25 września 2015

[02] Chapter Second (Second Season)



"Kobiety żyją wspomnieniami. Mężczyźni tym, co zapomnieli."
~ Janusz Leon Wiśniewski
"Samotność w Sieci"

         Cassandra siedziała w swoim samochodzie i paliła już któregoś z rzędu papierosa. Papierowe pudełko zaczynało powoli świecić pustkami, a ona dalej potrzebowała nikotyny do walki z rozszarpanymi nerwami. Wczoraj obudziła się u siebie w domu na łóżku, a obok niej siedział zaniepokojony Eric. Cały czas powtarzał, że powinna w końcu wziąć wolne, bo od nadmiaru pracy zaczyna nie wyrabiać zdrowotnie. Gdyby tylko wiedział, co było powodem jej omdlenia pierwszym lekarzem, jakiego by zasugerował byłby psychiatra. A ona na pewno od razu zgodziłaby się z nim.
         Podniosła się, dostrzegając więźniarkę. Zatrzasnęła drzwi do samochodu i włączyła alarm. Pociągnęła ostatni raz papierosa, po czym zgniotła niedopałek między palcami i wyrzuciła go do śmietnika zaraz przed wejściem do wnętrza budynku, będącego więzieniem. Skinęła głową głównemu strażnikowi i zdjęła okulary przeciwsłoneczne, zawieszając je na dekolcie swojej bokserki. Skrzyżowała ręce za plecami, przechodząc korytarzem do miejsca, gdzie nowi więźniowie są przeprowadzani prosto do swoich celi. Zdążyła zanim jeszcze wszedł pierwszy.

         Stanęła obok inspektora Fernandeza, który był na miejscu w towarzystwie Erica. Doskonale wiedziała, że jej przełożony pojawił się tam ze względu na nią. Jako jedyny wiedział, dlaczego zemdlała. Dziękowała mu za to, że nikomu nie powiedział o jej największej słabości. Zdawała sobie sprawę, jak zareagowaliby inni na wieść o tym, że poczuła coś do największego gangstera na świecie. Część znienawidziłaby ją, a druga po prostu wyśmiała. Skrzyżowała ręce za plecami i podniosła nieznacznie głowę, obserwując mężczyzn, ubranych w pomarańczowe stroje więzienne. Ze zdenerwowania zaczęła ich wszystkich liczyć. Doszła do siedmiu, a potem jej spojrzenie przecięło się z jego wzrokiem.

         Nie wyglądał, jakby przejmował się tym, że za kilka dni mają go zabić. Wręcz przeciwnie. Uśmiechał się w ten charakterystyczny dla siebie sposób i szedł wyluzowany. Sprawiał wrażenie szczęśliwego, może nawet rozbawionego sytuacją, w której się znajduje. Podeszła do niego spokojnie, zanim zdążył przejść przez kraty, oddzielające ich od głównej części więzienia. Położyła mu dłoń na ramieniu, zatrzymując go w miejscu i zrobiła krok bliżej niego, żeby nikt nie był w stanie usłyszeć ich rozmowy.

-- Możesz w końcu przestać grać i powiedzieć, dlaczego przyszedłeś na ten cholerny komisariat jak ostatni wariat? Doskonale wiem, że od początku nie chciałeś zdradzić nikogo ze swojego gangu. Mimo wszystko, jesteś honorowy - syknęła, przez cały czas patrząc mu w oczy. Był od niej wyższy o kilkanaście centymetrów, przez co musiała podnieść głowę do góry. Zdążyła już zapomnieć, jakie to było uczucie.

-- Jak zwykle jesteś bardzo przyjemna w dotyku - zakpił, uśmiechając się szerzej. Chciała po raz kolejny się odezwać, ale on był pierwszy. - Owszem, wiedziałem, że skażą mnie na śmierć, jeżeli nie powiem im tego, czego chcą. A przyszedłem do was, bo po prostu życie gangstera przestało mi odpowiadać. Mam już prawie czterdzieści lat, a niebezpieczeństwo, jakie panuje dookoła wymaga od każdego z nas doskonałej kondycji. To zdecydowanie przestał być zawód dla mnie. Chciałem przed śmiercią się poprawić, ale jak widać państwo nie dało mi takiej możliwości.

