16 listopada 2015

[05] Chapter Fiveth (Second Season)



"Ucieczka może być czasem dowodem wielkiej odwagi."
~ Romuald Cabaj

         Zayn siedział na swojej pryczy i bezsensownie wpatrywał się w ścianę na przeciwko. Jego poprzednik najwyraźniej bardzo nudził się podczas odbywania swojego wyroku i postanowił odliczać dni do wolności... Albo do śmierci. Skrzyżował ręce i wsunął je za głowę. Zdecydowanie był bardzo przyzwyczajony do swojego domu, gdzie posiadał wszystkie wygody, o jakich tylko mógł sobie zamarzyć. Skrzywił się, czując ból w kręgosłupie. Twarde łóżko, na którym przyszło mu spać nawet w połowie nie przypominało tego z jego sypialni. Westchnął ciężko, zamykając oczy. Miał nadzieję, że to wszystko pójdzie szybko i gładko, bo już nie mógł doczekać się momentu, w którym Samantha postara się umilić mu życie.

         Otworzył oczy, słysząc szczęk krat. Jednak nie odwrócił głowy w tamtym kierunku. Nie pokusił się nawet, żeby spojrzeć na strażnika więziennego. Miał ich wszystkich głęboko w poważaniu. Nie byli mu do niczego potrzebni i jedynie uprzykrzali życie. Większość starań, jakie musiał włożyć w ucieczkę z tego cholernego miejsca skupiała się na tym, jak działać, żeby nie zwracać na siebie ich uwagi.

-- Zbieraj dupę Malik i chodź ze mną. W pokoju spotkań czeka na ciebie twój prawnik, a nikt nie ma zamiaru siedzieć przy nim i pilnować go całą wieczność - syknął mężczyzna, wyraźnie zniecierpliwiony jakimkolwiek brakiem reakcji ze strony Mulata. Zayn uśmiechnął się ironicznie, nie poruszając się w dalszym ciągu. Chciał doprowadzić strażnika do granicy wytrzymałości. Przecież on też zasługuje na jakąś rozrywkę, a już szczególnie, kiedy od kilkudziesięciu godzin cierpi na jej całkowity brak.

-- Nie uważasz, że powinieneś być dla mnie nieco milszy? W końcu kiedy już stąd wyjdę mogę cię dopaść i sprawić, że już nie będziesz czuł się tak pewnie jak teraz - mruknął, z powrotem zamykając oczy. Miał tylko nadzieję, że ci cholerni policjanci nie za bardzo męczyli jego człowieka. Siva, chociaż spokojny, potrafił nieźle zwyzywać kogoś, kto nadepnął mu na niewłaściwy odcisk. I chociaż był jego szefem, zdążył się już o tym niejednokrotnie przekonać.

-- Ciebie to ewentualnie mogę stąd wyprowadzić nogami do przodu. Twoje cholerne groźby nie robią na mnie najmniejszego wrażenia, więc do kurwy nędzy ruszaj się i nie marnuj więcej mojego cennego czasu - mężczyzna podszedł do Malika i bezceremonialnie uderzył go kluczami w głowę. Czarnowłosy natychmiast poderwał się ze swojego siedzenia i z całej siły przyłożył mu pięścią w nos. Strażnik zatoczył się do tyłu i w ostatnim momencie opał się o ścianę, nie chcąc stracić równowagi. Zmierzył Zayna rozwścieczonym spojrzeniem, przyciskając dłoń do nosa, z którego ciurkiem popłynęła krew. Zadowolony z siebie Mulat opuścił celę, rozcierając obolałe od zderzenia kostki. Nikt nie miał prawa podnosić na niego ręki.

         Przeszedł jedynie kilkanaście metrów sam. Później dołączył do niego inny strażnik, najprawdopodobniej powiadomiony przez poprzedniego o tym, do czego posunął się gangster. Jednak na niego Zayn również nawet nie popatrzył. Był tylko bezużytecznym kimś, kto miał wskazać mu kierunek, w którym miał się udać i dopilnować, żeby nie zrobił jeszcze większego bałaganu dookoła siebie. Ich niedoczekanie.

