22 stycznia 2016

[09] Chapter Nineth (Second Season)



"Kto przestaje kochać - ucieka, ale kto nie może przestać - ściga."
~ Władysław Grzeszczyk
"Parada paradoksów"

         Zayn siedział na masce swojego samochodu i palił kolejnego z rzędu papierosa, zaciągając się nim mocno. Uważnym spojrzeniem mierzył ulicę, na której znajdował się jego dom. Ludzie bawili się z dziećmi w ogródkach, albo jedli rodzinne obiady wewnątrz budynków. Byli szczęśliwi i mieli poukładane, spokojne życie.

         Właśnie tego im zazdrościł. Tego, że nie musieli na każdym kroku walczyć o swoje i że nikt nie czekał na ich potknięcie, po którym już nigdy więcej nie obudziliby się następnego dnia. Spuścił wzrok na podjazd, wyłożony żwirem. Nie żałował, że jest gangsterem. Czuł, że nie nadawałby się do spokojnego życia, ale czasami chciałby mieć obok siebie kogoś, na kim naprawdę mu zależy. Chciałby mieć swoje dziecko, które mógłby wychować tak, żeby później odziedziczyło cały jego majątek.

         Wyprostował się i wyrzucił papierosa, słysząc głosy swoich przyjaciół, którzy szli w jego kierunku. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, z powrotem podnosząc wzrok do góry. Nie mógł dopuścić do tego, żeby ktokolwiek dowiedział się o czym myślał kilka sekund wcześniej. Marzenia w ich świecie były słabością, a każda słabość odbijała się na nich wcześniej czy później.

-- Co Malik, czyżbyś się dzisiaj nie wyspał? - szeroko uśmiechnięty Louis usiadł na masce zaraz obok Mulata i objął go ramieniem, przysuwając do siebie. Zayn otworzył szeroko oczy, zupełnie nie przygotowany na takie posunięcie ze strony swojego przyjaciela.

-- A tobie co? Zaliczyłeś dzisiaj jakąś pannę, czy po prostu postanowiłeś wziąć działkę ekstazy z zapasu. Pamiętaj, że jeżeli to drugie jest prawdą, to będziesz musiał zapłacić - czarnowłosy podniósł wysoko jedną brew, w mgnieniu oka wyswobadzając się z uścisku szatyna. Nie miał zamiaru obściskiwać się z nim na środku ulicy. Ani tam, ani w jakimkolwiek innym miejscu na świecie.

-- Nie, zapewniam cię, że jestem czysty i trzeźwy - zaśmiał się. - Panienki też nie zaliczyłem. Mam przecież najpiękniejszą dziewczynę na świecie, która nie może się równać z żadną cycatą pięknością, jakie dotychczas przewijały się przez moje życie.

         Zayn popatrzył zdziwiony na roześmianego Liama. Pane wzruszył ramionami i wskazał głową na Louisa. Nie chciał nic mówić, żeby przypadkiem nie oberwać od niego. Mimo tego, że był 'najszczęśliwszym człowiekiem na świecie', w dalszym ciągu pozostawał sobą, który potrafił dość mocno przyłożyć, kiedy coś mu się nie spodobało.

-- Louis, jeżeli zaraz nie powiesz mi, o co do jasnej cholery chodzi, to przysięgam, że wyciągnę to z ciebie siłą - warknął, podnosząc się z samochodu. Był zły na cały świat dookoła za to, że po raz kolejny musiał opuszczać swój dom, nie potrzebował jeszcze więcej problemów. Szczęśliwy Tommo zaliczał się do nich w stu procentach.

-- Zapytaj swojej dziewczyny, Malik. Chociaż, zaraz na pewno przybiegnie do ciebie z płaczem i poskarży się, jaki to niedobry dla niej byłem - zironizował, przewracając oczami. - A teraz moi drodzy panowie, muszę was opuścić, gdyż jestem umówiony z najpiękniejszą dziewczyną, jaka stąpała po tym świecie - brązowowłosy wstał ze swojego miejsca i raźnym krokiem ruszył w kierunku miejsca zamieszkania sióstr Blake.

-- Zanim o cokolwiek zapytasz, nie mam pojęcia, co on zrobił. Widziałem tylko, jak wylewa Samanthcie kubeł wody na głowę i zniknęli mi z pola widzenia, kiedy zaczęła go na siłę gonić - Liam wzruszył ramionami, podchodząc kilka kroków bliżej Zayna. Mulat pokiwał głową, wsadzając dłonie w kieszenie swoich spodni.

