyzna z lekką nadwagą i łysiną, zaczynającą
pojawiać się na czubku głowy, podniósł na nią spojrzenie swoich ciemnych oczu.
Tak jak każdy, miał na sobie czarny garnitur, jednak na marynarce brakowało
metalowej zawieszki z imieniem i nazwiskiem oraz zajmowanym stanowiskiem.
Znajdował się ona natomiast na mahoniowym biurku z ekranem komputera, gdzieś
pomiędzy rozrzuconymi papierami i przyborami biurowymi. Mężczyzna skinął lekko
głową, zezwalając tym samym Amandzie na wejście do środka.
Pchnęła
dwustronne drzwi, po czym wolnym krokiem podeszła do skórzanego, czarnego
krzesła, siadając na nim z wrodzoną gracją. Założyła nogę na nogę, układając
torebkę zaraz przy nogach, po czym zarzuciła włosami, przekładając je przez
jedno ramię, aby odsłonić długą szyję.
-- W czym mogę pani pomóc? - odezwał
się niskim głosem, odkładając czarny, drogi długopis na dokumenty, które
jeszcze kilkadziesiąt sekund temu wypełniał. Zmierzył ciemnowłosą uważnym
spojrzeniem, zatrzymując je na dłużej na jej dłoniach, których palce splotła ze
sobą i ułożyła na kolanie. - Panno... - urwał, specjalnie czekając na jej
odpowiedź.
-- Rosalie Gray - powiedziała od razu,
uśmiechając się do niego. Skinęła lekko głową, po czym uniosła jedną rękę i palcem
wskazującym podsunęła do góry okulary, które zsunęły się z kobiecie z nosa pod
wpływem gwałtownego ruchu. Specjalnie założyła je, a pod nie soczewki. Mogła
pomagać Malikowi, ale nie zamierzała stracić swojej anonimowości. Była
rozpoznawalna jedynie tam, gdzie tego potrzebowała. Środowisko policyjne
zdecydowanie nie zaliczało się do tych miejsc. - Jestem dziennikarką. Niedawno
umawiałam się z pana sekretarką. Mam przeprowadzić z panem wywiad na temat
sukcesu banku, prowadzonego przez pana - dodała, przechylając lekko głowę,
przez co mięśnie na odsłoniętej szyi napięły się, uwydatniając cienką żyłkę,
widoczną spod lekko opalonej skóry.
-- Tak, już sobie przypominam - w
zamyśleniu pokiwał głową. Amanda spuściła na chwilę wzrok na tabliczkę z
nazwiskiem, odczytując je w myślach. Hugues
Jambon. - Jacqueline wspominała mi dzisiaj rano, że się pani pojawi -
skłamał gładko. Tak naprawdę nawet nie zadzwoniła, żeby poinformować o swojej
wizycie. Po pierwsze wiedziała, że nikt nie zgodziłby się na wywiad, a po
drugie wolałaby, aby sekretarka nie sprawdzała jej wiarygodności, dzwoniąc do
redakcji gazetki, w której rzekomo miała pracować. - Ale zanim przejdziemy do
konkretów, może miałaby pani ochotę na kawę, panno Gray - uśmiechnęła się
lekko, po czym skinęła lekko głową. Spodobała mu się, na całe szczęście.
Właśnie tego oczekiwała. Tak najłatwiej było odwrócić jego uwagę od
zamieszania, które miało już za kilka minut zapanować w całym budynku.
-- Z wielką przyjemnością. Prosiłabym
dużą Latte, jeżeli można - obserwowała, jak mężczyzna naciska guzik interkomu,
łączącego go najprawdopodobniej z biurem jego sekretarki, a później każe jej
przygotować dwie kawy szorstkim głosem.
-- Czy mógłbym prosić, żebyśmy
przeszli sobie na ty? Tak łatwiej mi rozmawiać z uroczymi paniami - rzucił
Jambon, wyciągając w jej kierunku dłoń, którą ona bez chwili zawahania ujęła.
Zdusiła w sobie chęć wywrócenia oczami, kiedy dyrektor podniósł się z
obrotowego krzesła, pochylił się nad biurkiem i dotknął delikatnie ustami
kostek u dłoni Blake. - Hugues.
