9 stycznia 2016

[08] Chapter Eighth (Second Season)



"Uważam, że kobieta w pewnych wypadkach ucieleśnia jakby gniew tuzinów nieżyjących już kobiet, którym za życia nie dane było wyrażenie swojej wściekłości."
~ Robert Bly
"Żelazny Jan - rzecz o mężczyznach"
 Karotce, żeby pamiętała, że szczęśliwe zakończenia są nudne ;*

         Zayn wszedł do swojego domu. Za nim, krok w krok, szedł Jenkins, rozglądając się uważnie dookoła. Kiedyś to właśnie tutaj był jego dom, w tym miejscu spędził większą część swojego życia. Aż do momentu, w którym on i Javaad się rozeszli. Zacisnął pięści. Do dziś nie mógł uwierzyć, że wybrali Malika, a nie jego. Prychnął, widząc jednego ze swoich byłych ludzi. Kiedy tylko go dostrzegł, zawrócił i zamknął się jakimś pokoju. Zayn zaśmiał się cicho, kręcąc głową.

-- Możesz przestać straszyć mi gang? Przecież możesz poudawać, że nie chowasz do nich urazy i cieszysz się z tych krótkich odwiedzin -prychnął Mulat, otwierając drzwi swojego gabinetu. Cieszył się, że z powrotem jest w Nowym Yorku. Co prawda podróż samochodem była dość długa i mało przyjemna, ale przyjemności, jakie czekały na niego po załatwieniu spraw służbowych zdecydowanie na to zasługiwały.

-- Pamiętaj, że to przez twojego ojca już tutaj nie mieszkam. Jeszcze jedno słowo, a możesz skończyć na podłodze - syknął starszy mężczyzna, opadając na drewniane krzesło. Złączył ze sobą swoje dłonie i popatrzył na Zayna uważnym spojrzeniem. - Powiesz mi w końcu, do czego jest potrzebna ci moja pomoc? W końcu nie każdy jest skory do tego, żeby wyciągnąć z więzienia jednego ze swoich największych wrogów.

-- Nie przypisuj sobie za wiele, Kinson. Jesteś jedynie niedogodnością na mojej drodze, z której postanowiłem uczynić jakikolwiek pożytek - warknął czarnowłosy, podchodząc do okna. Splótł palce dłoni na plecach i wyjrzał na zewnątrz, gdzie nad basenem opalała się Samantha. Jej błyszczące od kremu ciało, zasłonięte jedynie przez skąpy strój kąpielowy, kusiło nie jednego, który przechodził obok. Żaden jednak nie odważył się do niej podejść i zagadać. Wszyscy wiedzieli, że należy tylko i wyłącznie do niego. Nie miało znaczenia nawet to, że w najbliższej przyszłości zamierzał pozbyć się Sam ze swojego gangu, życia i... No cóż... Z tego świata. Wiedziała zbyt wiele, żeby od tak po prostu pozwolił jej odejść.

-- Jeżeli będziesz traktował mnie w ten sposób i obrażał mnie na każdym kroku, to pozwól, że opuszczę już twoje towarzystwo - syknął Aaron. Nie ruszył się jednak z miejsca, ze wzrokiem w dalszym ciągu utkwionym w Mulacie.

-- Drzwi otwarte, droga wolna. Pamiętaj, że nie będę cię tutaj trzymał na siłę. Z twoją pomocą czy bez niej i tak uda mi się dotrzeć do celu. Ty stracisz, ja zyskam, bo nie będę musiał oddawać ci połowy z tego, co uda mi się zdobyć - wzruszył obojętnie ramionami, uśmiechając się do siebie, kiedy zauważył Louisa, siadającego pod jedną z parasolek. On również przyglądał się Stredfield. Ale nie tym samym spojrzeniem, a zupełnie innym, pełnym pogardy zamiast zachwytu.

-- W takim razie dlaczego w dalszym ciągu rozmawiamy, dlaczego włożyłeś tyle trudu w wyciągnięcie mnie z więzienia, skoro przyniosło ci to same minusy? - były policjant uniósł wysoko obie brwi. Starał się zrozumieć postępowanie Malika, ale on był dokładnie taki sam, jak jego ojciec; tajemniczy, małomówny, zagadkowy...