-- Jesteście gotowi na wyjazd? - zapytał, mierząc uśmiechniętą twarz Payne'a badawczym spojrzeniem. Mężczyzna pokiwał twierdząco głową.

-- Samolot mamy o dwudziestej trzeciej, więc jeszcze sobie na niego trochę poczekamy - uciął, a pomiędzy nimi zapanowała cisza, którą przerwał dopiero po kilkunastu, ciągnących sie w nieskończoność, sekundach. - Lepiej powiedz, jak ty się czujesz.

-- Ja? A jak ja miałbym się czuć? Jestem cholernie szczęśliwy, że w końcu coś się dzieje. Dwa lata siedziałem na dupie i patrzyłem na to, jak wy żyjecie po swojemu, a mi nie pozwalaliście dosłownie nic zrobić. Czuję, że to się uda - Zayn uśmiechnął się szeroko, otwierając samochód za pomocą zamka centralnego, kiedy zauważył Kinsona, parkującego przed główną bramą jego posesji. Razem z Liamem podeszli do niego.

         Już na pierwszy rzut oka można było zobaczyć, że Aaron nie do końca jest zadowolony z tego, że będzie musiał ponownie opuszczać Nowy York. Był podenerwowany i mierzył ich wszystkich nieprzyjemnym spojrzeniem. Zayn zaśmiał się cicho.

-- Harry jest już w Berlinie? - zapytał, nie spuszczając wzroku ze swojego przyszłego partnera. Liam kiwnął twierdząco głową. - W takim razie zabawę czas zacząć.

~*~

         Cassandra siedziała za biurkiem w swoim gabinecie i znudzonym wzrokiem przeglądała ostatnie informacje z Europy. Doskonale zdawała sobie sprawę, że to jeszcze za wcześnie na jakiekolwiek działanie ze strony Malika, ale wolała być czujna i niczego nie przegapić. W końcu po nim można było spodziewać się dosłownie wszystkiego. Nie byłby sobą, gdyby nie zrobił czegoś spektakularnego i mało bezpiecznego dla zwykłych ludzi.

         Podniosła spojrzenie na kilka sekund, kiedy usłyszała jak ktoś otwiera drzwi do pomieszczenia. Zmierzyła uważnie Erica, po czym wróciła do swojego poprzedniego zajęcia. Nie miała ochoty na rozmowę z kimkolwiek, więc uznała, że ignorowanie nieproszonych gości będzie najlepszym wyjściem z sytuacji.

-- Mam dla ciebie kilka papierów od Fernandeza do podpisania. Dotyczą ucieczki Malika i są podobno bardzo ważne - mężczyzna podszedł do biurka i ułożył na nim kremową teczkę z dokumentami. Cassie popatrzyła na nią kątem oka, po czym przekręciła głowę, odświeżając stronę z informacjami.

          Przekręciła się przodem do nieproszonego gościa, ułożyła ręce na blacie, przechyliła głowę i uśmiechnęła sie słodko, mrugając sztucznie oczami. Kesper wiedział, że powinien jak najszybciej opuścić pokój, jeżeli nie chciał wszczynać awantury. Postanowił jednak zaryzykować.

-- Nie będą podpisywać niczego, co ma związek z ucieczką sprzed dwóch nocy - zaczęła, a jej mina diametralnie się zmieniła. Była wściekła. - Nie mam z tym nic wspólnego - dodała szybko, odwracając się przodem do monitora. Wróciła do przeglądania newsów. Oprócz kilku wypadków i napadu na bank, który jak się okazało miał miejsce tydzień wcześniej, nie stało się nic wartego uwagi, co powoli zaczynało ją denerwować.

-- Cassie wiem, że chciałabyś wysadzić ten budynek w powietrze, ale błagam cię, zacznij w końcu rozmawiać z nami jak z ludźmi. Staraliśmy się go upilnować, ale nam się nie udało. Następnym razem na pewno lepiej obstawimy jego celę - westchnął ciężko, nie spuszczając wzroku z kobiety. Bolało go jej zachowanie, co coraz stawało się coraz trudniejsze do ukrycia.

