21 maja 2016

[18] Chapter Eighteenth (Second Season)

"W życiu nie ma rozwiązań. Jest tylko działanie sił. Te siły trzeba umieć stworzyć, a rozwiązanie przyjdzie samo."
~ Antoine de Saint-Exupery
         Noc. Blada poświata księżyca, która na co dzień oświetlała spowite mrokiem, berlińskie ulice, tamtej nocy ginęła w świetle samochodów policyjnych, wozów strażackich i karetek pogotowia oraz przymocowanych na ich dachach kogutów. Rytm dnia berlińczyków został zakłócony przez dość nietypowy napad na bank, zorganizowany przez jednego z najlepszych w swoim fachu gangsterów. A bezbronna policja mogła jedynie obserwować i łudzić się, że któryś z funkcjonariuszy wpadnie w końcu na pomysł planu działania, dzięki któremu będą mogli przerwać tę całą chorą szopkę i sprowadzić ewakuowanych mieszkańców okolicznych bloków mieszkalnych z powrotem do ich lokali.

         Większość, szczególnie tych rozsądnych, przestępców chciała zachować swoje działania oraz ich skutki możliwie jak najdłużej w tajemnicy. W ten sposób dawali sobie czas na ewentualną ucieczkę lub ukrycie się ze swoim łupem przed policją do momentu, w którym dane im będzie w miarę spokojnie wyjść z powrotem na ulicę i powrócić do rutyny, rządzącej ich życiem.

         Jednak o Maliku można było powiedzieć wiele, lecz nie to, że był rozsądny. Nikt również nie podjął się zadania przypisania mu utartego planu działania. Zawsze napadał inaczej. Niekiedy nikt nie dowiadywał się o tym przez długi czas, a innym razem - dokładnie tak jak miało to miejsce w Berlinie - całe miasto szykowało się na jego atak kilka dni. Zayn zdecydowanie był człowiekiem, który uwielbiał zwodzić ludzi i prowadzić ich tak, żeby za każdym razem tańczyli do muzyki, którą on im zagra. Był dyrygentem zbrodni, który miał pod sobą orkiestrę rzetelnie dobranych ludzi; odpowiednich w stu procentach do zadań, jakie im rozdzielał.

         Cassandra westchnęła cicho, zdając sobie sprawę z tego, że Malik był dla nich wszystkich  za mądry. Nie ważne - działających razem, w grupie, czy osobno, jako samodzielni specjaliści. Aby go pokonać trzeba by było najpierw go zrozumieć, a to równało się niemalże z cudem. Nawet ona, która śledziła go i obserwowała każde jego działanie kilka dobrych lat, nie potrafiła nakreślić dość dokładnego portretu jego umysłu i psychiki, pozwalającego pokrzyżować mu dopięte na ostatni guzik plany działania.

         Kobieta pochyliła się do przodu, opierając łokcie o swoje kolana. Do Willson również można było przypisać wiele cech charakteru, jednak najważniejszą była ta, która nie pozwalała jej biernie uczestniczyć we wszystkich akcjach, jakich mogła być świadkiem. Musiała po cichu znaleźć się w centrum zainteresowania, by później uderzyć i postawić n swoim, zamykając kolejnych przestępców za kratami.

         Nieustępliwość zdecydowanie była jedną z wielu cech, która upodabniała ją do Malika. Chociaż nigdy nie miałaby odwagi przyznać tego nawet przed samą sobą. Dla tej kobiety świat był czarno biały, a ludzie zaliczali się do dobrych lub złych. Nie istniało nic pomiędzy. Godząc się na porównywanie do gangstera stawała się jednym z nich, a to było zniewagą, mocno godzącą w jej osobę.

         Spojrzała pustym wzrokiem na plecy Fernandeza, stojącego kilkanaście metrów przed nią. Zaczesała włosy palcami do tyłu, zastanawiając się przez chwilę. Może te lata, spędzone na obserwowaniu Malika wcale nie musiały pójść na marne. Musiała się tylko chwilę zastanowić i na pewno wymyśliłby jakiś plan działania. Wystarczyłoby, żeby porozmawiała z kilkorgiem ludzi, którzy wiedzą o tym wszystkim więcej niż ona. Na pewno udałoby się jej jakość poskładać całą tę wiedzę, uporządkować ją odpowiednio i w połączeniu z doświadczeniem sprzed dwóch lat doprowadzić tę beznadziejną sytuację do końca.

         Zeskoczyła z maski samochodu i pełna nadziei, że jednak będzie mogła pomóc przynajmniej uratować niewinnych ludzi, podeszła do swojego przełożonego, stając zaraz obok niego. Złączyła dłonie na plecach, splatając ze sobą swoje palce. Przez chwilę stała w zupełnej ciszy, chcąc uporządkować wszystkie myśli, aby mowa, którą miała wygłosić za chwilę była odpowiednio przekonywująca. Otworzyła w końcu usta, jednak nie dane jej było wypowiedzieć nawet jednego słowa.

