11 kwietnia 2015

[22] Chapter Twenty-Second (First Season)

Daj mi pochodnię; nie dbam o zabawę.Duszę mam w mroku, więc będę niósł światło.~ William Shakespeare

         Cassandra weszła do swojego mieszkania i od razu zamknęła za sobą wejście na łucznik. Miała zamiar teraz wejść do wanny i nie wychodzić z niej przynajmniej przez najbliższą godzinę. Musiała w końcu spędzić chociaż trochę czasu sama ze sobą, bo od przebywania w towarzystwie samych facetów powoli zaczyna mieszać jej się w głowie. Kobieta czasami żałuje, że nie ma u nich chociaż jakiejś znajomej, z którą mogłaby na nich wszystkich ponarzekać. Tak na dobrą sprawę, to dokąd zaczęła się ta cała akcja z gangiem Malika, życie towarzyskie Willson legło w gruzach i jeszcze długo miało się z nich nie podnieść. Zastanawiała się, dlaczego w myślach szatynki chociaż na chwilę nie pojawił się pomysł, żeby teraz zostawić ich wszystkich. Może po prostu życie przeciwko prawu spodobało jej się bardziej niż po to, żeby go bronić.

         Nie, nie może tak myśleć! Po prostu Malik nie dałby się tak łatwo policji i na pewno żyje, tylko czeka na odpowiedni moment, żeby powrócić. Przecież to on – musi mieć swoje „wielkie wejście”. Nie ufała mu do końca ani temu, że umarł. Nie chciała tylko przyznawać się do tego przed jego najlepszymi przyjaciółmi, ponieważ mogła mieć przez to u nich spore kłopoty.

         Odetchnęła głęboko, po czym od razu skierowała się do łazienki. Wiedziała, że na razie nikt nie pojawi się w jej mieszkaniu, więc nie brała niczego na przebranie. Później znajdzie coś odpowiedniego, a teraz chce znaleźć się już w gorącej wodzie. Może dzięki temu poczuje się chociaż odrobinę lepiej. Musi pozbyć się do wieczora tego cholernego kataru.

~*~

         Cassandra wyszła niechętnie z łazienki, owinięta jedynie ręcznikiem. Przez ostatnie piętnaście minut spała w gorącej wodzie, przez co teraz ma lekkie problemy z utrzymaniem równowagi. W ostatnim momencie złapała się ściany, dzięki czemu uniknęła bliższego spotkania z twardą podłogą. Zamknęła oczy, odliczyła po woli od dziesięciu w dół i ponownie ruszyła w kierunku sypialni, żeby wybrać jakąś sukienkę. Dobrze wiedziała, że nie może to być jakaś tam pierwsza lepsza kreacja, ponieważ musi schować pod nią przynajmniej dwa pistolety. Życie policjantki było trudne, ale gangsterska rzeczywistość w cale nie jest łatwiejsza. Broniąc przestrzegania prawa masz przynajmniej pewność, że będzie miał ci kto ewentualnie pomóc, jeśli nie będziesz dawać sobie rady, a tutaj na każdym kroku musisz liczyć tylko na siebie i swoje umiejętności.

         Jako pierwszą wyjęła czarną sukienkę z prześwitującym dołem, jednak równie szybko odłożyła ją na bok. Nic nie może być widać spod spodu. Przechyliła głowę na bok, mrużąc oczy i skrzyżowała ręce na wysokości klatki piersiowej. Przyjrzała się uważnie skrawkowi białego materiału, który przedzierał się pomiędzy innymi ubraniami. Zaciekawiona kreacją, wyjęła ją i od razu uśmiechnęła się do siebie szeroko. Biała suknia ze złotymi zdobieniami i rozcięciem na lewej nodze była wręcz idealna. Nie dość, że pasowała na typ imprezy, na jaki się wybierają, to łatwo można było schować pod nią broń bez obawy, że później nie będzie dało się jej wyciągnąć.

