1 maja 2015

[28] Chapter Twenty-Eighth (First Season)

Tam, gdzie przemawia serce, nie wypada, aby rozum zgłaszał wątpliwości.~ Milan Kundera
~*~
         Cassandra siedziała w salonie wraz z Louis’em, Niall’em, Liam’em oraz Daniel’em. Wyścig z podstawionymi policjantami zakończył się około godziny temu. Cały ten czas spędzili na kompletnym milczeniu, a ona powoli zaczynała mieć dość wyraźnego napięcia, jakie panowało pomiędzy nimi. Była zmęczona i chciała jak najszybciej znaleźć się w swoim łóżku, aby móc odsapnąć. Widziała zmarszczkę na czole swojego „wspólnika od jakiegoś czasu” – jak to on sam określił. Uznała, że po prostu zastanawia się nad tym, co może im wszystkim powiedzieć, żeby przekonać ich do powrotu swojej utraconej pamięci.
-- Pamiętam. Pamiętam wszystko sprzed wypadku – odezwał się w końcu, podnosząc wzrok, którym zmierzył każdą osobę, znajdującą się w pomieszczeniu. Szatynka zerknęła na pozostałą trójkę, chcąc ujrzeć ich reakcję. Niedowierzanie- to wszystko, co udało jej się wyczytać z ich mimiki. Jednak i to uznała za sukces. W końcu byli mistrzami w ukrywaniu swoich emocji.
-- Udowodnij – zażądał Liam, podnosząc się z siedzenia. Ręce skrzyżował na wysokości klatki piersiowej i zaczął przechadzać się w tę i z powrotem, patrząc przed siebie pustym wzrokiem. – Powiedz coś o nas, o naszych wrogach i coś, co powiedziałby prawdziwy Malik.
-- Jestem szefem gangu. Najgroźniejszego na świecie, nie chwaląc się. Jesteś informatykiem, a Louis i Niall to… no cóż, to po prostu Louis i Niall. Mam wielu podwładnych, których imion nie jestem w stanie spamiętać. Z resztą ty też to olewasz i wymyślasz jakieś dziwne przezwiska, które mnie śmieszą. I wiem, co teraz chcesz powiedzieć – wskazał palcem na Payne’a, który zatrzymał się w miejscu, słuchając, co ma do powiedzenia Mulat. – Pamiętanie swoich sprzymierzeńców, to tylko niewielka część sukcesu. Ważniejsze jest to, żeby znać swoich wrogów. Skoro tak patrzysz na sprawę, to na pewno znasz detektywa Fernandeza. Namieszał nam w niejednej akcji i powiedział, że przejdzie na emeryturę dopiero, kiedy mnie złapie. Złudne te jego nadzieje. A może szanowny pan McColl, któremu nie chce się wierzyć, że nie jest najlepszym policjantem na świecie? Powoli zaczyna mnie denerwować, tak swoją drogą. Jednak najprzyjemniej wspominam biedną Josephine. Szkoda, że opowiedziała się za niewłaściwą stroną – Cassandra zacisnęła zęby najmocniej jak tylko dała radę. Nie powinna zwracać uwagi na to, co powiedział przed chwilą mężczyzna. Przecież on nawet nie znał jej siostry, to były tylko puste słowa, które musiał wypowiedzieć, żeby uwierzyli w ich, już teraz wspólne kłamstwo. Jednak coś w jego głosie, ta kpina kierowana do dziewczyny… Nie, na pewno ma jakieś urojenia.
-- Masz szczęście, że jesteśmy przyjaciółmi, bo za to ,,Louis i Niall, to po prostu Louis i Niall’’ miałem ochotę władować ci kulkę między oczy – syknął Tomlinson i z szerokim uśmiechem rzucił w Mulata niewielkim opakowaniem. Serce Cass przestało bić do momentu, w którym Daniel złapał przedmiot. Malik zawsze w ten sposób postępował ze swoimi podwładnymi, trenując tym samym ich spostrzegawczość i refleks, przez co sam również był mocno wyćwiczony. Gdyby upuścił cokolwiek, co Louis mu rzucił… Na pewno byłoby już po nich.
-- Mam nadzieję, że nie jestem już wam potrzebna. Dzisiejszy dzień był dla mnie wyjątkowo męczący i teraz nie mam ochoty na nic poza moim łóżkiem – uśmiechnęła się sztucznie, podnosząc z fotela, który dotąd zajmowała. Czuła, jak zaczyna jej brakować tlenu. Powinna jak najszybciej się da wyjść na powietrze, jeżeli nie chce po raz kolejny przy nich zemdleć.