-- Czas, Kinson, mój cenny czas zmusza mnie do zasięgnięcia twojej pomocy - pokręcił głową, w dalszym ciągu na niego nie patrząc. Był zbyt ciekawy tego, co zamierza zrobić Tomlinson i czym Samantha mu się przysłużyła. Na ogół oboje starali schodzić sobie z drogi, żeby nie dopuszczać do sprzeczek pomiędzy sobą. Kiedy już do nich dochodziło musiał napsuć sobie wiele krwi, żeby z powrotem zmusić ich oboje do powrotu do stanu sprzed 'wojny'; stanu zupełnego ignorowania się. - Właśnie przez mój cenny czas przejdę w tym momencie do konkretów. Zamierzam zorganizować napad na Niemiecki Bank Federalny, w którym będziemy uczestniczyć oboje. Liam, Louis i Niall w tym czasie... Powiedzmy, że zajmą się czymś innym. To już nie twoja spawa - urwał, nie chcąc powiedzieć zbyt wiele. Nie ufał mu, przez co nie zamierzał się przed nim otwierać. - Jak, zgadzasz się na taką umowę? Zaraz po kradzieży nasze drogi rozejdą się aż do kolejnego spotkania.

-- Wiesz, że to spotkanie nie będzie nawet w połowie tak przyjemne jak to dzisiejsze, czy każde kolejne aż do zakończenia twojej akcji? - zapytał po chwili milczenia, podnosząc się w końcu z krzesła. Musiał jak najszybciej ewakuować się z tego cholernego miejsca, żeby nie musieć dłużej wspominać.

-- Prosta odpowiedź, Kinson. Zgadzasz się, albo zmywasz i czekasz na śmierć, którą dla ciebie wymyślę - Zayn zaszczycił w końcu spojrzeniem swojego rozmówcę. Musiał znać odpowiedź natychmiast, żeby wiedzieć, jak rozłożyć kolejne punkty napadu. Nie mógł popełnić nawet jednego błędu, żeby jemu, Cassie, albo komukolwiek z jego przyjaciół coś się stało.

-- Zgadzam się na twój chory układ, Malik. Wiedz jednak, że robię to tylko i wyłącznie ze względu na pieniądze, a nie twoje śmieszne groźby - Aaron poprawił marynarkę, którą miał na sobie, po czym cofnął się kilka kroków do tyłu.

-- Bądź tutaj jutro o siedemnastej, spakowany. Od razu wylatujemy - starszy z nich, po uzyskaniu informacji na temat ich kolejnego spotkania, skinął głową, natychmiast udając się do wyjścia z domu.

         Zayn odwrócił się z powrotem do szyby, chcąc dowiedzieć się, co zamierza zrobić jego przyjaciel. Nie zauważył przez to Liama, zajmującego jego miejsce za biurkiem.

-- Wodzisz nim za nos, jakby był twoją prywatną zabawką. Powiedz mi, jak ty to robisz, że on niczego się nie domyśla? - wzdrygnął się ledwo zauważalnie, nie spodziewając się usłyszeć głosu Payne'a. Szybko jednak zatuszował to cichym śmiechem.

-- Siła perswazji, przyjacielu, po prostu - uśmiechnął się delikatnie, niby normalnie. Jednak w jego oczach czaił się niebezpieczny błysk, który nigdy nie oznaczał czegoś dobrego.

-- Pieprzysz głupoty, Zayn. Perswazja jest mało szkodliwa, a ty ewidentnie manipulujesz nim jak dzieckiem w przedszkolu, któremu obiecałeś worek słodyczy - prychnął Li, odwracając się przodem do okna. - Nie podejrzewałem, że aż tak szybko zaczną - mruknął, dostrzegając blond włosy Nialla, trzymającego w dłoniach duży, niemożliwy do zidentyfikowania z takiej odległości, pojemnik.

-- Chyba powinieneś mi teraz powiedzieć, co działo się w moim domu, kiedy akurat nie mogłem w nim być.

-- Same ciekawe rzeczy, Zayn, same ciekawe rzeczy - westchnął ciężko mężczyzna, ze zmęczeniem kręcąc głową, co zupełnie nie spodobało się Malikowi.

~*~

         Cassandra zaparkowała przed komisariatem, od razu opuszczając pojazd i udając się do wnętrza budynku. Była wściekła na wszystkich, którzy mieli pilnować w nocy więzienia. Ich zadanie nie było w cale aż tak trudne. W końcu w przynajmniej pięćdziesięciu zajmowali się tyko jednym człowiekiem. Wiedziała, że pomysł z urlopem był kompletnie nieodpowiedni. Żałowała, że jednak dała się do niego przekonać i postanowiła odpocząć przez jeden dzień.