-- Rosalie - odpowiedziała gładko, a
kiedy mogła już swobodnie zabrać swoją dłoń, wsunęła kilka kosmyków włosów za
ucho. Poprawiła się na siedzeniu, tak żeby było jak najwygodniej. Wiedziała, że
czeka ją długa rozmowa, pełna flirtu ze strony mężczyzny, na który musiała
odpowiadać tym samym. Zupełnie jej się to nie podobała. Jedynym facetem, z
którym chciała tak rozmawiać był Liam. Żaden więcej.
~*~
Liam
przeglądał znudzonym spojrzeniem ostatnie wiadomości na swoim telefonie. Co
chwilę spoglądał przez przednią szybę samochodu, upewniając się jak bardzo
zaszło już słońce. Nie mógł się doczekać wieczoru, kiedy to będą mogli załatwić
wszystko, co mają do załatwienia i zmyć się do Nowego Yorku. Spojrzał w
lusterko wsteczne, spoglądając na Nialla, który opierając głowę za zagłówek,
pochrapywał cicho na tylnych siedzeniach. Zaśmiał się cicho, odpalając silnik
samochodu. Ruszył do przodu, od razu hamując gwałtownie. Blondyn natychmiast
wyprostował się, szarpnięty przez pojazd. Chwilę zajęło mu dojście do tego, co
tak naprawdę stało się przed chwilą. Kiedy w końcu zrozumiał, zmarszczył mocno
brwi, po czym uderzył przyjaciela w tył głowy.
-- Pokurwiło cię, Payne? - warknął,
stukając się wskazującym placem prosto w środek czoła. - Jeżeli chciałeś czegoś
konkretnego, to mogłeś mnie obudzić jak człowieka popaprańcu - Horan z powrotem
przechylił głowę do tyłu, przymykając oczy. Nie miał jednak zamiaru usypiać z
powrotem. Wolał zaoszczędzić sobie niewybrednych żartów ze strony Liama.
-- Chciałem cię poinformować, że już
niedużo czasu zostało do naszego wkroczenia, a co za tym idzie ty raczej nie
powinieneś spać. Potrzebuję cię trzeźwego, nie wyglądającego jakbyś chciał a
nie mógł - mężczyzna wzruszył ramionami, po czym przeczesał włosy palcami,
odgarniając je do tyłu.
-- No dobra, ale następnym razem nie
skończy się to dla ciebie dobrze - blondyn skrzyżował ręce, układając je za
głową. - Tak, dalej jestem obrażony za to, że spędziłem noc w samochodzie -
powiedział, kiedy Payne otworzył usta, aby się odezwać. Zaśmiał się cicho,
kręcąc z rozbawieniem głową. Między innymi za to uwielbiał Nialla. W jednym
momencie mógł być szczęśliwym dzieckiem, a w następnej zachowywał się jak
rozwydrzony nastolatek, dla którego świat zbuntował się przeciwko niemu, chcąc
za wszelką cenę zrobić mu na złość.
Li
nic nie odpowiedział. Otworzył drzwi samochodu, wydobywając ze schowka paczkę
papierosów. Podsunął ją jasnowłosemu, ale ten odmówił, kręcąc przecząco głową.
Mężczyzna wzruszył obojętnie ramionami, biorąc sobie jednego; odpalił go od
razu, zaciągając się dymem.
-- Spalę i idziemy - mruknął cicho,
odkładając tekturowe pudełko z powrotem na swoje miejsce. Chociaż przyjaciel
nie zareagował w żaden sposób, Liam wiedział doskonale, że zrozumiał jego
słowa. Nawet Horan nie był w stanie powstrzymać lekkiego dreszczu, który
przebiegł po jego skórze, najprawdopodobniej powodując gęsią skórkę pod
ubraniami.