-- Jesteś skończonym kretynem, jeżeli myślisz, że uwierzę w te brednie. Każde jedno twoje słowo było kłamstwem - syknęła, zwężając oczy. Przysunęła się jeszcze bliżej do niego, nie kontrolując tego ruchu. Po prostu chciała poczuć zapach jego perfum, który nie do końca wyparował po jego ostatniej nocy, spędzonej w celi na komisariacie.

-- Mogłabyś być przyjemniejsza. Zważając na uczucie, jakim zdołałaś obdarzyć kogoś takiego, jak ja - zakpił. Uderzył prosto w czuły punkt Cassandry. Cofnęła się kilka kroków, opuszczając głowę.

-- Moim największym marzeniem było zobaczenie ciebie skutego i prowadzonego do celi. Spełniło się, więc do widzenia, Malik - kiwnęła głową w kierunku, w którym miał się udać. Widziała, jak rozbawienie na jego twarzy powoli zmienia się w rozczarowanie, co szybko zmienił na wściekłość. Jednak ruszył przed siebie.

         Kobieta odwróciła się na pięcie i żegnając się ze swoimi współpracownikami, szybkim krokiem wyszła z budynku. Czuła, jak w jej płucach znów zaczyna brakować powietrza, a oczy szczypią od powstrzymywanego resztkami sił płaczu. Sięgnęła do kieszeni i wyjęła z niej papierową paczkę. Wydobyła z niej ostatniego papierosa, od razu wsadzając go między wargi i odpalając pomimo tego, że w dalszym ciągu znajdowała się wewnątrz więzienia. Zaciągnęła się mocno, przetrzymując dym w płucach. Wypuściła go dopiero, kiedy znalazła się na zewnątrz. Odetchnęła głęboko, opierając się plecami o ścianę. Zamknęła oczy i odchyliła głowę do tyłu. Ręce spuściła luźno wzdłuż ciała, starając się nie spalić żadnego ze swoich ubrań przez dotknięcie rozpaloną końcówką papierosa. Niemalże czuła, jak serce obija jej się o klatkę żebra.

-- Nie podejrzewałem, że Malik potrafi wywołać u ciebie aż tak wiele emocji na raz. Wyglądasz, jakbyś zaraz miała wybuchnąć - odskoczyła od ściany, otwierając szeroko oczy. Zwęziła powieki, przyglądając się uważnie mężczyźnie, stojącemu na przeciwko siebie. - Mi również bardzo miło cię widzieć. Naprawdę, tęskniłem za tobą - zironizował Louis, przewracając oczami. Cassandra wzruszyła obojętnie ramionami.

-- Nie przypisuj sobie za wiele, Tomlinson. I jemu też nie - syknęła, odwracając się na pięcie. Ruszyła do swojego samochodu, po raz kolejny zaciągając się papierosem. Skrzywiła się mocno. Powinna znaleźć sobie jakiś inny, w miarę skuteczny sposób na uspokojenie. Albo zapamiętać, że nie należy wysyłać Samuela, który za punkt honoru wziął sobie wyciągnięcie jej z nałogu, po fajki. Za każdym razem przynosił jej coraz gorsze.

-- To dlaczego tak bardzo się trzęsiesz? Wyglądasz jak galareta. Na pewno przejęło cię to, że zobaczyłaś Malika zakutego w kajdanki i prowadzonego na pewną śmierć - mężczyzna, nie poddając się w prowokowaniu szatynki, podbiegł do niej i zaczął zrównywać z nią krok.