         Weszła do swojego gabinetu, od razu wkładając do biurka pistolet, który kilka dni temu zabrała ze sobą. Ostatnim razem, kiedy tu była zupełnie o nim zapomniała. Jej myśli były zajęte w końcu przez inną, ważniejszą sprawę.

         Zdjęła bluzę, od razu przewieszając ją przez oparcie obrotowego fotela. Była rano u lekarza, który kategorycznie zabronił zdejmowania bandaża przynajmniej przez najbliższe trzy dni. Nie chciała tego, ale wolała uniknąć kolejnego zakładania szwów.

         Wyszła z pomieszczenia, swoje kroki od razu kierując do miejsca, gdzie pracował Samuel. Na niego była najbardziej zła, ponieważ blondyn osobiście zasugerował, że to właśnie on powinien nadzorować ochronę. Zaufała mu, a później zawiodła się jak na nikim innym od bardzo dawna. Zatrzymała się przy biurku swojego przyjaciela i postukała mu palcem w ekran, żeby zwrócić na siebie jego uwagę. Wcale nie miała zamiaru być miła czy przyjemna. Musiała przecież na kimś wyładować swoją frustrację, a nie chciała żeby Eric całkowicie się na nią obraził po tym, jak kilka godzin wcześniej zarzuciła mu niekompetencję i całkowity brak zdolności logicznego myślenia.

-- Czy ty przypadkiem nie jesteś na urlopie zdrowotnym, Willson? - jasnowłosy natychmiast poderwał się ze swojego siedzenia i powędrował za nią w kierunku pomieszczenia, gdzie znajdowały się nagrania ze wszystkich kamer monitorujących więzienie zarówno z zewnątrz, jak i od wewnątrz.

-- Byłam na nim, ale postanowiłam wrócić wcześniej, ponieważ ktoś nie potrafił upilnować jednego niegrzecznego chłopca - warknęła, mocno trzaskając za sobą drzwiami jeszcze zanim Rossi zdążył wejść do środka. W duchu liczyła, że zahaczą o niego i zrobią mu jakąś małą krzywdę.

-- Jednego niegrzecznego chłopca, który nazywa się Zayn Malik. Nie uważasz, że to mówi samo za siebie? Chciał uciec, więc to zrobił, co było do przewidzenia - wzruszył ramionami, zajmując miejsce obok niej. Cassandra zauważyła, że z niepokojem przyglądał się płytom CD, przywiezionym kilka godzin po ucieczce. Zdziwiła się, ale postanowiła nie wspominać o swoich obserwacjach. Przynajmniej do pewnego momentu.

-- Jakoś dopóki nie poszłam na ten cholerny urlop, to wszystko było w porządku, a Malik siedział w swojej celi na czterech literach i oprócz jednej bójki, która nawet nie była zainicjowana przez niego, nie sprawił żadnego, nawet najmniejszego problemu - zironizowała, wyrzucając zdrową rękę w powietrze. Włączyła sporych rozmiarów laptopa, od razu wkładając do niego pierwszą z płyt. Sam westchnął ciężko, przewracając oczami. - Jeżeli nie chcesz, to nie musisz tutaj ze mną siedzieć. Równie dobrze możesz teraz wrócić do biurka i pisać sprawozdanie ze swojej największej porażki, jaką dotychczas popełniłeś.

-- Hola, przyjaciółeczko! - Rossi popatrzył na nią z szeroko otwartymi oczami. Wiedział, że będzie wściekła, ale nie podejrzewał, że aż tak bardzo. - Nie wyżywaj się na mnie za błąd, do którego nie doprowadziłem samodzielnie. Równie dobrze możesz teraz pójść z pretensjami do swojego adoratora, albo czterdziestu ośmiu innych policjantów i strażników więziennych, którzy byli tam razem ze mną.

-- Spokojnie, Kesper już dostał za swoje. Jak mylisz, dlaczego przyszłam dzisiaj do pracy bez obstawy? - mruknęła, włączając pierwsze video. Przedstawiało ono dziedziniec więzienia. Zupełnie pusty, jak to bywało w godzinach nocnych. Po dwudziestej pierwszej żaden więzień nie miał prawa do przebywania poza swoją celą bez uzgodnienia tego z którymkolwiek ze strażników i bez odpowiedniej obstawy.

         Niestety, niczego się na nim nie doszukali. Przez kilka godzin nie pojawił się tam nawet wiatr. Dokładnie ta sama sytuacja powtórzyła się w kuchni, na korytarzach, gdzie kręcili się jedynie policjanci, w toaletach i pokojach przesłuchań. Tylko raz, około dwudziestej pierwszej czterdzieści McColl ze swoimi popychadłami przyprowadził jakiegoś więźnia do zamknięcia.