~*~
Louis
zjechał na leśną drogę, ignorując protesty dealera samochodowego, który miał
pilnować go podczas jazdy próbnej Lamborghini Urusem. Denise siedziała na
tylnych siedzeniach, czujnym wzrokiem obserwując to, co działo się z przodu. Otworzyła
nieznacznie szerzej oczy, kiedy mężczyzna zacisnął dłoń na bicepsie jej
chłopaka, powodując że wszystkie jego mięśnie napięły się mocno, a dłonie
zacisnęły na kierownicy. Tomlinson odczekał chwilę, chcąc najprawdopodobniej
dać czas n zrozumienie czarnowłosemu, że popełnił duży błąd, jednak ten w
dalszym ciągu, z uporem maniaka, szarpał jego rękę. Lou warknął zdenerwowany,
wyszarpując się z jego uścisku, po czym z całej siły uderzył go pięścią w
twarz, powodując natychmiastowy krwotok ze złamanego nosa. Blake wzdrygnęła
się, jednak nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Sama chciała pójść z
chłopakiem, więc musiała się liczyć z tym, że będzie świadkiem czegoś
podobnego.
Tommo
zatrzymał się w końcu i wysiadł z samochodu, zabierając ze sobą kluczyki.
Otworzył przednie drzwi od strony pasażera, przez co mężczyzna wysunął się z
niego, cały czas daremnie starając się zatamować szkarłatną ciecz, wypływającą
z obu przegród. Dziewczyna zacisnęła mocno oczy, starając się w myślach
zagłuszyć nuceniem przypadkowej piosenki dźwięk wystrzału pistoletu.
Powoli
otworzyła powieki, spoglądając na szatyna, który rozglądając się dookoła,
schował broń z powrotem za pasek spodni. Podniósł zmartwiony wzrok na Denise i
usiadł obok niej. Oboje siedzieli przez chwilę, nie odzywając się do siebie
słowem. W końcu, nie mogąc wytrzymać napięcia i niepewności, Louis dotknął jej
uda. Młodsza z sióstr bez zawahania splotła ich palce razem, zaciskając
delikatnie dłoń na jego.
-- Już wracamy do domu księżniczko,
nie musisz sie niczym przejmować - pokrzepiony gestem swojej dziewczyny
przyciągnął ją do siebie, sadzając na swoich kolanach i przytulił do siebie,
pocierając jej plecy w uspokajającym geście. - To wszystko to już prawie
koniec, damy radę.
~*~
Liam
wysiadł z samochodu, blokując go za pomocą zamka centralnego, kiedy tylko przyjaciel
stanął obok niego. Naciągnął na głowę kominiarkę i skinął lekko do Nialla,
szybkim krokiem ruszając do przeszklonego budynku banku, w którym nie było
nikogo oprócz kilku ochroniarzy i dyrektora, którym cały czas zajmowała się
Amanda, podająca się za dziennikarkę. Payne miał tylko cichą nadzieję, że ten
stary kretyn nie zrobił jej żadnej krzywdy. W innym przypadku jego śmierć
zamiast szybkiej mogłaby być długa, powolna i bardzo bolesna.
Odczekał
chwilę, kiedy Horan wszedł do środka, usuwając z ich drogi strażnika, zanim
zdążył powiadomić kogokolwiek więcej o niebezpieczeństwie, które stwarzali
swoją obecnością. Po chwili, upewniając się, że nikt więcej nie stanie im na
razie na drodze, ruszyli wolnym krokiem przed siebie, stawiając ostrożne kroki,
aby narobić jak najmniej hałasu.
Weszli
na piętro, które ich interesowało, po czym skierowali swoje kroki do pokoju, w
którym znajdowały się wszystkie dane banku. Liam natychmiast usiadł przy
komputerze, zostawiając Nialla przy drzwiach, aby czatował, ostrzegając go
przed każdym niebezpieczeństwem. Sam natomiast w przeciągu kilku najbliższych
minut złamał hasło dostępu, szukając interesującego go miejsca na dysku, z
którego mógł przesłać wszystkie pieniądze na konto Malika. Rozsiadł się na
fotelu, obserwując uważnym wzrokiem monitor, aby cały czas mieć pewność, że
wszystko idzie tak, jak powinno.
