"W życiu nie ma rozwiązań. Jest tylko działanie sił. Te siły trzeba umieć stworzyć, a rozwiązanie przyjdzie samo."
~ Antoine de Saint-Exupery
Noc.
Blada poświata księżyca, która na co dzień oświetlała spowite mrokiem,
berlińskie ulice, tamtej nocy ginęła w świetle samochodów policyjnych, wozów
strażackich i karetek pogotowia oraz przymocowanych na ich dachach kogutów.
Rytm dnia berlińczyków został zakłócony przez dość nietypowy napad na bank,
zorganizowany przez jednego z najlepszych w swoim fachu gangsterów. A bezbronna
policja mogła jedynie obserwować i łudzić się, że któryś z funkcjonariuszy
wpadnie w końcu na pomysł planu działania, dzięki któremu będą mogli przerwać
tę całą chorą szopkę i sprowadzić ewakuowanych mieszkańców okolicznych bloków
mieszkalnych z powrotem do ich lokali.
Większość,
szczególnie tych rozsądnych, przestępców chciała zachować swoje działania oraz
ich skutki możliwie jak najdłużej w tajemnicy. W ten sposób dawali sobie czas
na ewentualną ucieczkę lub ukrycie się ze swoim łupem przed policją do momentu,
w którym dane im będzie w miarę spokojnie wyjść z powrotem na ulicę i powrócić
do rutyny, rządzącej ich życiem.
Jednak
o Maliku można było powiedzieć wiele, lecz nie to, że był rozsądny. Nikt
również nie podjął się zadania przypisania mu utartego planu działania. Zawsze
napadał inaczej. Niekiedy nikt nie dowiadywał się o tym przez długi czas, a
innym razem - dokładnie tak jak miało to miejsce w Berlinie - całe miasto
szykowało się na jego atak kilka dni. Zayn zdecydowanie był człowiekiem, który
uwielbiał zwodzić ludzi i prowadzić ich tak, żeby za każdym razem tańczyli do
muzyki, którą on im zagra. Był dyrygentem zbrodni, który miał pod sobą
orkiestrę rzetelnie dobranych ludzi; odpowiednich w stu procentach do zadań,
jakie im rozdzielał.
Cassandra
westchnęła cicho, zdając sobie sprawę z tego, że Malik był dla nich
wszystkich za mądry. Nie ważne -
działających razem, w grupie, czy osobno, jako samodzielni specjaliści. Aby go
pokonać trzeba by było najpierw go zrozumieć, a to równało się niemalże z
cudem. Nawet ona, która śledziła go i obserwowała każde jego działanie kilka
dobrych lat, nie potrafiła nakreślić dość dokładnego portretu jego umysłu i
psychiki, pozwalającego pokrzyżować mu dopięte na ostatni guzik plany
działania.
Kobieta
pochyliła się do przodu, opierając łokcie o swoje kolana. Do Willson również
można było przypisać wiele cech charakteru, jednak najważniejszą była ta, która
nie pozwalała jej biernie uczestniczyć we wszystkich akcjach, jakich mogła być
świadkiem. Musiała po cichu znaleźć się w centrum zainteresowania, by później
uderzyć i postawić n swoim, zamykając kolejnych przestępców za kratami.
Nieustępliwość
zdecydowanie była jedną z wielu cech, która upodabniała ją do Malika. Chociaż
nigdy nie miałaby odwagi przyznać tego nawet przed samą sobą. Dla tej kobiety
świat był czarno biały, a ludzie zaliczali się do dobrych lub złych. Nie
istniało nic pomiędzy. Godząc się na porównywanie do gangstera stawała się
jednym z nich, a to było zniewagą, mocno godzącą w jej osobę.
Spojrzała
pustym wzrokiem na plecy Fernandeza, stojącego kilkanaście metrów przed nią.
Zaczesała włosy palcami do tyłu, zastanawiając się przez chwilę. Może te lata,
spędzone na obserwowaniu Malika wcale nie musiały pójść na marne. Musiała się
tylko chwilę zastanowić i na pewno wymyśliłby jakiś plan działania.
Wystarczyłoby, żeby porozmawiała z kilkorgiem ludzi, którzy wiedzą o tym
wszystkim więcej niż ona. Na pewno udałoby się jej jakość poskładać całą tę
wiedzę, uporządkować ją odpowiednio i w połączeniu z doświadczeniem sprzed
dwóch lat doprowadzić tę beznadziejną sytuację do końca.
Zeskoczyła
z maski samochodu i pełna nadziei, że jednak będzie mogła pomóc przynajmniej
uratować niewinnych ludzi, podeszła do swojego przełożonego, stając zaraz obok
niego. Złączyła dłonie na plecach, splatając ze sobą swoje palce. Przez chwilę
stała w zupełnej ciszy, chcąc uporządkować wszystkie myśli, aby mowa, którą
miała wygłosić za chwilę była odpowiednio przekonywująca. Otworzyła w końcu
usta, jednak nie dane jej było wypowiedzieć nawet jednego słowa.