-- Bo ten skurwiel niczego nie powiedział, a ja sama nie zdążyłam skopiować informacji z waszego komputera. Przynajmniej nie wszystkich. A najgorsze jest to, że nie mogę nimi z nikim podzielić, bo nie usunęłam żadnej noki o sobie - wyrzuciła ręce w powietrze, mrożąc go wzrokiem. Kiedy uświadomiła sobie, że to co powiedziała jest prawdą, stanęła w miejscu i otworzyła szeroko oczy. Malik wiedział o niej wszystko, włącznie z jej słabymi punktami. - Kurwa mać! - krzyknęła ponownie ruszając przed siebie. Zgniotła papierosa i rzuciła go na bok, odblokowując drzwi do samochodu. Chciała wejść do środka, ale szatyn w ostatnim momencie jej to uniemożliwił.

-- Nie mów, że po dwóch latach dopiero sobie o tym przypomniałaś - zaśmiał się, kręcąc z niedowierzaniem głową. Wiedział, że kiedy doprowadzi ją do granic wytrzymałości, to rzuci się na niego i łatwiej będzie mu ją złapać, a później zaciągnąć do domu, który jest głównym miejscem ich spotkań w Los Angeles. Jednak ona nie była na tyle głupia, żeby dać się tak łatwo sprowokować. Odetchnęła głęboko i wyprostowała się, patrząc mu prosto w oczy. Na jej twarzy nie było już zdenerwowania, a jedynie opanowanie. Zdziwiła go tym.

-- Mógłbyś się w końcu odsunąć? Jestem głodna, a wczoraj dzięki twojemu przyjacielowi miałam dość ciężką noc, której nie zdążyłam odespać. Jako, że dzisiaj popołudnie wolne od pracy chciałabym to wykorzystać w jakiś pożyteczniejszy sposób niż rozmowa z tobą - rzuciła, uśmiechając się do niego delikatnie. Teraz to on był zdenerwowany. Przesunął się jednak, dając jej wsiąść do pojazdu. Natychmiast to zrobiła i odpaliła silnik, ruszając z miejsca. Uchyliła szybę, przez cały czas obserwując go we wstecznym lusterku.

         Wiedziała, że pojedzie za nią. Właśnie dlatego skręciła w zupełnie przeciwnym kierunku. Zdawała sobie sprawę, że wcześniej czy później i tak ją znajda, jeżeli będą tego bardzo chcieli, ale postanowiła utrudnić im to najbardziej, jak się tylko da. Zdążyła się już przyzwyczaić do spokoju, który panował w jej życiu przez ostatni czas. Westchnęła ciężko, przewracając oczami, kiedy na czerwonym świetle zatrzymał się zaraz za nią. Liczyła jedynie na to, że pozwoli jej zjeść śniadanie w zupełnym spokoju, bez zbędnych pytań o Malika i tego typu rzeczy.

         Zatrzymała się przy chodniku na jednej z ulic Los Angeles. Po obu jej stronach rozciągały się sklepy oraz restauracje. Postanowiła zjeść w jednej z nich. Weszła do pierwszej lepszej i dziękując za menu, które odstała od kelnerki przy drzwiach, zajęła jeden stolik. Louis nawet nie wysiadł z samochodu. Cieszyła się z tego i postanowiła zdenerwować go jeszcze bardziej niż wcześniej Spojrzała na zegarek. Wskazywał dziewiątą. Na komisariacie musi pokazać się dopiero o piętnastej. Ma dużo czasu, podczas którego może zrezygnować ze spania. Najwyżej pójdzie do gabinetu Fernandeza i poprosi go, żeby tam pozwolił jej się przespać. Na pewno nie odmówi.

         Minuty mijały, a ona dalej nie opuszczała restauracji. Przez cały czas obserwowała Louisa, który nie wyszedł z samochodu. Pewnie czekał, aż zacznie wracać do domu. Prychnęła pod nosem, zwracając na siebie uwagę mężczyzny, siedzącego obok. Nie zważała jednak na to. Miała już serdecznie dość siedzenia w miejscu. Podniosła się z krzesła i uprzednio zostawiając na stoliku zapłatę za jedzenie, wyszła na zewnątrz, natychmiast podchodząc do samochodu. Tomlinsona. Zapukała w szybę, która odsunęła się powoli.