Kilkanaście
minut później, kiedy na ekranie pojawił się komunikat, że przelew zakończył się
pomyślnie, Liam uśmiechnął się do siebie szeroko. Wyjął z wewnętrznej kieszeni
kurtki niewielki śrubokręt i uklęknął przy komputerze, zwinnie odkręcając
wszystkie jego śrubki. Musiał zabrać ze sobą dysk twardy komputera, aby policja
nie była w stanie zidentyfikować numeru konta bankowego, na który zostały
przelane miliony.
Gdy
skończył, schował część pod kurtką i zasunął ją pod samą szyję, po czym
podniósł się z podłogi. Skinął do Horana, informując go tym samym, że mogą już
się zbierać. Oboje, tak szybko jak weszli, zaczęli wycofywać się z budynku.
Cieszyli się, że wszystko poszło sprawnie i łatwo do momentu, w którym znaleźli
się na parterze. Payne zaklął szpetnie pod nosem, dziękując w duchu za to, że
zrobił to na tyle cicho, że nie usłyszał go nawet stojący przed nim przyjaciel.
Przycisnął mocniej dysk do klatki piersiowej, spoglądając na kilku strażników,
zajmujących się ciałem tego, którego sprzątnął Niall.
-- Zadzwoniłem już po policję -
oznajmił jeden z nich. Dość niski, szczupły, dobrze zbudowany i z ciemnymi
włosami. Jego głos był szorstki i nieprzyjemny. - Powiedzieli, że zaraz będą, a
my tymczasem musimy znaleźć tego, który zabił Stivena.
Odgłos
kroków, rozniósł się po parterze, kiedy sześciu strażników ruszyło do patrolowania
korytarzy - każdy innego piętra. Blondyn uniósł dłoń, pokazując przyjacielowi,
że ma stać w miejscu. Odczekał chwilę, wyjmując w między czasie kawałek
materiału z kieszeni spodni, od razu nawijając go sobie na prawą dłoń. Kiedy
tylko strażnik, mający rozejrzeć się po najniższej kondygnacji podszedł do
nich, Niall doskoczył do niego i wsadził mu dłoń owiniętą materiałem do ust,
zagłuszając tym krzyk mężczyzny. Jednym, płynnym ruchem szarpnął jego głowę,
łamiąc mu przy tym bez najmniejszego problemu kark. Odsunął się od niego,
pozwalając aby jego ciało swobodnie opadło na marmurową podłogę.
Liam
zerknął przelotnie na strażnika. Był on wysokim mężczyzną w podeszłym wieku, na
co wskazywały liczne zmarszczki pokrywające jego twarzy oraz siwe włosy na
głowie. Ominęli go i wyszli z budynku, podbiegając do samochodu, którym tu
przyjechali. Li natychmiast otworzył drzwi, zdejmując z twarzy kominiarkę.
Niall w między czasie podniósł klapę bagażnika i rozsunął sportową torbę, w
której mieli normalne ubrania. Jasnowłosy rozejrzał się dookoła dla upewnienia,
że nikt nie postanowił wybrać się na nocny spacer, po czym od razu zaczął się
przebierać. Payne, po wrzuceniu twardego dysku do torby, poszedł w ślady
przyjaciela.
~*~
-- To teraz ostatnie pytanie -
stwierdziła znudzona Amanda, stukając długopisem o kołowy notatnik, który
wzięła ze sobą, aby stworzyć jak najwięcej pozorów tego, że faktycznie
pracowała dla brukowca, którego interesował wywiad z nudnym przedsiębiorcą,
który właśnie był okradany z całego swojego majątku. Otworzyła usta, żeby się
odezwać, kiedy do pokoju wpadł zdyszany ochroniarz.
-- Przepraszam, że przeszkadzam, ale
ktoś włamał się tutaj. Znaleźliśmy martwego strażnika przy wejściu. Musimy
wyprowadzić pana jak najszybciej z budynku - urwał, patrząc niepewnie na szefa.
Amanda zrobiła szybko przestraszoną minę, zasłaniając usta dłonią. Klęła w
myślach na wszystko na czym tylko świat stoi za to, że nie zawinęła się stąd
wcześniej. Uniknęła by dalszego towarzystwa napalonego zboczeńca, jakim zdecydowanie
był Jambon.