-- Nie - mruknął twardo inspektor.
Kobieta zamknęła oczy. Wiedziała jak wiele ryzykuje, w końcu jej kariera
zawodowa wisiała na włosku. Jednak postanowiła nie poddawać się tak łatwo. To
byłoby zupełnie nie w jej stylu. - Przestań myśleć, Cassandra - dodał szybko
Marc, odwracając wzrok na nią. Żałowała, że na jego twarzy widnieje maska
sztucznego opanowania, która zawsze zwiastowała u niego złość i nie pozwalała
na odczytanie jakichkolwiek innych emocji, krążących po umyśle policjanta. -
Dobrze ci radzę, jeżeli nie chcesz wylądować w hotelu z odpowiednią ochroną, to
wracaj do radiowozu i obserwuj - po czym odszedł, nie chcąc słyszeć od niej ani
słowa sprzeciwu.
Cass
zacisnęła mocno dłonie w pięści, wbijając sobie paznokcie w ich wewnętrzną
stronę. Była na siebie wściekła. Wiedziała, że jest winna temu, jak teraz ją
traktują. Ten jeden raz przeholowała za bardzo i doprowadziła do wielu
nieprzyjemności, za które później musiała zapłacić wysoką cenę.
Odwróciła
się na pięcie i krzyżując ręce na piersiach wróciła na maskę samochodu, aby
dalej bić się ze swoimi myślami.
~*~
Każda
przyjaźń, w większym lub mniejszym stopniu, pozostawia na umyśle człowieka
jakieś piętno. O niektórych z nich zapomina sie zaledwie po kilku miesiącach od
ich zakończenia. Następuje to w sposób wręcz naturalny - przyjaciele oddalają
się od siebie, aż w końcu oboje zapominają o sobie i tylko w szczególnych
przypadkach dochodzi jeszcze do jakichkolwiek rozmów. Jednak są i takie
przyjaźnie, które pomimo oddalenia się od siebie dwójki ludzi, trwają nadal.
Harry
odetchnął cicho, odwracając wzrok od monitorów, które ukazywały obraz z kamer
monitoringu i jednocześnie jednego źródła światła w pomieszczeniu dla ochrony.
Nie musiał zbytnio uważać. Był z nim jeszcze jeden człowiek z gangu Malika.
Skupił się na swoim laptopie, który jako tapetę główną miał ustawione zdjęcie
szeroko uśmiechniętej, jasnowłosej dziewczyny, trzymającej dłonie na swoim
lekko zaokrąglonym, ciężarnym brzuchu. Uśmiechnął się do siebie lekko na samo
wspomnienie jej osoby. Była aniołem, dzięki któremu udało mu się w końcu wyjść
na prostą; uzyskał od niej pomoc w momencie, w którym powoli zaczynał tracić
nadzieję na to, że jego życie ma szansę jeszcze jakoś się ułożyć. Kochał ją
całym sobą.
Zamknął
oczy. Zastanawiał się czy na pewno warto stracić teraz wszystko. Owszem, miał
Malika dalej za swojego przyjaciela, ale wiedział również, co oznacza powrót do
niego. Dobrowolnie zrezygnowałby z wolności, o którą walczył przecież kilka
ładnych lat. Miał cudowną dziewczynę i zdrowego syna w drodze. Na brak
pieniędzy również nie mógł narzekać. Posiadał już wszystko, czego potrzebował
do pełni szczęścia. Musiał jedynie o to zadbać.
Popatrzył
z powrotem na ekrany monitoringu. Wiedział już, jaką chce podjąć decyzję; w
którą stronę pójść. Wstał od biurka, dostrzegając jak Malik ledwo zauważalnie
mrugnął do jednej z kamer okiem. Rzucił za sobą tylko, że musi do łazienki i
wyszedł na korytarz. Od razu skierował swoje kroki do jednego z bocznych wyjść.
Wiedział, że wychodząc trafi prosto w ręce policji. I chociaż nie miał jeszcze
ułożonego planu, to właśnie o to mu chodziło.
~*~
Wbrew
pozorom żaden z napadów, zorganizowanych przez Malika nie był łatwy. Już na
samym początku, kiedy to dobierał sobie ludzi do współpracy musiał robić to na
tyle umiejętnie, aby jego przyszli współpracownicy byli zarówno inteligentni,
ale i żeby mógł rozpracowywać na bieżąco to, co mają zamiar zrobić. Nie mógł
pozwolić sobie, aby którakolwiek z części planu działania czy ewentualnych
wyjść, poszła nie tak jak trzeba. Wszystkiego musiał dopilnować, a odpowiednie
zapinanie przysłowiowego guzika leżało w jego interesie.
Zayn
uśmiechnął się do siebie, pakując do sportowej torby jedne z ostatnich banknotów.