-- Mogę ci w czymś pomóc? - uśmiechnął się do niej szeroko, mrużąc oczy z powodu słońca, które świeciło prosto za nią. Odetchnęła głęboko, zwężając powieki. Położyła dłonie na biodra.

--  Gdybyś był tak miły, żeby zmyć się stąd i wrócić tam, skąd się wziąłeś, to byłabym ci naprawdę wdzięczna - warknęła, pochylając się do przodu. Mężczyzna zaśmiał się głośno, kręcąc przecząco głową. Właśnie takiej odpowiedzi się spodziewała. Nie podejrzewała jednak, że aż tak bardzo go rozbawi. Przynajmniej jednego z nich nie opuszczał dobry humor.

-- Prosiłem się o rozmowę, a ty mnie olałaś. Nie rozumiem, dlaczego miałbym teraz spełnić twoje życzenie. Powinnaś wiedzieć, że nie robię niczego za darmo - zaczął zasuwać szybę, ale szatynka natychmiast zablokowała ją dłonią Nie miała zamiaru poddać się bez walki nawet, jeśli podjęcie jakichkolwiek działań oznaczało jakiekolwiek bliższe interakcje z tym palantem.

-- Mów czego chcesz i miejmy to już za sobą - westchnęła, odwracając głowę w innym kierunku. Nie chciała na niego patrzeć, bo... Przywoływał zbyt wiele wspomnień, związanych z nim.

-- Niczego wielkiego. Chcę po prostu rozmowy, żeby przekazać ci kilka bardzo ważnych informacji, z którymi później zrobisz co tylko będzie ci się podobało - wzruszył ramionami, otwierając drzwi po stronie pasażera. Natychmiast pokręciła przecząco głową.

-- Nie wsiądę do twojego samochodu. Możesz o tym zapomnieć - powiedziała twardo, odwracając się na pięcie i ruszyła w kierunku swojego pojazdu. Dała mu szansę, z której on zrezygnował.

         Wsiadła do Opla Insigni i odpaliła silnik, ruszając z miejsca. Zdziwiła się, widząc, że mężczyzna tylko uśmiechnął się pod nosem Zauważyła we wstecznym lusterku, jak uśmiecha się do siebie szeroko. Już wtedy wiedziała, że taki grymas na jego twarzy nie zwiastuje niczego dobrego. Przyspieszyła, chcąc jak najszybciej stracić go z oczu. Miała dość wszystkiego jak na jeden dzień, który przecież dopiero się rozpoczął.

~*~

         Siedziała w salonie i znudzonym wzrokiem wpatrywała się w ekran telewizora. Zupełnie ignorowała wiadomości, podawane przez szczupłą blondynkę z szerokim uśmiechem, przyklejonym do twarzy i jedynie obserwowała zegarek w lewym, dolnym rogu ekranu. Odkąd wróciła do domu, zdążyła wziąć prysznic i wypić przynajmniej trzy kawy. Chciało jej się cholernie spać, ale postanowiła zrezygnować z tego. Nie zamierzała wyglądać na rozespaną w pracy.

         Najchętniej odpuściłaby sobie dzisiaj użeranie z tymi wszystkimi ludźmi, ale wiedziała, że musi pojawić się na komisariacie. I tak krążyło po nim już wystarczająco wiele plotek na temat jej i Malika. O ich rzekomym związku, czy romansie. Niektórzy posuwali się nawet do nazywania Cassie szpiegiem. Chciała wydrzeć się na nich wszystkich i przemówić im do rozsądku, ale nie chciała psuć tej sztucznie przyjemnej atmosfery. Wszyscy udawali miłych w stosunku do szatynki, żeby wyciągnąć od niej choć trochę informacji na temat zadania, jakie wykonywała dwa lata temu. Pomimo długiego okresu czasu, dalej nie przestają pytać. Jednak jej to nie przeszkadza, jeżeli w dalszym ciągu mają mieć do niej szacunek; nawet taki sztuczny.