-- Nie - mruknął twardo inspektor. Kobieta zamknęła oczy. Wiedziała jak wiele ryzykuje, w końcu jej kariera zawodowa wisiała na włosku. Jednak postanowiła nie poddawać się tak łatwo. To byłoby zupełnie nie w jej stylu. - Przestań myśleć, Cassandra - dodał szybko Marc, odwracając wzrok na nią. Żałowała, że na jego twarzy widnieje maska sztucznego opanowania, która zawsze zwiastowała u niego złość i nie pozwalała na odczytanie jakichkolwiek innych emocji, krążących po umyśle policjanta. - Dobrze ci radzę, jeżeli nie chcesz wylądować w hotelu z odpowiednią ochroną, to wracaj do radiowozu i obserwuj - po czym odszedł, nie chcąc słyszeć od niej ani słowa sprzeciwu.

         Cass zacisnęła mocno dłonie w pięści, wbijając sobie paznokcie w ich wewnętrzną stronę. Była na siebie wściekła. Wiedziała, że jest winna temu, jak teraz ją traktują. Ten jeden raz przeholowała za bardzo i doprowadziła do wielu nieprzyjemności, za które później musiała zapłacić wysoką cenę.

         Odwróciła się na pięcie i krzyżując ręce na piersiach wróciła na maskę samochodu, aby dalej bić się ze swoimi myślami.

~*~

         Każda przyjaźń, w większym lub mniejszym stopniu, pozostawia na umyśle człowieka jakieś piętno. O niektórych z nich zapomina sie zaledwie po kilku miesiącach od ich zakończenia. Następuje to w sposób wręcz naturalny - przyjaciele oddalają się od siebie, aż w końcu oboje zapominają o sobie i tylko w szczególnych przypadkach dochodzi jeszcze do jakichkolwiek rozmów. Jednak są i takie przyjaźnie, które pomimo oddalenia się od siebie dwójki ludzi, trwają nadal.

         Harry odetchnął cicho, odwracając wzrok od monitorów, które ukazywały obraz z kamer monitoringu i jednocześnie jednego źródła światła w pomieszczeniu dla ochrony. Nie musiał zbytnio uważać. Był z nim jeszcze jeden człowiek z gangu Malika. Skupił się na swoim laptopie, który jako tapetę główną miał ustawione zdjęcie szeroko uśmiechniętej, jasnowłosej dziewczyny, trzymającej dłonie na swoim lekko zaokrąglonym, ciężarnym brzuchu. Uśmiechnął się do siebie lekko na samo wspomnienie jej osoby. Była aniołem, dzięki któremu udało mu się w końcu wyjść na prostą; uzyskał od niej pomoc w momencie, w którym powoli zaczynał tracić nadzieję na to, że jego życie ma szansę jeszcze jakoś się ułożyć. Kochał ją całym sobą.

         Zamknął oczy. Zastanawiał się czy na pewno warto stracić teraz wszystko. Owszem, miał Malika dalej za swojego przyjaciela, ale wiedział również, co oznacza powrót do niego. Dobrowolnie zrezygnowałby z wolności, o którą walczył przecież kilka ładnych lat. Miał cudowną dziewczynę i zdrowego syna w drodze. Na brak pieniędzy również nie mógł narzekać. Posiadał już wszystko, czego potrzebował do pełni szczęścia. Musiał jedynie o to zadbać.

         Popatrzył z powrotem na ekrany monitoringu. Wiedział już, jaką chce podjąć decyzję; w którą stronę pójść. Wstał od biurka, dostrzegając jak Malik ledwo zauważalnie mrugnął do jednej z kamer okiem. Rzucił za sobą tylko, że musi do łazienki i wyszedł na korytarz. Od razu skierował swoje kroki do jednego z bocznych wyjść. Wiedział, że wychodząc trafi prosto w ręce policji. I chociaż nie miał jeszcze ułożonego planu, to właśnie o to mu chodziło.

~*~

         Wbrew pozorom żaden z napadów, zorganizowanych przez Malika nie był łatwy. Już na samym początku, kiedy to dobierał sobie ludzi do współpracy musiał robić to na tyle umiejętnie, aby jego przyszli współpracownicy byli zarówno inteligentni, ale i żeby mógł rozpracowywać na bieżąco to, co mają zamiar zrobić. Nie mógł pozwolić sobie, aby którakolwiek z części planu działania czy ewentualnych wyjść, poszła nie tak jak trzeba. Wszystkiego musiał dopilnować, a odpowiednie zapinanie przysłowiowego guzika leżało w jego interesie.