         Brunet musiał po drodze zmierzyć się z nienawistnymi spojrzeniami i komentarzami ze strony innych więźniów. Wszyscy nie mogli doczekać się momentu, w którym wysoki sąd orzeknie wyrok w sprawie jego śmierci. W końcu przynajmniej jedna trzecia z nich odsiadywała swoje wyroki z powodu Malika. To właśnie on najpierw ich wykorzystał, a kiedy stali sie zupełnie zbędni, porzucił i pozwolił zająć się nimi policji. Nie żałował tego i nie bał się ich. W końcu tylko Kinson miał odwagę podejść do niego i zaatakować. Cała reszta była jedynie tchórzami, którzy nie potrafili zrobić nic poza składaniem gróźb bez pokrycia.

-- Macie godzinę, nie więcej. Nie mamy zamiaru skupiać na was całej ochrony - głos strażnika przypominał Zaynowi tarcie paznokciami po tablicy. Był szorstki i nieprzyjemny. Mulat skrzywił się z niesmakiem, wchodząc przez plastikowe drzwi w kolorze wymiocin. Rozejrzał się po pomieszczeniu, pomalowanym białą farbą. Zdecydowanie kolor trzeba było odświeżyć, a meble z jakiegoś tworzywa sztucznego wymienić już kilka lat temu.

         Zajął miejsce na ledwo trzymającym się kupy krześle i oparł się łokciami o stolik. Zmierzył uważnym spojrzeniem mężczyznę, siedzącego na przeciwko. Kaneswaran, chociaż znacznie od niego młodszy, był jednym z jego najlepszych podwładnych. Czarnowłosy szczególnie odznaczał się swoją inteligencją podczas planowania różnych intryg - między innymi ucieczki z więzienia. Zayn wiedział, że może mu zaufać i nie bał się tego robić. Pomimo wszystkich uprzedzeń, jakimi kierował się w życiu.

         Siva uśmiechnął się do swojego szefa jednym kącikiem ust, po czym wyłożył na stół swoja aktówkę i wyciągnął z niej całą masę papierów. Malik chwycił jeden z plików i przewrócił oczami, kiedy dostrzegł na kartkach relację z ostatniego meczu Mistrzostw Europy pomiędzy Niemcami a Portugalią. Wiedział, że ich spotkanie jest w pełni ustawione, mające służyć jedynie przypomnieniu kolejnych szczegółów planu działania, ale wydawało mu się, że Liam bardziej postara sie podczas przygotowywania tego wszystkiego i przynajmniej przekopiuje jakiś poważniejszy artykuł. Na przykład o rozmnażaniu się ssaków czy ptaków.


-- Cała taktyka obrony jest opisana w dokumentach, które właśnie pan trzyma, panie Malik. Chciałbym, aby dokładnie się pan z nimi zapoznał i powiedział mi, czy ma pan jakieś uwagi co do tego - Kaneswaran wskazał głową na plik kartek, trzymany przez Zayna. Mężczyzna wiedział, że jego 'prawnik' ledwo powstrzymuje się od wybuchnięcia głośnym śmiechem, chociaż doskonale sie z tym krył. Najwyraźniej sam niedawno dowiedział się, co zrobił Payne.

-- Nie ma takiej potrzeby. Ufam panu w stu procentach i mam nadzieję, że się nie zawiodę. W końcu moje życie jest teraz w pana rękach.

-- Miło mi to słyszeć, szczególnie z pana ust. Ja również mam nadzieje, że wszystko potoczy się z ułożonym przeze mnie planem działania. Chciałbym się jeszcze od pana dowiedzieć, czy odpowiednio traktują tutaj więźniów. Z pewnych źródeł wiem, że w najbliższej przyszłości poprowadzę kontrolę całego budynku.