         Westchnęła ciężko, słysząc pukanie do drzwi. Nie przypominała sobie, żeby kogokolwiek zapraszała na pół godziny przed wyjściem do pracy. Nie patrząc przez wizjer otworzyła wejście, czego niemalże natychmiast pożałowała. Chciała zatrzasnąć wejście przed mężczyznami, jednak stopa Louisa uniemożliwiła jej to zadanie. Prychnęła pod nosem, kiedy bezpardonowo weszli do środka. Wróciła do salonu, rozkładając się z powrotem na kanapie.

-- Witaj ponownie, księżniczko - zaśmiał się szatyn, siadając obok niej. Liam zabrał pilota ze stołu i zgasił telewizor. Cassandra wpatrywała się w czarny ekran, błagając wszystkie świętości, żeby już sobie poszli. Usłyszała otwieranie lodówki. Od razu domyśliła się, gdzie poszedł Niall.

-- Chcielibyśmy przekazać ci kilka ważnych rzeczy, a później już tylko od ciebie zależy, czy będziesz chciała ponownie się z nami widzieć, czy zrezygnujesz z tej przyjemności - Payne, pomimo czasu, jaki minął od ich ostatniego spotkania, dalej miał za złe kobiecie to, co zrobiła. Przez nią prawie zginął jego najlepszy przyjaciel. O czymś takim nie da się zapomnieć.

-- Mówcie szybko. Spieszę się do pracy - rzuciła, po czym machnęła na nich ręką. Tomlinson zaśmiał się głośno. Był przekonany, że całe zachowanie ciemnowłosej jest tylko przykrywką dla tego, jak bardzo cieszy się z ich widoku. Na pewno tęskniła za całym tym zamieszaniem, jakie wnieśli do jej życia.

-- Nie ukrywamy, że wokół Malika szykuje się coś wielkiego. Nie zabawi w tym waszym całym więzieniu za długo. Nie mogę powiedzieć, kiedy szykujemy jego odbicie, bo na pewno zainterweniowałabyś, razem z chłopaczkami, którym wydaje się, że są lepsi od nas. A później wyjeżdżamy, więc w tym momencie wkracza twoje dobre serduszko - uśmiechnął się ironicznie. - Dasz nam działać, czy usilnie będziesz starała się powstrzymać?

         Willson nic nie powiedziała, tylko w milczeniu, uważnym spojrzeniem śledziła twarz Liama. Zastanawiała się, czy kłamie. Jednak on był zupełnie poważny. Natychmiast poderwała się z siedzenia i szybkim krokiem, zanim którykolwiek z nich zdążyłby zareagować, wyszła ze swojego mieszkania. Nie obchodziło jej to, że mogą przegrzebać wszystkie szafki. Musiała zatrzymać Zayna w więzieniu. Tylko to się liczyło.

         Tym razem drzwi nie zawiodły jej i zdążyły się zamknąć, zanim którykolwiek z nich zdążył wyjść z mieszkania. Miała tylko nadzieje, że winda dojedzie do piwnic, gdzie znajdował się parking, równie szybko. Wyjęła telefon z kieszeni, odblokowując go i wybierając numer przyjaciela. Odliczała każdy dźwięk, zanim Samuel w końcu odebrał.

~ Nie zadawaj pytań! Po prostu zrób wszystko, żeby Malik miał przynajmniej trzykrotnie wzmocnioną ochronę! Ten palant planuje ucieczkę, podobno ma tylko coś załatwić. Rossi, jeżeli nie powstrzymasz go od tego, zanim pojawię się na komisariacie, to przysięgam ci, że zrobię taką jazdę, że całe Los Angeles będzie o mnie pamiętać do końca świata!

~ Tak jest, pani policjant.

         Podbiegła do samochodu, od razu wchodząc do środka i odpalając silnik. Rzuciła telefon na siedzenie obok. Uśmiechnęła się zwycięsko w kierunku mężczyzn, którzy wybiegli drzwi, za którymi znajdowała się klatka schodowa. Ruszyła z miejsca, nie czekając na nic więcej. Nie miała zamiaru dać im się złapać. Nie tym razem.