         Założyła na siebie szybko majtki z białej, koronkowej bielizny, by po chwili odrzucić ręcznik na bok i założyć na siebie kreację. Weszła do łazienki, żeby przejrzeć się w lustrze. Przechyliła głowę w prawo, pozwalając włosom swobodnie spłynąć po odkrytym ramieniu. Z nimi też musi sobie jakoś poradzić. Westchnęła ciężko, sięgając po szczotkę. Zaczęła je rozczesywać, zastanawiając się, jakie fryzury potrafi zrobić. Niestety, nic poza kucykiem nie przyszło jej do głowy. Opuściła ręce, ruszając w kierunku drzwi wejściowych, w które ktoś zaczął namiętnie pukać. Złapała sukienkę, która bez obcasów była na nią trochę za długa. Klęła pod nosem wiedząc, że ten wieczór na pewno mógłby być bardziej udany. Nerwowym ruchem otworzyła wejście, wpuszczając do środka Liama, który śledził jej osobę uważnym spojrzeniem.

         Uśmiechnął się do siebie, kiedy zauważył kawałek jasnej bielizny, wystającej z lewej strony. Sukienka została podciągnięta zbyt wysoko, przez co rozcięcie podniosło się razem z nią. Pomimo wszystko był mężczyzną i lubił patrzeć na takie rzeczy. Chociaż wolał nie wspominać o tym Malikowi. W pewnym sensie okłamał Cassie. Dobrze wiedział, dlaczego Zayn jednak się do niej przekonał. Po prostu mu się spodobała, a on w takich sytuacjach nie odpuszcza łatwo.

-- Nie szczerz się tak, bo ci zęby przez przypadek wypadną – syknęła kobieta i udała się z powrotem do swojego pokoju, gdzie po prostu rozczesała i dosuszyła włosy. Nie ma siły na cokolwiek więcej. Nałożyła jeszcze tylko na twarz lekki makijaż, a na stopy wysokie, cieliste szpilki po czym zesłana dół.

         Machnęła na mężczyznę ręką, a sama udała się do wyjścia. Nie zakładała na siebie żadnej kurtki, ponieważ wiedziała, że w miejscu, w którym odbywa się bankiet najprawdopodobniej temperatura przekroczy dwadzieścia stopni Celsjusza. Zamknęła mieszkanie, kiedy Liam znalazł się już na zewnątrz, by później zejść razem z nim na piętro, gdzie znajduje się podziemny parking. Wsiadła do Porsche 911 Carrera 4S, a po chwili Payne zamknął za nią drzwi. Musiała przyznać, że ten samochód wywarł na niej dość spore wrażenie. Zważając na to, że nigdy wcześniej nie miała okazji w nim siedzieć.

-- Wytłumaczysz mi dokładnie, po co my tak właściwie tam jedziemy? – zapytała po kilku minutach, spędzonych w zupełnej ciszy, która po woli zaczynała ją denerwować. W dodatku ci w radiu postanowili puszczać dzisiaj same smętne piosenki, powodujące nagły spadek oceny atmosfery, panującej w nie jednym pojeździe.

-- Oczywiście. Musimy zabić grupę ludzi, która chce zabić inną grupę ludzi, którą Malik obiecał chronić za dość sporą ilość pieniędzy – Liam uśmiechnął się do niej słodko, kiedy tylko zatrzymały go czerwone światła. Kobieta przewróciła oczami i nie odzywała się więcej. Świat gangsterów był najbardziej nienormalnym światem, z jakim do tej pory miała styczność. Nawet bardziej od tego, w którym ma okazję żyć na co dzień.

~*~

         Cassie stała w jednym z kątów pomieszczenia i uważnie obserwowała każdy ruch Liama. Film już dawno się skończył, a teraz znajdowali się na bankiecie, który powoli zaczynał ją nudzić. Czuła, jak z każdą kolejną, upływającą minutą obraz coraz bardziej zaczyna jej się rozmazywać. Miała gorączkę, nie musiała tego sprawdzać, żeby mieć pewność. Chciała jak najszybciej wrócić do swojego mieszkania, ale wiedziała doskonale, że to na razie niemożliwe. Nie może zostawić Payne ‘a samego z zaledwie kilkoma ludźmi z gangu. Westchnęła ciężko, kiedy w jej umyśle po raz kolejny pojawiła się zagadka Malika. Dlaczego, do jasnej cholery, nawet na chwilę nie mogła o nim zapomnieć? Przecież ma co innego do roboty.