         Akcja zaczęła rozkręcać się dopiero po pierwszej w nocy. Cisza została przerwana głośnymi odgłosami wymiotowania przez jednego z zamkniętych więźniów. Cassie popatrzyła na kamerę, skierowaną prosto na celę więzienną Malika. Mulat stal przy kratach, na których z całej siły zaciskał pięści i zastanawiał się nad czymś mocno. Pomimo rozgardiaszu i zamieszania, jakie zapanowały na korytarzach on nawet nie drgnął, tylko wpatrywał się w jakiś punkt na przeciwko siebie pustym wzrokiem, który u niego był wręcz normalnością.

         Około piętnastu minut później, kiedy pierwsze karetki przyjechały już do więzienia, aby zabrać duszących się własnymi wymiocinami więźniów do celi Zayna przyszedł Kinson. Brunetka mocno zacisnęła palce wolnej dłoni. Nigdy nie spodziewałaby się nawet, że tych dwoje może chcieć zawiązać ze sobą jakieś bliższe stosunki. Chociaż... W tamtym momencie wiedziała przynajmniej, po co ten cholerny gangster samowolnie dał zamknąć się w pace.

         Aaron zasłonił swoim ciałem większość widoku, przez co ani ona, ani Samuel nie mogli zobaczyć, w jaki sposób udało im się wydostać zza krat. Zmarszczyła brwi, dostrzegając jak mężczyzna podaje młodszemu z nich jakąś czarną paczkę. Czarnowłosy zniknął w głębi pomieszczenia, a kiedy wyszedł z powrotem nie miał już na sobie więziennych ubrań. Wręcz przeciwnie, na sobie miał czyste, lekko pogniecione - zapewne od leżenia w foliowym opakowaniu - ciuchy ratowników z wielkim napisem 'pomoc medyczna' na plecach.

         Oboje przerzucali wzrok na kolejne zapisy z kamer podczas, kiedy dwaj więźniowie uciekali. Jednak w pewnym momencie nagrania pokazały, że z budynku wydostał się sam Kinson, który natychmiast zamknął się w jednej z karetek, ustawionych przed więzieniem. Malika nigdzie nie było, na żadnym obrazie. Willson natychmiast poderwała się na swoim siedzeniu i cofnęła nagrania o kilka sekund.

         Na jednym z nich zauważyła, jak coś szarpnęło Mulatem do tyłu i schowało się razem z nim za jednym z zakrętów, gdzie kamery nie były w stanie zarejestrować, kim był ten człowiek. Minęła dłuższa chwila, zanim Zayn wyszedł stamtąd i czym prędzej udał się do tej samej karetki, w której znajdował się Aaron. Pojazd odjechał po kilku sekundach, kończąc tym samym całą ucieczkę.

-- To musiał być ktoś z nas - ciszę, jaka pomiędzy nimi zapanowała, przerwała Cassandra, która podniosła się z krzesła i zaczęła chodzić po całym pomieszczeniu, przykładając jedną dłoń do ust. Samuel przełknął głośno ślinę, co natychmiast zatuszował cichym odkaszlnięciem, dzięki czemu Cassie niczego nie zauważyła.

-- Skąd masz tę pewność? - zapytał, również wstając ze swojego siedzenia. Chciał jak najszybciej stamtąd wyjść, żeby policjantce przypadkiem nie przyszło do głowy, żeby po raz kolejny oglądać te cholerne nagrania. W końcu za pierwszym czy drugim razem nie zauważyła, jak ona sam, zaraz po Maliku, wychodzi zza zakrętu i idzie w inną stronę. Zabiłaby go z największą brutalnością, na jaką byłoby ją stać.

-- Nikt z więźniów nie wie, gdzie nie docierają kamery. To musiał być jakiś policjant, który chciał mu w tym pomóc. Inaczej sam nie dałby sobie rady - zatrzymała się na chwilę w miejscu. Blondyn zmierzył ja uważnym spojrzeniem. Wiedział doskonale, że nie uda mu się powstrzymać jej od wyjazdu do Europy. Była w swoim własnym świecie, zupełnie zatracona w zagadkach i poszlakach, bez jakiejkolwiek nadziei, że uda się ją stamtąd wyciągnąć przed oficjalnym zakończeniem sprawy. - Idziemy tam i możesz zapomnieć o tym, że pisałeś jakikolwiek raport - rzuciła za sobą, od razu wychodząc z pomieszczenia. Nie czekała na Samuela, doskonale wiedziała, że kiedy tylko zorientuje się, co tak naprawdę miało miejsce, zdoła ją dogonić.