         Zaparkowała przed komisariatem i od razu wysiadła z samochodu, zamykając za sobą drzwi w drodze do wejścia. Schowała kluczyki do kieszeni i najszybciej jak tylko mogła weszła do środka. Już na samym dole widziała, że komisariat jest postawiony na nogi. Wszyscy biegali w tę i z powrotem, rozmawiając pomiędzy sobą na nieznane jej tematy. Idąc przed siebie, w kierunku gabinetu Fernandeza czuła na sobie spojrzenia wielu z nich. Ale nie miała na to czasu. Wpadła zdyszana do pomieszczenia, nawet nie pukając.

-- Malik, jego wspólnicy. Oni przyszli do mnie przed chwilą - wysapała. Spojrzenia dwóch mężczyzn skupiły się na niej. Znała towarzysza inspektora. Przecież to właśnie nadinspektor Nathan Bergson skierował ją do pana Marca. Gdyby nie sytuacja, w jakiej się znajdowali, na pewno uśmiechnęłaby się do niego szeroko.

-- O czym ty mówisz, Cassie? Przecież Malik siedzi zamknięty w więzieniu i czeka na pierwszą rozprawę. To niemożliwe, żeby ktokolwiek się z nim kontaktował. Oczywiście oprócz prokuratora, który jest niezbędny oraz jego obrońcy, ale do tego ma pełne prawo.

-- Właśnie w tym problem - odetchnęła, zamykając za sobą drzwi. - Liam, on i jeszcze dwóch innych było dzisiaj u mnie, zanim wyszłam do pracy. Ja nawet nie zabrałam ze sobą kabury, bo musiałam jak najszybciej dostać się tutaj. Oni planują uwolnić go. Powiedzieli, że musi tylko coś załatwić.

~*~

         Zayn siedział na środku czegoś, co zawsze kojarzyło mu się z 'wybiegiem dla więźniów'. Chciał cały dzisiejszy dzień spędzić w celi, żeby móc jeszcze raz dokładnie przemyśleć swój plan, ale jakiś cholerny strażnik kazał mu ją opuścić. Nienawidził ich wszystkich tak samo.

         Podniósł wzrok znad dłoni, kiedy usłyszał szepty dookoła siebie. Uśmiechnął się jednym kącikiem ust, kiedy zauważył Aarona, idącego prosto w jego kierunku. Szybko jednak opamiętał się i powrócił do bawienia się swoimi palcami, przybierając obojętny wyraz twarzy. Na przemyślenia było już za późno. Musiał działać według ułożonego wcześniej z chłopakami planu. Miał tylko nadzieję, że chłopaki załatwili sprawę z  Willson. Ona nie mogła mu się do tego wmieszać.

~*~
Zabawę czas zacząć...
Nie dobra Cassandra. Jak ona w ogóle śmiała nie posłuchać tego, co chciał jej przekazać Malik? A feee...
Mogę ją zabić zanim dojdzie do czegokolwiek? :D 
Jak ja uwielbiam wam to robić xd
Zaprawdę powiadam wam. Zwracajcie dużą uwagę na Erica. Zassandra może dzięki niemu bardzo, bardzo, baaaardzo ucierpieć. :) <-- kocham ten uśmiech.
Chyba tyle w tym temacie.
W każdym innym też.
Idę spać.
Dobranoc,
Evansik xox 

1 komentarz:

  1. Rozdział genialny !!!
    Juz nie mogę się doczekać następnego !!!
    przepraszam ze tak późno skomentowałam, ale miałam bardzo dużo nauki itp.
    Trzecia gimnazjum mnie wykończy chyba.
    Czekam na kolejny !!!
    Juz nie mogę się doczekać dalszej akcji xD

    Claudia xxx.
    @Dire_ctioner_

    OdpowiedzUsuń