-- Dzień dobry. Nie chciałabyś może ze mną zatańczyć? – odwróciła głowę w lewo. Źrenice Cassandry pomniejszyły się kilkukrotnie, kiedy w mężczyźnie rozpoznała jedną z ofiar dzisiejszego wieczoru. Zamaskowała zdziwienie pod przesłodzonym uśmiechem i kiwnęła lekko głową, kładąc swoją drobną dłoń na jego, zdecydowanie przynajmniej dwa razy większej.

         Przeczesała wzrokiem salę bankietową, kiedy podążali we dwoje na część, wyznaczoną jako parkiet. Odnalazła Liama, uważnie przyglądającego się im. Popatrzyli sobie w oczy, ale on szybko przeniósł spojrzenie na coś, co znajdowało się za nią. Wykonała obrót o sto osiemdziesiąt stopni, starając się pozorować taniec. Zegar. Zegar, wskazujący mniej niż dziesięć minut do północy. Kolejny obrót. Mężczyzna ułożył z palców zero. Doskonale zrozumiała, o co mu chodzi. Przytaknęła pionowym ruchem głowy. Równo o północy padnie pierwsza z ofiar.

-- Mogę poznać twoje imię? – głos partnera do tańca Cassie przerwał jej kontakt wzrokowy ze swoim wspólnikiem, sprowadzając ją tym samym z powrotem na salę bankietową. Zmarszczyła mocno brwi, ponieważ sens słów, wypowiedzianych przez niego nie za bardzo do niej trafił. – Pytałem, czy mógłbym poznać twoje imię – zaśmiał się, a ona poczuła nieprzyjemny dreszcz, przechodzący wzdłuż kręgosłupa.

-- Cassandra – rzuciła krótko, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że brzmi surowo i mało uprzejmie. W pełni skupiła się na uczuciu, które zdominowało całą ich burzę, panującą dotąd w jej głowie. Dlaczego wydawało jej się, że jest to poczucie winy?

-- Bardzo miło mi cię poznać, Cassandro. Nazywam się Abraham Flyn i muszę przyznać, że jestem również oczarowany twoją niesamowitą urodą – Cass ledwo powstrzymała się od wybuchu głośnym, niepohamowanym śmiechem, który w ostatnim momencie, resztkami sił, zdusiła w gardle. Ten tekst na podryw był zupełnie nieudany. Jednak uśmiech bardzo szybko zniknął z twarzy szatynki. Dziwne uczucie wzmogło się w niej jeszcze bardziej. Zaklęła szpetnie w myślach.

-- Mój chłopak chyba jest zazdrosny, więc lepiej będzie, jak do niego pójdę – powiedziała pierwsze, co ślina przyniosła jej na język, żeby móc jak najszybciej się go pozbyć. Natychmiast odsunęła się od Abrahama i powędrowała do Liama. Kiedy dotarła do niego, złapała go za rękę i odciągnęła w jakieś ustronne miejsce.

-- Nie dam rady. Przepraszam, ale nie dam rady zabić żadnego z nich. Nie wiem, dlaczego. Po prostu oni nic mi nie zrobili i nawet nie należą do naszego świata. To zwykli ludzie – mówiła nieprzerwanie na jednym wdechu, wykonując jednocześnie nerwowe ruchy rekami. Mężczyzna położył jej dłonie na ramionach i potrząsnął nią energicznie.

-- Cassie spokojnie. Oddychaj – popatrzył kobiecie głęboko w oczy. – Powiedz mi, pamiętasz jak wyglądał mężczyzna, który cię zgwałcił? – poczuła kolejny, nieprzyjemny dreszcz, rozchodzący się wzdłuż kręgosłupa.

-- Było za ciemno. Nawet nie byłam w stanie mu się dobrze przyjrzeć. Pod klubem też. Stał w cieniu – rzuciła, odwracając wzrok. Nie chciała, żeby zobaczył, jak duży ból sprawia jej to wspomnienie, którego z wielką chęcią pozbyłaby się ze świadomości.

-- Właśnie z nim tańczyłaś.

         Poczuła się, jakby… Tak naprawdę sama nie wiedziała, jak. Miała wrażenie, że ktoś z całej siły uderzył ją w twarz. Oczy kobiety zaszły mgłą. Usta i policzki znacznie pobladły, a wszystkie mięśnie mocno napięły. W głowie Cass zapanowała kompletna pustka.