         Skinęła jeszcze tylko głową w ich kierunku, odwróciła się na pięcie i opuściła dom, od razu wsiadając za kierownicę swojego samochodu. Otworzyła okno na oścież, zamykając na kilka sekund oczy. Wspomnienie ciała Josephine przez cały czas siedziało w jej głowie i za nic nie chciało zniknąć. Powyginane ręce, puste, szeroko otwarte oczy i poprzecinana w wielu miejscach skóra… Odpaliła silnik, ruszając z miejsca. Przejażdżka samochodem w jakieś odległe miejsce - to na pewno jej pomoże.
~*~
         Daniel wszedł do pokoju, w którym spędził już kilka ostatnich nocy. Zamknął drzwi na klucz i podszedł do komputera, od razu go włączając. Otworzył niewielkie pudełko, w którym znajdowała się płyta. Zaśmiał się pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Nie podejrzewał, że uda mu się tak łatwo ich wszystkich oszukać. Przecież uchodzili za najlepszy gang w mieście, jeśli nie na świecie i nawet on, w swojej zapyziałej dzielnicy o nich słyszał. Na początku bał się, że go zabiją, ale teraz już wie, że mu ufają, jak prawdziwemu Malikowi. Był z siebie dumny.
         Kiedy komputer był gotowy do pracy, włożył do niego płytę i zaczął kopiować wszystkie dostępne na niej foldery na inną – znacznie większą. On też umiał być obserwatorem i potrafił wyciągać wnioski z rozmów, z innymi ludźmi. Doskonale wiedział, że nie może ufać nikomu poza sobą i Cassandrą. Ona nie zdradziłaby go, bo wygląda jak ten cały Malik. Na początku, jeszcze zanim rzuciła się na niego, żeby go zabić, widział jak na niego patrzyła. Niby w spojrzeniu nie miała żadnych emocji, ale za każdym razem, kiedy lekko się dotykali przez jej ciało przechodziły dreszcze.
         Zamknął komputer, wyglądając przez okno. Na zewnątrz panował kompletny mrok. Księżyc i gwiazdy schowały się za ciemnymi chmurami. Jutro zapowiadał się ciepły dzień. Westchnął ciężko, podnosząc się z siedzenia, aby zająć miejsce na łóżku. Chciał, żeby to wszystko jak najszybciej się skończyło i jego codzienność mogła wrócić do normalności. Miał już serdecznie dość udawania.
~*~
         Siedziała na trawie i obserwowała panoramę Manhattanu. Uwielbiała przychodzić w to miejsce, kiedy miała jakieś problemy. Znalazła je już bardzo dawno temu, kiedy miała siedemnaście lat. Rodzice tak bardzo pokłócili się między sobą, że zaczęli grozić sobie rozwodem. Nie wróciła na noc do domu. Szukali jej, ale nie byli w stanie znaleźć, więc wracała tu za każdym razem, kiedy potrzebowała samotności.
         Już sama nie wiedziała, co czuje. Pogubiła się w tym wszystkim. Na początku wszystko wydawało jej się tak cholernie proste, a idealnie ułożony plan działania miał tylko ułatwić zadanie. Razem z Fernandezem kilkukrotnie prześledzili każdy dzień, starali się przewidzieć wszystkie ruchy Malika i wymyślali kolejne posunięcia Willson w razie, gdyby poprzednie okazało się nietrafne. Uwzględniła nawet plan ucieczki w razie, gdyby ujawniła się w mało odpowiednim momencie.
         Była na siebie tak bardzo wściekła za to jedno małe potknięcie, które doprowadziło ją do całkowitego upadku. Nie rozumiała, jak to się mogło stać, że już nie pała zemstą do Malika, czy Daniela za to, że wygląda dokładnie tak samo, jak on. Przecież to nie była wina Fray’a. Ale… Właśnie, zawsze są jakieś „ale”, których normalnie nie jesteśmy w stanie dostrzec. To zachowanie czarnowłosego podczas dzisiejszej rozmowy z gangsterami w ich głównym salonie… Coś podpowiadało jej, że on w cale nie grał. Przecież nie zdążyłby się nauczyć tylu rzeczy w przeciągu kilku dni od momentu zamienienia miejsc. Do tego ton, z jakim wspominał Josephine. Był taki typowy dla Zayna…
         Poderwała się z trawnika i wplatając palce we włosy, za które mocno ciągnęła, zaczęła chodzić w tę i z powrotem. To wszystko była tak bardzo popieprzone, wręcz zagmatwane. W niczym nie mogła dość końca! Kiedy wydawało jej się, że jest już u celu mordęgi coś stawało na jej drodze, rujnowało wszystko, co zdążyła stworzyć i przez to musiała rozpoczynać mozolną pracę od początku. Zaczynała popadać przez to w paranoję. A może od początku nie była do końca zrównoważona?