-- Nie przejmuj się, Rose, zraz nas stąd
zabiorą - syknął Hugues, podnosząc się z biurka. Zgarnął kilka rzeczy do swojej
aktówki, w czasie kiedy Blake zapakowała wszystkie swoje przedmioty do torebki.
Szybkim krokiem wyszła z pomieszczenia za mężczyznami, przez cały czas
trzymając się kilka kroków za nimi.
Po
drodze do wyjścia rozpuściła włosy, zasłaniając nimi twarz, aby uchronić się
przed kamerami, rozwieszonymi praktycznie w każdym kącie przemierzanego przez
nich korytarza. Wsunęła dłonie do kieszeni spodni, zakręcając gwałtownie w
jeden z korytarzy. Zdjęła szpilki i najszybciej jak mogła pobiegła do
oznaczonych drzwi, za którymi znajdowały się schody ewakuacyjne. Wiedziała, że
musiała dostać się jak najszybciej do samochodu chłopaków, żeby zdążyli się oni
oddalić stąd zanim przyjedzie policja. Funkcjonariusze na pewno rozpoznaliby
ich obojga bez najmniejszych problemów.
Ciemnowłosa
zbiegła po schodach, w połowie drogi czując, jak niemiłosiernie zaczynają piec
ją płuca. Pomimo świetnej kondycji nie był przyzwyczajona do aż tak długich
biegów. Zazwyczaj wystarczyło tylko kilkadziesiąt metrów, nie więcej, a wtedy
czuła się, jakby uczestniczyła w jakimś maratonie.
Zwolniła
dopiero, kiedy zauważyła, że jest już na parterze. Nacisnęła klamkę, otwierając
wyście ewakuacyjne i rozglądając się uważnie dookoła wyszła na zewnątrz,
zaciągając się paryskim powietrzem. Potruchtała do chodnika, gdzie założyła
szpilki i jakgdyby nigdy nic, chociaż dość szybkim krokiem poszła do miejsca,
gdzie ostatni raz widziała się ze swoimi wspólnikami.
~*~
Liam
siedział za kierownicą, uderzając nerwowo palcami w kierownicę. Cały czas
starał się ignorować idiotyczne zaczepki przyjaciela, który z rozbawieniem
obserwując zdenerwowanie Payne'a twierdził, że Amanda może się z pewnych
przyczyn dużo spóźnić, albo w ogóle nie wrócić, skoro na wyciągnięcie ręki
miała miliardera. Mężczyznę od rzuceni się na blondyna powstrzymywał tylko
fakt, że przedsiębiorca nie był już tak bogaty, jak jeszcze kilka minut
wcześniej.
Uśmiechnął
się szeroko z ulgą, kiedy zobaczył czarnowłosą, biegnącą do nich w swoich
wysokich szpilkach. Otworzył drzwi, żeby mogła bez problemu wsiąść do środka, a
kiedy wejście zamknęło się za nią z cichym trzaskiem odpalił samochód i ruszył
w kierunku granicy. Amanda popatrzyła na niego zdziwiona, zauważając od razu,
że skierował się w zupełnie przeciwną stronę niż do hotelu.
-- Louis z twoją siostrą ukradli
samochód i zabrali nasze rzeczy, zostawiając ci tylko coś do przebrania -
wytłumaczył szybko blondyn, rzucając jej na nogi foliową torebkę, wypchaną
ubraniami. Blake popatrzyła na nie z
zawahaniem. Horan przewrócił zirytowany oczami. - Nie martw się, idę spać.
Możecie mnie obudzić, jak już będziemy w Ameryce.
~*~
Bum szakalaka. Mogłabym teraz napisać, że to koniec opowiadania B)
No, ale to nie koniec, więc nie bać żaby, jeszcze się trochę ze mną pomęczycie.
No, chyba że pisanie rozdziałów dalej będzie takie szybkie. W takim wypadku jesteśmy już bliżej niż dalej.
Idę teraz spać, kolorowych dzieci drogie
Evansik xx
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz