Tam, gdzie przemawia serce, nie wypada, aby rozum zgłaszał wątpliwości.~ Milan Kundera
~*~
Cassandra
siedziała w salonie wraz z Louis’em, Niall’em, Liam’em oraz Daniel’em. Wyścig z
podstawionymi policjantami zakończył się około godziny temu. Cały ten czas
spędzili na kompletnym milczeniu, a ona powoli zaczynała mieć dość wyraźnego
napięcia, jakie panowało pomiędzy nimi. Była zmęczona i chciała jak najszybciej
znaleźć się w swoim łóżku, aby móc odsapnąć. Widziała zmarszczkę na czole
swojego „wspólnika od jakiegoś czasu” – jak to on sam określił. Uznała, że po
prostu zastanawia się nad tym, co może im wszystkim powiedzieć, żeby przekonać
ich do powrotu swojej utraconej pamięci.
-- Pamiętam. Pamiętam wszystko sprzed
wypadku – odezwał się w końcu, podnosząc wzrok, którym zmierzył każdą osobę,
znajdującą się w pomieszczeniu. Szatynka zerknęła na pozostałą trójkę, chcąc ujrzeć
ich reakcję. Niedowierzanie- to wszystko, co udało jej się wyczytać z ich
mimiki. Jednak i to uznała za sukces. W końcu byli mistrzami w ukrywaniu swoich
emocji.
-- Udowodnij – zażądał Liam, podnosząc
się z siedzenia. Ręce skrzyżował na wysokości klatki piersiowej i zaczął
przechadzać się w tę i z powrotem, patrząc przed siebie pustym wzrokiem. –
Powiedz coś o nas, o naszych wrogach i coś, co powiedziałby prawdziwy Malik.
-- Jestem szefem gangu. Najgroźniejszego
na świecie, nie chwaląc się. Jesteś informatykiem, a Louis i Niall to… no cóż,
to po prostu Louis i Niall. Mam wielu podwładnych, których imion nie jestem w
stanie spamiętać. Z resztą ty też to olewasz i wymyślasz jakieś dziwne
przezwiska, które mnie śmieszą. I wiem, co teraz chcesz powiedzieć – wskazał
palcem na Payne’a, który zatrzymał się w miejscu, słuchając, co ma do
powiedzenia Mulat. – Pamiętanie swoich sprzymierzeńców, to tylko niewielka
część sukcesu. Ważniejsze jest to, żeby znać swoich wrogów. Skoro tak patrzysz
na sprawę, to na pewno znasz detektywa Fernandeza. Namieszał nam w niejednej
akcji i powiedział, że przejdzie na emeryturę dopiero, kiedy mnie złapie.
Złudne te jego nadzieje. A może szanowny pan McColl, któremu nie chce się
wierzyć, że nie jest najlepszym policjantem na świecie? Powoli zaczyna mnie
denerwować, tak swoją drogą. Jednak najprzyjemniej wspominam biedną Josephine.
Szkoda, że opowiedziała się za niewłaściwą stroną – Cassandra zacisnęła zęby
najmocniej jak tylko dała radę. Nie powinna zwracać uwagi na to, co powiedział
przed chwilą mężczyzna. Przecież on nawet nie znał jej siostry, to były tylko
puste słowa, które musiał wypowiedzieć, żeby uwierzyli w ich, już teraz wspólne
kłamstwo. Jednak coś w jego głosie, ta kpina kierowana do dziewczyny… Nie, na
pewno ma jakieś urojenia.
-- Masz szczęście, że jesteśmy
przyjaciółmi, bo za to ,,Louis i Niall, to po prostu Louis i Niall’’ miałem
ochotę władować ci kulkę między oczy – syknął Tomlinson i z szerokim uśmiechem
rzucił w Mulata niewielkim opakowaniem. Serce Cass przestało bić do momentu, w
którym Daniel złapał przedmiot. Malik zawsze w ten sposób postępował ze swoimi
podwładnymi, trenując tym samym ich spostrzegawczość i refleks, przez co sam
również był mocno wyćwiczony. Gdyby upuścił cokolwiek, co Louis mu rzucił… Na
pewno byłoby już po nich.
-- Mam nadzieję, że nie jestem już wam
potrzebna. Dzisiejszy dzień był dla mnie wyjątkowo męczący i teraz nie mam
ochoty na nic poza moim łóżkiem – uśmiechnęła się sztucznie, podnosząc z fotela,
który dotąd zajmowała. Czuła, jak zaczyna jej brakować tlenu. Powinna jak
najszybciej się da wyjść na powietrze, jeżeli nie chce po raz kolejny przy nich
zemdleć.