         Syknęła cicho, i złapała się za prawy nadgarstek. Od momentu, w którym zderzył się z kokpitem samochodu, prowadzonego przez Malika nie przestawał boleć. Przez większość tego czasu starała się zignorować niekomfortowe uczucie, ale teraz stało się to wręcz niemożliwe. Z cichym westchnieniem wsiadła do swojego pojazdu i odpaliła silnik. Musi jak najszybciej znaleźć się na pogotowiu, bo w innym przypadku zacznie gryźć coś twardego, żeby powstrzymać głośny krzyk. Miała nadzieję, że prowadzenie nie będzie aż tak złe, jak jej się wydawało.
~*~
         Siedziała w poczekalni. Miała za pięć minut dostać zdjęcie prześwietlenia nadgarstka. Błagała wszystkie świętości, żeby ci cholerni lekarze w końcu się pospieszyli. Miała wrażenie, że każda osoba, przechodząca obok niej, patrzy się na nią i rozpoznaje ją. Odetchnęła i podniosła się z plastikowego krzesełka. Weszła do gabinetu.
-- Tak jak mówiłem, pani ręka jest złamana. Będę musiał założyć gips – lekarz błądził wzrokiem po całym pomieszczeniu. Cassandra od razu zrozumiała, że coś musi być nie tak, jak powinno. Ludzie bez powodu nie unikają wzroku siedzącego naprzeciwko nich człowieka. Poczuła się, jakby ktoś wylał na nią kubeł zimnej wody. Ten sukinsyn wezwał policję.
-- Mógłby pan się pospieszyć, mam ważne spotkanie dzisiaj wieczorem i nie wypada mi się na nie spóźnić – rzuciła sucho, podchodząc do miejsca, gdzie usztywniano kończyny. Mężczyzna westchnął ciężko i najwolniej, jak tylko mógł podszedł do swojej pacjentki. Zaczął przygotowywać materiały ze zbyt przesadną starannością. Kobieta czuła rosnącą adrenalinę w jej organizmie.
         Zaczynała żałować, że pojawiła się w miejscu publicznym zupełnie sama. W pewnym sensie drogę ucieczki również odcięła sobie samodzielnie. W końcu pozwoliła zamknąć się w gabinecie lekarskim. Podniosła się zaraz po tym, jak mężczyzna skończył zakładanie gipsu i szybkim krokiem podeszła do jego biurka, żeby zgarnąć wszystkie papiery. Nie powstrzymywał jej przed tym – najprawdopodobniej wiedział, czym mogłoby się to dla niego skończyć. Kiedy stanęła przy drzwiach, zawahała się przed naciśnięciem klamki. Przecież policja musiała działać ostrożnie, a co za tym idzie na pewno nie przyjechaliby na syrenach. Przygryzła dolną wargę i zawróciła do okna. Na szczęście gabinety znajdowały się na parterze.
~*~
         Louis siedział w swoim pokoju i przeglądał telefon. Bardzo cieszył się z tego, że mają Malika w końcu z powrotem. Wiedział, że teraz na pewno ostro wezmą się do pracy, ale nie przeszkadzało mu to. Wręcz przeciwnie – chciał się w końcu za coś zabrać i mieć pewność, że cały ten koszmar, związany ze śmiercią Zayna mają już za sobą. 
         Uśmiechnął się do siebie, widząc na wyświetlaczu komórki uśmiechniętą dziewczynę. Zrobił jej to zdjęcie nie długo po ich pierwszym spotkaniu. Odrzucił połączenie i podniósł się z posłania. Szybko zbiegł po schodach, ignorując spojrzenia kilku zdziwionych osób. I tak nikt nie odważy się go zapytać o powód jego nagłej „ucieczki”. Trzasnął za sobą drzwiami, szybkim tempem zaczynając zmierzać w kierunku miasta. Uśmiech na jego twarzy powiększył się kilkukrotnie, kiedy tylko dostrzegł blondynkę. Podszedł do niej i pocałował ją delikatnie.