-- Czy ty siebie do jasnej cholery słyszysz?! Mówimy o Maliku, rozumiesz? Ma-li-ku! Dobrze będzie, jeżeli uda nam się go znaleźć w tej Europie, nie mówiąc już o złapaniu go! - syknęła, zwężając powieki. Miała dość tego, że wszyscy bagatelizują to, jak Zayn potrafi być przebiegły i niebezpieczny. - A teraz, jeżeli chcesz kontynuować swój udział w tej sprawie, radzę ci jak najszybciej opuścić mój gabinet, albo skończysz w drogówce - zakończyła spokojnie. Ciemnowłosy westchnął ciężko, wiedząc że nie ma już najmniejszej szansy na normalną rozmowę. Odwrócił się i wolnym krokiem wyszedł z pomieszczenia.

~*~

         Zayn z cichym westchnieniem wsadził swoją walizkę do bagażnika czarnego Land Rovera. Do lotu do Niemiec zostało im zaledwie dwie godziny, a Kinson spóźniał się już dobrych kilka minut. Był na niego zły, jednak starał się tego nie pokazywać. W końcu musiał skupić się na planie działanie, którego jedna z ważniejszych części zaczynała się zaraz po starcie samolotu. To właśnie tam dokładnie powie Aaronowi, do czego potrzebna jest mu jego pomoc.

         Wzdrygnął się, czując dłoń na ramieniu. Natychmiast odwrócił głowę w kierunku osoby, która postanowiła zakłócić jego przestrzeń osobistą. Szybko doprowadził się do porządku, widząc Liama za swoimi plecami. Kiwnął głową i zamknął bagażnik samochodu, chcąc odwrócić uwagę przyjaciela od reakcji na jego dotyk.

-- Nie denerwuj się tak, Malik. Na pewno wszystko pójdzie zgodnie z planem i już za kilka dni wrócisz tutaj z całą masą pieniędzy na kącie - zaśmiał się Payne, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

-- To nie tak, że się denerwuję. Po prostu nie ufam swojemu organizmowi. Czuję, że w najgorszym momencie, kiedy będę się już ewakuował z budynku banku, coś pójdzie nie tak i wszystko legnie w gruzach - mruknął, spoglądając na zegarek w telefonie. Był coraz bardziej skłonny do tego, żeby zadzwonić do Kinsona i wygarnąć mu wszystko jeszcze zanim zobaczyłby go na oczy.

-- Rozumiem cię. Chciałbym ci jakoś pomóc, ale ty nie pozwoliłeś mi nawet jechać ze sobą do cholernej Europy, więc kiedy będziesz lizał rany po nieudanej akcji, a policja złapie cię i zamknie pod sto razy bardziej wzmożoną ochroną to pamiętaj, że ja nie będę ratować twojego tyłka - sapnął Liam, w dalszym ciągu urażony tym, jak miała potoczyć się akcja. Zayn zaśmiał się, zajmując miejsce za kierownicą.

-- Ty, Louis i Niall macie coś znacznie ważniejszego do załatwienia niż ja. Na waszym zadaniu bardziej mi zależy, a to że nie jadę z wami... No cóż, w końcu ktoś musi odciągnąć od tego wszystkiego Willson - westchnął ciężko, zakładając okulary przeciwsłoneczne, kiedy z daleka zauważył samochód Kinsona. Miał nadzieję, że kiedy oni będą za granicą, to jego ludzie odpowiednio się nim zajmą. - Swoją drogą, gdzie polazł Tommo. Kiedy go ostatni raz widziałem był coś za bardzo zadowolony z życia.

-- A jak myślisz? Kiedy dowiedział się, że nie będzie go kilka dni w Nowym Yorku jakoś go to nie obeszło. No, ale kiedy uświadomił sobie, że przecież nie zabierze ze sobą Denise, to od razu do niej poleciał. Olał nawet to, że będę musiał oglądać mecz zupełnie sam - mężczyzna westchnął teatralnie, po czym przewrócił oczami. Zayn zaśmiał się głośno, wysyłając krótkiego smsa do Samanthy, że może już przychodzić.

-- A ty i Amanda? Ostatnio mocno koło siebie kręciliście. Nie chciałbyś jej zatrzymać przy sobie na dłużej? To gorąca laska i idealna sojuszniczka w razie, gdyby stało się coś nieoczekiwanego. Blake jest cholernie słowna i kiedy mówi, że coś zrobi, na pewno tak będzie.