Skinęła
jeszcze tylko głową w ich kierunku, odwróciła się na pięcie i opuściła dom, od
razu wsiadając za kierownicę swojego samochodu. Otworzyła okno na oścież,
zamykając na kilka sekund oczy. Wspomnienie ciała Josephine przez cały czas
siedziało w jej głowie i za nic nie chciało zniknąć. Powyginane ręce, puste,
szeroko otwarte oczy i poprzecinana w wielu miejscach skóra… Odpaliła silnik,
ruszając z miejsca. Przejażdżka samochodem w jakieś odległe miejsce - to na
pewno jej pomoże.
~*~
Daniel
wszedł do pokoju, w którym spędził już kilka ostatnich nocy. Zamknął drzwi na
klucz i podszedł do komputera, od razu go włączając. Otworzył niewielkie
pudełko, w którym znajdowała się płyta. Zaśmiał się pod nosem, kręcąc z
niedowierzaniem głową. Nie podejrzewał, że uda mu się tak łatwo ich wszystkich
oszukać. Przecież uchodzili za najlepszy gang w mieście, jeśli nie na świecie i
nawet on, w swojej zapyziałej dzielnicy o nich słyszał. Na początku bał się, że
go zabiją, ale teraz już wie, że mu ufają, jak prawdziwemu Malikowi. Był z
siebie dumny.
Kiedy
komputer był gotowy do pracy, włożył do niego płytę i zaczął kopiować wszystkie
dostępne na niej foldery na inną – znacznie większą. On też umiał być
obserwatorem i potrafił wyciągać wnioski z rozmów, z innymi ludźmi. Doskonale
wiedział, że nie może ufać nikomu poza sobą i Cassandrą. Ona nie zdradziłaby
go, bo wygląda jak ten cały Malik. Na początku, jeszcze zanim rzuciła się na
niego, żeby go zabić, widział jak na niego patrzyła. Niby w spojrzeniu nie
miała żadnych emocji, ale za każdym razem, kiedy lekko się dotykali przez jej
ciało przechodziły dreszcze.
Zamknął
komputer, wyglądając przez okno. Na zewnątrz panował kompletny mrok. Księżyc i
gwiazdy schowały się za ciemnymi chmurami. Jutro zapowiadał się ciepły dzień.
Westchnął ciężko, podnosząc się z siedzenia, aby zająć miejsce na łóżku.
Chciał, żeby to wszystko jak najszybciej się skończyło i jego codzienność mogła
wrócić do normalności. Miał już serdecznie dość udawania.
~*~
Siedziała
na trawie i obserwowała panoramę Manhattanu. Uwielbiała przychodzić w to
miejsce, kiedy miała jakieś problemy. Znalazła je już bardzo dawno temu, kiedy
miała siedemnaście lat. Rodzice tak bardzo pokłócili się między sobą, że
zaczęli grozić sobie rozwodem. Nie wróciła na noc do domu. Szukali jej, ale nie
byli w stanie znaleźć, więc wracała tu za każdym razem, kiedy potrzebowała
samotności.
Już
sama nie wiedziała, co czuje. Pogubiła się w tym wszystkim. Na początku
wszystko wydawało jej się tak cholernie proste, a idealnie ułożony plan działania
miał tylko ułatwić zadanie. Razem z Fernandezem kilkukrotnie prześledzili każdy
dzień, starali się przewidzieć wszystkie ruchy Malika i wymyślali kolejne
posunięcia Willson w razie, gdyby poprzednie okazało się nietrafne. Uwzględniła
nawet plan ucieczki w razie, gdyby ujawniła się w mało odpowiednim momencie.
Była
na siebie tak bardzo wściekła za to jedno małe potknięcie, które doprowadziło
ją do całkowitego upadku. Nie rozumiała, jak to się mogło stać, że już nie pała
zemstą do Malika, czy Daniela za to, że wygląda dokładnie tak samo, jak on.
Przecież to nie była wina Fray’a. Ale… Właśnie, zawsze są jakieś „ale”, których
normalnie nie jesteśmy w stanie dostrzec. To zachowanie czarnowłosego podczas
dzisiejszej rozmowy z gangsterami w ich głównym salonie… Coś podpowiadało jej,
że on w cale nie grał. Przecież nie zdążyłby się nauczyć tylu rzeczy w
przeciągu kilku dni od momentu zamienienia miejsc. Do tego ton, z jakim
wspominał Josephine. Był taki typowy dla Zayna…
Poderwała
się z trawnika i wplatając palce we włosy, za które mocno ciągnęła, zaczęła
chodzić w tę i z powrotem. To wszystko była tak bardzo popieprzone, wręcz
zagmatwane. W niczym nie mogła dość końca! Kiedy wydawało jej się, że jest już
u celu mordęgi coś stawało na jej drodze, rujnowało wszystko, co zdążyła
stworzyć i przez to musiała rozpoczynać mozolną pracę od początku. Zaczynała
popadać przez to w paranoję. A może od początku nie była do końca zrównoważona?