- Tęskniłem - powiedział na przywitanie, przerzucając swoje ramię za jej szyją. Dziewczyna uśmiechnęła się niezręcznie, odwracając wzrok w inną stronę. Skrzyżowała ręce na wysokości klatki piersiowej. Louis domyślił się, że coś ją dręczy, ale na razie postanowił o to nie pytać. Jeżeli coś by się stało, to na pewno dowiedziałby się o tym jako pierwszy. - Robiłaś coś ciekawego, od ostatniego razu, kiedy wdzieliśmy się ze sobą? - zapytał, żeby zacząć jakąś rozmowę. Nie był przyzwyczajony do przebywania w kompletnej ciszy, kiedy spotyka się z Denise.
- Louis nie, to bez sensu. Ja… ja muszę powiedzieć ci coś ważnego - dziewczyna zatrzymała się w miejscu. Kiedy tylko wydostała się z uścisku mężczyzny odetchnęła głęboko i zrobiła krok w tył - Louis ja dowiedziałam sie wczoraj czegoś o mojej siostrze i ona mi powiedziała również coś o tobie. Dowiedziałam się, czym ty... czym wy się zajmujecie i... nie wiem. Muszę to wszystko sobie jakoś przemyśleć. To... To dla mnie za dużo jak na jeden raz. Odezwę się do ciebie, obiecuję. Tylko proszę, daj mi trochę czasu - zakończyła, odwracając się na pięcie i uciekając. A on został tam. Zupełnie sam ze złamanym sercem.
~*~
6 rozdziałów do końca
~*~
Teraz możecie mnie zabić. Malik nie żyje, Louisa rzuciła dziewczyna, Liam dalej nie dogaduje się z Amandą, Cassandra ma złamaną rękę i ściga ją policja... Tylko Niall jest dalej zadowolony z życia. Czy aby długo?
Chciałam podziękować za zabetowanie kolejnego już rozdziału, przez najlepszą betę na świecie - czytajaca1999 własnie o tobie mowa :)
Dzień opóźnienia, ale wierzcie mi, że ta lasia sprawdzała dopiero drugi rozdział, a już miała do czynienia z moim totalnym roztargnieniem i brakiem jakiejkolwiek organizacji. Podziwiam ją za to, że mnie dzisiaj nie olała. Powinniście jej dziękować, bo to dzięki niej rozdział jest jeszcze dzisiaj. Mnie by się nie chciało sprawdzać, jestem padnięta...
W ogóle wracałam dziś z koncertu i stałam przy torach, bo przejeżdżał pociąg, a że po drugiej stronie stała straż kolejowa, to postanowiłam przeczekać i nie bulić na mandat pięciu stówek. No i stoję z koleżanką, a za chwilę czuję za sobą, że ktoś za mnie stoi. W sensie mentalnym i dosłownym. Od gościa tak jebało browarem, że nie dałby rady się zakraść. No i dalej stoje, nie wiedząc co mam do kurwy zrobić. A padał deszcz i miałam parasolkę. I za chwilę słyszę za sobą "dalej na mnie kapie".  Chciałam go tą parasolką zdzielić tak się przestraszyłam, ale w ostatnim momencie się powstrzymałam. W końcu nie każdy podryw musi być udany.
Historia życia, wiem. Ale musiałam się tym z wami podzielić.
Więc (nie zaczyna się zdania od więc, wiem o tym) to chyba tyle na dziś. Następny za około 3 dni, tak jak zawsze. Zapraszam również na:
Pozdrawiam, Jesica xx

#TQWBff - czy jak powiem, że zadedykuję rozdział każdej osobie, która doda komentarz pod tym hasztagiem, to mogę liczyć na ich większą ilość? :)

4 komentarze:

  1. Noo nieee... Tyle się u nich dzieje... Żal mi Lou.. Nie może być z dziewczyną, którą kocha przez swoją pracę :( I jeszcze Cass... Głupi lekarz! Po co mu policja?! Idiota... Chyba Wilson nie jest jedyną, która zaczyba mieć wątpliwości co do Daniela... Niby Malik nie żyje a jednak... w zachowaniu Fraya rzeczywiście jest coś dziwnego...
    Do następnego Skarbie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Moim zdaniem Fray to tak naprawdę Zayn który stracił pamięć i wbito mu do głowy że jest Fray'em i że ma syna i że udaje Malika. Bo prawdziwy Fray się wycofał i uciekł do synka. Ale to są tylko przypuszczenia. :D
    Do następnego kochana xx

    OdpowiedzUsuń