-- Musisz powstrzymać się od zawiązywania z nią jakichkolwiek sojuszy. Ta laska, jak to ująłeś, nie jest w moim typie i nigdy nie będzie. Mam dość patrzenia na nią, a co dopiero przebywanie w jakichkolwiek bliższych kontaktach czy nawet stosunkach.

-- Wiesz co, Li? Jak jesteś zakochany, to zaczynasz pieprzyć jakieś mądre głupoty zupełnie nie adekwatne do sytuacji.

-- I z wzajemnością, Malik.

~*~

         Europa przywitała ich deszczem i temperaturą nie większą niż piętnaście stopni Celsjusza. Zayn uśmiechnął się do siebie, kiedy podczas jazdy jego prywatną taksówka w kierunku hotelu, w którym mieli się zatrzymać, obejmował ramieniem Samanthę i jednocześnie obserwował widoki za oknem. Czuł spojrzenie Kinsona na sobie, jednak ignorował go, chcąc doprowadzić do tego, że sam zapyta o kolejne posunięcie z ich strony. Aaron nienawidził być pod czyjąś komendą.

-- Wygrałeś, Malik - Mulat odwrócił wzrok na mężczyznę, siedzącego na przeciwko. Udawał, że jest zdziwiony, chociaż w duchu świętował pierwsze od dawna, osobiste zwycięstwo nad kimś innym. - Powiedz, do czego ci jestem potrzebny. Co mogę zrobić, żebyś zaoszczędził swój cenny czas - zironizował, przewracając oczami.

-- Colin Langer. Kojarzysz może takie nazwisko? - były policjant kiwnął twierdząco głową. - Razem z ojcem pomogliście mu w czymś, nie obchodzi mnie w czym. Interesuje mnie to, że zrobiliście to nie do końca bezinteresownie. Macie kilka nagrań, których będę potrzebował. Gdzie one są?

-- W mojej aktówce, a ona w bagażniku, w jednej z toreb - przyznał szczerze. Na tym etapie chciał współpracować, żeby poznać jak najwięcej z planu Malika. One zawsze były idealnie dopracowane, dzięki czemu rzadko kiedy kończyły się niepowodzeniem.

-- W takim razie z dalszymi wyjaśnieniami poczekamy do momentu, w którym zobaczę, że mnie nie oszukujesz - uciął Zayn, z powrotem odwracając wzrok w kierunku szyby.

~*~

-- Cassie! - ciemnowłosa przewróciła oczami, kiedy drzwi do jej gabinetu już po raz setny tego dnia otworzyły sie z głuchym trzaskiem. Najwyraźniej nikt w budynku nie potrafił docisnąć klamki do końca. - Mamy go, wiemy, gdzie jest Malik! - kobieta natychmiast przestała bezsensownie wgapiać się w monitor. Kilka godzin temu uznała, że z przeglądania wiadomości i tak nie będzie miała pożytku, przez co zabrała się za pisanie kilku zaległych raportów, których nie mogła nikomu zlecić. W końcu Zayn nie dałby się złapać jakiemuś pierwszemu lepszemu dziennikarzynie.

-- Gdzie? - podniosła się z obrotowego krzesła i wyciągnęła rękę w kierunku Erica, trzymającego cały plik dokumentów. Mężczyzna, przez podniecenie, nie do końca zrozumiał na początku, o co jej chodziło. Szybko jednak zreflektował się i podał papiery Willson.

-- W Berlinie. Kilku lotniskowych ochroniarzy widziało go w tłumie i wyłapały go kamery - Cassandra zaczęła przeglądać teczkę. Było w niej wszystko, nawet zdjęcia Mulata. Uśmiechnęła się do siebie, patrząc na jedno z nich.

-- Mam nadzieję, że powiadomiliście już Fernandeza. Zbieraj się, a ja pójdę po Samuela. Jedziemy pozwiedzać Niemcy.

 ~*~

Kupa.

4 komentarze:

  1. Zabić przydupasa Erica grr Caro być zła. Pozwalam ci go zabić a Tommo może wykończyć Samanthę albo niech to zrobi Willson w końcu ona jej nie lubi i juz pędzie do Malika ach ta miłość xD Liam się zakochał XD a Lou jest z tą cnotką XD coś mi tu smierdzi ale jeszcze nie wiem co. Boski jak zawsze i czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko nie cnotka, błagam *uderza głową w ścianę* XDDD

    OdpowiedzUsuń