Syknęła
cicho, i złapała się za prawy nadgarstek. Od momentu, w którym zderzył się z
kokpitem samochodu, prowadzonego przez Malika nie przestawał boleć. Przez
większość tego czasu starała się zignorować niekomfortowe uczucie, ale teraz
stało się to wręcz niemożliwe. Z cichym westchnieniem wsiadła do swojego
pojazdu i odpaliła silnik. Musi jak najszybciej znaleźć się na pogotowiu, bo w
innym przypadku zacznie gryźć coś twardego, żeby powstrzymać głośny krzyk.
Miała nadzieję, że prowadzenie nie będzie aż tak złe, jak jej się wydawało.
~*~
Siedziała
w poczekalni. Miała za pięć minut dostać zdjęcie prześwietlenia nadgarstka.
Błagała wszystkie świętości, żeby ci cholerni lekarze w końcu się pospieszyli.
Miała wrażenie, że każda osoba, przechodząca obok niej, patrzy się na nią i
rozpoznaje ją. Odetchnęła i podniosła się z plastikowego krzesełka. Weszła do
gabinetu.
-- Tak jak mówiłem, pani ręka jest
złamana. Będę musiał założyć gips – lekarz błądził wzrokiem po całym
pomieszczeniu. Cassandra od razu zrozumiała, że coś musi być nie tak, jak
powinno. Ludzie bez powodu nie unikają wzroku siedzącego naprzeciwko nich
człowieka. Poczuła się, jakby ktoś wylał na nią kubeł zimnej wody. Ten sukinsyn
wezwał policję.
-- Mógłby pan się pospieszyć, mam
ważne spotkanie dzisiaj wieczorem i nie wypada mi się na nie spóźnić – rzuciła
sucho, podchodząc do miejsca, gdzie usztywniano kończyny. Mężczyzna westchnął
ciężko i najwolniej, jak tylko mógł podszedł do swojej pacjentki. Zaczął
przygotowywać materiały ze zbyt przesadną starannością. Kobieta czuła rosnącą
adrenalinę w jej organizmie.
Zaczynała
żałować, że pojawiła się w miejscu publicznym zupełnie sama. W pewnym sensie
drogę ucieczki również odcięła sobie samodzielnie. W końcu pozwoliła zamknąć
się w gabinecie lekarskim. Podniosła się zaraz po tym, jak mężczyzna skończył
zakładanie gipsu i szybkim krokiem podeszła do jego biurka, żeby zgarnąć
wszystkie papiery. Nie powstrzymywał jej przed tym – najprawdopodobniej
wiedział, czym mogłoby się to dla niego skończyć. Kiedy stanęła przy drzwiach,
zawahała się przed naciśnięciem klamki. Przecież policja musiała działać
ostrożnie, a co za tym idzie na pewno nie przyjechaliby na syrenach. Przygryzła
dolną wargę i zawróciła do okna. Na szczęście gabinety znajdowały się na
parterze.
~*~
Louis
siedział w swoim pokoju i przeglądał telefon. Bardzo cieszył się z tego, że
mają Malika w końcu z powrotem. Wiedział, że teraz na pewno ostro wezmą się do
pracy, ale nie przeszkadzało mu to. Wręcz przeciwnie – chciał się w końcu za
coś zabrać i mieć pewność, że cały ten koszmar, związany ze śmiercią Zayna mają
już za sobą.
Uśmiechnął
się do siebie, widząc na wyświetlaczu komórki uśmiechniętą dziewczynę. Zrobił
jej to zdjęcie nie długo po ich pierwszym spotkaniu. Odrzucił połączenie i
podniósł się z posłania. Szybko zbiegł po schodach, ignorując spojrzenia kilku
zdziwionych osób. I tak nikt nie odważy się go zapytać o powód jego nagłej
„ucieczki”. Trzasnął za sobą drzwiami, szybkim tempem zaczynając zmierzać w
kierunku miasta. Uśmiech na jego twarzy powiększył się kilkukrotnie, kiedy
tylko dostrzegł blondynkę. Podszedł do niej i pocałował ją delikatnie.