Jedna część wisiała już na jego ramieniu. Po chwili zasunął suwak i zadowolony
z siebie podniósł wzrok, od razu zamierając. Na jego twarzy pojawiła się
kamienna maska, kiedy okazało się, że Jenkins mierzy pistoletem prosto między
jego oczy. Uniósł ręce, układając sobie dłonie na karku.
-- Oddawaj pieniądze, Malik. Albo cię
zabiję - powiedział twardo były policjant. Mulat rozejrzał się uważne po
pomieszczeniu. Ludzie, którzy weszli z nimi do skarbca również mierzyli w niego
swoją bronią. - Niczego nie próbuj. Jesteś inteligentny, dobrze wiesz, że nie
msz z nami żadnych szans.
-- Widzę, że ktoś tutaj postanowił się
zbuntować - zaśmiał się głośno czarnowłosy, nie przestając rozglądać się po
ludziach, którzy samodzielnie wydali na siebie wyrok śmierci. - Nic mi nie
zrobisz. Jeżeli ty jesteś choć trochę inteligentny, Jenkins, to powinieneś
domyślić się, że nie dam się tak łatwo podejść. Jeżeli chcesz wydostać się z
banku i uciec przed policją, unikając tym samym ponownego zamknięcia, to musisz
zdać się na mnie. Nie masz żadnego planu działania, bo nie zdradziłem ci nawet
jego początkowej części - Malik uśmiechnął się do siebie półgębkiem,
opuszczając wzrok. Słyszał ciche pomruki, które wypełniły pomieszczenie. Szala
zwycięstwa, nawet przez chwilę nie wzruszona małym buntem, będącym zaledwie
niedogodnością, tkwiła po jego stronie.
Zayn
mrugnął do kamery, wykorzystując to, że dookoła zapanował chaos. Nie musiał
długo czekać na reakcję, spowodowaną jego znakiem. Światła zgasły, a on w
ostatnim momencie zrobił kilka kroków do tyłu, wpadając w sporych rozmiarów
dziurę w podłodze. Usłyszał wystrzały z karabinów, najprawdopodobniej
przeznaczone właśnie dla niego, które prawie natychmiast zostały zagłuszone
przez zamkniętą zapadnię, dzięki której mógł uciec.
Jedyne,
co mu pozostało to wydostać się z banku i uciec. Miał tylko nadzieję, że Styles
nie zawalił swojej części zadania. W końcu już dawno nie miał okazji do
uczestniczenia w napadzie. Mógł zapomnieć jak dobry w tym był.
~*~
Cassie
poderwała się z miejsca, kiedy zauważyła wysoką postać, wychodzącą przez jedno
z bocznych wyjść. Nikt inny oprócz niej nie dostrzegł mężczyzny. Korzystając z
tego i nie zwracając uwagi na konsekwencje, podbiegła do niego, natychmiast
przygwożdżając go do asfaltu. Nie mogła ryzykować. Kojarzyła go skądś, a to nie
mogło oznaczać nic dobrego.
-- Cassie, złaź z niego natychmiast! -
usłyszała za sobą zdenerwowany głos przyjaciela, który w następnym momencie
złapał ją za ramiona i przyciągnął do siebie, unieruchamiając. Krzyknęła
głośno, nie spodziewając się tego. - Willson ty wariatko, przecież to równie
dobrze może być ofiara Malika, nie koniecznie ktoś z gangu! Popatrz n niego,
wygląda jak po ciężkiej walce! - kobieta spuściła wzrok na lekko
przestraszonego mężczyznę, którego chwilę wcześniej zaatakowała. To, że strużka
krwi płynęła mu po brodzie z rozciętej wargi, a na policzku powoli zaczynał tworzyć
się duży siniak jeszcze nic nie znaczyło. Zbyt wiele widziała, aby od razu
uwierzyć w to co widzi.
-- Malik! - zaczął od razu rzekomo
poszkodowany. - On jest w środku! Zmusił nas, żebyśmy pomogli mu włamać się do
bazy ochrony i wpuścili do skarbca! Kiedy wychodziłem jeszcze tam był! -
brązowowłosy zaczął wyrzucać z siebie pojedyncze zdania. Cassandra poczuła jak
Samuel powoli zwalnia uścisk, zauważając że jego przyjaciółka zaczyna uspokajać
się.
Jednak
wcale tak nie było. Ona po prostu zrozumiała, kto klęczy przed nią. I na pewno
nie była to żadna ofiara działań Zayna. To był jego przyjaciel. Harry Styles.
Jedyny, który od niego odszedł i któremu udało się ukryć przed policją. Do tego
momentu. Ona wiedziała i zamierzała to odpowiednio wykorzystać.
~*~
Koło 2 - 3 rozdziałów do końca.
Dobranoc, Evansik xx
Rozdział niesamowity!!!!
OdpowiedzUsuńTo co piszesz jest mega wciągające!!!
Czekam z niecierpliwością na next'a!!!
Claudia xxx.
��������
������
OdpowiedzUsuńKiedy dodasz nowy rozdzial???
OdpowiedzUsuńZaraz
Usuń