         Zayn uśmiechnął się do siebie, pakując do sportowej torby jedne z ostatnich banknotów. Jedna część wisiała już na jego ramieniu. Po chwili zasunął suwak i zadowolony z siebie podniósł wzrok, od razu zamierając. Na jego twarzy pojawiła się kamienna maska, kiedy okazało się, że Jenkins mierzy pistoletem prosto między jego oczy. Uniósł ręce, układając sobie dłonie na karku.

-- Oddawaj pieniądze, Malik. Albo cię zabiję - powiedział twardo były policjant. Mulat rozejrzał się uważne po pomieszczeniu. Ludzie, którzy weszli z nimi do skarbca również mierzyli w niego swoją bronią. - Niczego nie próbuj. Jesteś inteligentny, dobrze wiesz, że nie msz z nami żadnych szans.

-- Widzę, że ktoś tutaj postanowił się zbuntować - zaśmiał się głośno czarnowłosy, nie przestając rozglądać się po ludziach, którzy samodzielnie wydali na siebie wyrok śmierci. - Nic mi nie zrobisz. Jeżeli ty jesteś choć trochę inteligentny, Jenkins, to powinieneś domyślić się, że nie dam się tak łatwo podejść. Jeżeli chcesz wydostać się z banku i uciec przed policją, unikając tym samym ponownego zamknięcia, to musisz zdać się na mnie. Nie masz żadnego planu działania, bo nie zdradziłem ci nawet jego początkowej części - Malik uśmiechnął się do siebie półgębkiem, opuszczając wzrok. Słyszał ciche pomruki, które wypełniły pomieszczenie. Szala zwycięstwa, nawet przez chwilę nie wzruszona małym buntem, będącym zaledwie niedogodnością, tkwiła po jego stronie.

         Zayn mrugnął do kamery, wykorzystując to, że dookoła zapanował chaos. Nie musiał długo czekać na reakcję, spowodowaną jego znakiem. Światła zgasły, a on w ostatnim momencie zrobił kilka kroków do tyłu, wpadając w sporych rozmiarów dziurę w podłodze. Usłyszał wystrzały z karabinów, najprawdopodobniej przeznaczone właśnie dla niego, które prawie natychmiast zostały zagłuszone przez zamkniętą zapadnię, dzięki której mógł uciec.

         Jedyne, co mu pozostało to wydostać się z banku i uciec. Miał tylko nadzieję, że Styles nie zawalił swojej części zadania. W końcu już dawno nie miał okazji do uczestniczenia w napadzie. Mógł zapomnieć jak dobry w tym był.

~*~

         Cassie poderwała się z miejsca, kiedy zauważyła wysoką postać, wychodzącą przez jedno z bocznych wyjść. Nikt inny oprócz niej nie dostrzegł mężczyzny. Korzystając z tego i nie zwracając uwagi na konsekwencje, podbiegła do niego, natychmiast przygwożdżając go do asfaltu. Nie mogła ryzykować. Kojarzyła go skądś, a to nie mogło oznaczać nic dobrego.

-- Cassie, złaź z niego natychmiast! - usłyszała za sobą zdenerwowany głos przyjaciela, który w następnym momencie złapał ją za ramiona i przyciągnął do siebie, unieruchamiając. Krzyknęła głośno, nie spodziewając się tego. - Willson ty wariatko, przecież to równie dobrze może być ofiara Malika, nie koniecznie ktoś z gangu! Popatrz n niego, wygląda jak po ciężkiej walce! - kobieta spuściła wzrok na lekko przestraszonego mężczyznę, którego chwilę wcześniej zaatakowała. To, że strużka krwi płynęła mu po brodzie z rozciętej wargi, a na policzku powoli zaczynał tworzyć się duży siniak jeszcze nic nie znaczyło. Zbyt wiele widziała, aby od razu uwierzyć w to co widzi.

-- Malik! - zaczął od razu rzekomo poszkodowany. - On jest w środku! Zmusił nas, żebyśmy pomogli mu włamać się do bazy ochrony i wpuścili do skarbca! Kiedy wychodziłem jeszcze tam był! - brązowowłosy zaczął wyrzucać z siebie pojedyncze zdania. Cassandra poczuła jak Samuel powoli zwalnia uścisk, zauważając że jego przyjaciółka zaczyna uspokajać się.

         Jednak wcale tak nie było. Ona po prostu zrozumiała, kto klęczy przed nią. I na pewno nie była to żadna ofiara działań Zayna. To był jego przyjaciel. Harry Styles. Jedyny, który od niego odszedł i któremu udało się ukryć przed policją. Do tego momentu. Ona wiedziała i zamierzała to odpowiednio wykorzystać.

~*~
Koło 2 - 3 rozdziałów do końca.
Dobranoc, Evansik xx 

4 komentarze:

  1. Rozdział niesamowity!!!!
    To co piszesz jest mega wciągające!!!
    Czekam z niecierpliwością na next'a!!!
    Claudia xxx.
    ��������

    OdpowiedzUsuń
  2. ������

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy dodasz nowy rozdzial???

    OdpowiedzUsuń