- Tęskniłem - powiedział na
przywitanie, przerzucając swoje ramię za jej szyją. Dziewczyna uśmiechnęła się
niezręcznie, odwracając wzrok w inną stronę. Skrzyżowała ręce na wysokości
klatki piersiowej. Louis domyślił się, że coś ją dręczy, ale na razie
postanowił o to nie pytać. Jeżeli coś by się stało, to na pewno dowiedziałby
się o tym jako pierwszy. - Robiłaś coś ciekawego, od ostatniego razu, kiedy
wdzieliśmy się ze sobą? - zapytał, żeby zacząć jakąś rozmowę. Nie był
przyzwyczajony do przebywania w kompletnej ciszy, kiedy spotyka się z Denise.
- Louis nie, to bez sensu. Ja… ja
muszę powiedzieć ci coś ważnego - dziewczyna zatrzymała się w miejscu. Kiedy
tylko wydostała się z uścisku mężczyzny odetchnęła głęboko i zrobiła krok w tył
- Louis ja dowiedziałam sie wczoraj czegoś o mojej siostrze i ona mi
powiedziała również coś o tobie. Dowiedziałam się, czym ty... czym wy się
zajmujecie i... nie wiem. Muszę to wszystko sobie jakoś przemyśleć. To... To
dla mnie za dużo jak na jeden raz. Odezwę się do ciebie, obiecuję. Tylko
proszę, daj mi trochę czasu - zakończyła, odwracając się na pięcie i uciekając.
A on został tam. Zupełnie sam ze złamanym sercem.
~*~
6 rozdziałów do końca
~*~
Teraz możecie mnie zabić. Malik nie żyje, Louisa rzuciła dziewczyna, Liam dalej nie dogaduje się z Amandą, Cassandra ma złamaną rękę i ściga ją policja... Tylko Niall jest dalej zadowolony z życia. Czy aby długo?
Chciałam podziękować za zabetowanie kolejnego już rozdziału, przez najlepszą betę na świecie - czytajaca1999 własnie o tobie mowa :)
Dzień opóźnienia, ale wierzcie mi, że ta lasia sprawdzała dopiero drugi rozdział, a już miała do czynienia z moim totalnym roztargnieniem i brakiem jakiejkolwiek organizacji. Podziwiam ją za to, że mnie dzisiaj nie olała. Powinniście jej dziękować, bo to dzięki niej rozdział jest jeszcze dzisiaj. Mnie by się nie chciało sprawdzać, jestem padnięta...
W ogóle wracałam dziś z koncertu i stałam przy torach, bo przejeżdżał pociąg, a że po drugiej stronie stała straż kolejowa, to postanowiłam przeczekać i nie bulić na mandat pięciu stówek. No i stoję z koleżanką, a za chwilę czuję za sobą, że ktoś za mnie stoi. W sensie mentalnym i dosłownym. Od gościa tak jebało browarem, że nie dałby rady się zakraść. No i dalej stoje, nie wiedząc co mam do kurwy zrobić. A padał deszcz i miałam parasolkę. I za chwilę słyszę za sobą "dalej na mnie kapie". Chciałam go tą parasolką zdzielić tak się przestraszyłam, ale w ostatnim momencie się powstrzymałam. W końcu nie każdy podryw musi być udany.
Historia życia, wiem. Ale musiałam się tym z wami podzielić.
Więc (nie zaczyna się zdania od więc, wiem o tym) to chyba tyle na dziś. Następny za około 3 dni, tak jak zawsze. Zapraszam również na:
Pozdrawiam, Jesica xx
#TQWBff - czy jak powiem, że zadedykuję rozdział każdej osobie, która doda komentarz pod tym hasztagiem, to mogę liczyć na ich większą ilość? :)
Noo nieee... Tyle się u nich dzieje... Żal mi Lou.. Nie może być z dziewczyną, którą kocha przez swoją pracę :( I jeszcze Cass... Głupi lekarz! Po co mu policja?! Idiota... Chyba Wilson nie jest jedyną, która zaczyba mieć wątpliwości co do Daniela... Niby Malik nie żyje a jednak... w zachowaniu Fraya rzeczywiście jest coś dziwnego...
OdpowiedzUsuńDo następnego Skarbie <3
Moim zdaniem Fray to tak naprawdę Zayn który stracił pamięć i wbito mu do głowy że jest Fray'em i że ma syna i że udaje Malika. Bo prawdziwy Fray się wycofał i uciekł do synka. Ale to są tylko przypuszczenia. :D
OdpowiedzUsuńDo następnego kochana xx
a gdzie prawdziwy malik ? :(
OdpowiedzUsuńW tym momencie jest chyba nieżywy? ;d
Usuń