         Po drodze kilkukrotnie musiała odpowiadać na przywitania ze strony innych policjantów. Chociaż tak naprawdę, gdyby ich zignorowała, nikt by się nie zdziwił. Wszyscy mieli pewność, że jest na nich wściekła. W końcu osobiście mówiła im wszystkim, że Malik coś knuje. Nie posłuchał jej praktycznie nik i skończyło się czymś w rodzaju tragedii. Na pewno już nigdy więcej nie uznają ją za kompletną wariatkę, jeżeli jeszcze kiedykolwiek uda im się trafić na coś, co będzie miało związek z gangiem Malika, albo nim samym.

         Wsiadła do jednego z radiowozów na miejscu pasażera i poczekała, aż Sam zajmie miejsce kierowcy. Prowadzenie jakiegokolwiek pojazdu z tym cholernym bandażem nie było niemożliwe, ale sprawiało wiele bólu i powodowało, że w tak prostą czynność musiała włożyć znacznie więcej wysiłku niż zwykle. Właśnie dlatego nienawidziła chodzić do lekarzy nawet z poważnymi ranami. Zawsze wymyślili coś, żeby uprzykrzyć jej i tak już trudne, życie.

         Blondyn zatrzymał auto, od razu z niego wysiadając. Podszedł do drzwi swojej przyjaciółki, otwierając je przed nią. Chciał w ten sposób z powrotem wkupić się w łaski ciemnowłosej, dzięki czemu znacznie łatwiej byłoby mu przekonać ją przynajmniej do niektórych swoich racji.

         Cassie prychnęła pod nosem, wysiadając z samochodu. Bez słowa ruszyła w kierunku wejścia. Chciała jak najszybciej obejrzeć celę, w której przebywał Malik. Skinęła głową, witając się z kilkoma strażnikami. Samuel szedł zaraz za nią i myślał nad tym, jak zniechęcić ją do tej sprawy.

         Willson przez piętnaście minut nieustannie oglądała kratę i zamek. Na dłoniach miała białe rękawiczki, które miały ochronić dowody przed zniszczeniem czy jakimkolwiek uszkodzeniem.

-- Skąd do jasnej cholery Malik wziął tak mocno żrący kwas w więzieniu? - syknęła, dotykając delikatnie palcem wskazującym przeżartego metalu. Sam westchnął ciężko i machnął na kilku policjantów, którzy stali dookoła. Wolałby, żeby to teraz na nich się odegrała za niepowodzenie. On miał już dość.

-- Podejrzewamy, że przyniósł go jego adwokat. Był jedyną osobą z zewnątrz, z jaką miał styczność w przeciągu swojego pobytu tutaj - mruknął cicho Smith. Cass natychmiast odwróciła się do niego przodem i zmierzyła go uważnym spojrzeniem.

-- Jak nazywał się ten adwokat i dlaczego nie miałam pojęcia, że Malik spotykał się z kimkolwiek z zewnątrz. To była moja sprawa i powinnam uczestniczyć przy tym spotkaniu osobiście - warknęła, zdejmując rękawiczki z dłoni. Widziała już wszystko, co chciała. Nie musiała iść do celi Kinsona, żeby dowiedzieć się, że zosała otwarta dokładnie w ten sam sposób.

-- Siva Kaneswaran. Samuel zabronił nam informować cię o czymkolwiek, co dotyczy sprawy Zayna - mężczyzna wzruszył ramionami. Cassie zacisnęła powieki i wzięła głęboki oddech.

-- Jedziemy na komisariat, wszyscy. Będziecie czytać akta Malika aż nauczycie się ich na pamięć i zrozumiecie, że Siva to jeden z najlepszych ludzi tego sukinsyna! - krzyknęła, z całej siły zatrzaskując kratę, która zachwiała się niebezpiecznie. Musiała napić się herbaty. Dużej ilości herbaty.

1 komentarz:

  1. Sądzę, że szczęśliwe zakończenie tu pasuje ale nie takie zwykłe cos co będzie spektakularne... takie wiesz w twoim stylu króliczku.
    Malik spitolił bo to on.
    Nasz pozwolenie na zabicie Samanthy znaczy niech to zrobi Lou.
    Uu wściekła Cassandra nie powiem ale Malik pewnie sobie wyobrażał ten widok a co wtedy robił to on tylko wie XD
    Rozdział wspaniały jak zawsze i czekam na następny Karotka.

    OdpowiedzUsuń