-- Możemy zaoszczędzić sobie czekanie do północy? Chciałabym pobawić się zabawkami dla dużych dzieci.

-- Przepraszam, ale cały czas czekamy na resztę, która ma nam pomóc. To w pewnym sensie sojusz, z którego nie możemy zrezygnować, a już szczególnie teraz, kiedy znajdujemy się w kompletnym dołku bez Malika – Liam zdenerwował się, widząc do jakiego stanu doprowadził Cass. Żałował, że nie przekazał jej tego w znacznie delikatniejszy sposób.

         Uważnie obserwował ruchy brązowowłosej, kiedy w szybkim tempie oddalała się od niego. Coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że niczym nie różni się od Zayn ‘a. Zemsta. To była ta rzecz, której potrzebowała, żeby móc powrócić do normalnego funkcjonowania, kiedy stała jej się jakaś krzywda. Doskonale znał to nieustępne spojrzenie i sztywne ruchy ciała. Była wściekła. Nic nie mogło jej teraz powstrzymać. Jednak w dalszym ciągu potrafiła zatrzymać w umyśle zdolność do logicznego myślenia.

-- Jeśli twój skretyniały kolega nie zostawi w spokoju mojej siostry, to osobiście go zabiję – usłyszał za sobą bardzo dobrze znany mu głos.

-- Amanda – przywitał się z nią, uśmiechając się jednym kącikiem ust. – Wydaje mi się, że nie odpowiadam za Louisa. Od jakichś osiemnastu lat jest dorosły – rzucił luźno, wkładając niedbale dłonie do kieszeni swoich stalowo-szarych spodni od garnituru.

-- Ja tylko uczciwie ostrzegam. Denise nie ma pojęcia o tym, kim jestem ja, ani kim jest Tomlinson. Osobiście dopilnuję tego, aby nigdy się nie dowiedziała. Nie zasługuje na życie, jakie prowadzę ja, ty, Louis czy chociażby ta dziewczyna, nad którą ostatnio mocno się znęcacie.

-- Przeżywasz, jakby było co. W końcu nie jesteśmy aż tak bardzo źli, jak nas opisują. Na przykład dzisiaj zajmujemy się ratowaniem czyjegoś tyłka – bąknął pod nosem, przeczesując spojrzeniem salę bankietową. Nie podobało mu się to, że stracił z pola widzenia Cassandrę.

-- Wszystko, co ma związek z Malikiem jest wręcz kurewsko złe. Szczególnie jego przyjaciele. Tylko ktoś takiego samego pokroju mógłby się z nim zadawać, a co lesze zrozumieć go.

-- Dziękuję, uznam to za komplement.


-- Niepotrzebnie. To miała być obelga.

~*~

Kto lubi Amandę? xd
W ogóle chciałam powiedzieć, że bardzo spodobały mi się parringi, które wymyśliła @takemysadness1D. Zassanda i Lassandra. Więc kogo wolicie? Zassandrę czy Lassandrę? xD
Chwaliłam się już chyba wszędzie, więc pochwalę się również tutaj - dostałam nowy komputer, który - przynajmniej na razie - jest najlepszy na całym świecie i nie chcę zamieni go na żaden inny. Zajebiście mi się na nim pisze :)
#TQWBff - coraz lepiej wam idzie, jutro wstawię spojler kolejnego - 23 rozdziału. Możecie wyczekiwać koło siedemnastej, albo jak będzie mi się nudzić xd
Wie ktoś może jak dodać takie okno do gadżetów, żeby tam był hashtag na twittera? Proszę o pomoc!
Pozdrawiam, Jes xx

4 komentarze:

  1. Ja lubię Amande :) No i oczywiście chce Zassandre :) Zakładam, że ten kretyn Abraham będzie umierał w meczarniach? No,w kkońcu zabije go sama Cassandra ;) Nie mogę się tego doczekać =D
    Do następnego Skarbie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham <3 ps moglby mi ktos wyjasnic cala scene od momentu w ktorym pojawia sie Amanda?

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny jak zawsze. Oczywiście że chcemy Zassandrę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja niedawno zaczęłam czytać, i oczywiście wiem że to już niczego nie zmieni ale chyba wolałabym Lassandrę, a piszesz świetnie, bardzo mi się podoba <3

    OdpowiedzUsuń