-- W takim razie proponuję zacząć od sprawdzenia toalet. Co prawda to sami więźniowie się nimi zajmują i przeważnie jest w nich w miarę czysto, ale ostatnio zauważyłem, że coraz częściej psują się spłuczki. Wydaje mi się, że to swego rodzaju sabotaż strażników więziennych, którzy chcą nas zmusić do większej ilości pracy - Zayn złączył palce obu dłoni i schował za nimi swoje usta. Chciał w ten sposób chociaż w większej części zakryć twarz. Nienawidził, kiedy ktoś nieodpowiedni za długo na niego patrzył, a ci wszyscy strażnicy prawa na pewno obserwowali ich za pomocą kamer, umieszczonych niemalże w każdym kącie pomieszczenia.

-- Będę mieć to na uwadze. Jednak chciałbym się również dowiedzieć czegoś o jedzeniu tutaj. Czy potrawy, przygotowywane dla więźniów są dobrej jakości? Może osobiście coś by pan poprawił.

-- Wszystko z nimi w porządku. Wydaje mi się, że są przygotowywane ze świeżych produktów, ale czasami dodawałbym do nich trochę więcej przypraw. Tutejsi kucharze nie grzeszą rozrzutnością, jeżeli o to chodzi - Siva pokiwał głową, jakby właśnie się nad czymś zastanawiał, po czym chwycił kartkę oraz długopis i napisał coś szybko. Zayn natychmiast na nią spojrzał, następnie również przytakując kilkukrotnie. Pierwsze piętro. Czwarta kabina.

-- W takim razie wydaje mi się, że nasze spotkanie można uznać za skończone, panie Malik. Uważam, że wszystko dokładnie było opisane na tych kartkach, więc jeśli zgadza się pan z moim planem, to już pana opuszczę. Wydaje mi się, że strażnik, który pana tutaj przyprowadził nie był zbyt przyjaźnie nastawiony do mojej osoby.

-- Zapewniam pana, panie Kaneswaran, że strażnik, który mnie tutaj przyprowadził nie jest przyjaźnie nastawiony do nikogo, kto chciałby pomóc mi w uratowaniu mojego życia.

~*~

         Cassie siedziała na swoim szpitalnym łóżku i uważnie przyglądała się panoramie Los Angeles, rozpościerającej się za oknem w jej pokoju. Odkąd obudziła się dzisiaj rano i samodzielnie nie mogła wyjść nawet do toalety, poczuła się jakby ktoś zamknął ją w więzieniu. Westchnęła ciężko, kiedy zrozumiała doskonale, co musiał czuć Malik w swojej celi.

         Przeniosła swoje spojrzenie na wejście, kiedy tylko otworzyło się ono i stanął w nim jej lekarz prowadzący. Siwiejący mężczyzna w podeszłym wieku, z licznymi zmarszczkami na uśmiechniętej twarzy trzymał pod ręką teczkę w kolorze kitla, który miał założony na swoje codzienne ubrania. Cassandra skinęła głową w ramach przywitania, po czym spuściła nogi, prostując się na siedzeniu. Chciała okazać lekarzowi chociaż minimalny szacunek, a przez to również wdzięczność za to, że ocalił jej życie.

-- Witaj Cassandro. Przyszedłem sprawdzić, jak tam twoje szwy - mężczyzna ostrożnie, nie chcąc rozsypać dokumentów, położył je na metalowej szafce obok łóżka kobiety, po czym stanął nad nią, czekając aż odsłoni postrzelone ramię i zdejmie z niego bandaż. Cassie już na samym początku jasno dała do zrozumienia pielęgniarkom, że nie pozwoli robić tego nikomu innemu, tylko sobie. Nienawidziła, kiedy ktoś jej dotykał, jeżeli nie było to konieczne.

         Mężczyzna zaczął delikatnie macać palcami miejsce dookoła rany. Założył duże okulary na nos i przysunął twarz do ramienia Cass, która modliła się w duchu, żeby to cholerne badanie minęło jak najszybciej. Utrzymanie o dwa rozmiary za dużej, szpitalnej piżamy jedną ręką tak, żeby niczego nie odsłoniła było niesamowicie trudne i miała już tego dość.

-- Tak, jak myślałem. Rana zrasta się bardzo dobrze, szwy również rozpuszczają się w odpowiednim tempie. Wydaje mi się, że jeżeli do jutro nie pojawią się żadne komplikacje, to będę mógł dać ci twój wypis.

-- A nie dałoby się tego jakoś przyspieszyć? Chociaż dzisiaj wieczorem panie doktorze, to bardzo ważne - westchnęła, poprawiając koszulę. Mężczyzna zdjął okulary i zawiesił je na kieszeni, doszytej do kitla, po czym mrucząc coś pod nosem i przeglądając papiery wyszedł z pomieszczenia. Szatynka zaklęła pod nosem. Nienawidziła, kiedy ktoś ją ignorował.

~*~

         Zayn szedł w zupełnej ciszy, pchając przed siebie wózek z detergentami i innymi przedmiotami, potrzebnymi do czyszczenia toalet. W zamian za to, że rzekomo pobił jednego ze strażników, musiał wyczyścić wszystkie sedesy na terenie więzienia. Uśmiechnął się do siebie kpiąco. Gdyby tylko wiedzieli, jak dużą przysługę mu tym wyświadczają na pewno dwa razy zastanowiliby się następnym razem.

         Wszedł do pomieszczenia, wyłożonego beżowymi kafelkami. Jeden ze strażników, który miał go pilnować, zamknął za nim drzwi, rzucając za sobą tylko "pospiesz się". Mulat odetchnął głęboko, przeglądając się w lustrze. Skrzywił się mocno. W ogóle nie przypominał siebie. Potrzebował swoich ubrań, swojego żelu do włosów, ale przede wszystkim swojej wanny i łóżka, żeby móc w końcu umyć się i wyspać tak, jak pan Bóg przykazał.

         Mężczyzna dyskretnie rozejrzał się po pomieszczeniu, chcąc sprawdzić położenie kamer, po czym otworzył drzwi czwartej kabiny i wszedł do środka, od razu je za sobą zamykając. Spuścił deskę klozetową, po czym stanął na niej, aby móc otworzyć spłuczkę. Uśmiechnął się do siebie, wyciągając czarny pakunek. To właśnie w nim znajdowało się wszystko, co niezbędne, aby dokonać ucieczki z jednego z najbardziej strzeżonych więzień w Stanach Zjednoczonych i na całym świecie. 

~*~

Niesprawdzony
Przepraszam, wiem że spóźniony grubo ponad tydzień, ale nie miałam kiedy usiąść na dłużej przed komputerem.
Zastanawiałam się, czy na jakiś czas nie zawiesić tego opowiadania, ale chyba nie potrafię..
W każdym bądź razie prosiłabym o kilka komentarzy na Twitterze z #TQWBff zrobicie to dla mnie? :(
Przeżycia życzę do następnego wolnego i pozdrawiam,
Jes xx    

7 komentarzy:

  1. Jejuuu wreszcie coś sie zaczyna dziać *-* juz nie mogę doczekac sie kolejnego <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I masz rację! Nie mozesz zawiesić tego bloga, on jest za cudowny <3

      Usuń
  2. Jejuu, jak Siva zaczął pytać Zayna o to jedzenie to myślałam, że padnę ze śmiechu =D To się nazywa bajerować strażników w więzieniu! :) No i wreszcie przechodzimy do punktu, na który najbardziej czekam.... Ucieczka! :)
    Do następnego Skarbie <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jedno z lepszych opowiadań jakie czytałam.Dzięki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nareszcie kolejny rozdział :) jak zawsze cudowny ;) już nie mogę się doczekać co się będzie działo! Z niecierpliwością czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana wspaniale piszesz �� Już sie nie mogę doczekać następnego �� Kiedy bd ?

    OdpowiedzUsuń
  6. kiedy next :)czytałam tego bloga dawno temu i dopiero niedawno pomyślałam że może coś napisała czy mam czekać XD a tu akuku 4 rozdziały napisane

    OdpowiedzUsuń